15.03.2019

Czarcie jajo lub jajo wiedźmy, czyli dlaczego cuchnie w lesie


Nie od dzisiaj wiadomo, że owady wadzą nam na różne sposoby. Często na przykład spacerując po lesie czy parku, oganiając się od komarów, kuczmanów, bąków (ślepaków), much i meszek, możemy wyczuć brzydki zapach, podobny do padliny i miodu równocześnie. Na próżno będziemy się rozglądali za martwymi zwierzętami. Ten bezwstydny zapach to sprawa wyrośniętego "czarciego jaja". A wszystko przez owady. Oczywiście w ewolucyjnym kontekście. Jednym pachną kwiatki...a innym padlina.

Kwiaty mają piękne barwy i ładnie pachną, aby zwabiać owady (przenoszące niechcący pyłek). Człowiek jako okazjonalny owocożerna również lubi zapach kwiatów. A z nektaru także korzystamy - za pośrednictwem pszczół, którym miód podbieramy. Rośliny zwabiają owady nektarem i kolorami. Nektar jest "zapłatą" za pomoc w roznoszeniu pyłku i ułatwianiu zapłodnienia krzyżowego. Ponieważ jednak nie wszystkie owady lubią to samo, niektóre organizmy "pachną inaczej". Przykładem jest grzyb sromotnik bezwstydny, pospolity w naszych lasach. Z daleka go już wyczuwamy po zapachu. Zazwyczaj najpierw czujemy, a dopiero później widzimy. Nieprzyjemny zapach - przypominający nieco padlinę - zwabia muchy, które roznoszą zarodniki grzyba.

Dociekliwi naukowcy rozszyfrowali chemiczna postać tego nieprzyjemnego zapachu. Jednym ze składników jest skatol (czyli 3-metyloindol), Jest to heterocykliczny, organiczny związek chemiczny, będący metylową pochodną indolu (o indolu niżej). Skatol jest obecny m.in. w kale ssaków, w czystej postaci jest białą, krystaliczną substancją o silnym zapachu fekaliów. Ale w małym stężeniu ma raczej przyjemny, kwiatowy zapach. Trucizna i lekarstwo to rzecz względna, bo zależy od dawki. Jak widać z odczuwaniem zapachów jest podobnie. We wszystkim ważny umiar i właściwe proporcje... Skatol wykorzystywany jest w przemyśle perfumeryjnym oraz jako dodatek smakowy do papierosów. Jak już wspomniałem, skatol jest pochodną indolu - organicznego, aromatycznego związku, który wykorzystywany jest przez bogaty, przyrodniczy metabolizm (tak w uproszczeniu) jako "baza" dla wielu ważnych biologicznie związków (alkaloidy: strychnina,  brucyna; różne związki psychoaktywne, część aminokwasu tryptofan oraz neuroprzekaźnika serotoniny), w tym wspomnianego wyżej skatolu.

Bezpośrednim sprawcą brzydkiego zapachu w lesie jest grzyb, co bezwstydnie wygląda i jeszcze gorzej pachnie (delikatnie rzecz ujmując). Istna sromota. A rozprzestrzenianiu się tej sromocie sprzyjają owady. I to bardzo aktywnie.

Nieprzyjemny zapach zwabia owady, które na co dzień gustują w odchodach czy padlinie. Z zarodnikami na swoim ciele i tak potem polecą w miejsce, które będzie bardzo dobre do dalszego rozwoju grzyba - jest on bowiem saprofitem. Jest to więc nie tylko dyspersja (rozprzestrzenianie z wykorzystaniem zwierząt - zoochoria) ale i roznoszenie do siedlisk najbardziej sprzyjających rozwojowi. Tak więc ten brzydki dla człowieka zapach ma swój biologiczny sens. Po prostu grzyby pachną inaczej ludziom, a inaczej muchom. A chemicy mogą zidentyfikować związki, za pomocą których grzyb i zwabia i brzydko pachnie.

Sromotnik bezwstydny, zwany także sromotnikiem cuchnącym, przez jednych uważany jest za grzyb niejadalny ze względu na nieprzyjemny zapach. Niektórzy jednak ten grzyb nie tylko jedzą, ale i uważają za ludowy medykament. Wszystko zależy od wieku i fazy wzrostu grzyba. Jadalne jest tak zwane czarcie jajo (stadium początkowe owocnika), częściowo schowane (zagłębione) jeszcze w glebie, jajowatego kształtu, wielkości ok. 3-5 cm. Swego czasu mój znajomy, Białorusin, który wiele lat przeżył na Syberii (nie ze swej woli), podarował mi takie „czarcie jajo”, które razem znaleźliśmy na leśnej wycieczce. Polecił umieścić w słoiku i zalać wódką lub spirytusem. Miał to być medykament na różne dolegliwości. Już niestety nie pamiętam na co, więc w końcu nawet nie spróbowałem.

Może w tym syberyjsko-białoruskim przepisie zachowały się jakieś dawne, szamańskie wierzenia i etnograficzna magia? Bo przecież w jaju tkwi witalna siła. Dlaczego czarcie jajo? Bo tylko z diabelskiego jaja wykluć się może taka sromota, gorsząca, bezwstydna i cuchnąca. Las jest dziwny i tajemniczy. Nic dziwnego, że nasi przodkowie zaludniali go magicznymi siłami i groźnymi demonami. A dla tych, którzy z wyższością patrzą na "ciemnotę i zabobon" naszych przodków proponuję wybrać się w nocy do lasu, samemu i bez latarki. Zdać się tylko na odgłosy i zapachy. Będzie obco i strasznie. A wyobraźnia dopełni reszty...

Widziałem natomiast w internecie przyrządzone czarcie jaja, smażone na patelni. A więc da się zjeść, trzeba tylko umieć przyrządzić. Albo być bardzo głodnym lub ciekawym nowych doznań. Muchom z całą pewnością smakuje dojrzały owocnik. W fazie czarciego jaja sromotnik bezwstydny nie wydziela jeszcze woni padliny, podobno w smaku przypomina rzodkiew. Po przekrojeniu "jaja", widoczny jest charakterystyczny zarys owocnika, okrytego galaretowatą warstwą. Warstwa galaretowata nie nadaje się do zjedzenia. Podobne "jaja" mają trujące muchomory, ale w przekroju inaczej wyglądają. Niemniej z uwagi na możliwość śmiertelnego zatrucia odradzałbym kulinarne eksperymenty z czarcim jajem sromotnika cuchnącego.

Wróćmy jednak do naszego sromotnika bezwstydnego. Dlaczego taka nazwa? Bo kształt dojrzałego owocnika bardzo przypomina ludzkie prącie. Tak stać w lesie bezwstydnie obnażonym? Istna sromota. Naukowa nazwa łacińska dobrze to oddaje – Phallus impudictus. Można spotkać się także z innymi nazwami zwyczajowymi: sromotnik śmierdzący, sromotnik wstydliwy, panna-bedka, słupiak cuchnący, smardz cuchnący. Ostatnia nazwa bierze się zapewne stąd, że objedzona przez muchy główka przypomina kształtem smardze, jednak silny zapach padliny ułatwia rozróżnienie tego gatunku od jadalnych smardzów. Lokalnie nazywany jest także śmierdziakiem, śmierdziuchem, śmierdzielem, smrodnikiem, smrodziuchem, jajczakiem.

Sromotnik bezwstydny występuje w lasach cienistych i wilgotnych (spotkać go można od maja do listopada), w lasach liściastych i mieszanych, głównie bukowych i grabowych oraz borach sosnowych. Spotkać go można nawet w parkach i ogrodach. Jest to gatunek u nas pospolity. Jak już pisałem, młode owocniki kształtem przypominają jajo, częściowo ukryte pod ziemią. W tym stadium można byłoby pomylić go z purchawką. Wyrośnięty owocnik przypomina wyglądem smardze. Dorasta na wysokość do kilkunastu centymetrów. Białawy trzon zakończony jest zielonym kapeluszem-główką. Trzon jest walcowaty, porowaty, łamliwy i pusty w środku. Kapelusz też jest porowaty, często przykryty białą „błonką” niczym zwiewna, dystyngowaną chusteczką..

Z tej samej rodziny sromotnikowatych podobny do sromotnika bezwstydnego jest sromotnik fiołkowy (Phallus hadriani) oraz sromotnik woalkowy (Phallus duplicatus). Znacznie mniejsze i nie tak nieprzyjemnie pachnące są mądziaki, np. mądziak psi. Ale wygląd mają równie penisowaty. Z tej samej rodziny sromotnikowatych (Phallaceae) dotarł do Polski z Australii okratek australijski, przypominający czerwoną rozgwiazdę.

Tak jak koniom i zakochanym siano pachnie inaczej, tak i w przyrodzie sromotniki bezwstydne muchom i ludziom pachną inaczej. A wszystko przez owady i ich koewolucję z grzybami. Można powiedzieć, że to grzyby bezwstydnie wykorzystują muchy do roznoszenia zarodników, a więc współuczestnictwa w rozmnażaniu. Wspomniany okratek australijski w tym celu czasem wykorzystuje człowieka. Bowiem do Europy dostał się prawdopodobnie wraz z żołnierzami australijskimi, którzy przybyli do Francji w czasie pierwszej wojny światowej. I być może na bucie jednego były zarodniki tego grzyba. No cóż, trzeba czasem uważać, w co się wdepnie, bo skutki mogą być nieobliczalne i dalekosiężne.

Można przy okazji zadać sobie pytanie jak to się stało, że rośliny ewolucyjnie wytworzyły kolorowy, pachnący kwiat z nektarem? Czy kwiatowy nektar jest jakimś ewolucyjnym naśladowaniem soków owocowych, do których wcześniej owady przylatywały?

Odkrywanie tajemnic świata ożywionego może być niezwykle pasjonujące. I jeszcze jedno pytanie, co wspólnego ma sromotnik bezwstydny z muchomorem sromotnikowym? W sensie taksonomicznym nie mają nic wspólnego, ale jeden sromotnie śmierdzi (i wygląda), drugi sromotnie truje. A żeby się ludziom owe sromoty nie myliły, zmieniona została polska nazwa muchomora - obecnie, by uniknąć nieporozumień, nazywa się on muchomor zielonawy. Czy zmiana nazwy się przyjmie i czy pomoże?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz