Zrzut ekranu z wydania internetowego. |
To przypadek należący do tych, z których można dowiedzieć się o swoich niewypowiedzianych słowach. Sam się zdziwiłem, gdy przeczytałem. Pełne zaskoczenie. Alert Google pomaga, bo na maila dostaję informacje o pojawiających się wzmiankach w mediach, ilekroć pojawi się moje nazwisko. Wygodna funkcja. I tak dowiedziałem się o moim niby wywiadzie (edit: wypowiedzi). Kliknąłem w link i się mocno zdziwiłem. A błędy niejasności, jakie się znalazły w artykule, mocno mnie zirytowały. Fakt, pan redaktor Robert Robaszewski dzwonił i dopytywał, natomiast nie informował o wywiadzie a i nie przysyłał tekstu do autoryzacji. Zdając sobie sprawę z szybkiego tempa, zawsze obiecuję szybkie przejrzenie tekstu i odesłanie. Wiem, że czasem można coś pomylić, zwłaszcza, gdy pojawia się specjalistyczne słownictwo. Ale tym razem do głowy mi nie przyszło, że z tej konsultacji telefonicznej powstanie tekst. Z mojej wypowiedzi przez telefon, w stylu "nie wiem, proszę kontaktować się z botanikami", wyszedł niby ekspercki artykuł.
Moje zaufanie do dziennikarzy z Gazety Wybiorczej zostało nadwątlone. Materiał bez należytej weryfikacji tylko przez telefon (domyślam się że i inni wymienieni w tekście też tak się wypowiadali). Dziennikarstwo na telefon? Kilka telefonów i nawet jeśli z nich nic nie wynika to powstaje tekst? W takich przypadkach ChatGPT rzeczywiscie jest zagrożeniem. Od solidnego dziennikarstwa oczekiwałbym solidności w weryfikacji. Można wywnioskować, że cały tekst powstał na podstawie materiału przysłanego przez czytelnika. Dziennikarzowi najwyraźniej nawet nie chciało się pojechać nad jezioro by zrobić zdjęcia. Bo wysłane przez maila do ekspertów mogłyby znacznie przybliżyć problem i ułatwić poprawne wnioskowanie.
Ale do rzeczy, zadzwonił redaktor Robaszewski z pytaniem czy znam sytuację z Jeziora Długiego. Odpowiedziałem, że nie, nie byłem tam ostatnio. Bo ponoć - jak powiedział redaktor - zakwitła moczarka delikatna. Dopytywałem się czy na pewno chodzi o moczarkę delikatną. Bo to nowy dla Polski gatunek, obcy. Ale ze słów redaktora wynikała, że ma skądś te informacje. Zalecałem jednak kontakt z botanikiem, żeby potwierdzić. Jak widzę, żaden botanik tego nie konsultował.
Kwitnąca moczarka to rarytas, bo nie często kwitnie. A tu jeszcze zakwit masowy. Przy drugim telefonie okazało się, po moich dopytywaniach, że ten zakwit to w sensie zakwitu glonów a nie żadnych kwiatów roślin naczyniowych. Tym razem dziennikarz dopytywał czy to przez wycięcie drzew nadbrzeżnych. W każdym razie ile warta jest opinia eksperta, który mówi, że nie wie i nie widział i nawet nie dostał zdjęcia? Nawet nie wiedziałem, że postanie z tego artykuł. W moim przeświadczeniu udzielałem porady ogólnej ze wskazaniem do kogo dziennikarz powinien się zwrócić. Aż tak słabo regionalni dziennikarze znają środowisko naukowe Olsztyna? Nie wystarczy powiedzieć, żeby zwrócił się do botanika? Nawet jedno nazwisko podsunąłem. Nie mają kontaktów, nie wiedzą gdzie szukać?
Test oparty na informacji czytelnika. Kilka telefonów trudno uznać za rzetelne sprawdzenie. Ja zaznaczałem, że nie znam sprawy, nie widziałem i zachęcałem do konsultacji z botanikiem. Ze zdjęcia zamieszczonego w Gazecie nie wiele widać (a zobaczyłem dopiero po publikacji). Raczej wskazuje na pojaw glonów nitkowatych a roślinności elodeidowej nie widać tak wyraźnie by powiedzieć co to jest. Czyli "zakwit" to w sensie popularnym liczniejszego pojawu glonów. Ale skąd pomysł, że to "zakwit moczarki delikatnej"? Bo czytelnik tak zasugerował? Ale żeby nawet zdjęcia nie wysłać do konsultacji eksperta? I żeby samemu nie pojechać i nie zrobić kilku zdjęć w zbliżeniu? Wtedy wszystko byłoby jasne.
Najbardziej zirytował mnie ten fragment z Gazety "Prof. Stanisław Czachorowski z Wydziału Biologii i Biotechnologii na UWM podkreśla, że nie mamy do czynienia z glonem, tylko rośliną wodną, należącą do jednoliściennych, pochodzącą z Ameryki Północnej." Moczarka należy do jednoliściennych? Nic takiego nie mówiłem! Mówiłem o roślinach naczyniowych! Ale może dziennikarz gdzieś sprawdził? Sam szybko zajrzałem do Wikipedii, bo może coś ważnego zapomniałem. Moczarka należy do rodziny żabiściekowatych (źródło). Edit: A więc sprawdził i jest dobrze. To mój błąd i przedwczesna irytacja. Choć pozycja systematyczna bywała niejasna:
"Magnoliopsida Brongn. – takson roślin okrytonasiennych w randze klasy o różnym ujęciu w zależności od systemu klasyfikacyjnego. W popularnych systemach XX wieku – Cronquista (1988) i Takhtajana (1997) takson ten obejmował wszystkie rośliny dwuliścienne i w takim ujęciu był polifiletyczny. W systemie Reveala (1999) skupiał najstarsze linie rozwojowe okrytonasiennych wyodrębnione przed jednoliściennymi, odpowiadające mniej więcej wczesnym dwuliściennym. W systemie Ruggiero i in. (2015) klasa ta obejmuje wszystkie rośliny okrytonasienne czyniąc z nadklasy okrytonasiennych Angiospermae takson monotypowy[1]."I oczywiście nie mówiłem, że nie ma miejsca zakwit glonów. Mówiłem, że możliwe jest, że to nie glony tylko wspomniana np. moczarka. Ale że nie znam sytuacji, więc trudno coś przesądzać. A wyszło jakbym jednoznacznie stwierdził jako ekspert.
Zatem, póki się solidnie nie zweryfikuje nie należy traktować gazetowej informacji o moczarce delikatnej w Olsztynie, w Jeziorze Długim, jako pewnika. Samego mnie bardzo mocno zaciekawiło. Przy najbliższej okazji pojadę i sprawdzę. Chciałbym mieć zdjęcie moczarki delikatnej. Mała ciekawostka hydrobiologiczna.
Komentowany artykuł: Prof. Czachorowski: Na Jeziorze Długim nie mamy do czynienia z glonami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz