26.03.2019

Życie seksualne sysydlaczków, tomity i złożony cykl rozwojowy pierwotniaków

Sysydlaczki, fot. Damián H. Zanette, Wikimedia Commons.
Życiu biologicznemu nieustannie towarzyszy powielanie, pomnażanie, rozmnażanie i rozprzestrzenianie (dyspersja). Podobnie jest chyba z informacjami w internecie. Niektóre adresy i serwisy przestają istnieć, ale dzięki powielaniu i rozprzestrzenianiu treści ciągle funkcjonują w obiegu.

Sysydaczki mają niezwykle piękną i fikuśną nazwę, już to zwraca uwagę. Ale jeszcze ciekawsze jest ich biologia. Zwłaszcza życie seksualne, bo przecież pierwotniaki są pozornie proste i pierwotne.

Co to więc są owe sysydlaczki?

Na początku sysydlaczki były zwierzętami. Czyli wtedy, gdy bliski ale ukryty świat mikro został wreszcie dostrzeżony przez człowieka. Człowiek żył przez tysiąclecia obok sysydlaczków, ale dopiero w XVII wieku zobaczył je po raz pierwszy. Wszystko przez Leeuvenhoeka, który skonstruował mikroskop i spojrzał na to, co żyje w kropli wody. Wtedy właśnie ludzkość odkryła świat maleńkich istot, jak się później okazało, zbudowanych tylko z jednej komórki. Jedna komórka a cały organizm. Te maleńkie żyjątka, niewidoczne gołym okiem, potraktowano jako prymitywne istoty o prostej budowie i nazwano je Protozoa czyli zwierzęta pierwotne, pierwotniaki. W ślad za Leeuvenhoekiem inni przez coraz doskonalsze mikroskopy zaglądali w świat kropli wody, i wszystkiego innego.

Odkryty został wielki ląd, niczym Ameryka, a mikroskopowi podróżnicy co i rusz odkrywali nowe istoty, gatunki, ba nawet całe królestwa. Nauka, która bada pierwotniaki to protozoologia. Jeszcze w nazwie pobrzmiewa „zoologia” (z przedrostkiem ale jednak) a już sysydlaczki i inne pierwotniaki … przestały być zwierzętami. Bo odkryto organizmy jednokomórkowe z chlorofilem, a więc potraktowano jako rośliny (glony). Potem odkryto bakterie, też jednokomórkowe ale całkiem inne. Kolejne królestwo (ba, carstwo) w świecie istot najmniejszych. Świat organizmów jednokomórkowych, eukariotycznych (a więc nie licząc bakterii i archeonów, archeowców – bo i bakterie teraz nie są uważane za grupę jednolitą) to świat mocno zróżnicowany, gdzie są i autotrofy i saprotrofy i heterotrofy. Pełen ekosystem. Do tego różnorodność kształtów: wiciowce, pełzaki, słonecznice, sporowce i w końcu orzęski. A ponieważ odkryto endosymbiozę oraz inne formy horyzontalnego transferu genów, zrewidowano nie tylko samo drzewo filogenetyczne, ale nawet jego koncepcję. Mówi się wręcz o kręgu życia. Sieć powiązań i wymiany w tych pradawnych mikro-ekosystemach, co uniemożliwia rysowanie linearnych i dychotomicznie rozgałęziających się drzew życia. Na razie dotyczy to jedynie początków życia i jednokomórkowców, z których wyodrębniły się bakterie, archeowce (archeony, Archaea - wiem, wiem, w szkole o tym dawniej nie było… ale teraz jest, bo biologia jest najbardziej dynamicznie rozwijająca się nauką) i eukarionty.

Trzy domeny życia. Systematyka tak się rozbudowała, że pierwotnych nazw: królestwa, klasy, rzędy, rodziny, dawno już zabrakło. Pojawiają się więc nowe, dodatkowe. Ale wróćmy do pierwotniaków, nazwy, która już nie oznacza pierwotnych zwierząt. Ale nazwa dyscypliny naukowej pozostała. Trzy stulecia zaglądania przez coraz doskonalsze mikroskopy (także elektronowe) oraz rozwój biologii molekularnej i badanie genów, sprawiło, że z dawnej grupy Protozoa (w opozycji do Metazoa) wyodrębniono pięć osobnych linii filogenetycznych. Jest jeszcze sporo znaków zapytania, więc proszę się zbytnio nie przyzwyczajać do podziału, który niżej podaję. Kolejne odkrycia mogą i ten schemat zmienić. Po pierwsze są więc Excavata i należą tu jednokomórkowce pasożytnicze, drapieżne i fotosyntetyzujące (eugleniny, znane z podręczników szkolnych). Druga grupa to Chromalveolata (Że dziwne te nazwy? Jakoś nazwać trzeba, bo świat życia bogatszy niż nasz język) – tu należą sysydlaczkowe orzęski, ale w towarzystwie fotosyntetyzujących okrzemek czy brunatnic. Są i pasożytnicze zarodźce (w tym ten od malarii).

Trzecią grupą „pierwotniaków” są Rhizaria – gatunki ameb, z których większość ma pseudopodia (nibynóżki) w kształcie nitek. Czwartą jest Archaeplastida, gdzie znajdują się krasnorosty, ramienice i zielenica oraz wywodzą się rośliny zielone (te jakie znamy na co dzień). W zasadzie rośliny naczyniowe to wielokomórkowe Archaeplastida. Obraz zupełnie inny, niż pamiętamy ze szkoły. A nie pisałem już, że biologia to najdynamiczniejsza nauka w ostatnim stuleciu? Jest i piąta grupa – Unikonta, grupa eukariontów, do której należą ameby o płatowych lub rurkowanych nibynóżkach (pseudopodiach) a także… zwierzęta i grzyby. Widać więc wyraźnie, że świat jednokomórkowców jest ogromnie zróżnicowany. A świat nie dzieli się już na jednokomórkowce i wielokomórkowce, ale na inne, filogenetyczne grupy (nazwy nam wydają się obce i nieznane, ale nasze wnuki do nich przywykną).

Sysydlaczki, jako orzęski, znajdują się w jednej z nich (Chromalveolata), równie daleko od innych „zwierząt pierwotnych” co i od roślin naczyniowych czy zwierząt. Ogromną różnorodność świata żywego nazywać musimy na nowo, by uwzględnić wiedzę, jaką o życiu już zdobyliśmy. Biolodzy są jak Adam, co zobaczą – to nadają nazwę.
Sysydlaczek z rodzaju Podophyra
(źródło http://www.micrographia.com/specbiol/protis/cili/suct0100.htm)
W życiu codziennym zwierzętami będą jedynie… ssaki (a ptaki, to ptaki, owady to owady itd.). W każdym razie sysydlaczki nie są zwierzętami w sensie systematycznym i biologicznym. Kiedyś były ale teraz już nie są. Nie są nawet zwierzętami pierwotnymi mimo, że ich badaniem zajmuje się protozoologia.

Ile jest sysydlaczków w Polsce? Oczywiście nie chodzi mi o policzenie wszystkich osobników lecz o rzecz znacznie łatwiejszą do oszacowania: ile gatunków sysydlaczków żyje w Polsce. Ale i na to pytanie trudno znaleźć mi odpowiedź. Bo chyba jeszcze nikt nie policzył a specjalistów sysydlaczkologów najwyraźniej brak. W opracowaniu „Różnorodność biologiczną Polski” (Andrzejewski R. i Weigle A., red.) jest informacja, że wszystkich orzęsków (Typ Ciliophora) do tej pory naliczono 577 a spodziewać się można ponad tysiąc. Znamy więc mniej więcej połowę ( o reszcie mamy przypuszczenie, że żyją u nas, ale nikt jeszcze nie potwierdził, nie zobaczył – takie są luki w wiedzy o krajowej bioróżnorodności). W gromadzie Phyllopharyngea (do której zaliczają się sysydlaczki) w Polsce udokumentowano 56 gatunków (a nie wiadomo ile ich rzeczywiście jest). O samych sysydlaczkach dokładnej informacji nie ma. Możemy więc przypuszczać, że samych sysydlaczków (Suctoria) może być coś 40-50 gatunków. A może dwa razy więcej?

Sysydlaczki (Suctoria) są najbardziej zmienioną grupą spośród wszystkich orzęsków. Formy dojrzałe prowadzą osiadły tryb życia i zupełnie pozbawione są rzęsek (orzęsione są jedynie formy młodociane). Sysydlaczki nie mają także cytostomu jak przystałoby na orzęski. Pokarm pobierają przez rurki ssące, rozmieszczone po powierzchni ciała lub skupione w pęczkach. Ale sysydlaczki – tak jak inne orzęski – mają dymorfizm jądrowy (coś jakby dymorfizm płciowy). Rozmnażają się przez pączkowanie, w wyniku którego powstają orzęsione larwy (ale one również nie mają cytostomu tak typowego dla orzęsków). Sysydlaczki są drapieżne (dlatego niektórzy uważali je za zwierzęta – takie określenia można znaleźć w wielu starszych książkach). A ponieważ prowadzą osiadły tryb życia to czekają na swoje ofiary niczym jamochłony (takie jak stułbia). Co zjadają – na co polują sysydlaczki? Ich ofiarami są inne orzeski. Rurki służą zarówno do wysysania cytoplazmy ofiary jak i do wstrzykiwania do komórki ofiary ciała paraliżujące i ułatwiające trawienie. Niczym jakiś pająk lub pluskwiak z makroświata. Są wśród sysydlaczków także formy pasożytnicze.

Życie seksualne sysydlaczków jest złożone i momentami dramatyczne. Rozmnażanie przez podział u sysydlaczków rzadko obserwowano. Występują natomiast aż trzy typy pączkowania, w wyniku których powstają tomity (postacie larwalne, postacie młodociane, ale najbardziej adekwatna nazwa jest po prostu tomit). Taki tomit (młodociany sysydlaczek) pływa kilka godzin a następnie osiada na podłożu, do którego przyczepia się albo bezpośrednio swoim ciałem albo wytwarza specjalny stylik (coś jakby buty na wysokich obcasach - by wyżej sięgnąć). Rzęski i kinetosomy (przydatne do planktonicznego trybu życia i aktywnego pływania) zanikają a pojawiają się ssawki – rurki ssące. Procesy stricte płciowe, tak jak u innych orzęsków, przebiegają na drodze koniugacji. A ponieważ są osiadłe (sysydlaczki a nie procesy), to w koniugacji biorą udział osobniki sąsiadujące. Czasem jednak podczas koniugacji jeden osobnik zostaje całkowicie wessany przez drugiego. Takie zjawisko zaobserwowano u sysydlaczka o naukowej nazwie rodzajowej Lernaeophrya. Zatem modliszki czy pająki wcale nie były pierwsze w konsumowaniu partnera po kopulacji (u sysydlaczków - procesie płciowym z wymianą i rekombinacją materiału genetycznego).
Acineta (źródło http://www.micrographia.com/specbiol/protis/cili/suct0100.htm)
Na fotografii wyżej uwieczniony jest sysydlaczek z rodzaju Acineta. Prawda że piękny? Ale jednocześnie groźny… dla innych orzęsków z mikroświata w kropli wody. Gatunki z rodzaju Acineta budują sobie osłonkę, do której ich ciało szczelne przylega. Nasuwa się skojarzenia albo ze ślimakami albo z moimi ulubionymi chruścikami domkowymi. Rurki ssące skupione są w dwóch pękach. Acineta rozmnaża się przez pączkowanie wewnętrzne (w czasie pączkowania powierzchnia ciała zapada się tworzą komorę, połączoną tylko małym otworem ze światem zewnętrznym. Na dnie komory powstaje pączek, który następnie odrywa się i wypływa na zewnątrz). Gdzie spotkać można akinetę (Acineta)? Na powierzchni wody, to znaczy w neustonie (hyponeustonie), przyczepioną do błonki powierzchniowej, niczym nietoperz, głową w dół (o ile sysydlaczki głowę mają, powiedzmy górną stronę… ale i ta potrafi być na dole, tak to już jest w tym mikro świecie). I taka Acineta „wisi” sobie w towarzystwie innych protistów (eukariotycznych jednokomórkowców – wiciowców, promiecnowców, korzenonówzek itd.), wrotków (Rotatoria).

Aciteta i Podophyra to dwa najpospolitsze rodzaje sysydlaczków. Jednym słowem sysydlaczki są wśród nas, w pobliżu. I w mikroświecie rozgrywają się przeróżne historie makabryczne (z pożeraniem) lub erotyczne (z rozmnażaniem). Świat podobny ale jednak całkiem innym.

Bez rzęsek, czyli łyse? Mamy dużo jezior, to i sysydlaczków mamy dużo. Piękna nazwa, choć nikt (prawie nikt) ich nie widział. Statystycznie rzecz biorąc na kilka miliardów ludzi – tych co widzieli sysydlaczki i wiedzą o ich istnieniu to jest tak niewielu, że poniżej błędu statystycznego. Więc jakby ich nie było. A są. Są małe, że gołym okiem ich nie widać. Ale pod mikroskopem ukazują swoje tajemnicze piękno.

Tajemnicze sysydlaczki z litoralu jezior i innych wód, jakich w krajobrazie pojeziernym jest dużo. Warmia i Mazury to Kraina Tysiąca Jezior … i sysydlaczków. Ale nikt o nich (prawie) nie mówi. Miliony poszły na reklamę "Mazury Cud Natury"… ale ani grosza, ani słowa o sysydlaczkach. Co tam, praktycznie nic tam konkretnego nie było (ani chruścików, ani ważek ani o owadach lądowych, ani o ciekawych roślinach - a przecież wszystkie widoczne nawet gołym okiem!). Więc ważni panowie w garniturach o sysydlaczkach nie wspominali.

Bo sysydlaczki są bardzo małe. Małych wielcy nie dostrzegają. To znaczy prawdziwie wielcy małych dostrzegają a jedynie ci, którym się zdaje, że są, to nie zwracają na małych uwagi. Bo małe istoty stanowisk nie rozdają, urzędów nie piastują, nie jeżdżą drogimi samochodami, w telewizji nie występują, w radiu wywiadów nie udzielają itd. A sysydlaczki? Ani tego zjeść się nie da, ani zapolować z flintą. Do czegóż więc sysydlaczki potrzebne, by na nie uwagę zwracać?

Sysydlaczki to nawet nie są ani zwierzęta, ani rośliny ani grzyby, ani bakterie, ani wirusy. Są eukariontami i pierwotniakami (czasem protistami zwane). Sysydlaczki, bezrzęski (Suctoria) - gromada w typie orzęsków (Ciliata). W internecie na pojskojęzycznych stronach o sysydlaczkach nie można wiele znaleźć. Ot kilka zdań natury ogólnej. Że w postaci dojrzałej pozbawione są całkowicie rzęsek, zastąpionych rurkami ssącymi (naukowo to się te mikrorurki nazywają tentacule), służącymi do pobierania pokarmu. Należą do sysydlaczków różnopostaciowe pierwotniaki, przytwierdzone nóżką do podłoża. Sysydlaczki to przeważnie mieszkańcy litoralu wód słodkich, rzadziej morskich. I co w tym ciekawego? Jeśli się wczytać w książkach papierowych (na szczęście takie istnieją, bo nie wszystkie ważne rzeczy zostały jeszcze zdigitalizowane) jest dużo informacji. A każda prawie sensacyjna. No bo niby tak, należą do orzęsków.

Jak sama nazwa wskazuje orzęski powinny mieć rzęski. A sysydlaczki w swej dojrzałości są po prostu "łyse" (bezrzęskowe, co dawniej skutkowało wydzielaniem ich w osobną grupę istot). W czym są podobne trochę do ludzi, bo mężczyźni także w swej dojrzałości tracą tu i ówdzie owłosienie. Ale sysydlaczki w stadium młodocianym mają rzęski (jak już wyżej pisałem). Więc jednak coś z orzęsków mają. Młodzieńczość przesądza o (o)rzęskowatości sysydlaczków.

Zanim dopiszę coś więcej o biologii tych istot niezwykłych, jeszcze kilka słów o nazwie. Wydawała mi się fikuśną i tajemniczą. Ale jeśli sysydlaczki mają ssawki, którymi ssąc pobierają pokarm, wręcz wysysają… to nazwa staje się zrozumiała. Sysydlaczki pochodzą od sysania. Polska nazwa jest stara, co najmniej XIX-wieczna. Bo już wtedy funkcjonowała. Teraz nazwalibyśmy je raczej wysysaczki, ewentualnie siorbaczki. W sumie też pięknie. W tym swoim wysysaniu znowu podobne są do człowieka – bo my ssakami jesteśmy. Też to i owo ssiemy lub wysysamy. W tych czynnościach człowiek ma coś z sysydlaczka. Albo na odwrót.

Biologia sysydlaczków jest niezwykle ciekawa (o czym już wyżej pisałem, skupiając się na rozmnażaniu). Bo mimo, że są pierwotniakami, to już u niektórych gatunków występuje przemiana pokoleń. Tak jak u fotosyntetyzujących eukariontów lub Metazoa. Czytam o sysydlaczkach (rozdziały w dwóch książkach protozoologicznych) i się zachwycam. A swoim zachwytem się dzielę (choć może w sposób nieco chaotyczny). Nawet nie przypuszczałem, że tyle wiemy o tej grupie organizmów i że są tak ciekawe nie tylko dla biologa. Sami się przekonacie. Nie będę tej wiedzy zatrzymywał tylko dla siebie.

Świat jest skomplikowany, nawet sysydlaczki mają złożony cykl życiowy. Przypomnę, że sysydlaczki to pierwotniaki, czyli organizmy jednokomórkowe. Konkretnie orzęski. Dlatego złożony cykl życiowy jest tak fascynujący. Bo zaskakujący w tej "prymitywnej", jednokomórkowej grupie. W jakimś sensie relikt ewolucyjnego przechodzenia z poziomu jednokomórkowców do wielokomórkowców.

O sysydlaczkach już wyżej pisałem ale okazuje się, że temat ciągle jest niewyczerpany. W swojej konstrukcji duchowej człowiek poszukuje jednej zasady, jednego wzoru na wszystko. Ale nawet fizykom się to nie udało w zakresie jednolitej teorii oddziaływań. A gdzie reszta świata? Ja ogromne nadzieje wiążę z ogólną teorią systemów. W wersji ludowej ta dążność do jednej zasady objawia się czasem w różnych wydaniach teorii spiskowej – jeden czynnik i wszystko jest wytłumaczone (np. za wszystko odpowiadają Żydzi, albo Moskale, albo enigmatyczni ONI). Jako ekolog, zajmujący się badaniami ekosystemowymi oraz relacjami między gatunkami, na co dzień spotykam się z koniecznością analizowania wielu elementów na siebie oddziałujących. Im więcej się wie, tym bardziej złożona wydaje się rzeczywistość i trudniej o proste wytłumaczenia. Wróćmy jednak do sysydlaczków. Czy jednokomórkowce mogą mieć złożone cykle życiowe? Do tej pory spotykałem się z tym tylko u glonów. Dlatego z wielkim zdziwieniem i ekscytacją wyczytałem o złożonym cyklu życiowym sysydlacza Tachyblaston ephelotensis.

Tachyblaston ephelotensis jest pasożytem... innego sysydlaczka (ach, jak ten świat biologiczny jest złożony i zapętlony) z rodzaju Ephelota gemmipara, wytwarzającego długi stylik (taka długą „nóżkę”), na którym osadzone jest kubkowate ciało tegoż orzęska. Niczym wiejskim starodawny gołębnik, stojący na podwórku.

Cechą charakterystyczną sysydlaczków z rodzaju Ephelota jest obecność dwóch rodzajów rurek ssących („normalne” sysydlaczki mają jeden rodzaj rurek ssących). Obok typowych, zakończonych przyssawką jak na sysydlaczka przystało, Ephelota ma jeszcze rurki znacznie dłuższe, giętkie, które nachylają się w kierunku złapanej zdobyczy (np. innego orzęska) i pomagają w unieruchomieniu pojmanej ofiary. Ephelota gemmipara jest gatunkiem pospolicie występującym w morzach, gdzie osiedla się na glonach lub mszywiołach. I na takim Ephelota gemmipara pasożytuje wspomniany sysydlaczek Tachyblaston ephelotensis, który osiedla się między rurkami swojego żywiciela jako wydłużony, nieorzęsiony tomit (tomit to taka forma młodociana sysydlaczka, można byłoby powiedzieć, że larwa, o czym pisałem wyżej). Gdy tomit osiedli się, wtedy ciało żywiciela - Ephelota gemmipara – zapada się, tworząc kanał, w którym pasożytniczy sysydlaczek Tachyblaston ephelotensis rozwija się. Pasożyt wytwarza rurki, za pomocą których ssie cytoplazmę swojego żywiciela.

Gdy osiągnie odpowiedni rozmiar, na drodze pączkowania zewnętrznego wytwarza orzęsione tomity. Orzęsione tomity pływają, po czym dość szybko osadzają na podłożu – zazwyczaj na styliku swojego żywiciela. Czyli daleko nie odpływają (chyba, że wybiorą innego osobnika). Te orzęsione i osiedlone tomity wytwarzają styliki i otaczają się osłonka w kształcie kubka. Nie przyjmują żadnego pożywienia, pączkują i wytwarzają robakowate, nieorzęsione formy, które pełzając dostają się na ciało żywiciela (muszą się wdrapać po długim styliku). Tak więc u Tachyblaston ephelotensis występuje przemiana pokoleń: pasożytniczego i osiadłego, a każde pokolenie przechodzi własny, odrębnie przebiegający, rozwój (ontogeneza) przez wytwarzanie odmiennych tomitów (jedne orzęsione inne robakowate i bez rzęsek).

Nawet więc jednokomórkowe orzęski mają przemianę pokoleń. Czyli sysydlaczek Ephelota gemmipara, będący orzęskiem przecież, zjada jako drapieżnik inne orzeski, a sam jest pasożytniczo podjadany przez inne sysydlaczki (Tachyblaston ephelotensis). Nawet świat jednokomórkowców jest złożony i skomplikowany. Nie dziwmy się więc złożoności naszego życia. Złożoność relacji jest ciekawsza niż proste, spiskowe tłumaczenie rzeczywistości.

Dachówka z sysydlaczkami, warmińskie rękodzieło, autorka - Katarzyna Niemczak.

Sysydlaczki na warmińskiej dachówce. Sysydlaczki to małe pierwotniaki, orzęski, gołym okiem ich nie widać. Są organizmami wodnymi. To skąd na powyższej dachówce? Czyżby na dachówce, która do jeziora wpadła? Nie. Sysydlaczki namalowane zostały na dachówce i są przejawem powstawania unikalnej tożsamości regionalnej i współczesnej kultury. A jaki ma to związek z ogłoszonym samozwańczo kilka lat temu. Dlaczego Rok Kultury jest samozwańczy? Bo go sobie ogłosiliśmy nikogo się o pozwolenie nie pytając, a Gazeta Olsztyńska głośno o tym "roztrąbiła"

Gadające dachówki to pomysł na wspólne tworzenie w przestrzeni publicznej z mocnym kontekstem dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego regionu. W jakimś sensie są namacalnym przykładem na prosumcję kultury. Namalowane przez Katarzynę Niemczak w czasie dachówkowego pleneru w barczewskim Skarbcu Kultury Europejskiej. Dachówkowe sysydlaczki były dla mnie ogromną niespodzianką. Wieloletnie blogowanie oraz inne formy popularyzacji bioróżnorodności Warmii i Mazur, a także wspólne spotkania i malowania, w czasie których opowiadam o przyrodzie, tej znanej i mniej znanej, zaowocowały kilkoma wspaniałymi dziełami. Jednym z nich są własnie sysydlaczki na dachówce.

Coraz więcej osób, a zwłaszcza artystów zaczęło dostrzegać przyrodę wokół nas. W powieściach o prowincji Katarzyny Enerlich pojawiły się owady i ciekawostki przyrodnicze, na przystankach, malowanych przez Annę Wojszel pojawiły się oprócz kwiatów także ważki i motyle. A na malowanych dachówkach pojawiło się dużo owadów i konkretnych gatunków roślin (polnych chwastów). Ale wszystko przebiły sysydlaczki Katarzyny Niemczak. Niespodzianka i rewelacja w jednym. W taki sposób dziedzictwo przyrodnicze łączy się ze współczesną kulturą.

Motywy przyrodnicze od dawna pojawiają się w twórczości, nawet owady - zwłaszcza motyle, ważki, chrząszcze. Bo są piękne. Ale sysydlaczków to nie było jeszcze chyba nigdzie! A tym bardziej na starych dachówkach. To co było już niepotrzebne i zdjęte ze starej stodoły w Wipsowie lub Ruszajnach, przemieniło się w unikalną i pożądaną sztukę. Sztukę, która zbliża ludzi w trakcie tworzenia. Kultura regionalna na Warmii i Mazurach to coś, co się rodzi. Stąd potrzeba odkrywania, opisywania (kto się tego podejmie?). W moim odczuciu mocno wiążę się z poszukiwaniem współczesnej tożsamości.

Z Warmią i Mazurami kojarzą się bociany, kormorany, jelenie. Ale to takie oklepane. Przecież występuje tu co najmniej kilkanaście tysięcy gatunków istot żywych. W większości nieznanych, niedostrzeganych. A przecież Warmia może być krainą sysydlaczków, kłobuka i gadających dachówek. I tysiąca innych zwierząt i roślin, o których można opowiadać, śpiewać, malować. Współczesna kultura jest mocno rozproszona, tworzona w różnorodnych miejscach, niezależnie od siebie. Stąd dawny pomysł na Archipelagi Kultury (po kilku latach pomysł zamarł, ale odradza się w zupełnie nowych miejscach i konstelacjach) - wiele różnorodnych grup tworzących w swoim środowisku lokalnym. I pomyśl, by połączyć te grupy luźną siecią współpracy i wzajemnego wspierania się. Może Ludzie w Szuwarach rozwiną i wcielą w życie dawne pomysły Archipelagu Kultury?

W dyskusji mocno podkreślany jest związek przyrody (natury) z kulturą. A na dachówce z sysydlaczkami jest to już uwidocznione. Bo przecież nasza tożsamość i nasza kultura tworzy się w kontekście tej lokalnej przyrody. Dlatego sysydlaczki na dachówce uważam za niebanalny przykład rodzącej się niepowtarzalnej współczesnej kultury Warmii i Mazur. Oraz Powiśla. U góry dachówka z sysydlaczkami.

Takich niezwykłych miejsc, ludzi i twórczości jest u nas więcej. Jak to w szuwarach. Całe archipelagi. Aż się chce podróżować i odkrywać. Ale nie da się tego zobaczyć w pośpiechu i przelocie. Tak jak sysydlaczków. Trzeba zwolnić, usiąść, posiedzieć, pomilczeć i patrzeć... Ja odkrywam nieustanie i nieustannie się tą różnorodnością i oryginalnością zachwycam. Pisaną, malowaną, śpiewaną... a nawet kulinarną.

Źródła:
  • Zdzisław Raabe, Zarys protozoologii, PWN, 1972, Warszawa  
  • Anna Czapik, Podstawy protozoologii, PWN 1976, Warszawa 
  • Andrzejewski R. i Weigle A., red., 2003. Różnorodność biologiczną Polski.
  • Biologia (Campbell i inni), Rebis, 2012, Rozdział 28, "pierwotniaki"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz