![]() |
Zrzut ekranu z aplikacji Google Maps, dzięki internetowi i nowym technologiom można podróżować daleko i łatwo. |
Świat się szybko i mocno zmienia. Ostatni wiek to ogromny postęp technologiczny oraz wielkie zmiany społeczne i kulturowe. Świat mojego dzieciństwa już prawie nie istnieje. A co zobaczą przyszłe pokolenia? Czy zrozumieją nasz świat? Jak utrwalić to, co znika lub się gębko przekształca? Zwracam się z pomysłem nowego kronikarskiego i archiwistycznego wysiłku, we współpracy wielu zwykłych ludzi, powiązanych więzami krwi i wspólnym pochodzeniem z jednej małej, niepozornej wsi – Czachorowo. Za pomocą jednego szczegółu można opowiedzieć o dużych i ważnych procesach, można wręcz opowiedzieć o całym świecie. Trzeba tylko wytrwałości i dociekliwości. Trzeba współpracy i dołożenia własnej cegiełki.
Możesz i Ty dołączyć. Zapisać, nagrać, sfotografować i ocalić od zapomnienia ludzi, czas i kulturę. Zwykłych, przeciętnych ludzi, potomków mieszkańców jednej wsi. A jednocześnie mieszkańców całego świata. Bo z jednej wsi, przez ponad 700 lat dotarliśmy na wszystkie chyba kontynenty. A to typowe dla Homo sapiens. A może by tak wspólnie napisać i wydać Encyklopedię Czachorowskich z Czachorowa (w tym Czacharowskich, Ciachorowskich itp.), czyli ponad 700 letnią historię jednego, prostego, szarego rodu z północnego Mazowsza? Historia Europy i Polski jak w soczewce niepozornej historii powszechnej i rodzinnej. Trzeba tylko dociekliwości.
Ponad ćwierć wieku temu zacząłem zbierać dane genealogiczne, udało się doprowadzić nawet do kilku zjazdu Czachorowskich w Czachorowie i w okolicach. Ukazało się kilka numerów biuletynu Czachorowiada, była strona www (już jej nie ma). Potem długo niewiele się działo. Pojedyncze kontakty, zbieranie danych. Aż wreszcie w 2025 roku pojawił się kolejny impuls. W rozmowie z Rafałem Czachorowskim z Warszawy, poetą i prozaikiem z dużym doświadczeniem radiowym (i podcastowym), dojrzał pomysł wydania drukiem książki o Czachorowskich np. w formie Encyklopedii wszystkich Czachorowskich wraz z nagrywaniem podcastów ze wspomnieniami żyjących jeszcze Czachorowskich z różnych zakątków Polski. A może i dzięki internetowi także z róznych zakątków świata. Będzie to także połączenie pisma i plików audio. Nad ostatecznym kształtem dopiero myślimy.
Potrzebne są fundusze na dojazdy i nagrywanie a potem na prace redaktorskie i edytorskie. A w końcu na prace wydawnicze. Stworzylibyśmy coś unikalnego i niszowego. Do tego trzeba współpracy. Jeden lub nawet dwóch ludzi temu nie podoła. Szczegóły pojawią się już niebawem. Jeśli ktokolwiek chce się włączyć do tych prac i uzupełniać treścią wspomnianą Encyklopedię, proszę pisać w komentarzach lub na maila stanislaw.czachorowski@gmail.com.
Na razie, we współpracy kilkunastu osób, udało się zebrać informacje o kilku a może nawet kilkunastu tysiącach Czachorowski, Ciachorowskich, Czacharowskich, począwszy od XV wieku. Piszę prawdopodobnie, bo nie liczyłem a jedynie szacowałem. Dane są pogrupowane w plikach wg imion. Jest teraz około 300 plików o łącznej szacunkowo liczbie ponad 3 tys. stron. Szacuję że to jakieś 60-80% wszystkich Czachorowskich, jacy żyli od XV wieku.
Brakuje wspomnień. Jest ich niewiele. A kto je napisze, jak nie Czachorowscy, sami o sobie? Będzie to kapsuła czasu dla przyszłych pokoleń. Bo w życiu każdego człowieka w pewnym momencie pojawia się pytanie „a skąd pochodzę?” Teraz przeszukujemy archiwa i dane metrykalne. Niektórzy Czachorowscy pozostawili po sobie powszechniej utrwaloną i znaną twórczość. Nieliczni spisali wspomnienia. A jeśli spiszemy i utrwalimy wspomnienia wielu osób, to będzie to delicja dla przyszłych pokoleń, naszych dzieci, wnuków i prawnuków. Stworzymy coś ważnego i wartościowego, taką społeczną kapsułę czasu, interesującą nie tylko dla Czachorowskich.
Jakie zachodziły procesy językowe, administracyjne, że z Czachorowskich wyłonili się Ciachorowscy, Czachorowscy lub Chacorowscy (w Brazylii)? Jakie zachodziły procesy społeczne i kulturowe, które generowały wędrówki z regionu do regiony, z kontynentu na kontynent? Jest jeszcze tyle archiwów do przejrzenia i tyle wątków do odkrycia. I tyle słów oraz historii do opowiedzenia.
Powstaje Encyklopedia, także w wersji postpiśmiennej (bo z plikami audio), jako punkt wyjścia do własnych, indywidualnych poszukiwań i rodzinnych opowieści, własnego opowiadana świata. Być może w naszej, Czachorowskiej dyskusji, pojawią się kolejne pomysły i nowe inicjatywy? Jest czas i miejsce na dyskusję i propozycje.
W swoim życiu słyszałem już o kilku Czachorowskich, którzy nie mieli komu przekazać wspomnieć, tych ustnych, i tych spisanych pamiętnikarsko. Zapewne nieodwracalnie przepadły. A szkoda. Czy nasze doświadczenia, przeżycia, przemyślenia, nasza twórczość, także przepadną?
Dołącz i Ty. Dodaj swoje dane i skorzystaj z tych już zebranych. W znanym utworze literackim bohater dowiaduje się, że mówi... prozą (sztuka „Mieszczanin szlachcicem”). Tak i ja po ponad 40 latach życia dowiedziałem się, że jestem szlachcicem z 700-letnią przeszłością. Zdziwienie i zaskoczenie jednocześnie. I ciągle powracające pytanie: cóż to znaczy być teraz potomkiem drobnej szlachty mazowieckiej? Czym jest szlachectwo w wieku XXI? Skansenem, bufonadą, hobbystyczną genealogią, a może czymś żywym i aktualnym? Może powinnością i obowiązkiem? Może rozumieniem historii?
Moim zdaniem to coś znacznie ważniejszego, to odkrywanie historii powszechnej przez pryzmat poszukiwania genealogicznego. Uczenie się, kronikarstwo, głębsze rozumienie nie tylko przeszłości ale i teraźniejszości.
Ale zacznijmy od początku. Wychowywałem się w PRL-u. W oficjalnej propagandzie ideałem był lud pracujący miast i wsi. Rodzina ojca wywodzi się z Łukoszyna – mazowieckiej wioski pod Płockiem. Rodzina matki – to repatrianci z Wileńszczyzny, osiedleni w byłych Prusach Wschodnich, w wiosce Silginy. Wielu krewnych po „mieczu i kądzieli” to rolnicy. Nic dziwnego, że tradycję wiejską utożsamiałem z tradycją chłopską. Szlachectwo to było coś odległego i karykaturalnego. Jeden z kuzynów odwoływał się do szlacheckiego pochodzenia, ale było w tym dużo bufonady i bezowocnego pieniactwa. Zaś oficjalna propaganda jednoznacznie piętnowała dawną Rzeczypospolitą Szlachecką. Potem, już w wolnej Polsce, odrodziła się tęsknota za szlachectwem. A zupełnie niedawno odkryliśmy, że większość z nas była wyzyskiwanymi pańszczyźnianymi chłopami. Tak czy siak większość z naszych przodków mieszkała na wsi i z wykonywanej pracy była rolnikami. Świat agrarny ze swoją kulturą odchodzi w muzealna przeszłość.
Kiedy urodził się mój syn, w pamiątkowej książeczce do uzupełniania znalazło się proste drzewo genealogiczne z trzema pokoleniami. Nie trudno było uzupełnić. Ale zrodziło się pytanie: a kto był wcześniej? I kim był? W tym czasie „wpadł mi w ręce” „Poradnik genealoga amatora” autorstwa Rafała Prinke. Fascynująca lektura i cenne wskazówki. Tak zaczęły się moje poszukiwania i intelektualna wędrówka w coraz dalszą przeszłość.
Najpierw zacząłem spisywać informacje od żyjących członków rodziny. Przy okazji uświadomiłem sobie, iż bardzo wiele szczegółów z opowieści dziadków uleciało mi z głowy. I niestety nie było jak uzupełnić. Już odeszli. Ten żal za straconymi w części wspomnieniami towarzyszy mi do dzisiaj. Jest jednocześnie motorem mobilizującym mnie do spisywania i utrwalania wszystkich wspomnień rodzinnych. Uświadomiłem sobie ulotność rodzinnej historii. Spisałem też możliwe do odtworzenia powiązania genealogiczne i pokrewieństwa mojej żony. Z myślą o synu. Ale i o sobie. W czasie tych poszukiwań poznałem wielu ludzi i dużo dowiedziałem się o historii w różnych jej aspektach. Była i jest to podróż z wieloma intelektualnymi zakrętami i przygodami.
Wraz z zapoznawaniem się z losami rodzinnymi zaczęła rodzić się fascynacja – ileż niezwykłych choć „zwykłych” losów i doświadczeń? Dostrzegłem, że rodzinnych historiach odbija się historia całego narodu, całej ludzkości. Historia zaś Polski i Europy stała się bliższa poprzez uczestnictwo w niej najprzeróżniejszych krewnych. Nie w rolach pierwszoplanowych, lecz w dalekim, niewidocznym zazwyczaj tle.
Szybko jednak wyczerpała się pamięć rodzinna. Nawet nie znałem imienia swojego pradziadka. Nikt w rodzinie nie pamiętał. Dopiero teraz znam. Tak jak i imiona kilku wcześniejszych pokoleń. A jest to podróż w genealogicznym czasie ciągle trwająca i z nowymi odkryciami oraz ustaleniami.
Zacząłem zastanawiać się nad pochodzeniem nazwiska. Myślałem, że może pochodzi od imienia „Czachor” – zaś Czachorowski to po prostu syn Czachora. Poszukiwania rodzinne coraz bardziej skłaniały mnie to powtórnego studiowania historii Polski oraz czytania książek i artykułów związanych z historią powszechną oraz różnych opracowań archeologicznych. W herbarzach znalazłem Czachorowskich herbu Korab oraz herbu Abdank. Tak narodziło się pytanie, czy moja linia z chłopów czy z drobnej szlachty? Znalazłem też wieś Czachorowo. Znajduje się ona zaledwie kilka kilometrów od Łukoszyna, w którym mieszkałem przez ponad dwa lata a potem wielokrotnie przyjeżdżałem w czasie wakacji. Zaskakującym jest odkryć, że przez wiele lat żyło się tuż obok miejsca, z którego wywodzi się nazwisko, kompletnie nic o tym nie wiedząc. A raczej nie dostrzegając. Potem pojawiły się kolejne pytania i odkrycia. Znalazłem kolejne Czachorowo na Wielkopolsce i Czahrów na Rusi Halickiej. Może więc ja nie z tego Czachorowa co myślałem? Sama zaś wieś najpewniej swoją nazwę wzięła od imienia Czachor, Czachorowo to miejsce, które założył jakiś Czachor. A skąd to imię i jakie ma kulturowe pochodzenie?
Następne odkrycia były również fascynujące. Silginy okazały się wsią rycerską z XV wieku, a pobliski kościół we Lwowcu, w którym byłem chrzczony, ufundowany był przez komtura von Wallenroda. Intrygującym było odkrycie, że historia narodu, historia państwowości, działa się tuż obok. A ja nic o tym przez blisko 40 lat nie wiedziałem! Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że praktycznie nic nie wiem o przeszłości swojej własnej rodziny. Ani tego, kim jestem.
Już na początkowym etapie zbierania danych zaszła konieczność pisania do krewnych rozsianych po świecie. Poszukiwania genealogiczne były pierwszym silnym bodźcem do odnowienia kontaktów z krewnymi w USA, Brazylii, na Litwie i Białorusi. Musiałem zacząć prowadzić korespondencję także w języku angielskim i rosyjskim oraz portugalskim. Zaś sukcesywnie zbierane informacje pokazały, że w rodzinie są także przedstawiciele innych narodów. Przygasł PRL-owski szowinizm i nacjonalizm. Niemcy, Litwini, Białorusini, Czesi okazali się krewnymi. Dosłownie, a nie w przenośni. Dzięki swoim poszukiwaniom rodzinno-genealogicznym coraz bardziej czuję się Europejczykiem. I Polakiem jednocześnie. A może po prostu Człowiekiem? W zasadzie historia wsi Czachorowo, jak i z niej wywodzących się Czachorowskich, od samego początku związana jest początkami państwa polskiego jak i chrystianizacją Mazowsza. Historia rodzinna w coraz głębszy sposób splata się z historią Polski jak i Europy. A biorąc pod uwagę migracje do obu Ameryk – także historią świata. To fascynujące i niezwykłe zarazem. I mobilizuje do dalszych poszukiwań i pogłębionej historycznej edukacji.
Internet jest dobrym źródłem informacji. Krok po kroku zacząłem odnajdywać innych Czachorowskich. Wiedziałem, że dla dalszych poszukiwań niezbędne będą wizyty w archiwach. Postawiłem sobie też ambitne zadanie: zebrać wszystkie informacje o wszystkich Czachorowskich. Nawet nie wiedziałem wtedy jak trudne i pracochłonne jest to zadanie. Po 25 latach ciągle zbieram te dane. I końca nie widać.
Któregoś dnia zapukał do drzwi jakiś Czacharowski, pytając czy czasem nie jesteśmy rodziną. Okazało się, że jego ojciec mieszka w Olsztynie i od dawna interesuje się przeszłością. Tak poznałem pana Kazimierza Czacharowskiego i przeczytałem jego maszynopis. Zapoznałem się także z jego żalem do samego siebie, że przegapił wspaniałą okazję. Otóż wiele lat wcześniej spotkał on innego Czachorowskiego, który miał spisane dzieje rodziny aż od XVII wieku. Wtedy Pan Kazimierz nie zainteresował się tymi informacjami. A później nie było już szansy na odszukanie. Ileż jeszcze spisanych historii ma zaginąć na dnie szuflady? Kilka z nich udało się odszukać. Może ocaleją? A może w wielu innych szufladach drzemią kolejne?
Rozpocząłem wysyłanie setek listów i wykonałem dziesiątki telefonów. Zacząłem poszukiwać kontaktu w internecie. Przeglądałem książki w księgarniach i bibliotekach w poszukiwania swojego nazwiska. Pierwszy ważniejszy ślad znalazłem w Przasnyszu, w książce p. Adama Pszczółkowskiego. Trafiłem w końcu na „rasowych” genealogów oraz forum dyskusyjne Związku Szlachty Polskiej. Coraz więcej danych i coraz większe zdziwienie. Okazało się, że są ludzie, którzy czują się szlachcicami! I traktują to całkiem poważnie. Rozpoczęły się długie dyskusje i moje naprzykrzające się pytania o to, czym jest szlachectwo. I wiele innych zapytań szczegółowych dotyczących przeszłości, ksiąg archiwalnych, dziedziczenia, heraldyki. W tych długich dyskusjach uświadomiłem sobie, iż jestem szlachcicem. A w zasadzie potomkiem mazowieckiej szlachty. Czy chcę tego, czy nie. Co prawda jeszcze nie wiem jakim herbem pieczętowali się przodkowie. Okryłem jednak, iż szlachectwo to przede wszystkim obowiązek.
Setki wysłanych listów, e-maili, telefonów zaczęły przynosić efekty. Znalazłem kilku Czachorowskich również zainteresowanych przeszłością. Tak rozpoczęły się poszukiwania w Archiwum Państwowym w Płocku oraz Archiwum Diecezjalnym w Płocku. Po kilku miesiącach okazało się, że Marek Czachorowski z którym koresponduję... jest moim bezpośrednim i całkiem bliskim krewnym. A odkrycie to było możliwe dzięki badaniom archiwalnym. Na kolejne takie odkrycia czekam z niecierpliwością...
Rodzina stawała się coraz większa. W czasie wakacji 2001 narodził się w mojej głowie pomysł zorganizowania zjazdu rodzinnego. Wypadało, żeby był to zjazd w Czachorowie. Okazało się, że mieszka tam Stanisław Czachorowski. I jest takim spotkaniem zainteresowany. Dzięki inicjatywie pana Stanisława Czachorowskiego z Czachorowa i jego rodziny, udało się doprowadzić do pierwszego zjazdu rodzinnego w lipcu 2002 r. Było ponad 80 osób. Wielu z nas widziało się po raz pierwszy. Zaskoczeniem dla mnie było duże zainteresowanie i radość ze spotkania. Niewątpliwie jest wiele osób zainteresowanych przeszłością i odnawianiem dawno zerwanych więzi rodowych. Potem było jeszcze kilka innych zjazdów.
Dla ułatwienia kontaktów zacząłem wydawać Biuletynik „Czachorowiada”. Dzięki uprzejmości Związku Szlachty Polskiej zagościł on na stronie www ZSzP. Umożliwiło to odnalezienie kolejnych Czachorowskich. W końcu sam zacząłem redagować stronę internetową (już nie istnieje). Co jakiś czas odnajdują się nowi Czachorowscy, Ciachorowscy, Czacharowscy, Chacorowscy itd. Nie tylko w Polsce, lecz także w Szwecji, Islandii, USA i Brazylii. Efekty dawnej i współczesnej emigracji. Homo sapiens od swojego zarania był i jest wędrowcą. To fascynujące, że przeszłość i teraźniejszość potomków drobnej szlachty zagrodowej z północnego Mazowsza, znajduje tak duże zainteresowanie.
Dzięki internetowi i digitalizacji wielu archiwów można w domu przeglądać różne zasoby rękopiśmiennicze. Trudno czytać odręczne pismo, czasem w niezrozumiałym języku. Ale jest znacznie łatwiej niż 25 lat temu, gdy sam zaczynałem poszukiwania i gromadzenie danych. W naszych polskich archiwach spoczywa jeszcze wiele danych, które trzeba wydobyć na światło dzienne. Zapewne ułatwią one potomkom emigrantów identyfikację z dawną ojczyzną. Ale i nas tu mieszkających, czego ja jestem namacalnym przykładem.
Zainteresowania genealogiczne skłoniły mnie do poszukiwania i pogłębiania zarówno archeologii jak i historii powszechnej. Motyw napędzający do poznawania i uczenia się. Rozumienia przeszłości. Z tą wiedza inaczej już zwiedzałem skanseny i muzea.
Kronikarstwo i dziennikarstwo. Spiszmy, to co mija. By naszym potomkom z całego świata było łatwej, Dzięki translatorom, przeczytają w każdym języku świata, gdziekolwiek ich los rzuci. Technologia bardzo ułatwia poszukiwania i spisywanie przeszłości. Ale jeśli my teraz nie spiszemy własnych wspomnień, nie będzie czego szukać w przyszłości.
Zjazdy minęły, a po blisko 20-letniej przerwie znowu odżyła chęć poszukiwania dawnego życia. Może dlatego, że poczułem, iż mój świat, ten znany mi świat po prostu znika. I warto go utrwalić, ocalić od zapomnienia. Takie rodzinne, proste dziennikarstwo i kronikarstwo.
700 lat osobistej i udokumentowanej historii. Ale można zagłębić się jeszcze bardziej, już teoretycznie i bardziej ogólnie, np. napływ Słowian (kulturowo i genetycznie) na północne Mazowsze. Ostatnie badania genetyczne wykazały, że na starym Mazowszu, obecni byli Awarowie, Prusowie, Słowianie. A w zasadzie mieszanka ich genów. Być może także ich kultury. I pewnie gdzieś w tym także ludność staroeuropejska. Czyli trzeba by historię zacząć jakieś 40 tysięcy lat temu, gdy do Europy przybył Homo sapiens, systematycznie wypierając neandertaklczyka. Najpierw przybyli łowcy-zbieracze, wędrujący zapewne za zwierzyną po całym kontynencie. Potem, kilka tysięcy lat temu, nastąpił napływ rolników z południa i z Anatolii. Tak narodziła się ludność staroeuropejska. Potem był napływ konnych koczowników z Azji, Indoeuropejczyków. Gdzieś tu zaczyna się także historia Słowian. Byli nad Wisłą czy przyszli ze Wschodu? Tak wiele pogłębionych pytań rodzi się ze zwykłych, rodzinnych poszukiwań genealogicznych.
Dlaczego to ważne? By była motywacja do spisywania własnej historii zwykłego przecież życia. Za kilkadziesiąt, za kilkaset lat nie będzie już takie zwykłe. Będzie fascynujące kulturowo i cywilizacyjnie. Jak w odnalezionej kapsule czasu.
Stanisław Zbigniew Czachorowski Chruścik herbu Rogala
PS. Chruścik, to przydomek (nawiązuje do dawnej tradycji), Rogala to przypuszczalny herb.
Moim zdaniem to coś znacznie ważniejszego, to odkrywanie historii powszechnej przez pryzmat poszukiwania genealogicznego. Uczenie się, kronikarstwo, głębsze rozumienie nie tylko przeszłości ale i teraźniejszości.
Ale zacznijmy od początku. Wychowywałem się w PRL-u. W oficjalnej propagandzie ideałem był lud pracujący miast i wsi. Rodzina ojca wywodzi się z Łukoszyna – mazowieckiej wioski pod Płockiem. Rodzina matki – to repatrianci z Wileńszczyzny, osiedleni w byłych Prusach Wschodnich, w wiosce Silginy. Wielu krewnych po „mieczu i kądzieli” to rolnicy. Nic dziwnego, że tradycję wiejską utożsamiałem z tradycją chłopską. Szlachectwo to było coś odległego i karykaturalnego. Jeden z kuzynów odwoływał się do szlacheckiego pochodzenia, ale było w tym dużo bufonady i bezowocnego pieniactwa. Zaś oficjalna propaganda jednoznacznie piętnowała dawną Rzeczypospolitą Szlachecką. Potem, już w wolnej Polsce, odrodziła się tęsknota za szlachectwem. A zupełnie niedawno odkryliśmy, że większość z nas była wyzyskiwanymi pańszczyźnianymi chłopami. Tak czy siak większość z naszych przodków mieszkała na wsi i z wykonywanej pracy była rolnikami. Świat agrarny ze swoją kulturą odchodzi w muzealna przeszłość.
Kiedy urodził się mój syn, w pamiątkowej książeczce do uzupełniania znalazło się proste drzewo genealogiczne z trzema pokoleniami. Nie trudno było uzupełnić. Ale zrodziło się pytanie: a kto był wcześniej? I kim był? W tym czasie „wpadł mi w ręce” „Poradnik genealoga amatora” autorstwa Rafała Prinke. Fascynująca lektura i cenne wskazówki. Tak zaczęły się moje poszukiwania i intelektualna wędrówka w coraz dalszą przeszłość.
Najpierw zacząłem spisywać informacje od żyjących członków rodziny. Przy okazji uświadomiłem sobie, iż bardzo wiele szczegółów z opowieści dziadków uleciało mi z głowy. I niestety nie było jak uzupełnić. Już odeszli. Ten żal za straconymi w części wspomnieniami towarzyszy mi do dzisiaj. Jest jednocześnie motorem mobilizującym mnie do spisywania i utrwalania wszystkich wspomnień rodzinnych. Uświadomiłem sobie ulotność rodzinnej historii. Spisałem też możliwe do odtworzenia powiązania genealogiczne i pokrewieństwa mojej żony. Z myślą o synu. Ale i o sobie. W czasie tych poszukiwań poznałem wielu ludzi i dużo dowiedziałem się o historii w różnych jej aspektach. Była i jest to podróż z wieloma intelektualnymi zakrętami i przygodami.
Wraz z zapoznawaniem się z losami rodzinnymi zaczęła rodzić się fascynacja – ileż niezwykłych choć „zwykłych” losów i doświadczeń? Dostrzegłem, że rodzinnych historiach odbija się historia całego narodu, całej ludzkości. Historia zaś Polski i Europy stała się bliższa poprzez uczestnictwo w niej najprzeróżniejszych krewnych. Nie w rolach pierwszoplanowych, lecz w dalekim, niewidocznym zazwyczaj tle.
Szybko jednak wyczerpała się pamięć rodzinna. Nawet nie znałem imienia swojego pradziadka. Nikt w rodzinie nie pamiętał. Dopiero teraz znam. Tak jak i imiona kilku wcześniejszych pokoleń. A jest to podróż w genealogicznym czasie ciągle trwająca i z nowymi odkryciami oraz ustaleniami.
Zacząłem zastanawiać się nad pochodzeniem nazwiska. Myślałem, że może pochodzi od imienia „Czachor” – zaś Czachorowski to po prostu syn Czachora. Poszukiwania rodzinne coraz bardziej skłaniały mnie to powtórnego studiowania historii Polski oraz czytania książek i artykułów związanych z historią powszechną oraz różnych opracowań archeologicznych. W herbarzach znalazłem Czachorowskich herbu Korab oraz herbu Abdank. Tak narodziło się pytanie, czy moja linia z chłopów czy z drobnej szlachty? Znalazłem też wieś Czachorowo. Znajduje się ona zaledwie kilka kilometrów od Łukoszyna, w którym mieszkałem przez ponad dwa lata a potem wielokrotnie przyjeżdżałem w czasie wakacji. Zaskakującym jest odkryć, że przez wiele lat żyło się tuż obok miejsca, z którego wywodzi się nazwisko, kompletnie nic o tym nie wiedząc. A raczej nie dostrzegając. Potem pojawiły się kolejne pytania i odkrycia. Znalazłem kolejne Czachorowo na Wielkopolsce i Czahrów na Rusi Halickiej. Może więc ja nie z tego Czachorowa co myślałem? Sama zaś wieś najpewniej swoją nazwę wzięła od imienia Czachor, Czachorowo to miejsce, które założył jakiś Czachor. A skąd to imię i jakie ma kulturowe pochodzenie?
Następne odkrycia były również fascynujące. Silginy okazały się wsią rycerską z XV wieku, a pobliski kościół we Lwowcu, w którym byłem chrzczony, ufundowany był przez komtura von Wallenroda. Intrygującym było odkrycie, że historia narodu, historia państwowości, działa się tuż obok. A ja nic o tym przez blisko 40 lat nie wiedziałem! Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że praktycznie nic nie wiem o przeszłości swojej własnej rodziny. Ani tego, kim jestem.
Już na początkowym etapie zbierania danych zaszła konieczność pisania do krewnych rozsianych po świecie. Poszukiwania genealogiczne były pierwszym silnym bodźcem do odnowienia kontaktów z krewnymi w USA, Brazylii, na Litwie i Białorusi. Musiałem zacząć prowadzić korespondencję także w języku angielskim i rosyjskim oraz portugalskim. Zaś sukcesywnie zbierane informacje pokazały, że w rodzinie są także przedstawiciele innych narodów. Przygasł PRL-owski szowinizm i nacjonalizm. Niemcy, Litwini, Białorusini, Czesi okazali się krewnymi. Dosłownie, a nie w przenośni. Dzięki swoim poszukiwaniom rodzinno-genealogicznym coraz bardziej czuję się Europejczykiem. I Polakiem jednocześnie. A może po prostu Człowiekiem? W zasadzie historia wsi Czachorowo, jak i z niej wywodzących się Czachorowskich, od samego początku związana jest początkami państwa polskiego jak i chrystianizacją Mazowsza. Historia rodzinna w coraz głębszy sposób splata się z historią Polski jak i Europy. A biorąc pod uwagę migracje do obu Ameryk – także historią świata. To fascynujące i niezwykłe zarazem. I mobilizuje do dalszych poszukiwań i pogłębionej historycznej edukacji.
Internet jest dobrym źródłem informacji. Krok po kroku zacząłem odnajdywać innych Czachorowskich. Wiedziałem, że dla dalszych poszukiwań niezbędne będą wizyty w archiwach. Postawiłem sobie też ambitne zadanie: zebrać wszystkie informacje o wszystkich Czachorowskich. Nawet nie wiedziałem wtedy jak trudne i pracochłonne jest to zadanie. Po 25 latach ciągle zbieram te dane. I końca nie widać.
Któregoś dnia zapukał do drzwi jakiś Czacharowski, pytając czy czasem nie jesteśmy rodziną. Okazało się, że jego ojciec mieszka w Olsztynie i od dawna interesuje się przeszłością. Tak poznałem pana Kazimierza Czacharowskiego i przeczytałem jego maszynopis. Zapoznałem się także z jego żalem do samego siebie, że przegapił wspaniałą okazję. Otóż wiele lat wcześniej spotkał on innego Czachorowskiego, który miał spisane dzieje rodziny aż od XVII wieku. Wtedy Pan Kazimierz nie zainteresował się tymi informacjami. A później nie było już szansy na odszukanie. Ileż jeszcze spisanych historii ma zaginąć na dnie szuflady? Kilka z nich udało się odszukać. Może ocaleją? A może w wielu innych szufladach drzemią kolejne?
Rozpocząłem wysyłanie setek listów i wykonałem dziesiątki telefonów. Zacząłem poszukiwać kontaktu w internecie. Przeglądałem książki w księgarniach i bibliotekach w poszukiwania swojego nazwiska. Pierwszy ważniejszy ślad znalazłem w Przasnyszu, w książce p. Adama Pszczółkowskiego. Trafiłem w końcu na „rasowych” genealogów oraz forum dyskusyjne Związku Szlachty Polskiej. Coraz więcej danych i coraz większe zdziwienie. Okazało się, że są ludzie, którzy czują się szlachcicami! I traktują to całkiem poważnie. Rozpoczęły się długie dyskusje i moje naprzykrzające się pytania o to, czym jest szlachectwo. I wiele innych zapytań szczegółowych dotyczących przeszłości, ksiąg archiwalnych, dziedziczenia, heraldyki. W tych długich dyskusjach uświadomiłem sobie, iż jestem szlachcicem. A w zasadzie potomkiem mazowieckiej szlachty. Czy chcę tego, czy nie. Co prawda jeszcze nie wiem jakim herbem pieczętowali się przodkowie. Okryłem jednak, iż szlachectwo to przede wszystkim obowiązek.
Setki wysłanych listów, e-maili, telefonów zaczęły przynosić efekty. Znalazłem kilku Czachorowskich również zainteresowanych przeszłością. Tak rozpoczęły się poszukiwania w Archiwum Państwowym w Płocku oraz Archiwum Diecezjalnym w Płocku. Po kilku miesiącach okazało się, że Marek Czachorowski z którym koresponduję... jest moim bezpośrednim i całkiem bliskim krewnym. A odkrycie to było możliwe dzięki badaniom archiwalnym. Na kolejne takie odkrycia czekam z niecierpliwością...
Rodzina stawała się coraz większa. W czasie wakacji 2001 narodził się w mojej głowie pomysł zorganizowania zjazdu rodzinnego. Wypadało, żeby był to zjazd w Czachorowie. Okazało się, że mieszka tam Stanisław Czachorowski. I jest takim spotkaniem zainteresowany. Dzięki inicjatywie pana Stanisława Czachorowskiego z Czachorowa i jego rodziny, udało się doprowadzić do pierwszego zjazdu rodzinnego w lipcu 2002 r. Było ponad 80 osób. Wielu z nas widziało się po raz pierwszy. Zaskoczeniem dla mnie było duże zainteresowanie i radość ze spotkania. Niewątpliwie jest wiele osób zainteresowanych przeszłością i odnawianiem dawno zerwanych więzi rodowych. Potem było jeszcze kilka innych zjazdów.
Dla ułatwienia kontaktów zacząłem wydawać Biuletynik „Czachorowiada”. Dzięki uprzejmości Związku Szlachty Polskiej zagościł on na stronie www ZSzP. Umożliwiło to odnalezienie kolejnych Czachorowskich. W końcu sam zacząłem redagować stronę internetową (już nie istnieje). Co jakiś czas odnajdują się nowi Czachorowscy, Ciachorowscy, Czacharowscy, Chacorowscy itd. Nie tylko w Polsce, lecz także w Szwecji, Islandii, USA i Brazylii. Efekty dawnej i współczesnej emigracji. Homo sapiens od swojego zarania był i jest wędrowcą. To fascynujące, że przeszłość i teraźniejszość potomków drobnej szlachty zagrodowej z północnego Mazowsza, znajduje tak duże zainteresowanie.
Dzięki internetowi i digitalizacji wielu archiwów można w domu przeglądać różne zasoby rękopiśmiennicze. Trudno czytać odręczne pismo, czasem w niezrozumiałym języku. Ale jest znacznie łatwiej niż 25 lat temu, gdy sam zaczynałem poszukiwania i gromadzenie danych. W naszych polskich archiwach spoczywa jeszcze wiele danych, które trzeba wydobyć na światło dzienne. Zapewne ułatwią one potomkom emigrantów identyfikację z dawną ojczyzną. Ale i nas tu mieszkających, czego ja jestem namacalnym przykładem.
Zainteresowania genealogiczne skłoniły mnie do poszukiwania i pogłębiania zarówno archeologii jak i historii powszechnej. Motyw napędzający do poznawania i uczenia się. Rozumienia przeszłości. Z tą wiedza inaczej już zwiedzałem skanseny i muzea.
Kronikarstwo i dziennikarstwo. Spiszmy, to co mija. By naszym potomkom z całego świata było łatwej, Dzięki translatorom, przeczytają w każdym języku świata, gdziekolwiek ich los rzuci. Technologia bardzo ułatwia poszukiwania i spisywanie przeszłości. Ale jeśli my teraz nie spiszemy własnych wspomnień, nie będzie czego szukać w przyszłości.
Zjazdy minęły, a po blisko 20-letniej przerwie znowu odżyła chęć poszukiwania dawnego życia. Może dlatego, że poczułem, iż mój świat, ten znany mi świat po prostu znika. I warto go utrwalić, ocalić od zapomnienia. Takie rodzinne, proste dziennikarstwo i kronikarstwo.
700 lat osobistej i udokumentowanej historii. Ale można zagłębić się jeszcze bardziej, już teoretycznie i bardziej ogólnie, np. napływ Słowian (kulturowo i genetycznie) na północne Mazowsze. Ostatnie badania genetyczne wykazały, że na starym Mazowszu, obecni byli Awarowie, Prusowie, Słowianie. A w zasadzie mieszanka ich genów. Być może także ich kultury. I pewnie gdzieś w tym także ludność staroeuropejska. Czyli trzeba by historię zacząć jakieś 40 tysięcy lat temu, gdy do Europy przybył Homo sapiens, systematycznie wypierając neandertaklczyka. Najpierw przybyli łowcy-zbieracze, wędrujący zapewne za zwierzyną po całym kontynencie. Potem, kilka tysięcy lat temu, nastąpił napływ rolników z południa i z Anatolii. Tak narodziła się ludność staroeuropejska. Potem był napływ konnych koczowników z Azji, Indoeuropejczyków. Gdzieś tu zaczyna się także historia Słowian. Byli nad Wisłą czy przyszli ze Wschodu? Tak wiele pogłębionych pytań rodzi się ze zwykłych, rodzinnych poszukiwań genealogicznych.
Dlaczego to ważne? By była motywacja do spisywania własnej historii zwykłego przecież życia. Za kilkadziesiąt, za kilkaset lat nie będzie już takie zwykłe. Będzie fascynujące kulturowo i cywilizacyjnie. Jak w odnalezionej kapsule czasu.
Stanisław Zbigniew Czachorowski Chruścik herbu Rogala
PS. Chruścik, to przydomek (nawiązuje do dawnej tradycji), Rogala to przypuszczalny herb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz