6.04.2025

Wykład w czasach postpiśmienności, czyli szukanie drogi we mgle



Przez kilka stuleci żyliśmy w kulturze pisma. Wcześniej, przez blisko 200 tysięcy lat, żyliśmy w kulturze słowa mówionego. Aktualnie szybko przechodzimy do kultury postpiśmiennej. Przechodzenie z kultury mówionej do piśmiennej trwało kilka tysięcy lat. Pismo powoli wrastało w tradycje uniwersyteckie. Teraz zmiany zachodzą o wiele szybciej. Jak za nimi nadążyć? W felietonie dla Wiadomości Uniwersyteckich będzie krótko, ale na blogu może być dłużej.

Wykład w czasach postpimienności, jaki będzie i czym się będzie różnić od tego tradycyjnego? Postmismienność już jest i jej systematycznie coraz mocniej doświadczmy, dlatego pytanie o wykład postpiśmienny jest jak najbardziej zasadne i na czasie.

Po raz kolejny przekonuję się, że w teraźniejszości jedyne co stałe to… nieustająca zmiana. To efekt życia w rewolucyjnych czasach zmian społecznych i cywilizacyjnych. Czasy czwartej rewolucji technologicznej uwidaczniają się także na uniwersytetach. Nawet jak o tym nie dyskutujemy. Bo moim zdaniem dyskutujemy zbyt mało i nieśmiało.

A ja odzwyczajam się od mówienia na wykładzie. Jakaś pomyłka? Oczywiście nie chodzi o to, żeby nic na wykładzie nie mówić lecz żeby dać czas na aktywność studentów. Sprawić, by wykład zakorzeniony w kulturze mówionej lecz przekształcony przez kulturę pisma (pisanie na tablicy, pokazywanie slajdów z obrazkami i pismem), stał się bardziej adekwatny do nowej sytuacji. Tradycyjny wykład musi się zmienić w tym sensie, że musi być czymś uzupełniony.

Na wykładzie lepiej pytać i mobilizować do aktywności, nawet swoim mówieniem. Czy zadawanie pytań otwartych na sali wystarczy? Chcę na swoich wykładach aktywizować by poznawali, czytali, szukali, by eksperymentowali. Gdy wchodzę na salę wykładową to automatycznie włącza mi się tryb autopilota by mówić, mówić i mówić. Jest temat? To przecież muszę o nim opowiedzieć. Ale czy studenci rzeczywiście słuchają i czy sięgają po moich przemowach po polecane książki?

To, co mnie nurtuje przez ostatnie miesiące to to, jak aktywizować przez proste działania na wykładzie, by słuchacze coś poszukali, rozważali, wykonali i pokazali efekty swojej pracy? Wiedzą jakie są zakładane efekty kształcenia na danym przedmiocie. A jak mogą sprawdzić, czy osiągnęli te efekty? Na pisemnym egzaminie na koniec zajęć? Szukam możliwości stałego aktywizowania na wykładzie (i po), np. pisanie dziennika refleksji, wspólnych e-booków. Co jeszcze wypróbować?

Żyjemy w epoce, w której nawet profesorowie zaczynają mieć problem z odczytaniem własnych notatek. Tak, tak, wkroczyliśmy w erę postpiśmienności. Nie, nie chodzi o to, że nagle zapomnieliśmy liter. Chodzi o to, że litery same w sobie przestały nam wystarczać. Zastąpiły je memy, gify i trzyminutowe filmiki, które tłumaczą świat lepiej niż niejeden tom encyklopedii. Krótkie i obrazowe. W krótkich formach od dawna się ćwiczę, np. przez felietony czy wypowiedzi dla mediów. A media, jak to media, potrzebują krótkich i jasnych wypowiedzi. Czasem nawet bardzo krótkich. Teraz te umiejętności przydają się nawet na półtoragodzinnym wykładzie.

Pamiętacie jeszcze czasy, gdy wykład polegał na monologu profesora, który z namaszczeniem odczytywał z pożółkłych kartek mądrości pokoleń? Raz spisane notatki i scenariusze wykładu były przez wiele lat odtwarzane dla kolejnych roczników studentów. Świat zmieniał się tak wolno, że aktualność takich wykładów zachowywała się przez co najmniej kilkanaście lat. Albo i dłużej. Ja też już ledwo pamiętam te wykłady wygłaszane lub odczytywane z pożółkłych ze starości karteczek. Ale to było w innej epoce, w której studenci jeszcze wierzyli, że notatki z wykładu przydadzą im się na egzaminie. Dziś, gdy studenci potencjalnie mają w kieszeni więcej informacji niż cała Biblioteka Aleksandryjska (mają dostęp lecz czy korzystają?), monolog profesora stał się równie atrakcyjny co przemówienie robota kuchennego. Chyba, że ktoś potrafi porywająco opowiadać. Ale to sztuka z zamierzchłej kultury słowa mówionego, dawno nie ćwiczona.

Ostatnio złapałem się na tym, że zamiast mówić, zaczynam... pytać. Tak, ja, profesor uczelniany (który powinien wszystko w swojej dyscyplinie wiedzieć), zadaję pytania! Lub zlecam proste, krótkie aktywności w czasie wykładu. Pytam, bo chcę się dowiedzieć. Ale co zrobić, gdy studenci patrzą na ciebie jak na eksponat muzealny, a jedyne, co ich interesuje, to czy wykład będzie nagrywany? Zrozumiałem, że muszę zmienić strategię dydaktyczną. Zmienić powierzchowną formę by to, co najbardziej istotne w edukacji, pozostało po staremu. Zamiast tylko mówić, zacząłem prowokować. Zamiast tylko tłumaczyć, zacząłem inspirować i zaciekawiać. Razem poszukujemy odpowiedzi na pytania. I nie jest to zabieg tylko retoryczny.

Ale jak to zrobić, by nie zamienić wykładu w kabaret? Jak sprawić, by studenci nie tylko słuchali, ale też myśleli? Aktualnie testuję w praktyce kilka prostych z pozoru, ale ponoć skutecznych metod. Dlaczego ponoć? Bo jestem jak niewierny Tomasz, póki sam nie sprawdzę i nie doświadczę, to nie uwierzę. Możliwe, że podobnie odbierają wykłady studenci. Też wolą sprawdzać niż tylko słuchać.

A zatem jakie to dydaktyczne „sztuczki” (nie o sztuczki tylko chodzi lecz o dogłębną zmianę filozofii dydaktyki, nie kształcić czy nauczać lecz tworzyć warunki do uczenia się) można polecić? Więcej pytań otwartych (to zawsze było możliwe, w epoce oralnej i epoce piśmiennej). Zamiast pytać "Czy rozumiecie?", pytam "Jak to się ma do waszego życia?". Efekt? Zaskakująco często pojawiają się odpowiedzi, które zaskakują nawet mnie. Dzięki tym odpowiedziom coraz lepiej rozumiem nowe pokolenie i ich wartości. Rezultaty są różne w różnych grupach na różnych kierunkach i wydziałach.

Aktywności studentów na wykładzie jest moim priorytetem. Dziwne? Ta aktywność powinna być na ćwiczeniach a nie na wykładzie? Tak było do tej pory i ten podział należy chyba już zweryfikować. Zamiast slajdu wypełnionego słowami, proszę studentów o znalezienie w internecie przykładu omawianego zjawiska. Kto pierwszy, ten lepszy! I zachęcam na dodatek z korzystania narzędzi AI. Rezultaty tych poszukiwań gromadzimy we wspólnym repozytorium notatek i dyskusji na Teamsach. Taki nasz wewnętrzny wspólny notatnik, niczym księga w Kawiarni Szkockiej we Lwowie.

Zamiast tylko teoretyzować, proponuję studentom przeprowadzenie prostego eksperymentu. Niech zobaczą, jak teoria sprawdza się w praktyce. Niech nie tylko słuchają lecz także sami doświadczają. Oczywiście, wielu rzeczy nie da się zademonstrować na wykładzie bez specjalistycznej aparatury. Ta dostępna jest w laboratoriach. A może więc mini wykłady w laboratoriach, w małych grupach a nie tylko na dużej auli?

Zamiast tylko monologu, próbuję organizować krótkie dyskusje w grupach. Studenci uczą się od siebie nawzajem, a ja mogę wreszcie napić się wody (z kranu oczywiście, przyniesione w recyklingowej butelce). Na razie idzie mi mocno pod górkę, bo nawyk mówienia (tok podający) trudno przezwyciężyć. Dopiero się uczę jak można zorganizować dyskusję na auli wykładowej lub w małej grupie na sali wykładowej lub w formie hybrydowej czyli z wymieszanymi formami w kontakcie i online.

Oczywiście, nie zawsze jest łatwo. Ale bez potknięć i bez błędów się nie nauczę. Na dodatek nie mam gotowych wzorców i wypracowanych przez innych metod. Postpiśmienność zaskoczyła nas wszystkich swoim nagłym pojawieniem się także i w murach uniwersyteckich. Czasem mam wrażenie, że walczę z wiatrakami. Ale potem, gdy widzę błysk w oku studenta, który nagle zrozumiał o co chodzi, lub poczuł swoje sprawstwo, wiem, że warto. W końcu, jak powiedział pewien mądry człowiek (a może to był mem?), "edukacja to nie napełnianie naczynia, ale rozpalanie ognia". Nie nauczanie lecz tworzenie warunków do uczenia się. Niby tylko niewielka zmiana w sformułowaniu - uczyć się zamiast nauczać, a jaka duża zmiana w samej istocie dydaktyki!

A zatem, skoro zostaliśmy zakończeni przez postpismienność, rozpalajmy ogień! Niech nasze wykłady będą jak ogniska, przy których studenci będą chcieli się ogrzać i wymienić swoimi myślami. A jeśli przy okazji nauczą się czegoś nowego, to tym lepiej. Współczesna dydaktyka uniwersytecka stoi w obliczu fundamentalnych przemian, determinowanych przez postępującą cyfryzację i ewolucję form komunikacji. W dobie postpiśmienności, charakteryzującej się dominacją obrazu, dźwięku i interaktywnych mediów, tradycyjny model wykładu, oparty na werbalnym przekazie i linearnym tekście, staje się niewystarczający. Analiza aktualnych trendów edukacyjnych wskazuje na konieczność redefinicji roli wykładowcy. Następuje przejście od pozycji autorytarnego transmitera wiedzy do roli moderatora i facylitatora procesu uczenia się jest nieuniknione. W tym kontekście, kluczowe staje się zastosowanie metod aktywizujących, które stymulują krytyczne myślenie, kreatywność i samodzielność studentów.

To co znalazłem i próbuje sprawdzić w działaniu (metody aktywizujące), które w całości lub we fragmentach można wprowadzać także na wykładach:
  • Pytania otwarte: Stosowanie pytań otwartych, zachęcających do refleksji i dyskusji, umożliwia studentom eksplorację różnych perspektyw i formułowanie własnych wniosków.
  • Aktywności oparte na technologiach informacyjnych: Integracja interaktywnych narzędzi cyfrowych, takich jak platformy e-learningowe, symulacje czy aplikacje mobilne, zwiększa zaangażowanie studentów i ułatwia przyswajanie wiedzy.
  • Metoda projektowa: Realizacja projektów badawczych i praktycznych, wymagających od studentów samodzielnego poszukiwania informacji, analizy danych i prezentacji wyników, rozwija kompetencje kluczowe w kontekście rynku pracy.
  • Dyskusje moderowane: Organizowanie moderowanych dyskusji, zarówno w formie stacjonarnej, jak i online, sprzyja wymianie poglądów, konfrontacji argumentów i budowaniu wspólnoty akademickiej.
  • Wyrażanie opinii za pomocą formularzy internetowych, z wykorzystaniem tabletów lub smartfonów, wystarczy wyświetlić qr kod na slajdzie. 
  • Tworzenie ankiet i quizów online, które umożliwiają studentom wyrażenie swoich poglądów i ocenę własnej wiedzy.
  • Organizowanie forów dyskusyjnych, w których studenci mogą wymieniać się argumentami i analizować różne perspektywy.
  • Pisanie dziennika refleksji - zachęcanie studentów do prowadzenia regularnych wpisów, w których analizują swoje doświadczenia, przemyślenia i wnioski związane z omawianymi zagadnieniami. Dziennik refleksji wykorzystuje już trzeci sezon. Pozwala monitorować postępy w nauce i identyfikowanie obszarów wymagających dalszego rozwoju. Dziennik refleksji może być prowadzony w formie elektronicznej, co ułatwia jego udostępnianie i analizę.
  • Planowanie prostych projektów do wykonania. Opracowywanie krótkoterminowych projektów, które wymagają od studentów zastosowania zdobytej wiedzy w praktyce. Projekty mogą dotyczyć analizy przypadków, rozwiązywania problemów praktycznych lub tworzenia prezentacji multimedialnych.
  • Organizowanie pracy w grupach, w których studenci wspólnie planują, realizują i prezentują wyniki swoich projektów.
Wdrażanie innowacyjnych metod aktywizujących wymaga od wykładowców ciągłego doskonalenia kompetencji dydaktycznych i technologicznych. Kluczowe znaczenie ma również adaptacja infrastruktury uniwersyteckiej do potrzeb nowoczesnej edukacji. Niemniej jednak, inwestycja w aktywizujące metody nauczania przynosi wymierne korzyści, takie jak wzrost zaangażowania studentów, rozwój kompetencji kluczowych i podniesienie jakości kształcenia.

Transformacja dydaktyki uniwersyteckiej wiąże się z szeregiem wyzwań, takich jak konieczność doskonalenia kompetencji cyfrowych wykładowców, adaptacja infrastruktury technologicznej oraz opracowanie nowych metod oceny efektów uczenia się. Niemniej jednak, wdrożenie innowacyjnych metod dydaktycznych stanowi szansę na podniesienie jakości kształcenia, zwiększenie atrakcyjności studiów oraz przygotowanie absolwentów do wyzwań współczesnego świata.

Adaptacja do realiów epoki postpiśmienności wymaga od środowiska akademickiego elastyczności, otwartości na zmiany oraz gotowości do eksperymentowania z nowymi formami dydaktyki. Każdego dnia można zrobić mały krok tu i teraz, bez czekania na odgórne polecenia i dyrektywy. 

*   *   *

Jest to mocno poszerzona wersja felietonu dla Wiadomości Uniwersyteckich. Krótko się da, lecz wtedy zgubić można sporo ważnych elementów. Stąd ta wersja poszerzona. I liczę, że tu będzie możliwa dyskusja. Bo dla mnie uniwersytet to przestrzeń do dyskusji, nawet tej online, a do której odsyła qr kod z papierowego i pdfowego felietony w Wiadomościach Uniwersyteckich.

*  *  *
Podsumowanie wygenerowane prze Notebooklm: 

Felieton i poszerzona wersja artykułu omawiają transformację dydaktyki uniwersyteckiej w obliczu kultury postpiśmiennej, charakteryzującej się dominacją obrazu i mediów interaktywnych. Autor zauważa, że tradycyjny wykład staje się niewystarczający, dlatego proponuje aktywizujące metody nauczania, takie jak pytania otwarte, projekty i dyskusje, by zaangażować studentów i rozwijać ich umiejętności. Podkreślana jest konieczność zmiany roli wykładowcy z transmitera wiedzy na facylitatora uczenia się oraz wyzwania związane z adaptacją do nowych technologii i metod oceniania. Celem tych zmian jest rozpalenie ciekawości studentów i stworzenie warunków do efektywnego uczenia się.

4.04.2025

Czym się dziwi wiosną dziwogłówka i skąd się przekopuje przekopnica

Dwie dziwogłówki wiosenne, okolice Butryn, zbiorniki sródpolne.


Wiosna to dobry czas by przyjrzeć się fascynującym i archaicznym skorupiakom, które zamieszkują efemeryczne, wiosenne zbiorniki wodne w Polsce. Spotkać je możemy także na Warmii i na Mazurach. Te niezwykłe stworzenia są żywymi reliktami przeszłości, a ich obecność w naszym krajobrazie stanowi unikalną lekcję historii naturalnej.

Pierwsze skorupiaki pojawiły się na Ziemi w okresie ordowiku, czyli około 485–443 milionów lat temu, w erze paleozoicznej. Niektóre z nich przetrwały do dziś w niemal niezmienionej formie, stanowiąc fascynujący przykład ewolucyjnej trwałości. Te reliktowe gatunki odnajdujemy właśnie w niewielkich, okresowych zbiornikach wodnych, polnych kałużach i rowach melioracyjnych. Jeszcze do niedawna takich zbiorniczków w krajobrazie pojeziernym było mnóstwo. Wraz z pogłębiającą się suszą hydrologiczną i zmianami klimaty systematycznie znikają. 

Pierwszym, o którym chciałbym napisać, jest dziwogłówka wiosenna (Eubranchipus grubii syn. Siphonophanes grubii, czasami pisane grubei) należy, do podrzędu liścionogów właściwych (Euphyllopoda, bezpancerzowce Anostraca). Jej nazwa może budzić ciekawość, a charakterystyczna budowa ciała z pewnością ją wyróżnia. Dziwogłówki te pojawiają się wczesną wiosną, od marca do maja, w chłodnych wodach okresowych, często w towarzystwie przekopnicy wiosennej i innych organizmów o wiosennym cyklu rozwojowym (pośród których są i chruściki). Są to zwierzęta zimnolubne, a długość ich życia jest silnie uzależniona od temperatury wody. Przy niższych temperaturach mogą żyć dłużej. Długość życia uzależniona jest od przebiegu średnich temperatur w danym roku czy strefie klimatycznej. Przy temperaturze 5,2 °C przeżywa do 90 dni, a przy temperaturze 7,8 °C już tylko 78. Jeszcze krócej przy temperaturze 13,5 °C – zaledwie 50 dni. Larwy wylęgają się już po 2 godzinach od zalania wodą. Co interesujące, jaja dziwogłówki wymagają okresu przesuszenia i przemrożenia, aby mogły się wylęgnąć, co jest adaptacją do niestabilności ich efemerycznego środowiska. Dziwogłówki są filtratorami, odżywiającymi się zawieszonymi w wodzie cząstkami organicznymi. Samce i samice różnią się budową głowy – samce posiadają długie wyrostki czołowe i większe głowy, co może mieć znaczenie w doborze płciowym i rozrodzie. Dziwogłówki nie występują w stałych zbiornikach wodnych, prawdopodobnie ze względu na drapieżnictwo ryb. Są reliktem polodowcowym.

Przekopnica z doliny rzeki Łyny, okolice Smolajn.

Kolejnym interesującym skorupiakiem jest przekopnica wiosenna (Lepidurus apus) . Gatunek ten pojawia się wczesną wiosną, od lutego do maja, w efemerycznych zbiornikach wiosennych, tak jak dziwogłówka wiosenna. Przekopnice w północnej Polsce spotykałem w zbiornikach okresowych w dolinach rzek. W klimacie umiarkowanym rozmnaża się głównie partenogenetycznie, co oznacza, że w populacji przeważają samice, a samce występują bardzo rzadko. Przekopnice wiosenne prowadzą drapieżny tryb życia, polując na inne drobne organizmy wodne. Charakterystyczne dla tego gatunku jest pływanie grzbietem do dołu lub pełzanie po dnie. Samice składają jaja w kilkudniowych odstępach czasu, a w populacji zdarza się kanibalizm (zjadanie jaj). Przekopnice wiosenne są wrażliwe na wyższe temperatury wody i giną, gdy przekroczą one 15°C.

Kolejnym gatunkiem, o którym chciałbym wspomnieć jest zadychra pospolita (Branchipus schaefferi) oraz przekopnica właściwa (Triops cancriformis). Zadychra pospolita preferuje okresowe zbiorniki wodne o dnie pokrytym opadłymi liśćmi. Morfologicznie jest podobna do dziwogłówki wiosennej, jednak oba gatunki można odróżnić po kształcie głowy. Zadychra osiąga do około 3 cm długości, a jej jaja, podobnie jak u dziwogłówki, wykazują zdolność do przetrwania w stanie uśpienia przez długie okresy suszy. Wylęg larw następuje bardzo szybko po ponownym zalaniu zbiornika. W Polsce zadychra pospolita jest objęta częściową ochroną gatunkową ze względu na jej rzadkość i znaczenie ekologiczne.

Przekopnica właściwa jest gatunkiem filogenetycznie bardzo starym, niemal niezmienionym od triasu czyli od około 220 milionów lat, co czyni ją tzw. "żywą skamieniałością". Jest podobna do przekopnicy wiosennej, lecz nieco mniejsza i różni się brakiem przydatku na końcu odwłoka. Pojawia się nieco później w sezonie, zazwyczaj w maju i na początku czerwca. Takie przesunięcie w czasie występowania minimalizuje potencjalną konkurencję między tymi dwoma blisko spokrewnionymi gatunkami.

Niestety, te unikalne relikty przyrody stoją w obliczu poważnego zagrożenia. Postępujące zmiany klimatu, w tym nasilające się susze hydrologiczne, powodują, że ich niewielkie, okresowe siedliska wysychają coraz częściej i na dłużej. To drastycznie zmniejsza szanse na przetrwanie tych przystosowanych do specyficznych warunków organizmów. Na dodatek rolnicy likwidują (zasypują lub meliorują) śródpolne zbiorniki okresowe.  W obliczu tych wyzwań, ochrona efemerycznych zbiorników wodnych staje się niezwykle istotna. Działania na rzecz zrównoważonego gospodarowania zasobami wodnymi, ograniczenie zanieczyszczeń oraz dbałość o zachowanie istniejących i tworzenie nowych niewielkich zbiorników okresowych mogą przyczynić się do ochrony tych reliktowych skorupiaków i zachowania bioróżnorodności naszych ekosystemów wodnych. Skorupiaki są typowymi hydrobiontami, rozprzestrzeniać się mogą tylko droga wodną. A zbiorniki okresowe są od siebie izolowane. Dla wielu takich zbiorniczków ostatnia łączność hydrologiczna miała miejsce kilkanaście tysięcy lat temu, przy wyższym poziomie wód roztopowych. I często przez te kilkanaście tysięcy lat mała populacja utrzymuje się w jednym niewielkim zbiorniczku śródleśnym lub śródpolnym. 

Pamiętajmy, że obecność tych archaicznych stworzeń jest cennym wskaźnikiem zdrowia i unikalności naszych naturalnych siedlisk. W czasie wiosennych spacerów rozejrzyjcie się za takimi małymi, okresowymi zbiorniami i pilnie wypatrujcie w nich pływających dziwogłówek, zadychr i przekopnic. 

Na zakończenie wrócę jeszcze do nazwy dziwogłówki. Czy ma dziwną głowę czy też dziwi się, czyli dziwiąca się głowa. A czym to dziwić się może dziwogłowka wiosenna? Ktoś ma jakiś pomysł?



Jest to poszerzona wersja felietonu radiowego dla Radia Olsztyn (Tłumaczymy świat). Zebrane felietony Radiowe (niektórych brakuje, trzeba zajrzeć do zbiorczego zestawienia felietonów): https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-stanislawa-czachorowskiego/01778309