1.01.2025

Opowieść o plecaku z uniwersalnym morałem

Grafika wygenerowana przez Copilot, listopad 2024.
 
Nowy rok rozpoczynam z nadzieją i opowieścią o podróżowaniu. Tę opowieść o plecaku i o pozorach naśladownictwa można by zacząć tak – jak marzenie niedoświadczonego chłopca, przez trudy i błędy zbierania doświadczeń, pozwoliły  zrozumieć sens i głębię najróżniejszych rzeczy. Teraz odróżniam szybkie, powierzchowne naśladownictwo od zrozumienia treści przez własne, długoletnie doświadczanie. Trzeba samemu dotknąć i przeżyć by w pełni zrozumieć.  Opowieść jest o plecaku ale zawiera głębszy sens i ogólny morał.

Jako nastolatek mieszkałem na Mazowszu a wakacje spędzałem na mazurskiej wsi. Do niej wiodła długa droga pociągiem i autobusem, z kilkoma przesiadkami. Pamiętam, jak jako mały chłopiec, zapatrzony w przygody podróżników z telewizji oraz przygody wyczytane na kartach książek, marzyłem o wielkiej wyprawie z ogromnym plecakiem. Ten obraz, wyidealizowany i pełen romantyzmu, utkwił mi w głowie. Plecak miał być symbolem wolności, przygody i niezależności. A podróżnicy w telewizji i turyści widziani latem w pociągach mieli duże plecaki. Kiedy nadarzyła się okazja, by wyruszyć w pierwszą, samodzielną podróż, nie mogłem się doczekać, by wcielić swoje marzenia w życie. Romantyzm podróżowania i włóczęgi. 

Gdy wybierałem się w podróż na wakacje do babci, wziąłem plecak. Mój pierwszy, wojskowy, ojca. Był brezentowy z wąskimi paskami na ramiona, niezbyt wygodny do turystyki pieszej dla małego chłopca. Ale tylko taki miałem. Był dla mnie lepszy niż walizka czy torba podróżna. I z plecakiem wiązał się bliżej nieokreślony romantyzm wakacyjnej przygody oraz podróżny do ciekawej krainy. A takie były dla mnie Mazury.

Ten wojskowy plecak wyglądał na sprzęt prawdziwego podróżnika. Nie zastanawiałem się nad jego wagą, wygodą czy pojemnością. Ważne było, by spełniał swoją symboliczną rolę. Spakowałem do niego wszystko, przede wszystkim by był wypchany i duży. Było sporo ubrań część zupełnie niepotrzebna, a nawet mała, gąbkowa poduszeczka. Dlaczego ją spakowałem? Bo wypełniała plecak do samego końca. Z daleka i powierzchownie wykładało to tak, jak myślałem, że powinno wyglądać.

Plecak był ciężki ale przede wszystkim niewygodny, bo paski z metalową sprzączką mocno wpijały się w ramiona. Mimo to, z dumą dźwigałem go na plecach, czując się jak prawdziwy podróżnik i odkrywca. Witaj wakacyjna przygodo.

Przy powrocie, gdy pojawiła się potrzeba zabrania czegoś więcej, w tym wakacyjne pamiątki i prezenty, zabrakło dla nich miejsca w plecaku. Było ciężko, niewygodnie i trzeba było w ręku dźwigać jakieś dodatkowe torby. Ramiączka ze sprzączką, wpijały się w ramiona w okolicach obojczyka. Mimo że niewiele było chodzenia, tyle co przesiadka na dworcu z pociągu do pociągu, to jednak mój bagaż był bardzo ciężki i niewygodny. Niby zewnętrznie było zgodnie z moimi wyobrażeniami, ale coś było nie tak. Uczyłem się na własnych, bolących błędach.

Potem, w czasach licealnych, kupiłem sobie mój pierwszy wygodny plecak ze stelażem. Był duży i pomarańczowy, dzielnie służył mi przez wiele lat. Ale dalej zabierałem za dużo rzeczy. I w konsekwencji był ciężki, dlatego źle się wędrowało. Tego doświadczyłem w czasie kolejnych wypraw wakacyjnych na Mazury.

Później były studia i wiele wypraw turystycznych w różne części Polski. Z każdym kolejnym wyjazdem zdawałem sobie sprawę, że moje początkowe wyobrażenia o podróżowaniu z dużym plecakiem były dalekie od rzeczywistości. Sens nie tkwił w wielkości. Okazało się, że duży plecak nie jest praktyczny, a wręcz przeciwnie, może utrudniać podróż. A zwłaszcza długie pierwsze wędrówki po górach czy bagnach. Zbyt duża ilość bagażu oznaczała więcej dźwigania, więcej zmęczenia i mniej swobody. Przed podróżą wszystko wydawało się potrzebne. Z czasem i z wylanym potem, dochodziłem do przekonania, że ważniejszy jest minimalizm. Wygoda i użyteczność przed powierzchownym blichtrem.

Po latach podróżowania i chodzenia z plecakiem w czasie studenckich wypraw a potem wypraw badawczych, nabrałem doświadczenia. Teraz przed wyjazdem najpierw robię głęboki namysł co będzie mi potrzebne a co jest zbędne. A jeśli jest dużo chodzenia, to plecak musi być lekki. I powinno być wolne miejsce na podróżne trofea. Bo te zawsze jakieś są.

Z czasem nauczyłem się, że prawdziwy podróżnik to nie ten, kto ma największy plecak, ale ten, kto potrafi wybrać to, co naprawdę potrzebne. Zrozumiałem, że podróżowanie to nie tylko zewnętrzy wygląd, ale przede wszystkim sama droga. A droga ta powinna być przyjemna i lekka. By cieszyć się odkrywaniem miejsc a nie czuć się jak tragarz.

Dzisiaj, kiedy wybieram się w podróż, pakuję swój plecak lub walizkę z dużą starannością. Przede wszystkim zastanawiam się, jakie warunki mnie czekają i co będzie mi niezbędne. Staram się ograniczyć ilość ubrań do minimum, a zamiast wielu kosmetyków zabieram tylko te najbardziej potrzebne. Dzięki temu mój plecak jest lekki i wygodny, a ja mogę cieszyć się każdym krokiem. Podobnie z pakowaniem walizki na wyjazdy służbowe. Lub na wakacyjne podróże z żoną. Wybieramy przede wszystkim publiczne środki transportu. Wygoda przemieszczania się między pociągami, dworcami i hotelami jest ważniejsza niż zewnętrzny wygląd. I dziesiątki pozornie potrzebnych drobiazgów.

Moja przygoda z plecakiem nauczyła mnie, że naśladownictwo (bez zrozumienia istoty i sensu) nie zawsze prowadzi do sukcesu. Ważne jest by nie tylko naśladować lecz przede wszystkim samemu doświadczać. Wtedy jest szansa na pełniejsze zrozumienie. Nauczyłem się odróżniać powierzchowne naśladowanie i pusty rytuał od doświadczania i rzeczywistego działania. Ważne jest, aby nie podążać ślepo za trendami, ale szukać własnych rozwiązań. Podróże to doskonała okazja do tego, aby nauczyć się doceniać proste rzeczy i cieszyć się każdą chwilą.

Moja plecakowa historia pokazuje, jak łatwo możemy dać się zwieść pozorom. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się być idealne, w praktyce może okazać się zupełnie nieprzydatne. Warto pamiętać, że prawdziwa wartość tkwi w prostocie i autentyczności. I w osobistym doświadczaniu. Nie wystarczy zobaczyć gdzieś na zdjęciu lub przeczytać w książce by uchodzić za eksperta. W opowieściach innych ludzi nie szukam streszczeń cudzych doświadczeń z trzeciej ręki, szukam autentycznego doświadczenia i rozumienia istoty sprawy. Nie musi ładnie, światowo czy „profesjonalnie” wyglądać. Musi być przede wszystkim prawdziwe i autentyczne. Bo książkę sam mogę przeczytać, nie musi mi ktoś jej streszczać udając fachowca.

Rozpoczyna się kolejny rok mojego podróżowania przez życie. Pozbywam się zbędnych rzeczy i wykonuję kolejny mały kroku ku minimalizmowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz