Olsztyn, połowa marca 2024 r. |
Profesorskie Gadanie
Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
7.05.2024
Miasta stają się wyspami ciepła a my wciąż wycinamy drzewa...
4.05.2024
Dlaczego koty boją się ogórków? Książka Agnieszki Defus
Zacząłem czytać z dużą ciekawością i dozą zaufania.
Spodobała mi się konstrukcja narracyjna: treść ułożona porami dnia, od świtu do
zmierzchu. Pory dnia miały być przewodnikiem po różnych tajemnicach świata i
odkryciach naukowych. Spodobała mi się także deklaracja autorki, że ważna jest
wyobraźnia. A zatem rozpocząłem podróż po fizyce, chemii, biologii, a nawet
kulturze.
Pierwsze moje duże zdziwienie pojawiło się, gdy dotarłem do części
„Wyuczone reakcje trawy”, w której autorka wiąże zapach koszonej trawy z
odstraszaniem roślinożerców. Małe zdziwienie, ale może te wywody oparte są na
jakichś badaniach? Tyle, że Agnieszka Defus odnosi obronę zapachową do obrony
przed małymi owadami, gąsienicami. Owszem sporo jest badań, dotyczących obrony
chemicznej roślin, indukowanej przez żerowanie owadów. Brakuje jednak w
omawianej książce jakichkolwiek konkretów. Ale przecież głównymi roślinożercami
są duże zwierzęta. To właśnie do nich dostosowane są trawy swoją budową z nisko
ułożonym stożkiem wzrostu, dzięki czemu dobrze znoszą zgryzanie przez krowy, żubry
i inne podobne zwierzęta. Znoszą to lepiej niż inne rośliny. Trawy dominują w ekosystemach
z presją dużych roślinożerców. Dlatego zdziwiły mnie wywody, że zapach koszonej
trawy „to jedyny sposób, aby pozbyć się wrednego intruza”. To zbyt daleko idące
uproszczenie. Jeśli na dodatek autorka pisze „Jeżdżąca po trawie kosiarka jest
dla niej [trawy] drapieżnikiem, który bestialsko niszczy cały jej dobytek.”, to
można już pisać o błędach merytorycznych, a na pewno wprowadzaniu w błąd niezorientowanego
czytelnika. Mylenie podstawowych pojęć takich jak roślinożerność i drapieżnictwo
niezbyt dobrze świadczy o rzetelności i kompetencjach merytorycznych autorki.
Zbyt dalekie uproszczenia i zbyt popularny styl. Pośpiech, by zawrzeć jak
najwięcej wątków i tematów? Ale wtedy wszystkie będą opisane pobieżnie, z
uproszczeniami i daleko idącymi skrótami myślowymi. Dla książki popularnonaukowej
to zły prognostyk.
Dalej w tym samym rozdziale było jeszcze gorzej. Agnieszka
Defus pisze o koszeniu trawy i bioróżnorodności „Czy koszenie trawy zmniejsza
bioróżnorodność i w ten sposób przyczynia się do niekorzystnych zmian w
ekosystemach? Tak, zapylacze bardzo go nie lubią.” Ani słowem nie są wspomniane
rośliny kwiatowe. Albo zbyt daleko idące uproszczenie albo ignorancja piszącej.
Tak czy owak czytelnik na tej podstawie wyrobi sobie błędny pogląd i nie
zrozumie o co chodzi. Koszenie łąki niszczy przede wszystkim dwuliścienne rośliny
kwiatowe (także siewki drzew). Bo one mają wysoko ułożone stożki wzrostu i źle znoszą
zgryzanie przez dużych roślinożerców i koszenie,
w przeciwieństwie do traw. Częste koszenie przesuwa szalę konkurencji na korzyść
jednoliściennych traw, a te są wiatropylne i nie dają żadnego pożytku owadom zapylającym,
odżywiających się nektarem i pyłkiem. Jak czytelnik, który dopiero poznaje to
zagadnienie, ma zrozumieć przedstawiony problem z koszeniem zieleni niskiej? Owszem,
są gąsienice motyli, które są fitofagami. Częste koszenie trawy to niszczenie
ich bazy pokarmowej i nawet mechaniczne zabijanie tych owadów. W stadium
imaginalnym czyli motyla są już zapylaczami, bo odwiedzają kwiaty, żeby napić
się nektaru, a przy okazji przenoszą pyłek z kwiatu na kwiat. Czy o to chodziło
autorce?
Nawet dygresja, że częste koszenie nie sprzyja walce ze zmianami
klimatu i wiązaniem węgla w glebie, nie jest zrozumiała. Wzmianka jest tak
lakoniczna, że nie wiadomo dlaczego miałoby się to dziać przy jednorazowym w
ciągu roku koszeniu. Może ważniejsze jest pozostawienie biomasy na miejscu, bez
grabienia, czy to skoszonej trawy czy jesienią opadłych liści z drzew? Może ważne jest to, co się dzieje w glebie?
Zwątpiłem w merytoryczną wiarygodność zamieszczanych
informacji. A zwłaszcza zaniepokoił mnie styl, który trudno nazwać
popularnonaukowym i objaśniającym przyrodniczą rzeczywistość. Kto wie, nie musi
czytać, kto nie wie to nie zrozumie lub będzie miał błędny obraz omawianych
procesów. Znużył mnie ten styl
tabloidalny i pokazywanie nauki w stylu bardzo pop.
Czytałem dalej z coraz zwiększą nieufnością. Ciągle się
zastanawiałem czy autorka na pewno rozumie to, o czym pisze? Tak, jakby
skrótowo i pobieżnie (niezbyt dokładnie) relacjonowała (wymieniała) to, co ktoś
inny zbadał. Miałem wrażenie, że czytam jakiś szkolny bryk do powtórzeń przed
klasówką, mocno skrótowy, pisany wypunktowaniami, tak aby tylko sobie coś przypomnieć.
Wyraźnie brakowało mi solidnego uzasadnienia argumentami przedstawionych skrótowo wywodów. Jako biologowi łatwiej mi
wychwycić niedoskonałości treści biologicznych. Ale co z fizyką, chemią,
kulturą? Straciłem zaufanie do prezentowanej treści. Ale czytałem dalej, by
poznać tytułową historię z kotem i ogórkami.
Kuriozalna była część zatytułowana „Opowieść pierwiastków
zagrożonych wyginięciem i tych, które mogą spać spokojnie”. Jak to pierwiastki
mogą znikać? Wyginąć tak jak gatunki? W tak przedstawionej sprawie łamane są podstawowe
prawa fizyki! Niestety nie tylko w tytule jest ta przesadzona sensacją
analogia. Cały rozdział opowiada o zanikaniu pierwiastków. Jedynie na rycinie
pojawia się zwrot „surowce”. Jeśli ktoś nie wie, że chodzi o ich wyczerpywanie się
to może zrozumieć, że znikają pierwiastki z Ziemi. Nawet jest wzmianka o helu,
który ucieka w kosmos. To może i pozostałe pierwiastki tak znikają z Ziemi?
Styl i podane przykłady mogą rodzić zupełnie błędne rozumienie procesów
przyrodniczych. Dużo tego obserwuję w popularnych dyskusjach w mediach społecznościowych.
Opisywana książka jest szkodliwa, bo będzie powiększała pospolite błędy, istniejące
już w przestrzeni publicznej.
Dotarłem wreszcie do tytułowego wątku o kotach i ogórkach.
Zagadkowe zwroty typu „wielka kocia niechęć do tego pełnego aromatu warzywa”, mogłaby
nasuwać skojarzenia, że to zapach jest jakąś przyczyną reakcji. Domyślam się, że
to tylko taki kwiecisty styl. W nauce ważna jest precyzja przekazu. W
literaturze popularnonaukowej także!
Spore wątpliwości miałem przy części, dotyczącej smoków. Pamięć ewolucyjna ssaków, bojących się dużych dinozaurów z czasów Mezozoiku? Nie wiem, czy to fantazje autorki czy jakieś nawiązanie do dawnych dyskusji (takowe rzeczywiście były w świecie naukowym). Ponadto w Europie smoki traktowane były jako symbol zła, ale już w Chinach jako symbol pomyślności i szczęścia. Zupełnie inny kontekst, więc trudno pisać o jakimś jednym, ogólnoludzkim związku, na dodatek odziedziczonym po ssakach jako takich. „Wspomniany zakodowany antysmoczy instynkt” stał się wyjaśnieniem reakcji kota na ogórek, znanej z popularnych filmików w mediach społecznościowych. Zdaniem autorki koty odskakują od podłożonego ogórka, bo kojarzą go z wężem. A węże to wiadomo gady. Trudno powiedzieć czy to wyjaśnienie jest oparte na interpretacji autorki czy jest relacjonowaniem jakichś badań. Mały szczegół, ogórki na tych filmach podkładane były ukradkiem. Może więc to jest wystraszenie się czegoś nowego, niespodziewanego a nie ogórka jako takiego? W badaniach naukowych na pewno takie próby byłyby wykonane (próby kontrolna). Każdy ma prawo podawać swoje hipotezy, swoje narracje, lecz taki sposób nie można nazwać popularyzacją nauki.
„Dlaczego koty boją się ogórków?”, moim zdaniem, to popkulturowa
fantazja wokół nauki, w której nie da się odróżnić zupełnych fantazji od
rzeczywistych ustaleń nauki. Rekomendacje z okładki i mediów społecznościowych podważają
zaufanie także w odniesieniu do rekomendujących. Zachwalają bez czytania czy
też świadomie podpisują się pod tymi źle edukującymi treściami?
Podsumowując, moim zdaniem jest to opowieść zbyt hermetyczna,
napisana w stylu, który nie przypadł mi
do gustu. Zamiast rzetelnych wyjaśnień najczęściej są aluzje. Uważam, że ta książka jest szkodliwa
w zakresie popularyzacji nauki. Przyroda opowiadana jest aluzjami, że niby to wiadomo,
ale bez głębszego wyjaśnienia, uzasadnienia. Styl dość specyficzny, rzucanie
hasłami bez głębszego wyjaśnienia. Dużo skrótów myślowych. Bardziej przypomina
bryk szkolny (konspekt, pomysł do rozwinięcia) niż ciekawą opowieść. Jest niczym
poezja, którą można na różne sposoby interpretować. Dla czytelnika to poważne
ryzyko niewłaściwego zrozumienia opisywanych zjawisk. Może po prostu źle zinterpretować.
Książka jest o wszystkim, ogromna rozpiętość tematyczna od
fizyki kwantowej, przez chemię, biologię aż po kulturę. Hasło reklamowe
książki „Nauka jeszcze nigdy nie była tak prosta.” Jest trafne co do tej
prostoty i uproszczeń. Półprawdy to całe kłamstwo. Wiedza naukowa może rzeczywiście
wtedy wydawać się pozornie łatwa i prosta.
Za wadę uznaję brak czytelnego odniesienia do badań. I nie mam na myśli
cytowania konkretnych prac i danych bibliograficznych. Ale brakuje wskazania,
które z omawianych zagadnień są oparte o jakieś badania naukowe, a co jest
twórczą interpretacją autorki. Odautorskie interpretacje mogą być inspirujące,
trzeba tylko wiedzieć co jest czym. Nie da się tego zweryfikować w omawianej książce. Lubię, gdy
przynajmniej oględnie wskazane są badania naukowe: może nazwisko, może zakres
tematyczny, wskazanie na czym polegał eksperyment, jakie argumenty wskazywały
na taką, a nie inną interpretację itp. Do książki podszedłem z pozytywnym nastawieniem
lecz w trakcie czytania straciłem zaufanie i z wielką podejrzliwością patrzyłem
na kolejne przedstawiane informacje. Ciągle
się zastanawiałem czy i jak to zweryfikować, co wynika z badań, a co z
odautorskich interpretacji.
Przeczytać można w jeden dzień. Na pewno nie są to dobre
informacje popularnonaukowe.
27.04.2024
Zamiast zachwycać się złożonością przyrody na siłę dziennikarze wymyślają przesadzone sensacje – przykład muchy śrubowej z Kostaryki
Mucha śrubowa, Cochliomyia hominivorax, owad dorosły, źródło: https://www.flickr.com/photos/52450054@N04/24909739517/ |
Dziennikarz zadał pytania a i ja skorzystałem bo musiałem poszukać w publikacjach, doczytać. Tak poznałem muchę śrubową. Podobne są i u nas. Niepozorne, niby zwykłe, ależ jakie złożone życie i zwyczaje się za nimi kryją! Świat pasożytów jest olbrzymi a granice nieostre między pasożytem a destruentem (padlinożercy, koprofagi, detrytusofagi itp.). Od zjadacza padliny do pasożyta droga jest bliska a granica nieostra. W jednej rodzinie a nawet rodzaju będą padlinożercy i pasożyty. W przyrodzie nic się nie zmarnuje. Dawniej takie musze pasożyty były wśród nas liczniejsze i częstsze. Toczyły nas „robaki” nie tylko od święta. Muszyca to choroba wywołana aktywnością larw muchówek, zjadających nasze tkanki. Niektóre nie czekają na naszą śmierć (i padlinę) lecz wykorzystują małe ranki lub osłabienie organizmu by już się zabrać za konsumpcję. Nie czekają aż ostygniemy...
1. Czy muchy śrubowe można uznać za ‘’najgroźniejsze muchy świata’’ ? Dlaczego tak lub nie?
A na czym ta najgroźniejszość miałaby polegać? Na liczbie zachorowań (pasożytowanie takich much nazywane jest muszycą)? Na śmiertelności ludzi lub zwierząt? Wyjątkowej inwazyjności? Nie lubię takich rankingów, są złudne a rzeczywistość przyrodnicza jest bardziej złożona i wielowymiarowa. Podobne gatunki występują także w Polsce. Pasożytowanie na człowieku jest bardzo rzadkie obecnie. Media lubią sensacyjność i określenia typu „najgroźniejszy” itp. Lubimy się straszyć, bo to wzbudza emocje. Straszymy się istotami magicznymi, duchami i wieloma innymi zjawiskami. To element kultury i dreszczyku emocji. Dlatego pewnie oglądamy horrory – by się trochę pobać. Owadów krwiopijnych czy pasożytujących na człowieku jest wiele, jednak skala zapożyczenia obecnie w społeczeństwach rozwiniętych jest raczej niewielka przez owady takie jak mucha śrubowa. Więcej szkód czyni w hodowli zwierząt takich jak bydło czy świnia domowa (nierogacizna). Dlaczego mucha śrubowa może przerażać? Tak jak podobnych gatunków jej larwy żyją w naszym ciele, wygląda to mało estetycznie i wywołuje odruch odrazy. To przesądza o jej grozie jaką odczuwamy. Zatem nie częstość i rzeczywiste zagrożenie, lecz subiektywne poczucie grozy. Zdjęcia medyczne i weterynaryjne z muszycami wyglądają okropnie i przerażająco. Nie zamieszczam, czytelnik jak chce to sam znajdzie.
2. Gdzie one występowały, występują?
Gatunek ten pierwotnie występował w obu Amerykach, naukowa nazwa tego gatunku to Cochliomyia hominivorax, należy do muchówek z rodziny plujkowatych (Calliphoridae). Ze względu na szkody, jakie wspomniany gatunek wywoływał u zwierząt hodowlanych, podjęto się próby eliminacji tej muchy. Naukowcy wykorzystali fakt, że samica kopuluje tylko raz, z jednym samcem. Wypuszczono do środowiska duże liczby sterylnych (niepłodnych) samców, które kopulując z samicami nie przyczyniały się do wydania potomstwa. W Stanach Zjednoczonych udało się tak wytępić ten gatunek w 1982 r. (ale najnowsze artykuły sugerują powrót muchy śrubowej do Ameryki Północnej). Podobnie udało się w Gwatemali i Belize w 1994 r., Salwadorze w 1995 r. i Hondurasie w 1996 r. Podejmowane są próby eliminacji tego gatunku także z obszaru Meksyku (tu się chyba już udało, tak przynajmniej wynika z niektórych artykułów), Nikaragui, Kostaryki, Panamy i Jamajki.
Tak jak i pokrewny gatunek Cochliomyia macellaria czyli mucha śrubowa (nazwa pochodzi od kształtu larw) występuje w obszarach tropikalnych, ciepłych i wilgotnych.
Poza Ameryką mucha śrubowa pojawiła się w Afryce Północnej w latach 1989–1991. Pasożytowała na owcach w okolicy Trypolisu, Ostatecznie zainfekowany region rozciągał się od wybrzeża Morza Śródziemnego po Saharę, zagrażając zamieszkującym ten obszar ponad 2,7 milionom zwierząt hodowlanych, podatnych na pasożytowanie przez Cochliomyia hominivorax. Tradycyjne metody weterynaryjne okazały się nieskuteczne, więc tu również skorzystano z metody wypuszczania do środowiska dużych liczebności sterylnych samców (ponad 1,26 miliarda sterylnych samców). Całe przedsięwzięcie kosztowało około 100 mln dolarów i zakończyło się sukcesem.
3. Jak można się ich pozbyć?
Muszyce leczy się chirurgicznie lub farmakologicznie. Wyglądają nieestetycznie – to larwy żyjące w naszym ciele, np. w jamie ustnej, w okolicy ran itp.
4. Jakie choroby roznoszą? Czy są one groźne dla człowieka?
Nie roznoszą chorób, same są czynnikiem chorobotwórczym – wywołują muszycę. Larwy, wylęgające się z jaj, wnikają przez uszkodzoną skórę, np. u zwierząt hodowlanych takie uszkodzenie może wystąpić w wyniku procesów hodowlanych takich jak: znakowanie, kastracja, usuwanie rogów i ogonowanie zwierząt (obcinanie ogonów). U człowieka może wystąpić przez zjedzenie pokarmu z jajami lub samica składa jaja w okolicy jamy ustnej (żeby się to udało człowiek musi być osłabiony i niesamodzielny w czynnościach życiowych). Wtedy larwy mogą osiedlać się w jamie ustnej. Zagrożone są także osoby unieruchomione, z ranami, trudno gojącymi się, czasem zaniedbane dzieci.
5. Czy naszych, ‘’ polskich much’’ również należy się obawiać?
Tak, podobnie zachowują się niektóre gatunki z rodzaju plujka (Calliphora) i padlinówka (Lucilia). Ale niektóre gatunki z rodzaju Lucilia wykorzystuje się w medycynie. Ich larwy zjadają tylko martwe tkanki. Wykorzystuje się je jako specyficzna mikrochirurgię w przewlekłych i trudno gojących się ranach. Inne gatunki np. Lucilia sericata, zjadają także zdrowe tkanki i nie nadają się do takich zabiegów medycznych. Jak widać granica miedzy dobroczynna medycznie zieloną muchą a szkodliwą zieloną muchą są niewielkie.
Także na wyjazdach wakacyjnych spotkać się z innymi owadami z rodziny muchówek takich jak z rodzaju Musca, Fanna. I wtedy w swoim ciele możemy przywieźć nieproszonego gościa, który odżywia się naszymi tkankami.
Listę owadów pasożytujących na człowieku można wydłużyć, to także owady krwiopijne. Wiele gatunków. Jeśli chcielibyśmy się trochę pobać w tym entomologicznym horrorze to wystarczy na tasiemcowy serial. A największym owadzim zabójcą człowieka są komary, ze względu na roznoszone przez nie choroby. Same niewiele zaszkodzą, niewiele krwi utoczą z nas, lecz są wektorami dla chorobotwórczych mikroorganizmów.
Tekst, który powstał na podstawie tego wywiadu:
https://www.national-geographic.pl/artykul/muchy-srubowe-wywoluja-odraze-czy-sa-grozne-dla-czlowieka-240422104526
Drugi ukazał się nieco później, temat został pochwycony a niektóre nieprecyzyjne zwroty zostały powielone. Niestety. I dodano nieco więcej sensacyjności.
https://swiatzwierzat.pl/ta-mucha-moze-zyc-w-ciele-czlowieka-zdziwicie-sie-jak-sie-tam-dostaje-az-ksa-260424
Larwa muchy śrubowej, źródłl https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/91/Screwworm_larva.jpg |
Pierwotny, sensacyjny, pierwotny artykuł zaczynał się tak:
„Kostaryka, malowniczy kraj Ameryki Środkowej, od dwóch miesięcy zmaga się z inwazją groźnych pasożytów — muchówek z Nowego Świata, znanych też jako muchy śrubowe (Cochliomyia hominivorax). Te mięsożerne owady, trzykrotnie większe od zwykłych much domowych, stawiają przed państwem wyzwanie, które zmusiło władze do ogłoszenia stanu wyjątkowego.”
Sensacyjne bo są większe od muchy domowej?
Z dalszej lektury tekstu wcale nie wynika, że to jakaś inwazja ani nie wprowadzono stanu wyjątkowego. Wielka ignorancja lub świadoma manipulacja i fałszowanie w tytule. Dla klikalności? Pieniądze ponad wszystko? Czy karać dziennikarzy i serwisy za upowszechnianie nieprawdziwych, przesadzonych informacji?
Gatunek występuje w tym regionie od zawsze. I w sumie nie jest liczny. Nie ma więc żadnej inwazji. Stwierdzono jeden przypadek u człowieka i ponad dwieście u zwierząt. Władze zarządziły akcję kontrolną a nie żaden stan wyjątkowy, jak to zasugerowano w tytule. Ewidentne kłamstwo w tytule. Chyba że jest to ignorancja i pisząca osoba (bot? AI?) nie rozumie słów, które używa.
Efekt nadużywania emocji i przesadnych stwierdzeń jest taki, że gdy widzę w tytule lub zabawce podobne zwroty to omijam i nie czytam takich artykułów. Nie spodziewam się niczego rzetelnego. Ile razy można się dać nabrać? Takie przesadzone informacje są jak pasożyty, oszukują by dostać się do naszych mózgów. A skoro w sferze biologicznej radzimy sobie z pasożytami to pewnie i poradzimy sobie w sferze informacyjno-medialnej. Znając biologię pasożytów omijamy miejsca z kleszczami i komarami, myjemy ręce przed jedzeniem. W odniesieniu do mediów omijamy nierzetelne tytuły prasowe i serwisy internetowe. Tak dla higieny psychicznej. Można dać się nabrać, raz, może trzy. Ale nie więcej.
26.04.2024
Eksperymentowanie z holotechnobiontem: blogi - dinozaury ery cyfrowej?
Grafika, wygenerowana przez Copilot. |
W naszym społecznym ekosystemie pojawił się nowy gatunek. A raczej cała grupa gatunków. Mam na myśli modele językowe sztucznej inteligencji. A nowy gatunek, i to chyba nawet inwazyjny, jako to nowy – wywołuje zmiany, niczym efekt domina. I ja także wchodzę w nim w reakcje bezpośrednie i pośrednie. Nie da się schować przed skutkami w żadnej mysiej dziurze ani norce dżdżownicy. Obiekt ale i narzędzie, dlatego ciągle sprawdzam jak to coś mądrze wykorzystać. Jestem ciągle na etapie bawienia się, rozpoznawania, bezkierunkowych interakcji czyli jest to zabawa typowa dla młodych ssaków. Nacieszyć się interakcjami i relacjami. Czy ta nowa zabawka nacieszy a potem zalegnie zapomniana w kącie? Czy też na trwale wypełni moje i nasze życie?
Jako dyslektyk piszący dwoma palcami na klawiaturze (czyli wolno i z licznymi błędami, wymagającymi poprawek) szukam technicznego wsparcia w pisaniu. Nie mam sekretarki czy asystenta, któremu zleciłbym wykonanie prac pomocniczych. Nie jestem też bogatym celebrytą, którego stać na wynajęcie ghostwritera. Ale może mam takiego asystenta w postaci narzędzi komputerowych i internetowych, w tym Gen-AI? Okazuje sie, że każdy może mieć. Tylko czy potrafi sensownie wykorzystać nie tylko jako chwilową zabawkę lecz także jako przydatne narzędzie? To już znacznie trudniejsze pytanie.
Moją pracą jest nieustanne opowiadanie. Tworzenie opowieści i ich wygłaszanie, w mowie, piśmie, obrazie, działaniu (performance). Zmienna i zróżnicowana publiczność i konieczność częstego zmieniania formy i środków wyrazu. Czy i jak mogę wykorzystać językowe algorytmy SI/AI? Na przykład teraz, zbliża się termin napisania kolejnego felietonu dla Wiadomości Uniwersyteckich. Jaki pomysł wybrać i jak szybko napisać tekst bez błędów o odpowiedniej licznie znaków? Jest więc jeszcze kolejna okazja by sprawdzić działanie algorytmów sztucznej inteligencji, by uczyć się w działaniu. Samemu się nauczyć by potem sensownie doradzać studentom i wdrażać ich do efektywnego korzystania z dostępnych narzędzi.
Jak dialogować z AI by nie powtarzać banałów i tego, co już dawno napisano (a potem nakarmiono bazę dla AI)? Pomysł na felieton pojawił się już kilka dni temu. Luźno zapisałem na kartce (całkiem analogowo). Ale teraz trzeba nadać mu ostateczną treść. A przy okazji wypróbować narzędzie. Wykorzystałem trzy narzędzia bezpłatne: open.ai i Chat GPT 3,5, Google Gemini i Microsfotowy Copilot. We wszystkich wkleiłem ten sam prompt. I otrzymałem trzy różne teksty. Trochę za płytkie, jak na mój gust. Ale to może moja wina, że prompt nie był tak dokładny, niedopracowany? I jak będzie lepiej, czy wcześniej dopracowywać prompt (by wszystko w nim było) czy raczej nastawić się na dialog z AI? Wrzucić pierwszą myśl a potem uszczegóławiać i zadawać kolejne zadania? Tego jeszcze nie wiem. Czyli czy traktować jako proste narzędzie czy raczej jako partnera do dyskusji i głośnego rozmawiania z samym sobą za pośrednictwem urządzenia?
Otrzymałem trzy podobne, choć różne teksty. W każdym z narzędzi mogłem bez zmiany promptu i bez dodatkowych sugestii generować kolejne wersje. Zdecydowałem się na przejrzenie nadesłanych propozycji, wybrania fragmentów i poprawianie zgodnie z moim uznaniem. W jakiś sposób jest to dialogowanie z efektami pracy AI.
Za jednym kliknięciem otrzymuje się wynik w ciągu kilkunastu, kilkudziesięciu sekund. A skoro można kopiuj-wklej to tych wyników może być bardzo dużo. Klęska urodzaju. Za dużo tekstu (tekstów) do poprawy i za dużo elementów do wykorzystania. Nadmiar, który może przeszkadzać. Czy rzeczywiście pomaga w pisaniu czy raczej przeszkadza? Jest jakimś punktem zaczepienia. Nadmiar może przeszkadzać, bo trudno te różne elementy połączyć w jedną, spójną całość. Czyli lepiej nie trzymać się kurczowo uzyskanych wyników. Bo wtedy poprawianie i szlifowanie zajmie zbyt dużo czasu. I zamiast ułatwiać utrudni pracę. Więcej czasu zajmie niż gdybym pisał sam pod początku do końca. Ale czasem brakuje tak zwanego „natchnienia" na pisanie czyli brakuje dobrej motywacji i świeżości w kreatywności. Wtedy interakcja z AI jest rzeczywiście pomocna. Ekstrawertycy być może wolą rozmowę z żywym człowiekiem. Tylko komu zawracać głowę jeśli się nie ma osobistego asystenta czy sekretarki? Model językowy AI zawsze jest pod ręką. I jest cierpliwy.
Czegoś się nauczyłem? Tak, nie był to czas zmarnowany bo połączony z refleksją nad tym, co się działo i jak się to ma do wiedzy, którą już posiadam. Jak zawsze przy pisaniu i wymyślaniu opowieści. Jak to powstawało? Ano tak:
Mój prompt:
Działaj jako naukowiec - biolog, który pisze felietony dla miesięcznika akademickiego w północnej Polsce, napisz felieton na temat zmian w komunikacji i formach pisania treści. Zaznacz, że aktywność czytelników przenosi się z blogów na media społecznościowe typu Facebook, X, Instagram. Zawrzyj, że autor felietony pisanie bloga rozpoczął 20 lat temu, wtedy to była duża nowinka. Teraz jest już formą odchodzącą do lamusa. Teraz więcej dzieje się w mediach społecznościowych. Być może dlatego, ze to krótsze formy a może dlatego, że dają możliwość szybkiej interakcji. Zakończ wnioskiem, że obecnie zmiany zachodzą bardzo szybko i to co niedawno było nowinka teraz staje się przeżytkiem. Dlatego ciągle się trzeba uczyć, także w zakresie komunikacji międzyludzkiej i form pisarskich.
Chat GPT 3,5
Zmiany w Komunikacji: Od Blogów do Mediów Społecznościowych
Jako biolog i naukowiec, moje życie zawsze było skoncentrowane na analizie zmian w naturze. Jednakże, równie interesujące są zmiany zachodzące w naszym codziennym życiu, zwłaszcza w sposobie, w jaki komunikujemy się i dzielimy treściami. Dziś pragnę poruszyć kwestię ewolucji form pisania treści i komunikacji, z naciskiem na przesunięcie aktywności czytelników z blogów na media społecznościowe typu Facebook, X, czy Instagram.
Rozpocznijmy od powstania blogów, które łączyły w sobie innowacyjność i swobodę wyrazu. Już dwie dekady temu pisanie bloga stanowiło wielką nowinkę, zapewniając autorom możliwość dzielenia się swoimi myślami z ogromną publicznością w sieci. Blogowanie było sposobem na wyrażenie swojego głosu, dzielenie się wiedzą i doświadczeniami. Jednakże, jak w wielu przypadkach, nowość ustąpiła miejsca czemuś nowszemu.
Obecnie obserwujemy przesunięcie aktywności czytelników z blogów na media społecznościowe. Facebook, X, Instagram - to miejsca, gdzie teraz więcej dzieje się w światku internetowym. Dlaczego tak się dzieje? Czy to przez krótsze formy czy może przez możliwość szybkiej interakcji? Prawdopodobnie obie te kwestie mają znaczenie. Mediów społecznościowe oferują szybkie, łatwe i interaktywne sposoby komunikacji. Krótkie posty, zdjęcia, filmy - wszystko to przyciąga uwagę i generuje reakcje natychmiast.
Zastanawiamy się więc, co dalej? Obecne zmiany zachodzą bardzo szybko, a to co jeszcze niedawno było nowinką, teraz staje się przeżytkiem. Blogi, choć wciąż obecne, tracą na popularności na rzecz mediów społecznościowych. Dlatego właśnie nieustannie musimy się uczyć i dostosowywać do zmieniającej się rzeczywistości, także w obszarze komunikacji międzyludzkiej i form pisarskich.
Podsumowując, obserwujemy wyraźne przesunięcie aktywności czytelników z blogów na media społecznościowe. Ta zmiana stanowi jedynie fragment większej ewolucji w sposobie, w jaki ludzie komunikują się i dzielą treściami w erze cyfrowej. Dlatego ważne jest, abyśmy nadal otwierali się na nowe możliwości, ucząc się i rozwijając wraz z szybko zmieniającym się światem komunikacji online.
Gemini
Z przyjemnością pomogę Ci w napisaniu felietonu! Oto kilka wskazówek, które mogą Ci się przydać:
1. Wybierz temat: Zastanów się, o czym chcesz pisać. Może to być aktualne wydarzenie, zjawisko społeczne, osobista refleksja, lub coś zupełnie innego. Wybierz temat, który Cię interesuje i o którym masz coś do powiedzenia.
2. Określ cel felietonu: Zastanów się, co chcesz osiągnąć swoim felietonem. Czy chcesz poinformować, rozbawić, skłonić do refleksji, czy może coś innego? Twój cel pomoże Ci ukształtować treść i styl felietonu.
3. Zbierz informacje: Jeśli piszesz o aktualnym wydarzeniu, zapoznaj się z różnymi źródłami informacji. Możesz też przeprowadzić wywiad z ekspertem lub osobą, która ma doświadczenie w danej dziedzinie.
4. Napisz wstęp: Wstęp powinien zaciekawić czytelnika i zachęcić go do dalszej lektury. Możesz zacząć od anegdoty, pytania, lub cytatu.
5. Rozwinięcie: W tej części felietonu przedstaw swoje argumenty i opinie. Wykorzystaj przykłady i ilustracje, aby wzmocnić swoje tezy. Pamiętaj o logicznym uporządkowaniu myśli.
6. Zakończenie: Podsumuj swoje argumenty i sformułuj wnioski. Możesz też zakończyć felieton pytaniem, które skłoni czytelnika do refleksji.
Styl felietonu: Felieton powinien być napisany językiem prostym i zrozumiałym dla każdego. Możesz używać humoru, ironii, anegdot, i innych środków stylistycznych, aby uatrakcyjnić tekst. Pamiętaj o poprawności językowej.
Przydatne narzędzia: Słownik języka polskiego. Poradniki językowe. Strony internetowe o języku polskim
Dodatkowe wskazówki: Przeczytaj kilka felietonów innych autorów, aby zobaczyć, jak oni konstruują swoje teksty. Po napisaniu felietonu oddaj go komuś do przeczytania i poproś o opinię. Nie bój się eksperymentować i szukać własnego stylu. Powodzenia!
Dodatkowe pytania: Czy masz już jakiś pomysł na temat felietonu? Jaki styl pisania preferujesz? Do kogo chcesz dotrzeć swoim felietonem? Jeśli odpowiesz na te pytania, łatwiej będzie mi Ci pomóc. Możesz też skorzystać z gotowych szablonów felietonów, które znajdziesz w Internecie.
Blogi - dinozaur ery cyfrowej?
Pamiętam ten dzień jak dziś. 20 lat temu, z wypiekami na twarzy, założyłem swój pierwszy blog. Wtedy to była prawdziwa rewolucja! Możliwość dzielenia się swoimi przemyśleniami z szerokim audytorium, poznawania ludzi o podobnych pasjach, prowadzenia dyskusji na interesujące tematy – to wszystko było czymś zupełnie nowym i ekscytującym.
Przez lata mój blog ewoluował. Zmieniałem platformy, szlifowałem styl, poszerzałem tematykę. Blog stał się moją wizytówką, miejscem, gdzie dzieliłem się nie tylko naukową wiedzą, ale też osobistymi refleksjami. I choć nadal lubię do niego wracać, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czasy blogów powoli mijają.
Coraz więcej osób przenosi swoją aktywność do mediów społecznościowych. Facebook, Twitter, Instagram – to tam teraz toczy się życie online. Krótkie formy, błyskawiczna interakcja, multimedia – wszystko to odpowiada na potrzeby współczesnego człowieka, żyjącego w pędzie i spragnionego natychmiastowej satysfakcji.
Czy to oznacza, że blogi to już przeszłość? Niekoniecznie. Nadal są osoby, które cenią dłuższe, bardziej refleksyjne teksty. Blogi mogą też być doskonałym miejscem do archiwizowania treści i budowania wizerunku eksperta.
Jedno jest jednak pewne: świat komunikacji zmienia się błyskawicznie. To, co jeszcze niedawno było nowinką, dziś staje się przeżytkiem. Dlatego tak ważne jest, abyśmy nieustannie się uczyli i dostosowywali do nowych realiów. Dotyczy to również form pisarskich.
Jeśli chcemy dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, musimy nauczyć się komunikować językiem zrozumiałym dla współczesnego człowieka. Musimy być elastyczni i gotowi na zmiany. Bo kto wie, co przyniesie nam kolejny cyfrowy zwrot?
Biogram:
Dr hab. Jan Kowalski – biolog, profesor Uniwersytetu Gdańskiego. Autor książek i artykułów naukowych, popularyzator nauki. W wolnym czasie pisze bloga o nauce i życiu.
Copilot
Ewolucja Komunikacji: Od Blogów do Social Media
Dwadzieścia lat temu, kiedy jako młody biolog rozpoczynałem swoją przygodę z pisaniem, blog był czymś na kształt cyfrowego dziennika, który pozwalał dzielić się wiedzą i odkryciami z całym światem. Był to czas, gdy internet dopiero zaczynał kształtować naszą codzienność, a blogi były nowatorską formą komunikacji, która wydawała się nie mieć granic.
Dziś, w dobie wszechobecnych mediów społecznościowych takich jak Facebook, Twitter czy Instagram, obserwujemy znaczące przesunięcie w sposobie, w jaki ludzie konsumują treści i angażują się w dyskusje. Media społecznościowe przejęły pałeczkę, oferując szybsze i bardziej interaktywne formy komunikacji. Krótkie posty, zdjęcia, a nawet krótkie filmy wideo zastępują długie formy pisane, które kiedyś dominowały w sieci.
Jako autor, który zaczął od blogowania, widzę tę zmianę jako naturalną ewolucję. Blogi, choć nadal mają swoje miejsce, są coraz częściej uważane za medium niszowe, a ich popularność blaknie w porównaniu z dynamicznym i szybkim tempem mediów społecznościowych. Może to wynikać z faktu, że media społecznościowe pozwalają na natychmiastową interakcję z czytelnikami, co jest atrakcyjne zarówno dla twórców, jak i konsumentów treści.
Wnioski z tej zmiany są jasne: żyjemy w świecie, w którym to, co kiedyś było nowością, szybko staje się przestarzałe. W dziedzinie komunikacji, podobnie jak w biologii, adaptacja jest kluczem do przetrwania. Musimy nieustannie się uczyć i dostosowywać do nowych form pisarskich i sposobów interakcji, aby nadążyć za tymi zmianami. To przypomnienie, że w nauce, jak i w życiu, jedyną stałą jest zmiana. [wytłuszczanie S.Cz]
Wersja ostateczna, która się ukazała w Wiadomościach Uniwersyteckich |
Na fan page, było 7 lajków i jeden komentarz:
Maria Borkowska
Zauważyłam, że najwięcej lajków mam wtedy, gdy piszę krótkie teksty, nieco hecnym, dosadnym stylem. O wiele mniej, gdy udostępniam teksty cudze, choć udostępniam jedynie bardzo ważne treści, zasługujące na uwagę i szacunek. Średnio podobają się obserwującym przytaczane memy. Stąd wniosek, że ludzie lubią żywe słowo, zwłaszcza w skondensowanej formie. I ja również zdecydowanie najchętniej czytam profile z autorskimi tekstami.
To jest ten rodzaj dotknięcia drugiego człowieka, kiedy czuję się obdarowana jego prywatnością, mogę doświadczać mentalnej bliskości, a sama nie muszę rezygnować z ciepłych kapci i herbatki w ulubionym fotelu.
Osobista strona (tablica), tu też były nieliczne ale widoczne reakcje, przekierowałem tylko wpis z fan page. Były 4 lajki (może pora ukazania się nie była najszczęśliwsza i kolejne wpisy przysłoniły) i jeden lakoniczny komentarz (ale jest widoczną reakcją!).
25.04.2024
25 lat Uniwersytetu - UWM w Olsztynie
Gdzieś w muzeum przyrodniczym, wędrują po szerokim świecie... |
W tym roku mój uniwersytet obchodzi jubileusz 25-lecia istnienia. Podkreślam mój, bo się z nim utożsamiam i jest dla mnie wartością. Ideą a nie tylko miejscem na mapie. Uniwersytet staje się uniwersytetem. Traktuję bardziej jako proces niż produkt. Zwracam uwagę na ten mój uniwersytet ze względu na rolę jaką pełnić może (i być może już pełni) w budowaniu tożsamości kulturowej lokalnej społeczności, także w zakresie struktur społecznych i rozwoju gospodarczego regionu. Wpływ edukacji na dobrobyt i rozwój cywilizacyjny jest nie do przecenienia. Edukacja, także na poziomie wyższym jest dobrą inwestycją społeczną.
25 lat to tylko okres w obecnej, zintegrowanej strukturze i nazwie Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie. Proces tworzenia się uniwersytetu zaczął się znacznie wcześniej. Jeśli uwzględnić Hosjanum to już w średniowieczu, w Braniewie. Po II wojnie światowej najpierw była Wyższa Szkoła Rolnicza, potem ART oraz Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Olsztynie. Uniwersytet w nieustannym rozwoju. Jubileusz jest okazją do dodatkowych przemyśleń. tym bardziej, że znacząco zmieniło się otoczenie w środowisku edukacyjnym, społecznym i technologicznym. Także i uniwersytety czeka głęboka przebudowa. O ile chcemy jeszcze istnieć..., w tym sensownie istnieć dla regionu. Dla studentów, dla społeczności lokalnej, dla biznesu i dla współpracy międzynarodowej.
W uniwersytecie widzę szacunek do wiedzy i znaczenie kapitału ludzkiego. Dzięki edukacji ludzkość odniosła ogromy sukces. Możemy lepiej lub gorzej w tym uczestniczyć. Osobiście chciałbym, żeby jednak lepiej. Ponieważ jest to mój uniwersytet, to zależy mi na nim i dobrej, istotnej roli w regionie. Dlatego często zabieram głos, w tym także krytycznie. Bo mi zależy. Na rozwoju. A bez dyskusji, także tej krytycznej, nie ma nauki ani uniwersytetu. Tam, gdzie mogę, to poszerzam pole do dyskusji, nie pytając się o pozwolenie. Bo to mój uniwersytet i czuję się współodpowiedzialny. Szary, przeciętny pracownik z niewielkim wpływem i niewielką mocą sprawczą, ale i z tego małego wpływu nie zrezygnuję. Bo to moja sprawczość i moja odpowiedzialność.
Czasem dość krytycznie odnoszę się to tego, co dzieje się w przestrzeniach UWM, bo mam marzenia. Świętowanie jubileuszu jest dla mnie także dyskusją. O tym co było, o tym co się udało, o tym co się nie udało i dlaczego i o tym co może być w przyszłości. Proces to nieustanne wyzwania i nieustanne budowanie, tworzenie, przekształcanie. Niczym rozwój motyla: od jaja, kilku stadiów larwalnych, poczwarki aż po postać imago. I kolejne pokolenia tego samego gatunku.
Jaki jest i jaki będzie ten mój uniwersytet? I czy będzie? Jak długo? Bardzo bym chciał, żeby sprostał współczesnym wyzwaniom cywilizacyjnym i edukacyjnym. Stoimy przed podobnymi wyzwaniami jak i inne uczelnie w Polsce i na świecie. Jednak ze zrozumiałych względów najbardziej zależy mi na tym, jak sobie poradzi mój uniwersytet. Jak się odnajdzie nasz kapitał ludzki w nowych wyzwaniach i zagrożeniach.
24.04.2024
Z czym kojarzy ci się Dzień Ziemi
19.04.2024
Wesz czy wsza - oto jest pytanie, na które szukam odpowiedzi z AI
Mój wykładowy, analogowy feedback ze "słoika pamięci". Pytanie, które są wyzwaniem. |
Gdy przychodzi ktoś nowy do pracy (lub do klasy w szkole) jest na początku z zaciekawieniem lustrowany przez innych, sprawdzany. Kto to i jakie ma cechy, wróg czy przyjaciel, konkurent czy sojusznik? Powoli ta nowa osoba wbudowuje się w społeczność, a że jesteśmy hierarchiczni to i ta nowa osoba musi sobie niejako wywalczyć swoją pozycję, gdzieś wyżej lub niżej w hierarchii społecznej grupy. Jednak cała grupa też się zmienia. Bo nowy element (osoba) wnosi zmiany, może czasem zdestabilizować dotychczasową strukturę (np. dezintegracja pozytywna), nadać jej nowe cechy, być nowym liderem, nowym pracownikiem scalającym, podrzucać nowe pomysły ale może też robić ferment, destabilizować, wnosić złe nawyki i zły styl pracy. Nowy element, nowa osoba zawsze oznacza zmiany, mniejsze czy większe lecz zmiany.
Do naszego życia weszły niedawno nowe obiekty życia społecznego – algorytmy językowe sztucznej inteligencji (AI). Nowe narzędzie pracy ale i nowy nieludzki członek naszej społeczności. Testujemy, sprawdzamy co i jak ono/on/ona zmieni w naszym sposobie życia w i naszej szerokiej społeczności. Na pewno zmienia sporo w edukacji. Czy na dobre czy raczej na złe? To pewnie zależy od kontekstu i indywidualnego odczucia. Dla jednych to konkurent, czasem destabilizujący i demoralizujący chuligan, dla innych to dobry pomocnik i prawa ręka. Tak i ja sprawdzam, w kontekście pracy ze studentami i w kontekście kontaktów społecznych.
Na zajęciach czysto analogowo otrzymuję informacje zwrotne. Studenci mogą napisać na kartce pytania, refleksje. Nie zawsze jest taka sama zachęta z mojej strony i nie takie samo polecenie. Obok tej analogowej wersji jest jeszcze wersja elektroniczna, do wpisania na telefonie czy laptopie, w trakcie wykładu lub rzadziej po. Z obu korzystam. Po jednym z wykładów dla studentek pedagogiki znalazły się takie kartki (fotografia wyżej). W części bardzo dowcipne. I to mnie cieszy, że studenci mają odwagę pisać nieszablonowo i wychodzić poza schematy. Są to dla mnie głębsze warstwy feedbacku (to oczywiście temat na inną opowieść).
Dlaczego o tym tak obszernie piszę? Bo wspólnie odkrywamy jaką rolę odegra AI w naszej społeczności, w naszej grupie. Wspomniane pytania studentek są intrygujące i chcę na nie odpowiedzieć oraz zachęcić także studentów do tego wyzwania. Taka asynchroniczna dyskusja na wykładzie (i po wykładzie).
Odpowiedzi są kłopotliwe. Wymagają najpierw przemyślenia (konspekt i scenariusz), potem poszukania brakujących danych. Pomysł bazuje na tym, co już wiem, ale brakuje konkretnych szczegółów, danych. Te muszę poszukać. A to wymaga czasu. Gdy zadajemy prace domowe studentom, to też muszą mieć na nie czas (bo może być szybko ale byle jak ale może być i wartościowo i twórczo - to jednak wymaga czasu na przemyślenia i poszukiwania). Szukanie jest czasochłonne. Mam już pomysł, co dalej? Teraz trzeba nadać mu realny, językowy kształt. To również zajmuje czas. Przecież nie mogę mówić „wypunktowaniem”, potrzebna jest ładna językowo i wciągająca narracją opowieść. Czy AI może mi w tym drugim etapie pomóc? Jak napisać prompt i jak wykorzystać tego pomocnika? Kolejny etap sprawdzania i jednocześnie mojego uczenia się umiejętności cyfrowych we współczesnym świecie.
Napisałem taki szkic (z błędami literowymi, tu już wersja poprawiona):
„Wesz- wsza. Najpierw odpowiem dowcipnie. To kwestia
płci wesz - to samiec, wsza - to samica, tak jak mysz i mysza. Teraz poważniej. Język to coś dynamicznego, żywego, podlegającego
ewolucji. Mamy normy, że coś jest w danym momencie poprawne a inne formy
niepoprawne. Teraz byśmy powiedzieli poprawna jest wesz, wsza to wersja
niepoprawna. Skąd się biorą normy? I dlaczego są zmiany? Język jest żywy,
eksperymentujemy z nim społecznie, Jest wyznacznikiem przynależności. Po języku
(gwarze, slangu) poznajemy kto swój a kto obcy. Niczym po zapachu. Nieustanie
pojawiają się nowe słowa, nowe odmiany gramatyczne, niczym mutacje u
organizmów. W każdej komórce działają nieustannie mechanizmy naprawcze,
usuwające te mutacje. Tak i w języku mamy normy, które powodują, że większość
tych zmian, lokalnych form jest usuwana. Żyją krótko w obiegu. Ale mutacje
powodują, że możliwa jest ewolucja organizmów żywych. Tak i w języku na
zasadzie uzusu obecnie niepoprawne formy (np. gwarowe, slangowe) mogą na trwałe
wejść do języka i być poprawnymi. Za jakiś czas. I teraz pora na trzecią
warstwę wyjaśnienia. Skąd się wzięło słowo wesz a jakie procesy
językowe wygenerowały "wsza". To bardzo ciekawe zjawisko do zbadania
przez językoznawców. Mogę odkryć etymologię słowa i nazwać procesy językowe,
które prowadzą do powstawania takich a nie innych form. Można sięgać aż do
języka praindoeuropejskiego i poszukiwać etymologii słowa wesz. Tego
jeszcze nie sprawdziłem.”
I sięgnąłem po trzy dostępne pod ręką algorytmy Gen-AI. W prompcie napisałem, że jest to szkic i zlecam (proszę?) poprawę i rozwinięcie do formy eseju. Wersje generowane przez AI zaznaczyłem, dla wygody i jednoznaczności odbioru, kolorową czcionką.
Grafika, wygenerowana przez Copilot. |
Copilot
Dziękuję za przesłanie szkicu eseju! Oto poprawiona i
rozwinięta wersja:
Ewolucja Języka: Od Wesz do Wszy
Witaj! Twoje spostrzeżenia na temat języka są trafne i
interesujące. Język to dynamiczny organizm, który stale ewoluuje, podlegając
wpływom społecznym, kulturowym i historycznym. Przyjrzyjmy się bliżej procesom,
które prowadzą do zmian w języku, a także zastanówmy się nad tym, dlaczego
pewne formy stają się normą.
Normy Językowe i Ich Ewolucja
Normy jako Wyznacznik Przynależności: Język pełni funkcję
wyznacznika przynależności. To, jak mówimy, pozwala innym zrozumieć, do jakiej
grupy społecznej należymy. Normy językowe są zatem istotne dla komunikacji i
identyfikacji.
Zmiany Norm: Normy językowe nie są stałe. W danym momencie
pewne formy są uznawane za poprawne, a inne za niepoprawne. Jednak te normy
mogą się zmieniać w czasie. Dlaczego? Ponieważ język jest żywy, a my, jako
społeczność, eksperymentujemy z nim.
Mutacje Językowe: Podobnie jak organizmy żywe, język
doświadcza mutacji. Nowe słowa, odmiany gramatyczne czy nawet lokalne dialekty
pojawiają się i znikają. Mechanizmy naprawcze (np. korekta przez użytkowników)
eliminują większość tych zmian, ale nie wszystkie.
Przykład: Wesz i Wsza
Teraz przejdźmy do ciekawego przypadku słów “wesz” i “wsza”. Skąd się wzięły i dlaczego różnią się formą? Etymologia: Słowo “wesz” ma swoje korzenie w praindoeuropejskim języku. Możemy sięgać wstecz, aby zrozumieć, jak to słowo ewoluowało przez wieki.
Procesy Językowe: Językoznawcy badają procesy, które
prowadziły do powstania formy “wsza”. Czy to wynik fonetycznych zmian, wpływu
innych języków czy czegoś innego? To fascynujące pole do badań.
Akceptacja Norm: Obecnie “wsza” jest uznawana za poprawną
formę. Kiedyś mogła być traktowana jako niepoprawna, ale procesy językowe i
akceptacja społeczna sprawiły, że stała się normą.
Podsumowanie
Język to nie tylko narzędzie komunikacji, ale także
fascynujący obiekt badań. Ewolucja języka jest nieustannym procesem, który
kształtuje naszą komunikację i tożsamość. Dzięki badaniom językoznawców możemy
lepiej zrozumieć, jak powstają i zmieniają się słowa.
Pamiętajmy, że język jest żywy, a jego mutacje są
nieodłącznym elementem jego istnienia. Czekam na dalsze odkrycia w dziedzinie
językoznawstwa!
Mój komentarz – szkic został poprawiony do ładniejszej językowo wersji. Ale pojawił się błąd. Wsza uznane zostało za słowo poprawne. To ewidentny błąd. Kompozycja słowna jest poprawna i ładna językowo, lecz wkradł się błąd merytoryczny. AI trzeba sprawdzać, bo ma ograniczone zaufanie (ludzi zresztą też trzeba sprawdzać, nawet wypowiedzi profesorów). Czy jego (algorytmy AI) statystyczna halucynacja daje odczuwany wynik? Zupełnie jak z wysypywanie koralików w kalejdoskopie. Szybko otrzymujemy wynik. Ale jak nam nie odpowiada, to jednym kliknięcie otrzymujemy następny. Ewentualnie ręcznie sami poprawiamy. potrzebna jest jednak wiedza, nasza wiedza, by odróżnić poprawne zdania od fałszywych. Oraz właściwa lub niewłaściwa kompozycję.
Poprosiłem o podanie etymologii (ale skoro nie jestem językoznawcą, to nie potrafię ocenić czy wygenerowany tekst jest poprawny i nie zawiera błędów, mimo podania źródeł):
Słowo “wesz” ma ciekawą historię etymologiczną.
Oto kilka informacji na ten temat:
Prasłowiańskie Korzenie: Słowo “wesz” wywodzi się z
prasłowiańskiego języka. W prasłowiańskim występowało jako “wŭsz” (cerkiewnosłowiański)
lub “wosz” (ruski).
Brak Pewnych Odpowiedników: Nie ma pewnych odpowiedników w
innych językach, ale można zauważyć podobieństwo do litewskiego słowa “utis”,
oznaczającego “wesz”. Można by połączyć te formy według wzoru: “piech-” (pieszy)
do “ped-”.
Formy Wszy: Rzeczownik “wesz” w liczbie mnogiej ma
następujące formy:
Mianownik: te wszy
Dopełniacz: tych wszy
Celownik: tym wszom
Biernik: te wszy
Narzędnik: tymi wszami
Miejscownik: (o) tych wszach
Warto zauważyć, że w mianowniku tylko “wesz” jest
poprawne (np. “wielka wesz”), a nie często używana forma “wsza” (np.
“wielka wsza”).
Dzięki badaniom językoznawców możemy lepiej zrozumieć, jak
powstają i zmieniają się słowa. Język to fascynujący obiekt badań, a jego
ewolucja jest nieustannym procesem.
1: Słownik
etymologiczny języka polskiego/wesz - Wikiźródła 2: Poradnia językowa PWN - Słownik
języka polskiego PWN;16742.html
Wspaniale! Twój szkic już wskazuje na fascynujący temat
związany z dynamiką języka i procesami ewolucyjnymi, które determinują jego
rozwój. Przeanalizujmy go bliżej i rozwijmy te myśli. [błąd językowy powinno
być rozwińmy S.Cz.]
Na początku Twojego eseju, zaczynasz od zabawnego
anegdotycznego wstępu, który łapie uwagę czytelnika i przykuwa go do tematu.
Jednak warto podkreślić, że język to nie tylko narzędzie komunikacji, ale także
element tożsamości kulturowej i społecznej. Warto więc rozważyć, w jaki sposób
język odzwierciedla nie tylko zmiany w strukturze społecznej, ale także
przynależność do różnych grup czy subkultur.
Następnie poruszasz kwestię norm językowych i ich ewolucji.
To bardzo istotny aspekt, ponieważ normy językowe nie są stałe, ale ulegają
zmianom wraz z przemianami społecznymi, kulturowymi i technologicznymi. Dlatego
ważne jest, aby zrozumieć, że to, co uznawane jest za "poprawne" czy
"niepoprawne" w danym języku, może się zmieniać w zależności od
kontekstu i czasu.
Kolejnym ważnym punktem w Twoim eseju jest analogia między
mutacjami genetycznymi a zmianami językowymi. Jest to bardzo trafne porównanie,
które pokazuje, że język, podobnie jak organizmy żywe, podlega procesom
adaptacji i ewolucji. Jednak warto podkreślić, że w przypadku języka, procesy
te są bardziej złożone, ponieważ nie działają one na poziomie genetycznym, ale
społeczno-kulturowym.
W dalszej części esej kontynuujesz dyskusję o możliwości
trwałego wprowadzenia nowych form językowych, takich jak gwarowe czy slangowe,
do standardowego języka. Jest to bardzo interesujący obszar badań
lingwistycznych, który dotyczy zarówno mechanizmów akceptacji społecznej, jak i
normatywnych procesów językowych.
Na koniec sugerujesz, że zjawisko ewolucji językowej może
być badane na poziomie etymologicznym i historycznym, co stanowi fascynujący
kierunek badawczy dla językoznawców. Analiza etymologii słów może rzeczywiście
rzucić światło na procesy, które prowadzą do powstawania różnych form
językowych i ich ewolucji na przestrzeni czasu.
Podsumowując, Twój esej zawiera wiele ciekawych myśli i
pomysłów, które mogą być rozwinięte i pogłębione. Możesz rozważyć dodanie
konkretnych przykładów lub odwołań do teorii językoznawczych, aby jeszcze
bardziej uwiarygodnić swoje argumenty. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu!
Miła recenzja (feedback?), bo nie wytyka błędów lecz wskazuje pozytywy. Jest więc motywująca. Ale czy powstała przez rzeczywistą analizę tekstu? Czy tylko słowa kluczowe pozwoliły na statystyczne wygenerowanie ładnego tekstu? Tekstu miłego dla odbiorcy? Może w taki sposób szybko pisać informacje zwrotne do prac studentów?
Napisz to w formie eseju (zaznaczyłem, że adresatem są
studenci z Olsztyna).
ChatGPT
Tytuł: Dynamika Języka: Ewolucja Norm i Procesów Językowych
Język, jako narzędzie komunikacji, wydaje się być stały i
niezmienny. Jednak w rzeczywistości, podobnie jak wszystko inne w życiu, język
podlega ciągłym zmianom i ewolucji. Studenci Uniwersytetu w Olsztynie,
zastanawiający się nad tą kwestią, mogą spojrzeć na język nie tylko jako na
zbiór słów i reguł gramatycznych, ale także jako na dynamiczny proces, który
odzwierciedla zmieniającą się naturę społeczeństwa i kultury.
Rozpocznijmy naszą podróż w świat języka od zabawnego
wstępu, który ukazuje, że język, choć poważny w swej funkcji komunikacyjnej,
może być również obiektem żartu i dowcipu. Takie podejście pozwala nam złamać
lodową barierę i zapewnić czytelnikowi przyjemne wprowadzenie do tematu.
Ale teraz przechodząc do bardziej poważnych aspektów, musimy
zrozumieć, że język to nie tylko zestaw słów, ale także element tożsamości
społecznej. Normy językowe, określające co jest "poprawne" a co
"niepoprawne", podlegają ciągłym zmianom i ewolucji. Co jest uznawane
za poprawne w jednym okresie historycznym, może być zupełnie inne w innym.
Dlatego też językowy krajobraz jest zawsze w ruchu, nieustannie dostosowując
się do potrzeb społecznych i kulturowych.
Analogia między mutacjami genetycznymi a zmianami językowymi
staje się coraz bardziej wyraźna. Podobnie jak w świecie biologicznym, także i
w języku mamy do czynienia z procesami adaptacji i ewolucji. Jednak, w
przeciwieństwie do organizmów żywych, językowa ewolucja nie polega na zmianach
genetycznych, lecz na procesach społeczno-kulturowych. To społeczeństwo i jego
potrzeby determinują kierunek zmian językowych.
Ciekawym aspektem językowej ewolucji są także nowe formy
językowe, takie jak gwarowe czy slangowe, które mogą zostać trwale wprowadzone
do standardowego języka. Proces akceptacji społecznej odgrywa tutaj kluczową
rolę, podobnie jak normatywne procesy językowe, które decydują, czy dana forma
jest akceptowalna czy nie.
Ostatecznie, gdy rozważamy kwestię ewolucji języka, nie
możemy pominąć analizy etymologicznej i historycznej. Badanie pochodzenia słów
i procesów językowych, które doprowadziły do ich powstania, może rzucić światło
na mechanizmy, które kierują zmianami językowymi.
Podsumowując, język jest czymś więcej niż tylko narzędziem
komunikacji. To element tożsamości społecznej i kulturowej, który podlega
ciągłym zmianom i ewolucji. Dla studentów Uniwersytetu w Olsztynie, zanurzenie
się w ten fascynujący świat języka może prowadzić do głębszego zrozumienia
społeczeństwa i kultury, które go otaczają.
Moje podsumowanie: szybkie generowanie ze szkicu. Pomysł musi być nasz, oryginalny bo AI sam nie wygeneruje. Trzeba jednak sprawdzić czy rozwinięcie jest zgodne z naszymi planami i pomysłem. Wtedy rzeczywiście będzie to narzędzie ułatwiające pracę biurowo-pisarską. Ale jest i drugi wniosek. Skoro tak łatwo generować dobrze wyglądające teksty, to czy jest sens zadawać prace pisemne studentom? Jaka jest pewność, że napiszą sami? A jaką mieliśmy pewność dawniej, że ktoś za nich nie pisał? Nie tylko esejów, sprawozdań lecz i całych prac dyplomowych? Proceder znany od dawna. Sam pamiętam, gdy byłem studentem (jakieś ponad 40 lat temu), byliśmy aktywni w kole naukowym. Pewien student zaoczny miał poprawić badania do swojej pracy magisterskiej. Po prostu uzupełnić. I mnie z kolegą poprosił o pomoc w badaniach terenowych, potem w oznaczeniu zebranych owadów i wstępne opracowanie. Naszą zapłatą za pomoc był obiad w restauracji. Dla studenta zaocznego to był koszt finansowy, my się najedliśmy a zainwestowaliśmy swój czas i swoją wiedzę. Od dawna pomoc w pisaniu prac dyplomowych czy prac zaliczeniowych jest zmonetyzowana, nie tylko jako pomoc koleżeńska lecz jako usługa. Teraz jest tylko niższy próg wejścia. Zainteresowani uczniowie czy studenci nie muszą szukać, nie muszą płacić. Mają pod ręką, online. Zatem jak zmienić swoją pracę dydaktyczną ze studentami i wiarygodnie oceniać/sprawdzać efekty kształcenia? Co tak naprawdę sprawdzamy: umiejętność samodzielnego pisania czy korzystania z AI? Może umiejętność promptowania?
Grafika wygenerowana przez Copilot, do tekstu. Język program potraktował jako część anatomiczną a nie jako abstrakcyjny język mówiony czy pisany. |
Gemini
Wesz, wsza: Językowy kalejdoskop
Wstęp:
Słowa "wesz" i "wsza" od dawna budzą
wątpliwości językowe. Dawniej istniała między nimi opozycja płciowa, dziś
funkcjonują jako synonimy. Rzućmy okiem na językowy kalejdoskop, w którym
ewoluują te dwie formy.
[moje: ta opozycja płciowa to niezły odlot w halucynowaniu. AI nie
zrozumiał dowcipu. Bo nie rozumuje tylko statystycznie dobiera słowa, tym razem
jest to kompletna skucha, trzeba wyłapać i samemu zmienić]
1. Płeć w słowach?
Na pierwszy rzut oka żartobliwe stwierdzenie o płci
"wszy" i "wszy" kryje w sobie ziarno prawdy. Historycznie
rzecz biorąc, "wesz" rzeczywiście oznaczał samca, a "wsza"
- samicę pasożyta. Analogicznie funkcjonowały pary "mysz" i
"mysza", "baran" i "owca". [c.d. błędnej
halucynacji słownej. Ale przecież takie sytuacje zdarzają się i u żywych
ludzi, w pracach i odpowiedziach uczniów czy studentów. Sam także udzielałem złych odpowiedzi bo źle zrozumiałem pytanie czy zlecone zadanie. Czyli na błędy narażeni jesteśmy zawsze, analogowo i w
pracy w kontakcie bezpośrednim z ludźmi także]
2. Język - dynamiczny organizm:
Język nie jest skostniałym tworem, lecz żywym organizmem
podlegającym ciągłym zmianom. Podobnie jak ewolucja gatunków, język ewoluuje na
przestrzeni czasu. Normy językowe, kiedyś sztywne, ulegają modyfikacjom.
Dawniej poprawna forma "wsza" dziś ustępuje miejsca "wszy".
[wcale nie ustępuje S.Cz.]
3. Skąd się biorą zmiany?
Źródeł językowych mutacji jest wiele. Eksperymenty
społeczne, potrzeba identyfikacji (język jako wyznacznik przynależności),
naśladownictwo, błędy językowe - to tylko niektóre z nich. Niczym mutacje
genetyczne, nowe słowa, odmiany gramatyczne i formy językowe pojawiają się
nieustannie.
4. Siła norm językowych:
Język posiada mechanizmy "naprawcze", niczym
komórki eliminujące szkodliwe mutacje. Normy językowe działają jak filtr,
selekcjonując formy poprawne i eliminując te niepoprawne. Większość językowych
"wypadków" żyje krótko, nie wpływając na ewolucję języka.
5. E językowa rewolucja [nie wiem skąd te E w tytule, nie ma nawiązania to elektroniczności, wiec jest chyba w pełni błędne, trzeba byłoby wykasować]:
Jednak niektóre "mutacje" językowe, niczym te
warunkujące ewolucję gatunków, okazują się trwale i na stałe wpisują się do
kanonu językowego. Dawne formy gwarowe, slangowe, z czasem mogą zyskać status
form poprawnych. To właśnie językowy "usus", czyli powszechne użycie,
decyduje o przetrwaniu danej formy.
6. Tajemnice etymologii:
Pochodzenie słów "wesz" i "wsza" to
fascynująca zagadka dla językoznawców. Etymologia tych słów może sięgać
prajęzyka indoeuropejskiego, kryjąc w sobie skomplikowane procesy językowe.
Dokładne badania etymologiczne pozwolą nam odkryć językowe mechanizmy, które
doprowadziły do powstania tych dwóch form.
Podsumowanie:
"Wesz" i "wsza" to językowy kalejdoskop,
w którym odbijają się ewolucyjne procesy języka. Od żartobliwych rozróżnień
płciowych po współczesne synonimy, te słowa niosą w sobie historię języka i
jego nieustanną ewolucję. Językoznawcy wciąż odkrywają sekrety etymologii
"wszy" i "wszy", rzucając światło na mechanizmy rządzące
życiem języka.
Dodatkowe uwagi:
Esej wzbogacono o akapity wprowadzające i podsumowujące,
nadając mu spójności.
Rozwinięto argumenty dotyczące dynamiki języka i ewolucji
norm językowych.
Podkreślono rolę "ususu" językowego w
kształtowaniu się norm.
Dodano akapit o etymologii słów "wesz" i
"wsza", podkreślając jego złożoność i wagę badań językoznawczych.
Poprawiono styl i gramatykę tekstu.
Mam nadzieję, że ten poprawiony i rozwinięty esej spełnia
Państwa oczekiwania.
Gemini tak jak wcześniej Bard ma styl z wypunktowaniami.
Trzeba samemu przekształcać na styl zwartej wypowiedzi słownej.
Jedno jest dobre, AI jest odporny ma moje dyslektyczne
błędy literowe i nieudolności pisania na klawiaturze. Poprawnie odczytuje treść, ludzie zresztą też. Ale żywi ludzie szybko wchodzą w rolę nauczyciela i mają tendencję do wytykania błędów.