15.06.2019

Mówiący poster na konferencji naukowej


Technologia sprzyja powstawaniu nowych form komunikacji w nauce (w nie-nauce także). Kiedyś uczeni spotykali się i rozmawiali. Do tej pory referaty, wykłady plenarne, krótkie komunikaty i nie ujęte w programach dyskusje kuluarowe, są istotnym elementem każdej konferencji naukowej. Bo przypomnę, że jednym z ważniejszych narzędzi badawczych... jest dyskusja (nauka jako proces i wiedza jako produkt są konektywne). Gdy powstało pismo, pojawiły się książki, listy i publikacje naukowe. Obecnie powstanie około 2 milionów artykułów naukowych rocznie. Nawet zawężając do własnej, wąskiej specjalności, nie da się tego wszystkiego przeczytać. W każdym razie pismo i druk wzbogaciło konferencje naukowe o wydrukowane programy sympozjów (wiedzieć gdzie i co jest wygłaszane) oraz tomiki streszczeń lub abstraktów, czasem zaopatrzone w pełne teksty referatów plenarnych. Potem pojawiają się drukowane materiały pokonferencyjne (obecnie zanikają ze względu na małą liczbę punktów do dorobku....). Czasem pełne teksty konferencyjnych referatów są wcześniej drukowane i dostępne w czasie konferencji. Czytasz, a potem dyskutujesz.

Gdy na konferencję zjeżdża się dużo naukowców, to nie sposób zapewnić każdemu czas na wygłoszenie referatu, nawet jeśli kongres trwa kilka dni a obrady odbywają się w kilku równoległych sesjach. Wymyślono więc postery. Takie plakaty, tyle że naukowe, pisano-rysowane. A w wyznaczonym czasie przy wywieszonym plakacie (papierowej planszy z wykresami, danymi,, tabelami, wnioskami) dostępny jest autor, z którym można podyskutować, zapytać. Spośród wielu wybierasz tylko to, co cię interesuje (na tradycyjnej sesji referatowej musisz czekać aż przyjdzie kolej na interesującego cię prelegenta). Najpierw były postery ręcznie rysowane, np. patyczkiem i tuszem. Potem pojawiły się komputery i przyspieszyły proces graficznej produkcji posteru. Wielkoformatowy druk kolorowy jest obecnie tani. Postery i sesje posterowe (opowiadanie na tle swojego plakatu) stały się nieodłącznym elementem konferencji, najpierw w naukach przyrodniczych, potem i humanistycznych. Trudno być jednak w dwu miejscach naraz: dyżurować przy swoim posterze i oglądać inne, czasem daleko wystawione. I jak zwrócić uwagę na siebie i swoje badania pośród różnorodnej wielości?

Referaty wzbogacone zostały najpierw o wyświetlane materiały ilustracyjne w postaci folii kolorowych czy fotograficznych slajdów (tak, to już przeszłość i młodsi mogli nie widzieć), potem w formie ruchomych prezentacji multimedialnych. Komputer i rzutnik stały się stałym elementem każdej sali konferencyjnej. Programy takie jak Power Point (i kilka innych) umożliwiają nie tylko łatwe pokazanie zdjęć, animacji ale i filmów z dźwiękiem. Nawet nie musi być prelegenta - może być telekonferencja, wyświetlana na ekranie monitora. Nowe technologie trzeciej rewolucji technologicznej stwarzają coraz większe możliwości. Możliwe, że niebawem pojawią się prezentacje holograficzne... To znaczy już są, ale jeszcze się nie upowszechniły.

A czy poster można jakoś uatrakcyjnić i rozszerzyć jego możliwości przekazu? Kilka lat temu, a może już kilkanaście (nie pamiętam, czas szybko biegnie) zobaczyłem przy ściankach prezentacyjnych małe monitory z klawiaturą. Można było wyświetlać obrazy i filmy, sterować przekazem. Rozwiązania te są widoczne w biznesie ale za drogie na konferencje naukowe. Który organizator zapewni tak dużo stanowisk z monitorami? Teraz ma zapewnić stelaże to powieszenia posterów naukowych (może być nawet tylko kawałek ściany). Z drugiej strony samemu przywozić ze sobą to kłopotliwe. I też kosztowne. W każdym razie marzyło mi się pokazanie ruchomych obrazów na papierowym posterze. Liczyłem, że może powstanie papier, jak zwijany ekran. Dałoby się zwinąć w tubę, przewieźć na konferencję a tam tylko podłączyć do prądu i wgrać plik z posterem, zawierającym filmiki. Oglądający sam naciskałby palcem wybrane fragmenty, uruchamiając film, pokazujący na przykład teren badań, metody zbioru materiału itd. Ot pokazać rzekę, z której pochodzą chruściki i sposób ich pobierania. Obraz - zwłaszcza ruchomy - wart tysiąca słów. A przecież na posterze wiele słów się nie zmieści. I kto chciałby czytać długie teksty?

Rozwiązanie technologiczne okazało się prostsze niż myślałam. I bardzo tanie. Trudniejsze okazało się dokonanie zmiany w głowie. Tym rozwiązaniem jest "chmura" i telefony komórkowe. Teraz mają je wszyscy i z bardzo łatwym dostępem do internetu. Wystarczy nagrać lub napisać i umieścić link na posterze. Tyle tylko, że ręczne wpisywanie do tabletu czy smartfona długiego adresu internetowego jest mocno kłopotliwe. Owszem, łatwo umieścić adres własnej strony internetowej lub bloga (te są zazwyczaj krótkie). I tam w aktualnościach umieścić polecane materiały uzupełniające. Robię tak od lat. Ale nie to jest najlepszym rozwiązaniem.

Od kilku lat umieszczam qr kody (każdy w swoim telefonie może zainstalować bezpłatny czytnik kodów qr) na plakatach, z linkami do publikacji lub popularnego omówienia wybranych fragmentów. A dlaczego nie umieścić filmiku? I na filmie opowiedzieć o sobie oraz tym, co jest na plakacie? Podejmowałem takie próby ale dopiero teraz odważyłem się na pełen eksperyment. Dzięki współpracy i równie otwartej na eksperymenty dr inż Małgorzacie Gorzel z Lublina. Okazja nadarzyła się na czerwcowym Ideatorium. Seminarium (nazwane warsztatami) odbyło się w formie malowania kamieni, przygotowania filmików i przyklejania qr kodów do tych kamieni. Niech one "autorem" opowiadają. Ale przecież można taki qr kod umieścić na posterze! Ot i proste rozwiązanie.

Uważny czytelnik zobaczy na plakacie naukowym (fotografia u góry) dwa przyklejone qr kody. Dodane już po wydrukowaniu posteru. Eksperyment przyniósł bardzo obiecujące rezultaty. Na pewno powtórzę. Że trzeba nauczyć się nowych umiejętności? Zakładania konta w różnych portalach, na których łatwo można umieścić film? Trzeba go wcześniej nagrać, może edytować, poprzycinać, dodać napisy itd. Dużo nauki. Nowa rzeczywistość komunikacji międzyludzkiej wymaga nieustannego uczenia się. Na przykład obsługi niby prostego smartfonu. Ale ważniejsza jest wyobraźnia, odwaga i gotowość... na porażkę. Większość eksperymentów się nie udaje. Ciągle trzeba coś poprawiać, modyfikować i nieustannie próbować. Na pewno trzeba wychodzić poza strefę komfortu i dotychczasowego rytuału.

Eksperyment udał się dlatego, że zaistniało kilka sprzyjających czynników. Najpierw były marzenia by zrobić coś zupełnie nowego. Potem odważny partner do działania. Zespołowo znacznie przyjemniej jest odkrywać nowe rzeczywistości. Jest wsparcie i wzajemna motywacja. Po trzecie inspirująca konferencja (nie wszyscy jeszcze organizatorzy chcą wychodzić po za utarty rytuał i oklepane schematy). I w końcu dyskusja z innymi uczestnikami konferencji. Pozytywnie zaskoczyła mnie łatwość wchodzenia w nowe obszary uczestników warsztatów malowania kamieni. Większość po raz pierwszy nagrywała autoprezentację, generowała qr kody itd. I to wszystko na telefonach komórkowych... Byli ciekawi i odważni. I to mnie bardzo motywuje do dalszego działania i odkrywania... tego co w zasadzie jest w zasięgu ręki.

A obok posteru leży dachówka i kamień z doklejonymi qr kodami. Kamienie można przenieść w inne miejsce i... będą jeszcze długo po konferencji opowiadać. Czy można zachęcić widza do konwersacji za pomocą pędzla na dołączonym obok kawałku papieru? Można. Na razie poczyniliśmy pierwsze kroki. I nie po to by zastąpić bezpośrednią rozmowę (bo na konferencji najważniejsze są rozmowy kuluarowe) lecz by ją uzupełnić. Zwłaszcza, gdy jesteśmy w innym miejscu. A ludzie lubią malować. Może czasem są trochę nieśmiali, może nie wierzą, że potrafią. Trochę trwa zanim powrócimy mentalnie do odważniejszego dzieciństwa.

I tak powstał mój (współautorski) pierwszy gadająco-malujący poster (w dialogu z innymi - czy wspominałem już, że dyskusja jest nieodłącznym elementem metodologii naukowej?).

Eksperymentuję z formami komunikacji na konferencjach naukowych. Potem dzielę się zdobytą wiedzą ze studentami na seminariach dyplomowych. To był eksperyment i prototyp. Niebawem znowu spróbuję. Krok dalej. I na pewno znajdę odważnych i kreatywnych współeksperymentatorów.

Czytaj też: Tworzenie przestrzeni edukacyjnej i kamienie, które opowiadają historie - czyli rzecz o slow science i nowych przestrzeniach komunikacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz