Na dzisiejszą sytuację świata cyfrowego patrzę z perspektywy ewolucyjnej Homo sapiens i drogi jaką przebył, zarówno w aspekcie ewolucji biologicznej jak i kulturowej. Naszym dalekim przodkom wystarczyło iskanie by budować więzi społeczne. Ale w taki sposób – dzieląc czas na szukanie pożywienia i budowanie relacji społecznych (sojuszy, przyjaźni itp.) – naczelne mogą tworzyć grupy nie większe niż około 50 osobników. Człowiek, dzięki takim innowacjom jak język i związane z nim opowieści (swoiste iskanie na odległość), mógł stworzyć większe grupy i społeczności. I dalej ten proces postępuje wraz z trzecią rewolucją technologiczną i powstawianiem coraz większych struktur międzynarodowych. Ludzie lubią opowieści bo człowiek jest istotą społeczną. A w sferze wiedzy i nauki, nawet w środowisku akademickim, czasem trudno odróżnić spór merytoryczny od kłótni w warstwie socjalnej, tak jak trudno rozdzielić inteligencję od inteligencji emocjonalnej. Podobnie jest z informacjami w życiu społecznym. Emocje są ważne w odbiorze informacji. Sama inteligencja nie wystarczy. Inteligencja społeczna ciągle odgrywa dużą rolę w komunikacji.
(Wnętrze Bibliotechu, miejsca gdzie odbywała się dyskusja) |
Świat jest bardziej złożony. Także i z tego powodu myślenie naukowe potrzebne jest każdemu jako kompetencja społeczna. Podnoszeniem kompetencji naukowej z jednej strony odbywa się w czasie edukacji zformalizowanej, w tym na poziomie wyższym, a z drugiej w formie edukacji pozaformalnej w życiu codziennym. Pytanie jak odróżniać rzetelne informacje od manipulacji czy dezinformacji dotyczy więc nie tylko kształcenia na studiach ale i komunikacji społecznej we współczesnym świecie. Podatność na faktoidy i fake newsy może zagrażać niepodległości, gdy zewnętrzne grupy próbują w mediach wpływać na nastroje i wyniki wyborów demokratycznych. A to obserwujemy obecnie na dość dużą skalę.
Kiedyś, żyjąc w małych społecznościach, ocenialiśmy wiarygodność informacji przez pryzmat osoby, która ją nam przekazywała. Zazwyczaj była nam znana (osoba) i na bazie własnych doświadczeń mogliśmy podjąć decyzję czy zaufać. Teraz spotykamy osoby, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Nie mamy więc pamięci i doświadczeń co do ich wiarygodności. Czasem w ogóle nie widzimy nadawcy, więc na nic umiejętność odczytywania języka ciała. Obrazy w świecie cyfrowym mogą być zmanipulowane, więc nawet własnym oczom nie zawsze można uwierzyć i zaufać. To tak, jakby gatunek zaadoptowany do jakiegoś środowiska przenieść zupełnie w inne warunki siedliskowe. Zaufanie (wiarygodność) w świecie nadmiaru informacji jest trudne. Z konieczności musimy i chcemy zaufać autorytetom (zweryfikowanym źródłom wiadomości). Podobnie z oceną wiarygodność źródła. Nie zawsze ewolucyjnie ukształtowana umiejętność odczytywania intencji (intencjonalność) i empatia wystarcza.
Dlaczego nie przyswajamy wiadomości niepasujących do naszego światopoglądu? Winne są po pierwsze emocje, po drugie nasz system wiedzy (paradygmat). Wiedza, nawet ta indywidualna, jest spójnym systemem. Jeśli jakaś informacja nie pasuje do naszego obrazu świata to najczęściej ją odrzucamy, „nie widzimy”. To sposób na zachowanie wewnętrznego komfortu. Ewolucyjnie to się przez tysiące lat dobrze sprawdzało. Niepasująca informacja wywołuje dysonans. Zatem ją odrzucamy. Albo… akceptujemy, ale wtedy musimy przebudować swój własny system wiedzy o świecie, własny system wartości. Tak jak z klockami Lego – burzymy wcześniejszą budowlę i tworzymy coś nowego. Może tylko lekko zmodyfikowanego, ale zawsze coś nowego. To wymaga wysiłku.
W zetknięciu z nowymi, internetowymi formami komunikacji uczymy się innego „języka ciała” (czytanie między wierszami). Ten proces dopiero się zaczął.
Autorytety są nam potrzebne. Nie da się mieć własnego zdania na każdy temat. Autorytet to zweryfikowana wiarygodność. Wygodnie jest na kimś/czymś polegać, bo trudno weryfikować każdą informację jaka do nas dociera. Ale część musimy umieć weryfikować samodzielnie. Przede wszystkim te ważne i kluczowe dla nas. Nabywanie tej umiejętności odbywać się to może w kształceniu formalnym (na studiach) lub pozaformalnym w nieustannym obcowaniu z informacją i światem cyfrowym.
W odniesieniu do treści popularnonaukowych lub wykładów akademickich w wypowiedzi liczy się przejrzystość. A od słuchacza wymagać należy umiejętność weryfikacji (np. przez porównanie takich samych informacji w różnych źródłach oraz przez krytyczne myślenie). Uczymy się zaufania w świecie nadmiaru kontaktów. To jest i trudne i nowe.
Jak nie pogubić się w Internecie? W jaki sposób wyszukiwać w nim jedynie sprawdzonych informacji? Jak odróżnić rzetelną informację od próby manipulacji? Tak samo jak w świecie analogowym. Czy nasi przodkowie ufali każdej zasłyszanej informacji? Plotka i manipulacja informacjami jest stara tak jak ludzkość. Po pierwsze zawsze była i jest to konfrontacja z własnym paradygmatem (systemem wiedzy i wartości), weryfikowanie na różne sposoby, sprawdzanie w kilku źródłach i w końcu eksperyment (dotknięcie palcem jak u niewiernego Tomasza). Metodologia naukowa udoskonaliła ten proces: sprawdzanie w licznych źródłach, porównywanie z teorią i innymi hipotezami, porównywanie z paradygmatem i eksperymentowanie.
W czasie panelu dyskusja poruszyła także kwestię chwytliwych tytułów wykładów, artykułów, tekstów publicystycznych. Czy chwytliwe tytuły są gwarancją dużej ilości czytelników, czy raczej ludzi jedynie spoglądających na sensacyjny nagłówek? Spotykamy to zjawisko coraz częściej również w artykułach popularnonaukowych. Świadczy to o rosnących umiejętnościach samych popularyzatorów i kadry akademickiej. Uczymy się komunikować coraz bardziej atrakcyjnie. Czasem popadamy w przesadę i zamiast większej efektywności wychodzi groteska.
Funkcją tytułu jest zaciekawienie i zwrócenia uwagi (rola herolda i konferansjera). Istotne jest to zwłaszcza w czasach nadmiaru informacji. To tak jak mówienie w hałasie. Cóż nowego dają nowe technologie? Przykładem może być sama dyskusja panelowa: tytuł, plakaty, zapowiedź na stronie www, wydarzenie na Facebooku itp. Tak jak kiedyś herold stawał na rynku i w gwarze ogłaszał i zapowiadał, tak teraz w mediach internetowych przebijamy się z informacją by dotrzeć do potencjalnie zainteresowanych słuchaczy i czytelników.
Tytuł to zaproszenie do opowieści. Reakcja zależy od czytelnika, jednych zaciekawi, innych odstraszy. W nadmiarze informacji często zdarza się powierzchowne czytanie samych tytułów. Niektórzy kończą czytanie na tytule czy lidzie… i komentują nie znając treści. W tym sensie tytuł może zmylić, emocjonalnie nastawić odbiorcę, żyjącego w pospiechu. To całkiem inny świat niż kiedyś. Tytuł pełni rolę zaciekawienia i zapowiedzi opowieści/przekazu/informacji. Ważny jest także odbiorca, jego oczekiwania, jego wiedza i poziom rozumienia świata.
Podobno Polacy są w czołówce, jeśli chodzi o branie medykamentów. Czy faktycznie ufamy reklamom, że „działanie zostało potwierdzone naukowo”? W reklamie bez wątpienia wykorzystywany jest autorytet nauki. W „psychologia komunikacji” wykorzystywane są wizualne symbole nawiązujące do badań naukowych (ktoś w białym fartuchu, szkoło laboratoryjne, mikroskopy itd.), specyficzny język przypominający język naukowy. Autorytet nauki wykorzystywany jest do oszukiwania i manipulacji. Potrzebne są więc: wiedza i kompetencje, aby szybko wyłapywać fałsz i niespójność. A chwile później szukanie w innych źródłach.
Faktoidy (post prawda) są jak pasożyty, które próbują oszukać system odpornościowy żywiciela: czasem upodobniają się do komórek gospodarza. Nie zawsze system odpornościowy poprawnie weryfikuje intruza. A czasem działa zbyt intensywnie, analogicznie jak w przypadku alergii. Z premedytacją poszukuję analogii zjawisk kulturowych i biologicznych. W moim odczuciu można poszukiwać ogólnych praw w teorii systemów.
Jak wyrobić w ludziach nawyk weryfikowania informacji i szukania wiarygodnych źródeł? Przecież myślenie naukowe (krytycznie z weryfikacją) jest kompetencją XXI wieku, ważną dla gospodarki. Ponieważ jest to sytuacja nowa to nie można zakładać, że kształcić będziemy od najmłodszego. Potrzebna jest edukacja w szkole, na studiach ale i w formie ustawicznej i pozaformalnej. To działka dla upowszechniania i popularyzacji nauki w szerokim sensie.
Czeka nas nowa alfabetyzacja: „analfabeci” w internecie nie odróżniają faktów od faktoidów i propagandy. A czeka nas jeszcze coraz dobitniejsze zderzenie ze sztuczną inteligencją. Sprawa jest więc poważna.
Na sam koniec pojawiło się pytanie: „Czy uniwersytety powinny wydawać stanowiska w sprawie…” Wobec zalewu różnych niesprawdzonych informacji społeczeństwo oczekuje szybkich wypowiedzi autorytetów. To sytuacja zupełnie nowa dla tradycji akademickiej. Jak się w tym odnajdziemy? W moim odczuciu dyskusja panelowa była bardzo ciekawa i inspirująca. Bez pomysłu i inicjatywy studentów nie spotkalibyśmy się i nie dyskutowalibyśmy. Nie wszystkie refleksje zdołałem w tych kilku częściach opisać.
Zakończę cytatem z innego tekstu, który przeczytałem dużo później:
„W Polsce jest silnie zakorzeniona kultura racji, tzn. przywiązania do swojej racji, do tego, co myślę. Nie towarzyszy temu często analiza stanowiska drugiej strony. Brak nam interakcyjności, cechuje nas wręcz intelektualny autyzm. Z kolei „wyższa” kultura umysłowa wymaga oddzielenia podmiotu (mnie samego) od przedmiotu (to, o czym myślę). Wskazane jest, aby nie tyle utwierdzać się we własnej racji, ale stale weryfikować dane i informacje, którymi dysponujemy, bo to ich zasób sprawia, że myślimy tak, jak myślimy. Tym właśnie różnimy się od Zachodu. Tam myślenie rozumie się w sposób bardziej racjonalny, chłodny i wyraźnie zaznacza, że to, co myślę nie jest mną.”
Prof. Andrzej Zybała (źródło)
Panel dyskusyjny pt. „Przekazywanie informacji – naukowej i nie tylko”, który odbył się 9 listopada 2017 r., zorganizowali studenci z Miesięcznika Studentów Politechniki Wrocławskiej „Żak” oraz Centrum Wiedzy i Informacji Naukowo-Technicznej. Do udziału w wydarzeniu zostali zaproszeni naukowcy, popularyzatorzy nauki, twórcy blogów naukowych, przedstawiciele świata biznesu oraz bibliotekarze i studenci:
- prof. dr hab. inż. Arkadiusz Wójs - dziekan Wydziału Podstawowych Problemów Techniki;
- dr hab. Stanisław Czachorowski - biolog, ekolog i entomolog, autor bloga Profesorskie Gadanie;
- dr hab. inż. Izabela Sówka - Zakład Inżynierii i Ochrony Atmosfery;
- dr Mateusz Kotowski - Kierownik Zespołu Filozofii i Socjologii Wiedzy SNHiS PWr.
- mgr Jędrzej Leśniewski - zastępca dyrektora CWiNT ds. Bibliotek.
- Aleksandra i Piotr Stanisławscy - autorzy najpopularniejszego w Polsce bloga popularnonaukowego Crazy Nauka;
- Łukasz Remisiewicz - autor bloga Neurosocjologia – mózgi na społecznej smyczy;
- Wojciech Kazanecki – przedstawiciel firmy McKinsey&Company.
Czytaj także:
- Pozyskiwanie informacji nie tylko naukowej, (relacja z Wrocławia cz. 1.)
- Metody i inspiracje w pozyskiwaniu informacji (relacja z Wrocławia cz. 2.)
- Sposoby pozyskiwania rzetelnej informacji (relacja z Wrocławia cz. 3)
- Upowszechnianie wiedzy i komunikacja (relacja z Wrocławia cz. 4.)
- Upowszechnianie wiedzy i komunikacja: blogi i uproszczenia (relacja z Wrocławia cz. 5.)
- Upowszechnianie wiedzy: kolokwializmy (relacja z Wrocławia cz. 6.)
- Jak prezentować w inny niż pisany sposób? (relacja z Wrocławia cz. 7).
- Jak zmienił się styl pisania prac dyplomowych, plusy i minusy. (Relacja z Wrocławia, cz. 8.)
Tu bym zadał pytanie jak często osoby szermujące "naukowością" swoich poglądów w rzeczywistości dokonują nadinterpretacji (manipulacji, zatajania, wybiórczości itp.) danych?
OdpowiedzUsuńŻeby odpowiedzieć muszę zrozumieć pytanie. Co to znaczy "szermować "naukowościa" swoich poglądów" ? Skoro naukowość jest w cudzysłowiu, to pewnie znaczy coś innego niż naukowość. O co więc chodzi?. Naditerprecja jest nadinterpretacją Manipulacja jest manipulacją. Co to ma wspólnego z naukowościa lub "naukowością"? Mimo wysiłku ie rozumiem pytania, jest nieprezycyjne, zagmatwane i w w gruncie rzeczy jest opinią a nie pytaniem
OdpowiedzUsuńOwszem to forma opinii. Niemniej jednak pytanie pozostaje aktualne.
UsuńAle moze wymaga doprecyzowania.
1 - dla większości osób nauka dostępna jest tylko w formie popularyzacji, nie mają czasu ani dostępu by przebijać się przez setki bardzo specjalistycznych prac naukowych z których trudno wyciągnąć konkretne wnioski.
2 - popularyzatorzy mogą tak dobierać dane, aby potwierdzały icb tezę, a teza ta moze wynikać z wyznawanej ideologii, przynależności socjalnej, lub moze się okazać że popularyzator to zwykły "pożyteczny idiota".
I teraz pytanie:
Co ochroni czytelnika (widza) przed czymś takim, skork z zalozenia nie posiada on stosownej wiedzy?!
Tak, ochroni. Przeczytaj komentowany wpis na blogu. ps. manipulujesz pojęciem "popularyzator". Być może chodziło ci o "bloger", "dziennikarz", "propagandzista". Zatem precyzja w komunikowaniu się a nie niedomówienia, ogólniki itd.
OdpowiedzUsuńPopularyzator czyli KAŻDY kto zajmuje się popularyzacją nauki. Owszem są lepsi i gorsi ale to zależy od czlowieka nie od medium.
UsuńA propagandę uprawia się przy okazji popularyzacji i jedno drugiego nie wyklucza.
Proszę sobje darować te "manipuilacje", mnie to nie rusza,a publiki tu większej nie ma więc i spektakl na jej uzytek jest bez sensu.
Czyli ogólnikowo i niekonkretnie. Coś Pan insunuje ale nie wiadomo co.
Usuń"A propagandę uprawia się przy okazji popularyzacji " a można jakiś konkret? Bo dla mnie propaganda i popularyzacja nauki to zupełnie różne sprawy. Wydaje mi się, że ten blog nie jest dla Pana. Zagląda Pan i czyta z emocjami, co uniemożliwia czytanie. Nie czyta Pan w zasadzie, nie dyskutuje, nie pyta tylko wygłasza wygłasza ciągle te same kwestie (uwzględniając komentarze z bloxa). Zagląda Pan by walczyć z domniemanym "lewactwem" i wypisuje różne komunały bez sensu i bez związku z tematem. Wszystko sprawa emocji i nastawiania. Nie znajdzie Pan tu pola dla siebie, sugeruję zmienić zainteresowania.
Może po prostu nie lubię być brutalny i zakładam że drugiej stronie wystarczy zasugerować to i owo a wtedy sama się domyśli...
UsuńTo jest po prostu insynuacja lub oszczerstwo. Oczernianie bez najmniejszego dowodu. Takie gdybanie, fantazjowanie i hejtowanie. Jeśli jesteś wierzący, to sugeruję iść do spowiedzi (nie mó fałszywego świadectwa...)
OdpowiedzUsuńSpokojnie!
UsuńA co ja takiego "insynuowałem"? Kogo "oczerniałem"?
Po prostu zadaję pytania!
Kto nas ochroni jeśli popularyzator (calkowicie hipotetycznie) będzie wyznawał jakieś współczesne mity i przesądy? Dawniej światli i uczeni ludzie wierzyli w czarownice, pisali mądre księgi jak je lapać i likwidować, tworzyli mądre gremia które miały te śledztwa przeprowadzać...
Jaka gwarancja że dzisiejesze "czarownice" (globalne ocieplenie np.) nie okażą się w przyszłości calkiem niewinne?
Widzę, że nie rozumiesz. No to może tak: a czy to prawda, że zona puszcza cię kantem z kolegą z pracy? Jakby co to ja tylko pytam. By ułatwić zrozumienie kwestii podstawowych. Temat wpisu dotyczy rozpoznawania informacji w internecie. Zatem utrzymuję się w temacie tylko przytaczam coraz prostsze przykłady.
UsuńCytując zacytowanego "to co myślę nie jest mną"...
UsuńAle mi chodzi o sytuacje takie gdy ktoś pozujacy się na obiektywizm stosuje cenzurę, by w dyskusji nie wyszło iż mozna mieć inne zdanie, bo przez wrodzoną naiwność nie godzę się z myślą że ktoś cenzuruje wypowiedzi innych by ukryc fakt iż to co pisze jest zwykłą propagandówką a nie tekstem popularnonaukowym.
Brak jakichkolwiek konkretów, cały wywód jest nieweryfikowalny (nie jest możliwy do zweryfikowania). Przez to nie wart analizowania i zastanawia się. Takich "myśli" całe krocie w internecie, na ścianach, gazetach itd.
UsuńOdsyłam do sytuacji gdy profesor jeszcze na wcześniejszym blogu raczył był nie publikować moich komentarzy (nick makroman) bo niezgodne były z tezą profesorskiego postu...
UsuńNp. Kilka historycznych ciekawostek jak to ludność napływowa (pierwotnie faktycznie grzecznami ukladna) spowodowała zagładę kulturową i fizyczną ludności już dane terytorium zamieszkującej...