Z czasów studenckich bardzo miło wspominam aktywność w różnych grupach studenckich typu klub turystyczny, Radio Emitor, Klub Docent czy pracę w Kole Naukowym Biologów (wtedy było jedno koło z kilkoma sekcjami, dzięki czemu była większa stabilność organizacyjna i włączonych więcej pracowników uczelni we współpracę ze studentami). Dlaczego studenckie koło naukowe było dla mnie ważne i jak motywowało mnie do uczenia się?
Po pierwsze koło naukowe było poza programem studiów. Nie było ocen i kolokwiów, nie było odgórnego, zaplanowanego programu. Była ogromna wolność i swoboda w rozwijaniu zainteresowań i uczenie się prawdziwego procesu badawczego, od dostrzegania problemu, poprzez dyskusje, planowanie i wykonanie badań aż do prezentowania wyników na konferencji naukowej oraz w formie publikacji. Po drugie były zupełnie inne relacje z nauczycielami akademickimi. Bardzie w układzie mistrz-uczeń niż zwierzchnik-podwładny. Nic nam nie było narzucane. Były tylko propozycje, pomysły i włączanie do autentycznych badań naukowych. Tak zainteresowałem się chruścikami i zaczęliśmy badania źródeł Łyny. Z perspektywy lat i obserwowanych trendów edukacyjnych to właśnie relacje z nieformalnym tutoringiem wydają się być dobrym modelem edukacji. Poszerzać je a nie zawężać!
Obserwowaliśmy badania nad wodnymi bezkręgowcami i do nich się włączaliśmy. Ale co ważne, mieliśmy dużą samodzielność w wyborze tematu badawczego. Popełnialiśmy różne błędy ale nie było z tego powodu ocen czy egzaminów poprawkowych. Tak jak i inni uczyłem się aktywnie, samodzielnie wyszukując lektury lub były mi proponowane. Czułem, że w pełni studiuję a nie uczę się w szkole (wyższej ale jednak szkole). Ważna była motywacja. Sam rozpoczynałem oznaczanie chruścików na kluczu w języku czeskim. Ogromne trudności, jednak to motywacja i samodzielność dawały dużą frajdę i poczucie studiowania w pełnym znaczeniu tego słowa.
To w kole naukowym dostałem przestrzeń do działania, binokular do oznaczania chruścików i innych bezkręgowców, dostęp do laboratorium. Były wyjazdy terenowe, obozy naukowe i realizowane projekty badawcze. Mieliśmy z czym jeździć na konferencje naukowe (w tamtych czasach było ich mało). Uczyłem się w działaniu prezentowania i wygłaszania referatów. Coś, czego nie nauczyłbym się w żaden sposób na zajęciach, ujętych w programie. My, studenci, uczestniczyliśmy w badaniach jako członkowie zespołu, razem z naukowcami. Czuliśmy się częścią zespołu i czuliśmy autentyczny udział w rozwiązywaniu rzeczywistych problemów badawczych.
Spotykaliśmy się by prezentować referaty i dyskutować. Sami wyznaczaliśmy terminy, tematy referatów i zapraszaliśmy prelegentów. Przygotowywaliśmy publikacje naukowe. Były także działania projektowe nie tylko naukowe. Planowaliśmy nawet wyprawę badawcza do Afryki (a były to trudne i biedne czasy PRL). Uczyłem się organizacji i zarządzania zespołem. Tych umiejętności nie miałem szansy nauczyć się na zajęciach, przewidzianych programem. To właśnie klub turystyczny Bajo Bongo, Radio Emitor, czy koło naukowe, dało mi szansę na kształtowanie tych ważnych umiejętności. Bardzo się przydały w pracy zawodowej po studiach. Uczyłem się działania jak i komunikacji. Uczelnia to nie tylko zajęcia w programie danego kierunku studiów ale także środowisko z przestrzenią do własnego działania. Na to musi być czas. A zatem nie za dużo zajęć programowych, odgórnie zaplanowanych i wypełnianych cała przestrzeń edukacyjna i czas.
Spotykaliśmy się by prezentować referaty i dyskutować. Sami wyznaczaliśmy terminy, tematy referatów i zapraszaliśmy prelegentów. Przygotowywaliśmy publikacje naukowe. Były także działania projektowe nie tylko naukowe. Planowaliśmy nawet wyprawę badawcza do Afryki (a były to trudne i biedne czasy PRL). Uczyłem się organizacji i zarządzania zespołem. Tych umiejętności nie miałem szansy nauczyć się na zajęciach, przewidzianych programem. To właśnie klub turystyczny Bajo Bongo, Radio Emitor, czy koło naukowe, dało mi szansę na kształtowanie tych ważnych umiejętności. Bardzo się przydały w pracy zawodowej po studiach. Uczyłem się działania jak i komunikacji. Uczelnia to nie tylko zajęcia w programie danego kierunku studiów ale także środowisko z przestrzenią do własnego działania. Na to musi być czas. A zatem nie za dużo zajęć programowych, odgórnie zaplanowanych i wypełnianych cała przestrzeń edukacyjna i czas.
Potem, już w pracy akademickiej starałem się przenosić atmosferę pracy w kole na typowe zajęcia. Więcej kół naukowych dla wszystkich! Może gdyby tak wyglądało studiowanie byłoby lepiej? Dlaczego ważne umiejętności i kompetencje tylko dla nielicznych? Czy nie można większej liczby zajęć prowadzić w takiej formie? Mam na myśli relacje, prace projektowe i aktywne uczestnictwo w życiu pozaszkolnym, pozauniwersyteckim z rozwiązywaniem rzeczywistych problemów a nie tylko problemów wyreżyserowanych do przećwiczenia.
Powoli zmienia się edukacja także na polskich uczelniach wyższych. To dobrze. A póki co gorąco zachęcam studentów do aktywności w różnych studenckich kołach naukowych. Poznajcie smak prawdziwego studiowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz