Nowa odsłona bloga Profesorskie Gadanie. Pisanie i czytanie pomaga w myśleniu. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie opowiadam. Dr hab. Stanisław Czachorowski, prof UWM, Wydział Biologii i Biotechnologii, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie
7.07.2019
O grzybach, które kwitną i o ich przebiegłości reprodukcyjnej
Czy u roślin występują choroby weneryczne? Chorobę weneryczną określa się jako chorobę przenoszoną drogą płciową. Nazwę swoją bierze od Wenery - bogini miłości (w mitologii rzymskiej, łac. Venus, gr. Aphrodítē). Dodajmy, że rośliny do zapłodnienia krzyżowego wykorzystują także i inne organizmy, sowicie opłacając je pokarmem. A czasem oszukując - łudząc pięknem kwiatów i obietnicą słodkiego nektaru. Mowa o owadach zapylających, zwabianych do kwiatów słodkim i pożywnym nektarem. A skoro są zapośredniczone kontakty seksualne, to może i jakieś pasożyty chorobotwórcze wykorzystujące ów popęd rozrodczo-pokarmowy, występują w przebogatym świecie przyrody? Bo rośliny chcą się rozmnażać a owady jeść. Świat krąży wokół jedzenia i seksu.
A skąd w tej opowieści grzyby i to takie, które kwitną? W biologicznym sensie nie ma takich, przynajmniej kwitnących samodzielnie. Ale do spółki z roślinami to potrafią zakwitnąć (otaczająca nas przyroda to jedna, wielka wspólnotowość). Owszem, są takie grzyby jak sromotnik bezwstydny czy okratek australijski, które zapachem zwabiają muchy (czyli jest funkcjonalne podobieństwo do roli, jaką spełniają kwiaty). Dodajmy, że ten zapach tylko muchom jest miły, bo przypomina padlinę lub ekskrementy. Ale zwabione muchy roznoszą zarodniki i w ten sposób przyczyniają się do rozprzestrzeniania gatunku (dyspersji). Jednak nie o takich „kwiatach” będzie ta opowieść.
Bohaterem niniejszej opowieści jest sypnik, grzyb z rodzaju Uromyces. Niektóre małe grzyby, zwane rdzami, tworzą ciekawe związki z roślinami naczyniowymi. Same nie mogą zakwitnąć w celach reprodukcyjnych (i dyspersyjnych), to kwitną do spółki z roślinami, niejako je do tego przymuszając. Na przykład spotkać można wilczomlecza sosnka z dziwnymi, rdzawymi liśćmi (na zdjęciach), wyglądającymi jak kwiaty. Pachnące kwiaty z nektarem. Wilczomlecz porażony grzybem Uromyces pisi nie wytwarza kwiatów ale wytwarza czerwonawe liście podkwiatostanowe. A sam grzyb wytwarza … nektar przywabiający owady, roznoszące gamety grzyba (to swoista mimikra udawania kwiata). Grzyb jest w swoistym pasożytem, który „nie pozwala” wytworzyć kwiatów wilczomleczowi, bo sam chce zwabiać owady do pseudokwiatów. Owady te to roznosiciele pyłku i propagul (zwierzęta takie można nazwać polinatorami, ale przydałaby się ładniejsza, polska nazwa).
W interesie grzyba jest aby roślina żywicielska wyprodukowała powabnię bo sam sypnik tego nie potrafi. Uzyskać kuszące piękno za cudzą sprawą… Powabnia, ten psueudokwiat, zwabia owady a te roznoszą zarodniki grzyba na inne rośliny (roznoszą więc chorobę). U grzybów też występują płcie a więc jest to owadzi współudział w rozmnażaniu grzybów (roznosząc gamety między różnopłciowymi plechami umożliwiają zapłodnienie).
Gdyby wilczomlecz sosnka wytwarzał w pełni płodne kwiaty (właściwie rozwinięte, z kolorowymi płatkami i nektarem), to stanowiłby konkurencję dla psueudokwiatów z pseudonektarem i propagulami grzyba. Grzyb się stara jak może a i tak owady w większości wolą normalne kwiaty… Pszczoły i inne zapylacze widać traktują ten grzybi nektar jako „chińską” podróbę.
Tymi grzybowymi psueudokwiatami zapewne za bardzo byśmy się nie interesowali (poza filozofami przyrody) gdyby nie fakt, iż wspomniany grzyb wywołuje chorobę roślin uprawnych – rdzę grochu. Wilczomlecz sosnka jest żywicielem pośrednim. Z tego powodu obecność wilczomlecza w pobliżu plantacji grochu jest niepożądana przez rolników.
Wilczomlecz sosnka był wykorzystywany w medycynie ludowej, bowiem jego sok stosowany był zewnętrznie jako lek na brodawki, kurzajki, piegi oraz wypadanie włosów. Nawet medycyna ludowa wymaga wiedzy i odpowiedniego stosowania i czasem dochodziło do zatruć. Babka z lasu musi znać się na swojej robocie i ziołolecznictwie. Inaczej nie wyleczy a otruje. Chyba znachorka od czarownicy różni się tylko wiedzą w stosowaniu ziół w odpowiedniej dawce.
Wilczomlecz sosnka rośnie na suchych łąkach, pastwiskach, murawach, miejscach ruderalnych, na przydrożach itd. Jest uznawany za gatunek charakterystyczny dla muraw kserotermicznych. Jest rośliną trującą (ale są wyspecjalizowane motyle, których gąsienice bezpiecznie zjadają tę roślinę), zawiera flawonoidy, euforben, kauczuk, żywicę, kwasy organiczne. Toksyczne są rośliny świeże jak i zasuszone (dla rolników to informacja, dotycząca siana). Mleko krów, zatrutych tym wilczomleczem, ma kolor czerwony i zawiera substancje trujące dla ludzi (można więc zatruć się za pośrednictwem krowy, samemu nie spożywając wilczomlecza sosnki).
Owady odgrywają dużą rolę w cyklu życiowym różnych grzybów (np. rodzaje Puccinia i Uromyces) jako wektory (polinatory), przenoszące gamety lub/i przenoszące zarodniki na kolejne rośliny żywicielskie.
Inną rośliną tak niecnie i seksualnie wykorzystywaną przez rdze jest gęsiówka (Arabis sp.). A kolejnym przykładem roślinnych chorób wenerycznych może być bniec biały (niebawem o tym napiszę dokładniej). Otaczająca nas przyroda jest przeogromnym źródłem inspiracji do ciekawych opowieści z różnymi morałami i dygresjami filozoficznymi...
Nie tylko człowiek stosuje różnorodne perfumy i afrodyzjaki w celu nakłonienia innych do czynności sobie potrzebnych. Nie tylko człowiek za sprawą innych gatunków staje się piękniejszym by wabić w celach reprodukcyjnych. W pełni jesteśmy częścią przyrody.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz