3.01.2025

Biogospodarka, GMO, bioinformatyk i biodisel z drewna

Ceramiczny smok w Toruniu. Najwyraźniej przynosi szczęście, o czym świadczą liczne monety, leżące obok. A przynajmniej w to wierzą rzucający monety. Czy taki smok może ożyć?
 

Jest to opowieść o biogospodarce (definicja na końcu tekstu). Czy można zaprojektować, korzystając z bioinformatyki, takie enzymy, które będą cięły celulozę na mniejsze fragmenty czyli cukry proste? Te już łatwo można poddać fermentacji i uzyskać biodisel. Dlaczego takie pytanie w ogóle się pojawia jako problem badawczy? Wszystko zaczyna się od energii odnawialnej. Jak wykorzystać fotosyntezę by produkowała surowce energetyczne? Fermentację alkoholową znamy od dawna i ją dobrze już opanowaliśmy. Oczywiście z wykorzystaniem mikroorganizmów, w tym przypadku drożdży. Były już w środowisku, myśmy tylko wyselekcjonowali najbardziej przydatne szczepy. Rezerwuary dzikich drożdży ciągle są w środowisku a w ich utrzymaniu pomocne są dziko żyjące osy, w tym szerszenie. Jest więc "narzędzie", potrzebny tylko surowiec - cukry. Proste cukry powstają w wyniku fotosyntezy i gromadzone są w roślinach, w szczególności w owocach. Produkcja alkoholu etylowego z produktów roślinnych trwa od dawna. Sam alkohol może być dodawany do paliwa tradycyjnego lub samodzielnie być wykorzystywany do spalania. Ale hodować kukurydzę na paliwo? Albo winogrona? Marnować tyle żywności? A nie da się wykorzystać innych produktów fotosyntezy, takich, które nie nadają się do zjedzenia?

Celuloza i lignina jako wzmocnienie roślinnych ścian komórkowych to ważny ewolucyjny wynalazek. To cukry złożone, polimery, bardzo trwałe. Dzięki nim drzewa nie tylko mogą być duże i sztywne, ale i odporne na zjadanie przez różne organizmy duże i małe.  Celuloza jest energetyczna tylko trudno się do tej energii dostać. Najprostszym sposobem jest fizyczne spalanie. Robimy to już od milionów lat, spalając w ogniskach, piecach czy kotłowniach. W elektrowni, spalając drewno, uzyskujemy energię cieplną, którą za pośrednictwem parowania wody możemy zamienić w energię elektryczną. Transport napędzany parą już mieliśmy, były samochody i były pociągi oraz silniki w fabrykach. Tak zaczęła się epoka przemysłowa. Niemniej silniki parowe generują sporo pyłów i zanieczyszczenia środowiska. Naukowcy szukają czegoś nowego i efektywniejszego.

Do produkcji biodisla można oczywiście wykorzystywać mikroorganizmy i rośliny jeszcze inaczej - wykorzystując różne tłuszcze i im podobne związki. Tak by paliwo produkować z roślin lub glonów a nie z ropy naftowej. Ale z drewna nie da się wycisnąć czy wytłoczyć oleju. Teoretycznie można by fermentować celulozę na alkohol. Tylko brak enzymów, które cięłyby celulozę na mniejsze cukrowe fragmenty. A jak będzie cukier to dalsza fermentacja przez drożdże to już łatwizna. 

Skąd wziąć takie enzymy? Zaprojektować enzym w komputerze (bioinformatyka) a potem go wyprodukować w formie bakterii GMO lub innych mikroorganizmów. Szukać w środowisku czy stworzyć samemu od podstaw? Samodzielne tworzenie to niewyobrażalnie wiele losowych prób (chyba, że pomoże sztuczna inteligencja). Drogą na skróty jest podpatrywanie natury, czyli tego co ewolucja uczyniła przez kilka miliardów lat. Drewno jako surowiec powstało dawno temu, gdy rośliny wyszły na ląd. Przez te miliony lat na pewno musiały pojawić się organizmy zdolne do trawienia celulozy a więc cięcia i rozkładania jej na mniejsze fragmenty. Przecież są zwierzęta roślinożerne, są grzyby i wiele innych mikroorganizmów. Gdzie ich szukać?

Nawet krowa sama nie trawi celulozy z roślin zielnych. Ma swoją, wewnętrzną hodowlę mikroorganizmów. Dostarcza im tylko wody oraz rozdrobnionego, przeżutego surowca. Podobnie z termitami - te również trawią celulozę za pośrednictwem mikoorganizmów, przechowywanych w przewodzie pokarmowym i przekazywanym z "ust do ust". Takie dziedziczenie poza gametami. Eko-dziedziczenie poza genetyczne. Termity także rozdrabniają surowiec by zwiększyć powierzchnię działania dla enzymów z nie swojego genomu. Z hologenemu. 

Takich organizmów jest dużo więcej, zwłaszcza wśród owadów. Nawet mieszkających u nas w domu, np. rybików cukrowych. A wszystkie drogi prowadzą do mikroorganizmów i ich biochemicznego potencjału. Jak ich szukać? Tu na pewno potrzebna jest podstawowa wiedza biologiczna i ekologiczna. Czyli wskazana jest współpraca biotechnologów i biologów molekularnych z podstawowymi naukami biologicznymi: entomologią i ekologią. To ci ostatni mogą podpowiedzieć, gdzie szukać. 

Od lat, zwłaszcza w środowisku chemików, krąży anegdota o pędzeniu bimbru z trocin. Przepis jest tak samo mityczny jak smoki. A jednak zajmuje umysły wielu ludzi. Za sprawą fantazji naukowców mityczne przepisy jak i mityczne zwierzęta, mogą stać się faktem. Już nie tylko ceramiczna figurka lecz całkiem nowe zwierzę zaprojektowane w laboratoriach. Tylko po co komu smok? Co innego z przepisem na bimber z trocin. Bo to oznaczałoby biopaliwo wspierające energię, pozyskiwaną z wiatru i słońca. W momentach, gdy jest ciemno (noc) i gdy nie wieje, a więc nie pracują wiatraki ani solary, można produkować energię z etanolu. Anegdotyczny bimber z trocin jest więc ważnym elementem zrównoważonej gospodarki. Do produkcji biomasy, np. w formie wierzby czy miskanta, wykorzystywać można grunty o niskich klasach rolniczych. 

Nauka jest tym, co ożywia mityczne zwierzęta i to co fantazyjne i niemożliwe, staje sie możliwe. Do tego prowadzi jednak długa droga żmudnych poszukiwań. Łatwiej znaleźć, gdy wie się, gdzie szukać.


Biogospodarka, znana również jako gospodarka biologiczna, to system gospodarczy, który opiera się na wykorzystaniu zasobów biologicznych, takich jak rośliny, zwierzęta, mikroorganizmy i biomasa, do produkcji żywności, energii, materiałów i innych produktów. Celem biogospodarki jest zrównoważony rozwój, który minimalizuje negatywny wpływ na środowisko i promuje efektywne wykorzystanie zasobów naturalnych. Biogospodarka obejmuje różne sektory, takie jak rolnictwo, leśnictwo, rybołówstwo, przemysł spożywczy, biotechnologię i energetykę odnawialną. Przykłady działań w ramach biogospodarki to produkcja biopaliw, bioplastików, biochemikaliów oraz rozwój technologii bioremediacji, które pomagają w oczyszczaniu środowiska. W tej definicji zabrakło nauk podstawowych. Ale bez nich biogospodarka nie mogłaby się rozwijać. Nauki podstawowe, takiej jak ekologia czy entomologia są po nic... i po wszystko co ważne w dniu codziennym.

Chcesz wesprzeć powstawianie takich tekstów? Postaw kawę autorowi

2.01.2025

O halucynowaniu, krytycznym myśleniu i o zimorodku

Zimorodek, ilustracja wygenerowana przez Gemini. 

Rozwój narzędzi dużych modeli językowych czyli generatywnej sztucznej inteligencji skłania nas do doceniania krytycznego myślenia. Zbyt łatwo rozchodzą się w mediach społecznościowych nieprawdziwe informacje czy nawet celowo tworzone fake newsy. Rozchodzą się tak jak kiedyś plotki w kulturze oralnej (mówionej), już nie z ust do ust lecz z telefonu na telefon.

A było to tak. Chciałem przygotować felieton radiowy. Skoro zima to może o zimorodku? W pamięci miałem gdzieś kiedyś zasłyszaną opinię, że zimorodek nie rodzi się w zimie tylko w ziemi, więc pierwotnie była to nazwa ziemiorodek. Wydawało się to spójne i zgodne z wiedzą przyrodniczą. Mogłem napisać z marszu, opierają się na mojej pamięci. Ale potrzebowałem kilku szczegółów. Sięgnąłem do sztucznej inteligencji. W zasadzie otrzymałem to, czego oczekiwałem, ale moja wiedza przyrodnicza od razu wyłapała kilka nieścisłości w szczegółach przyrodniczych. Sięgnąłem więc do Wikipedii aby zweryfikować (akurat nie miałem obszerniejszych, książkowych opracowań w domowej biblioteczce). Wikipedia jest wiarygodniejszym źródłem informacji. Przy okazji znalazłem tam fakty, które podsunęły mi zupełnie inny pomysł na etymologię nazwy. Krytyczne myślenie i analiza różnorodnych danych są bardzo przydatne. W zasadzie były przydatne od samego początku istnienia Homo sapiens i naszej kultury.

Niżej będzie przykład z zimorodkiem, że do odpowiedzi AI trzeba podchodzić bardzo ostrożnie i sceptycznie. Oczywiście, dużo zależy od umiejętności stawiania pytań. Ale zacznę od tego, że krytyczne myślenie było potrzebne nam od tysiącleci, tak więc Generatywna AI nie jest jakąś zmianą jakościową. To tylko nowy członek naszej społeczności, bardzo konektywnej (ważne nie tylko to, co się wie samemu, ale ważne jest także to, gdzie i jak szukać informacji i weryfikacji tych informacji). Kompetencja krytycznego myślenia przeżywa teraz renesans lecz była ważna dla nas od zarania dziejów.

Nie wierz we wszystko, co usłyszysz lub przeczytasz, a nawet zobaczysz na ekranie. Tak było zawsze, już w epoce oralnej (kultura mówiona). Potem pisemnej (ważne kto i gdzie pisał, ważna była reputacja źródła). Z AI też trzeba uważać, bo chce zabawić nas swoją opowieścią i spełnić nasze oczekiwania. Jest bardziej do nas podobna niż byśmy chcieli przyznać. W pełni stworzyliśmy ją na nasz obraz i podobieństwo w sposobie snucia opowieści.

Mam w rodzinie starszego pana. Tworzy barwne opowieści na zawołanie. Miał takie skłonności od dawna, teraz częściej opowiada i fantazjuje, wymyśla opowieści i różne historyjki na poczekaniu, niby ze swojego życia. Blagierzy byli od dawna. Dlaczego halucynują/fantazjują? Bo gdy opowiadają to znajdują się w centrum uwagi, są wyżej społecznie. Robią to dla chwilowej sławy nawet w małym kręgu towarzyskim. Zaskakująco AI jest do nas podobna. Nieludzki członek naszej ludzkiej społeczności. I pies między wrony kracze, chciałoby się przytoczyć to przysłowie. Chcący lub niechcący tworzymy AI na nasze własne podobieństwo. A nic tak nie denerwuje jak własne wady widziane u innych. Dlatego tak mocno wypominamy halucynowanie AI. Zatem AI nie jest pierwszym członkiem naszej ludzkiej społeczności, który halucynuje i barwnie opowiada. Dlatego właśnie krytyczne myślenie ważne było od zawsze w ludzkiej społeczności.

Tak czy siak, myśl krytycznie. Potrzebny jest nam wewnętrzny system wiedzy, z którym porównujemy to, co słyszymy i widzimy. Jak coś się nie zgadza, to niech włączy się nam czerwona lampka by zweryfikować. Lub gdy coś jest dla nas ważne to sprawdźmy dokładniej. Analizując spójność/niespójność wypowiedzi, intencje piszącego, mówiącego, jego reputację (wiarygodność). Bo czy blagierowi (musimy wszakże go znać jako blagiera) uwierzymy, gdy powie, że te grzyby z lasu, co je przynieśliśmy, to są jadalne? Zbyt ryzykowne, prawda? Choć jest szansa, że akurat teraz mówi prawdę (nawet niechcący) lub że fantazjuje w aspekcie dla naszego bezpieczeństwa nieistotnym (np. użyje innej nazwy grzyba, lub opowie, że rośnie nie w tym siedlisku co w rzeczywistości). Dla ekologa odwrotnie, ważniejsze będzie prawdziwość informacji o siedlisku niż czy jest trujący dla człowieka. Ważny jest kontekst.

I jeszcze jedna ogólna dygresja: pozorne łatwe wyjaśnienia mogą być zwodnicze, trzeba szukać genezy i historii. Interpretacja ad hoc na podstawie posiadanych informacji i wywnioskowania może czasem prowadzić na manowce. Tak jest z wieloma nazwami miejscowości czy wywodzeniem genezy imion czy nazwisk. Trzeba sięgać do przeszłości i starać się zrozumieć kontekst i zwyczaje istniejące w czasie powstawania nazwy.

Zimorodek jest dobrym przykładem i ilustracją tego problemu. Inny przykład to bawarka (herbata z mlekiem) nasze myśli od razu wędrują do interprertacji, że to od Bawarii, a skoro tam nie piją to od książąt bawarskich. Meandry Bawarki to zupełnie inna opowieść.

Zadałem sztucznej inteligencji pytanie Czy zimorodki rodzą się w zimie. Jak wskazuje ich nazwa?

Gemiini odpowiedziało tak:

"Nie, zimorodki nie rodzą się w zimie. Choć nazwa tego ptaka może sugerować, że jego okres lęgowy przypada na tę porę roku, to jest to błędne przekonanie. Dlaczego tak sądzono?

Jaskrawe ubarwienie: Zimorodki mają niezwykle żywe kolory, które są szczególnie widoczne na tle bezlistnych gałęzi zimą. To właśnie ta widoczność mogła prowadzić do wniosku, że to właśnie w tym okresie ptaki te są najbardziej aktywne.

Gniazda w ziemi: Zimorodki wykopują sobie gniazda w stromych brzegach, co mogło przyczynić się do powstania nazwy "ziemio-rodny".

Prawda o zimorodkach: Okres lęgowy wiosną: W rzeczywistości zimorodki rozmnażają się wiosną. To właśnie w tym okresie budują gniazda i wychowują młode.

Nazwa zniekształcona: Słowo "zimorodek" prawdopodobnie powstało z połączenia słów "zima" i "rodny", ale z biegiem czasu znaczenie się zniekształciło.

Podsumowanie: Nazwa zimorodka jest myląca. Choć kojarzy się z zimą, to ptaki te są aktywne i rozmnażają się głównie wiosną. Ich jaskrawe kolory i sposób gniazdowania przyczyniły się do powstania tej nazwy, która jednak nie odzwierciedla rzeczywistości." 

Cała odpowiedź wygląda bardzo przekonująco i była zgodna z moimi wstępnymi przekonaniami. A skoro zgodna to wygląda wiarygodnie. Kolorem czerwonym zaznaczyłem moje wątpliwości co do poprawności zawartych informacji. Jaskrawe ubarwienie widoczne jest nie tylko zimą. na dodatek ptaki te odlatują na zimę w cieplejsze regiony. tak więc, przynajmniej u nas raczej ni zobaczymy zimorodka na tle bezlistnych gałęzi. Czy Gemini te interpretację zaczerpnęło gdzieś z jakiegoś źródła czy w pełni samodzielnie wyhalucynowało? Nie ma pojęcia i nie mam jak sprawdzić.

Z kolei Copilot odpisał tak (jest tu dużo więcej błędów):

"Choć nazwa "zimorodek" mogłaby sugerować, że te ptaki rodzą się w zimie, w rzeczywistości tak nie jest. Zimorodki (z rodziny siewkowatych) najczęściej rozmnażają się wiosną i latem, wtedy kiedy jest ciepło i mają dostęp do obfitości pożywienia. Gniazdują w norach wykopanych w brzegach rzek, co pomaga zapewnić ich młodym bezpieczeństwo. Skąd więc pochodzi ich nazwa? Może wynikać z ludowych przekonań lub obserwacji, że zimorodki bywają aktywne przez cały rok, nawet w czasie, gdy wiele innych ptaków migruje. Czy jest coś jeszcze, co chciałbyś wiedzieć o tych interesujących ptakach?"

Tu było więcej moich wątpliwości. Po pierwsze nie zgadzała mi się rodzina. Siewkowate wyglądają zupełnie inaczej. No ale może ja się mylę? Po drugie czy zimorodki są obecne u nas w zimie? 

Sprawdziłem w Wikipedii (potwierdziło się moje przypuszczenie co do błędnej rodziny): „Zimorodek zwyczajny, zimorodek (Alcedo atthis) – gatunek niewielkiego ptaka rybożernego z podrodziny zimorodków (Alcedininae) w rodzinie zimorodkowatych (Alcedinidae).

Nazwę „zimorodek” w języku polskim próbowano wywieść od „ziemio-rodek”, czyli „rodzący się w ziemi”, gdyż ptak ten zakłada często gniazdo w norze w urwisku nad rzeką, czasem dość daleko od brzegu. Tłumaczenie to jednak nie jest poprawne, gdyż nazwa ptaka nie łączy się z „ziemią”, a „zimą” (ptak jakoby „rodził się” w zimie).”

Ważna była także informacja o błędności interpretacji nazwy ziemiorodek. W ziemi rodzą sie (czyli gniazdują w norach) także i inne ptaki, np. jaskółki brzegówki, żołny. Zimorodek nie byłby jakimś wyjątkiem. Niemniej postanowiłem to zweryfikować.

A czy zimorodki spotkać można u nas w zimie? Wikipedia: „Na obszarach o łagodnym klimacie przez cały rok, zimorodek nie podejmuje wędrówek, jednak na terenach, gdzie rzeki i zbiorniki wodne zamarzają zimą, ptaki te podejmują wędrówki po sezonie lęgowym. Większość ptaków zimuje w południowych częściach obszaru lęgowego, jednak nieliczne z nich przelatują nad Morzem Śródziemnym na południe do Afryki, a ptaki ze wschodniego zasięgu swojego występowania do Azji Południowo-Wschodniej. Zimorodki odbywają wędrówki głównie nocą, a niektóre populacje z Syberii muszą pokonać dystans niemal 3000 km pomiędzy terenami lęgowymi a zimowiskami”. Trudno byłoby Polskę zaliczyć do regionów o łagodnym klimacie. Do niedawna rzeki i stawy zamarzały i to na wiele miesięcy, co uniemożliwiałoby zimorodkowi odżywianie się. Być może zmiany klimaty zmienia zwyczaje polskich zimorodków. Ale nazwa informacje Copilota trudno uznać ze w pełni poprawne. 


Co wyniknęło z tej analizy? Po pierwsze, że wyjaśnienie ziemiorodek jest wątpliwe choć wydaje się bardzo zgodne z wiedzą przyrodniczą. Co można to sprawdzić? Trzeba zajrzeć do starych książek by zweryfikować hipotezy. Mam na swojej półce reprint książki Erazma Majewskiego pt. "Słownik nazwisk zoologicznych i botanicznych polskich, zawierający ludowe oraz naukowe nazwy i synonimy polskie, używane dla zwierząt i roślin od XV-go wieku do chwili obecnej, źródłowo zebrane i zestawione z synonimami naukowemi łacińskiemi w podwójnym porządku alfabetycznym i pomnożone porównawczym materyałem, zaczerpniętym z innych języków słowiańskich." Reprint jest z roku 1983 a oryginał wydrukowano pod koniec XIX wieku.

Alcedo – zimorodek, czeskie lednaček, chorwackie: zimorod, ledešnik, udomac (ojczym), ledka (zimno).

Alcedo ispida: Franciszek (ludowe), krasnowron, zimorodek, zimorodek błękitny, zimorodek europejski, zimorodek pospolity, zimorodek rzeczny, zimorodek zwyczajny. Czes. břehaček, jećen, lednaček, Chorwat. zimorod, ledešnik (lodowiec), udomac, ledka. Rusińskie moroziuk, wodomoroz, bułg. batłąń, lednata ptica.

Z ludowych nazw ciekawie brzmi „Franciszek”. Dlaczego Franciszek? Wymagało by to znacznie dogłębniejszych poszukiwań. Komuś tak się skojarzyło ale ta nazwa nie ostała się na dłużej. Drugie określenie jest bardziej biologiczne: krasnowron. Ptak podobny do wrony, tyle że krasny, piękny. Oddaje to ubarwienia oraz pokrój budowy ciała nieco przypominające ptaki krukowate, a konkretnie wronę. Wiele innych wskazuje na zimę ale żadna nie dotyczy gniazdowania w norach ziemnych. Zatem hipoteza o pochodzeniu nazwy od pierwotnej ziemiorodek nie znajduje na razie potwierdzenie.

Co można zrobić jeszcze? Na przykład porównać współczesne nazwy w różnych językach. Czy będzie tam powiązanie z zimą czy z ziemia? Łatwo sprawdzic porónując rózne językowe wersje Wikipedii.  Ukraińska: Риба́лочка блаќитний (rybak, rybołów błękitny – odnosi się do sposobu odżywiania oraz koloru upierzenia), звичайний, або просто рибалочка, рибалочка, водомороз, плавневий дятел, іванок. Rosyjska: Обыкновенный зиморо́док, или голубой зимородок. W jezyku czeskim ledňá to styczeń, więc lednaćek to styczniowiec, styczniowy ptak, a więc również związany z zimą. Inne języki południowosłowiańskie także wskazują na zimę i lód. Białoruski: Зімародак звычайны, bułgarski: Земеродното рибарче, kaszubski: lodôk, litewski: tulžys (żółć), angielski: kingfisher (królewski rybak), niemiecki: Eisvogel, gdzie eis – lód.

Pobieżne szukanie wskazuje, że nie z rodzeniem się w ziemi, lecz częściej z lodem i zimą nazwy zimorodka są związane. Musiałaby więc to być bardzo stara nazwa, że przetrwała w różnych językach europejskich. Pewien ślad znajdujemy w kulturze starogreckiej. Grecka nazwa zimorodka odnosi się do księżniczki Alkione, (czysty) „αλκυόνη halcyon (arch. grecki alkion, czysty. alkyon lub alkidon) to morski ptak wędrowny, powszechnie nazywany rybołowem lub ptakiem morskim, a nawet rybitwą morską”.

"W mitologii greckiej księżniczka Alkione i jej mąż Keyks zostali zamienieni w zimorodki. Byli to szczęśliwi małżonkowie, którzy ściągnęli na siebie gniew bogów porównując się do Hery i Zeusa. Zeus doprowadził do śmierci mężczyzny, a jego żona rzuciła się do morza. Bogowie pożałowali swojego gniewu i przemienili małżonków w ptaki. Greckie określenie „dni zimorodka” oznacza okres spokoju i odnosi się do kilkutygodniowego okresu w styczniu, w którym wiatry nad Morzem Egejskim uspokajają się. W wierzeniach starożytnych był to czas, w którym Eol, bóg wiatrów i ojciec Alkione, uspokajał wiatry i fale, aby córka–zimorodek mogła bezpiecznie zbudować gniazdo i złożyć jaja. Do tego przekazu odnosi się starożytny dialog Zimorodek, którego autorstwo błędnie przypisywano Platonowi lub Lukianowi z Samosaty; jeszcze Diogenes Laertios stwierdzał, że nie jest to prawda. Rozmówcami są Sokrates i Chajrefont, czytelnik poznaje z niego mitologiczną historię i dowiaduje się, że według ludowych wierzeń pogodne dni zimą przychodzą, aby mogły się wykluć młode zimorodki. Sokrates wykorzystuje te wierzenia do refleksji nad przemianami w przyrodzie i możliwościami ludzi.” (z Wikipedii)

Czy pierwowzorem zimorodka był rzeczywiście zimorodek, rodzący sie w zimie? A może do ułożenia moralizatorskiej opowieści posłużył inny ptak, mylnie potem rozpoznany jako zimorodek? A może z innego regionu geograficznego, tam gdzie zimorodki są obecne i w zimie? Niemniej przy tworzeniu nowożytnych nazw gatunkowych zaczerpnięto z mitologii greckiej i tym można byłoby wytłumaczyć obecność rodzenia się w zimie w kilku językach. Tę hipotezę także można zweryfikować zgodnie z zasadami krytycznego myślenia. I sprawdzić jakie nazwy i jakie opowieści znajdują się w dawnych pismach. A może uda się zrekonstruować dawne mity? Ogromny wysiłek poszukiwań archiwalnych dla sprawy mało istotnej. Bo czy dla nas obecnie ma znaczenie skąd rzeczywiście wywodzi się nazwa zimorodka? Jedynie ludzka ciekawość może dodać motywacji do takich poszukiwań.

Co ten przykład z zimorodkiem mówi nam o krytycznym myśleniu? Pokazuje, że nawet w przypadku tak prostych zagadnień, jak pochodzenie nazwy, warto zachować zdrowy sceptycyzm i nie wierzyć we wszystko, co usłyszymy lub co przeczytamy, niezależnie czy na papierowych kartach książek czy na ekranie mediów społecznościowych. Krytyczne myślenie to umiejętność kwestionowania informacji, weryfikowania źródeł i samodzielnego dochodzenia do wniosków. To umiejętność stawiania hipotez wraz z pytaniem „jak to sprawdzę”.

W świecie zalanym informacjami, w którym blagi, fantazje lub celowe fake newsy rozprzestrzeniają się szybciej niż wirusy, umiejętność krytycznego myślenia jest nieoceniona. Dzięki niej możemy odróżnić fakt od fikcji, prawdę od kłamstwa, poprawną informację od błędnej. Pamiętajmy, że nie wszystko, co się świeci, jest złotem, a nie każda historia, nawet ta najbardziej przekonująca, musi być prawdziwa.

A teraz pytanie do Was: Czy znacie jakieś inne przykłady nazw, które mają zaskakujące pochodzenie? Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach!

 
Dygresja do wygenerowanej ilustracji. Czy wygenerowany obraz jest w pełni poprawny? Ogólny widok się zgadza, małe wątpliwości, choć mało istotne, budzi ubarwienie brzuszka oraz liczba palców u nóg. Ogólnie dobrze ale w mało istotnych szczegółach coś się nie zgadza.



I na koniec opowieść o zimorodku autorstwa Gemini:

Zimorodki – małe klejnoty naszych rzek

Zimorodki to niezwykle fascynujące ptaki, które zachwycają swoim jaskrawym ubarwieniem i niezwykłymi umiejętnościami łowieckimi. Oto kilka ciekawostek na ich temat:

Zwyczaje

Solitary lifestyle: Zimorodki to samotniki. Preferują własne terytoria wzdłuż rzek, strumieni i innych zbiorników wodnych, które obronią przed innymi osobnikami swojego gatunku.

Mistrzowie kamuflażu: Choć ich upierzenie jest niezwykle kolorowe, to w naturalnym środowisku zimorodki potrafią doskonale się ukryć. Często czatują na swoje ofiary, siedząc nieruchomo na gałęziach nad wodą.

Akrobaci lotu: Lot zimorodka jest szybki i zwinny. Ptaki te potrafią nurkować pionowo w wodę, aby schwytać swoje ofiary.

Dieta

Rybna uczta: Podstawą diety zimorodków są drobne rybki. Ptaki te mają bardzo ostry wzrok, który pozwala im dostrzec nawet najmniejsze ruchy w wodzie.

Inne przysmaki: Oprócz ryb, zimorodki zjadają również owady wodne, takie jak larwy ważek czy chrząszcze.

Zagrożenia

Zanieczyszczenie środowiska: Jednym z największych zagrożeń dla zimorodków jest zanieczyszczenie wód. Substancje chemiczne, śmieci i inne zanieczyszczenia mogą zatruwać wodę i zmniejszać dostępność pokarmu dla tych ptaków.

Utrata siedlisk: Regulacja rzek, budowa tam i innych budowli hydrotechnicznych prowadzi do utraty naturalnych siedlisk zimorodków.

Drapieżniki: Na zimorodki polują różne drapieżniki, takie jak krogulce, sowy czy kuny.

Ciekawostki

Gniazda w norach: Zimorodki gniazdują w norach, które wykopują w stromych brzegach rzek i strumieni.

Głos: Głos zimorodka jest dość cichy i trudny do usłyszenia. Częściej można go zaobserwować niż usłyszeć.

Symbol szczęścia: W wielu kulturach zimorodek jest uważany za symbol szczęścia i pomyślności.


1.01.2025

Opowieść o plecaku z uniwersalnym morałem

Grafika wygenerowana przez Copilot, listopad 2024.
 
Nowy rok rozpoczynam z nadzieją i opowieścią o podróżowaniu. Tę opowieść o plecaku i o pozorach naśladownictwa można by zacząć tak – jak marzenie niedoświadczonego chłopca, przez trudy i błędy zbierania doświadczeń, pozwoliły  zrozumieć sens i głębię najróżniejszych rzeczy. Teraz odróżniam szybkie, powierzchowne naśladownictwo od zrozumienia treści przez własne, długoletnie doświadczanie. Trzeba samemu dotknąć i przeżyć by w pełni zrozumieć.  Opowieść jest o plecaku ale zawiera głębszy sens i ogólny morał.

Jako nastolatek mieszkałem na Mazowszu a wakacje spędzałem na mazurskiej wsi. Do niej wiodła długa droga pociągiem i autobusem, z kilkoma przesiadkami. Pamiętam, jak jako mały chłopiec, zapatrzony w przygody podróżników z telewizji oraz przygody wyczytane na kartach książek, marzyłem o wielkiej wyprawie z ogromnym plecakiem. Ten obraz, wyidealizowany i pełen romantyzmu, utkwił mi w głowie. Plecak miał być symbolem wolności, przygody i niezależności. A podróżnicy w telewizji i turyści widziani latem w pociągach mieli duże plecaki. Kiedy nadarzyła się okazja, by wyruszyć w pierwszą, samodzielną podróż, nie mogłem się doczekać, by wcielić swoje marzenia w życie. Romantyzm podróżowania i włóczęgi. 

Gdy wybierałem się w podróż na wakacje do babci, wziąłem plecak. Mój pierwszy, wojskowy, ojca. Był brezentowy z wąskimi paskami na ramiona, niezbyt wygodny do turystyki pieszej dla małego chłopca. Ale tylko taki miałem. Był dla mnie lepszy niż walizka czy torba podróżna. I z plecakiem wiązał się bliżej nieokreślony romantyzm wakacyjnej przygody oraz podróżny do ciekawej krainy. A takie były dla mnie Mazury.

Ten wojskowy plecak wyglądał na sprzęt prawdziwego podróżnika. Nie zastanawiałem się nad jego wagą, wygodą czy pojemnością. Ważne było, by spełniał swoją symboliczną rolę. Spakowałem do niego wszystko, przede wszystkim by był wypchany i duży. Było sporo ubrań część zupełnie niepotrzebna, a nawet mała, gąbkowa poduszeczka. Dlaczego ją spakowałem? Bo wypełniała plecak do samego końca. Z daleka i powierzchownie wykładało to tak, jak myślałem, że powinno wyglądać.

Plecak był ciężki ale przede wszystkim niewygodny, bo paski z metalową sprzączką mocno wpijały się w ramiona. Mimo to, z dumą dźwigałem go na plecach, czując się jak prawdziwy podróżnik i odkrywca. Witaj wakacyjna przygodo.

Przy powrocie, gdy pojawiła się potrzeba zabrania czegoś więcej, w tym wakacyjne pamiątki i prezenty, zabrakło dla nich miejsca w plecaku. Było ciężko, niewygodnie i trzeba było w ręku dźwigać jakieś dodatkowe torby. Ramiączka ze sprzączką, wpijały się w ramiona w okolicach obojczyka. Mimo że niewiele było chodzenia, tyle co przesiadka na dworcu z pociągu do pociągu, to jednak mój bagaż był bardzo ciężki i niewygodny. Niby zewnętrznie było zgodnie z moimi wyobrażeniami, ale coś było nie tak. Uczyłem się na własnych, bolących błędach.

Potem, w czasach licealnych, kupiłem sobie mój pierwszy wygodny plecak ze stelażem. Był duży i pomarańczowy, dzielnie służył mi przez wiele lat. Ale dalej zabierałem za dużo rzeczy. I w konsekwencji był ciężki, dlatego źle się wędrowało. Tego doświadczyłem w czasie kolejnych wypraw wakacyjnych na Mazury.

Później były studia i wiele wypraw turystycznych w różne części Polski. Z każdym kolejnym wyjazdem zdawałem sobie sprawę, że moje początkowe wyobrażenia o podróżowaniu z dużym plecakiem były dalekie od rzeczywistości. Sens nie tkwił w wielkości. Okazało się, że duży plecak nie jest praktyczny, a wręcz przeciwnie, może utrudniać podróż. A zwłaszcza długie pierwsze wędrówki po górach czy bagnach. Zbyt duża ilość bagażu oznaczała więcej dźwigania, więcej zmęczenia i mniej swobody. Przed podróżą wszystko wydawało się potrzebne. Z czasem i z wylanym potem, dochodziłem do przekonania, że ważniejszy jest minimalizm. Wygoda i użyteczność przed powierzchownym blichtrem.

Po latach podróżowania i chodzenia z plecakiem w czasie studenckich wypraw a potem wypraw badawczych, nabrałem doświadczenia. Teraz przed wyjazdem najpierw robię głęboki namysł co będzie mi potrzebne a co jest zbędne. A jeśli jest dużo chodzenia, to plecak musi być lekki. I powinno być wolne miejsce na podróżne trofea. Bo te zawsze jakieś są.

Z czasem nauczyłem się, że prawdziwy podróżnik to nie ten, kto ma największy plecak, ale ten, kto potrafi wybrać to, co naprawdę potrzebne. Zrozumiałem, że podróżowanie to nie tylko zewnętrzy wygląd, ale przede wszystkim sama droga. A droga ta powinna być przyjemna i lekka. By cieszyć się odkrywaniem miejsc a nie czuć się jak tragarz.

Dzisiaj, kiedy wybieram się w podróż, pakuję swój plecak lub walizkę z dużą starannością. Przede wszystkim zastanawiam się, jakie warunki mnie czekają i co będzie mi niezbędne. Staram się ograniczyć ilość ubrań do minimum, a zamiast wielu kosmetyków zabieram tylko te najbardziej potrzebne. Dzięki temu mój plecak jest lekki i wygodny, a ja mogę cieszyć się każdym krokiem. Podobnie z pakowaniem walizki na wyjazdy służbowe. Lub na wakacyjne podróże z żoną. Wybieramy przede wszystkim publiczne środki transportu. Wygoda przemieszczania się między pociągami, dworcami i hotelami jest ważniejsza niż zewnętrzny wygląd. I dziesiątki pozornie potrzebnych drobiazgów.

Moja przygoda z plecakiem nauczyła mnie, że naśladownictwo (bez zrozumienia istoty i sensu) nie zawsze prowadzi do sukcesu. Ważne jest by nie tylko naśladować lecz przede wszystkim samemu doświadczać. Wtedy jest szansa na pełniejsze zrozumienie. Nauczyłem się odróżniać powierzchowne naśladowanie i pusty rytuał od doświadczania i rzeczywistego działania. Ważne jest, aby nie podążać ślepo za trendami, ale szukać własnych rozwiązań. Podróże to doskonała okazja do tego, aby nauczyć się doceniać proste rzeczy i cieszyć się każdą chwilą.

Moja plecakowa historia pokazuje, jak łatwo możemy dać się zwieść pozorom. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się być idealne, w praktyce może okazać się zupełnie nieprzydatne. Warto pamiętać, że prawdziwa wartość tkwi w prostocie i autentyczności. I w osobistym doświadczaniu. Nie wystarczy zobaczyć gdzieś na zdjęciu lub przeczytać w książce by uchodzić za eksperta. W opowieściach innych ludzi nie szukam streszczeń cudzych doświadczeń z trzeciej ręki, szukam autentycznego doświadczenia i rozumienia istoty sprawy. Nie musi ładnie, światowo czy „profesjonalnie” wyglądać. Musi być przede wszystkim prawdziwe i autentyczne. Bo książkę sam mogę przeczytać, nie musi mi ktoś jej streszczać udając fachowca.

Rozpoczyna się kolejny rok mojego podróżowania przez życie. Pozbywam się zbędnych rzeczy i wykonuję kolejny mały kroku ku minimalizmowi.