24.03.2018

Laboratorium w szufladzie – fizyka

Fizyka w szkole nie była moim ulubionym przedmiotem. Ciężko wchodziła mi do głowy a doświadczeń było mało. Był jednak moment, gdzie dział związany z elektrycznością wzbudził moje ożywienie i lepsze zrozumienie treści. Wszystko za sprawą znakomitej książki, która wpadła mi w ręce. Była trochę stara, omawiała elektryczność i działanie radia na przykładach lamp. Wtedy była już epoka tranzystorów, ale lampy widziałem jeszcze w starych radioodbiornikach i telewizorach. Dobrze przykłady i znakomite rysunki oraz możliwość eksperymentowania. Bo proste rzeczy dało się zrobić. I zrozumiałem czym jest napięcie, czym natężenia i jak rozchodzą się fale radiowe.

Na studiach mieliśmy biofizykę. W zasadzie nudne i niepojęte. Ale sporo było działań praktycznych i pomiarowych. Razu pewnego, nudne zajęcia nabrały ogromnych emocji. Wcześniej coś w jakichś książkach popularnonaukowych wyczytaliśmy z kolegą o tym, że w rozszerzającym się wszechświecie niektóre stałe fizyczne mogą zmieniać swoją wartość. Już nie pamiętam co tam mierzyliśmy, ale uzyskaliśmy inne wartości niż należało. Raz, drugi i trzeci powtórzyliśmy, konsultowaliśmy się z prowadzącym zajęcia, i ciągle nic. To znaczy błędu nie mogliśmy w obliczeniach znaleźć a wartość była inna. Emocje wzrosły bo poczuliśmy się bliskimi odkrycia czegoś nowego. W końcu znaleźliśmy prosty błąd… czar prysł ale emocje pozostały. Szkoda, że było ich tak mało.

Nic tak nie pomaga w zrozumieniu nauki i praw przyrody niż eksperymentowanie. Niestety w ostatnich latach pracownie szkolne znacznie zubożały w sprzęt dydaktyczno-badawczy. Nawet w liceach poznikały stoły laboratoryjne a w sali chemicznej mojego liceum pozostał tylko zapach w ścianach po odczynnikach chemicznych. Na nieszczęście, wraz z ostatnią nieszczęsną reformą edukacji i likwidowaniem gimnazjów, sytuacja się pogorszyła znacząco. Mimo obietnic nie pojawiły się w szkołach podstawowych obiecane pracownie i laboratoria. Po reformie wyposażenie w szkołach podstawowych do fizyki praktycznie nie istnieje. A już i wcześniej widoczny był regres w wyposażeniu szkolnych pracownicy biologicznych, chemicznych i fizycznych.

Na szczęście w ostatnich latach rozwijają się różnorodne centra nauki i eksperymentatoria oraz coraz liczniejsze są pikniki naukowe. I pojawia się coraz więcej dobrych książek popularnonaukowych z propozycjami samodzielnego eksperymentowania. Jedną z tych książek jest "Laboratorium w szufladzie – fizyka”, autorstwa Bogdana Janusa i Jacka Błoniarza-Łuczaka, wydana przez Wydawnictwo Naukowe PWN w 2016 roku.

"Laboratorium w szufladzie" to cykl książek przeznaczonych dla osób ciekawych świata, pasjonatów, hobbystów, a przede wszystkim praktyków. Czytelnicy znajdą w nich wiele inspiracji do doświadczeń i eksperymentów. Wszystkie książki z tej serii są bogato ilustrowane materiałami graficznymi i zdjęciami. Każdy poruszony temat zawiera wyczerpujący, praktyczny opis zjawiska, doświadczenia, przyrządu czy aktywności. Autorzy nie stronią od wejścia na poziom wyższy, niż tylko popularne ujęcie tematu. Pogłębione ujęcie pozwala poczuć smak eksperymentu, doświadczyć radości poznawania i odkrywania różnorodności świata oraz stojącej wobec niego – twórczej wyobraźni. Wcześniej pisałem o Biologii i Chemii, wydanych w tej serii.

(Pamiątka eksperymentowania w Centrum Nauki Kopernik,
2016)
Zgodnie z konwencją serii w Fizyce proponowane doświadczenia pogrupowane są w zależności od stopnia trudności – dla ułatwienia oznakowano je różnymi kolorami. Doświadczenia poprzedzone są teorią i objaśnieniami. Potrzebne przyrządy w zasadzie można bez problemy samodzielni zdobyć, także z domowej szuflady.

Na 227 stronach znajdują się propozycje eksperymentów dotyczących światła i optyki a także propozycje jak zrobić projektor lub mikroskop z telefonu komórkowego. Jest także dział elektryczny. W tej części moją uwagę zwrócił eksperyment z pomiarem rozchodzenia się dźwięku w gazach. Jakiś czas temu w Centrum Nauki Kopernik, w ramach warsztatów, towarzyszących konferencji (rok 2016), wykonywaliśmy podobne ćwiczenie. Było one w formie zagadki z fabułą kosmiczną. A my, dorośli ludzie, mogliśmy sobie do woli poeksperymentować. Wtedy w wyznaczonym czasie nie udało się nam odkryć rozwiązania, ale poszukiwawcza zabawa była przednia. Z emocjami. I przypominaniem sobie różnorodnych praw fizycznych a także możliwością manipulowania. Teraz, dzięki książce, mogę do tych eksperymentów powrócić.

Omawianą książkę polecam nauczycielom, rodzicom oraz młodym poszukiwaczom wiedzy. Rodzinne laboratorium w szufladzie może być znakomitą przygodą także dla dużych. Dziecko będzie alibi… gdyby ktoś się dziwił, że człowiek dorosły „bawi się w szkolne zadania”. A jeśli zabraknie narzędzi i materiałów, to można udać się do jakiegoś centrum nauki i tak poeksperymentować. A jeśli w pobliżu jeszcze nie ma takiego centrum… to warto naciskać na władze regionalne by tworzyły w gminie i powiecie. Bo do szkoły wpuszczają na lekcje tylko uczniów, a w takim centrum odnaleźliby się także dorośli. Emocje z poznawania świata przydadzą się każdemu na każdym etapie życia. Nawet na uniwersytecie trzeciego wieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz