16.10.2019

O biedronce azjatyckiej oraz o lekarstwie na gruźlicę i malarię

(Biedronka azjatycka na ścianie domu)
Tradycyjnie już od kilku lat jesienią w mediach pojawia się temat biedronek azjatyckich. Krzykliwe tytuły straszą na różne sposoby. I żeby zaoszczędzić sobie kolejnych wywiadów i wyjaśnień przypominam kilka informacji o tejże biedronce.

Dlaczego temat pojawia się jesienią? Bo wtedy biedronki azjatyckie szukają schronienia na zimę i pojawiają się w oknach i na ścianach naszych domów. Czasem zjawiają się dość licznie. Na wsi do domu ciągną myszy z pola. Prawidłowość znana od dawna. W mieście nie ma tego problemu bo otoczenie domów jest inne. Kontekst zmienia wiele. Nie wskakujemy na stołki ze strachu przed małymi gryzoniami ale boimy się biedronek. Każdy ma swojego zająca (nawiązując do klasyki bajek z morałem).

Współczesne nasze mieszkania są bardzo sterylne i mało w ich niestety zwierząt i innych organizmów (panikę wywołuje nawet rybik cukrowy). Badania medyczne ostatnich lat przekonują, że zbytnia sterylność bardziej szkodzi niż pomaga. System odpornościowy naszego organizmu musi się nauczyć poprawnie działać, w innym przypadku „wariuje” alergiami. Wspólnotowość widoczna jest także w teorii. W biologii coraz głośniej mówi się o hologenomie. A w praktyce codzienne sięgamy po probiotyki. Mamy w sobie co najmniej 1,5 kg bakterii… i bardzo dobrze, bo bez nich życie byłoby nie tylko smutne ale i niemożliwe. Tu mała dygresja skierowana do pań, walczących z nadwagą – spokojnie ze 2 kg można ująć z wagi, bo to przecież bakterie i jak ubrania nie musimy liczyć…

Ale i zwierzęta w domu mogą być pożyteczne. Ja pająków nie wyganiam. Dłużej przeżyją jedynie te synantropijne i semisynantropijne. Krzywdy mi nie robią, a komara czasem zjedzą (ku mojej radości i spokojnego snu). Niech więc sobie mieszkają. W naszych domach nie ma już za bardzo szpar i niezaimpregnowanego drewna, gdzie mogłyby żyć różne chrząszcze, a owady chronić się na zimę. Biedronki i złotooki kryją się w szpary okien. Moje osy, co za oknem mieszkały przed kilku laty, po przymrozkach zniknęły. Zapewne tylko zapłodnione samice gdzieś poszukały schronienia na zimę. Nikomu krzywdy nie zrobiły a przy śniadaniu było co oglądać.

Nie ma w mieście miejsc, gdzie mogłyby chronić się na zimę drobne zwierzęta. Tak jak budek lęgowych dla ptaków, tak i dla bezkręgowców potrzeba schronień w nowych miejskich blokowiskach. W części tę funkcję pełnią hotele dla owadów. Ale to za mało. Grabimy liście z trawników, wycinamy spróchniałe i stare drzewa, to gdzie mają się chronić owady i inne bezkręgowce? Zmuszone sytuacją przychodzą do naszych domów.

Człowiek lubi kontakt z przyrodą i potrzebuje do życia kontaktu z roślinami i zwierzętami. Dlatego mamy w domach tyle kotów i psów (czasem trochę świnek morskich, rybek w akwarium i świerszczy w terrarium, a w zasadzie insektarium). Ale jest ich w mieście zbyt dużo – znaczy się kotów i psów. Stanowią obciążenie i dla nas i dla dzikiej przyrody. Taka biedronka, co schroni się w szparze okna, też jest zwierzątkiem sympatycznym. Można poobserwować, poznać cykl życiowy itd. A nie trzeba wyprowadzać na spacer i nie trzeba sprzątać biedronkowych kup z chodnika. Same korzyści. Dla komfortu mieszkańców warto stawiać na osiedlach estetyczne i trwałe karmniki dla ptaków, by ludzie mogli dokarmiać. Teraz i tak to robią, rzucając nieestetycznie chleb na prawnik. Przydałoby się więcej hoteli dla owadów i domków dla biedronek. I karmników dla dżdżownic. A to tego kompostowników na jesienne liście. Raz że przyjazne środowisku, dwa obniżają koszty utrzymania czystości, a po trzecie mają walory edukacyjne (przydomowy, mini ogród zoologiczny). Można siąść z dzieckiem (albo i bez) na ławeczce i poobserwować. A potem wymienić się obserwacjami na Facebooku.

Wróćmy do biedronki azjatyckiej, co wzbudza przerażenie. Są rzeczywiście gatunkiem obcym i nowym w faunie Polski. W Olsztynie pojawiły się w 2010 roku, teraz jest ich bardzo dużo. Sam późnym latem ubiegłego roku obserwowałem masowe występowanie w pobliżu mojego domu (w tym roku akurat u mnie było ich niewiele). Zajadały sobie mszyce, licznie i masowo występujące na trzcinach i innych roślinach. Groźne dla człowieka nie są (i mszyce i biedronki). Więcej w tym nieuzasadnionego strachu, wynikającego z niewiedzy niż jakiegokolwiek zagrożenia.

Tak, biedronka azjatycka jest gatunkiem obcym i inwazyjnym. Dużo wcześniej występowała we wschodniej Ukrainie, ale do nas dotarła… z zachodu Europy. Tam z kolei dostała się z USA. Dlaczego dotarła do nas z zachodu mimo, że występowała na wschodzie? Bo po drodze „załapała” pasożyta – mikrosporidia. Teraz stanowią ich swoistą broń biologiczną. Biedronki azjatyckie przystosowały się do współżycia z własnym pasożytem. Ale gdy inna biedronka, np. nasza poczciwa siedmiokropka, zje jaja lub larwy biedronki azjatyckiej, do zdycha zatruta właśnie tymi mikrosporidiami. Przeciwnie, gdy biedronka azjatycka zje jaja lub larwy biedronki dwukropki czy siedmiokropki to ma się dobrze. Czyli sukces wynika ze wspólnotowości, z obecności innego gatunku, z cudzych genów. Biolodzy podadzą to jako przykład hologenomu. My możemy wyciągnąć inny dla siebie morał: że warto coś/kogoś mieć w sobie lub swoim sąsiedztwie. To daje przewagę ewolucyjną. Tak jak te pająki, co komary wyjadają. Albo małe gryzki co pleśń zjadają. Same korzyści.

Zatem … „biedronkę przytul zamiast psa”. Psów i kotów i tak jest zatrzęsienie. A biedronkami, motylami czy złotookami prawie nikt się nie opiekuje.

Sensacyjność biedronki azjatyckiej związana jest z ekologią i miastami. Opowieść jednak warta jest dalszej uwagi, bo w tle pojawi się potencjalne lekarstwo ma groźne, ludzkie choroby. Nie jest przypadkiem, że jesienią masowo pojawiają się w naszych domach – niczym najazd azjatyckich koczowników (Hunów czy Mongołów). W sterylnych warunkach miejskich większa liczba biedronek na ścianie i na oknie wzbudza panikę. A same biedronki mogą dać nam lekarstwo na malarię i gruźlicę.

W ostatnich latach sporo było można usłyszeć o biedronce azjatyckiej. Skalę zainteresowania wskazywały pytania dziennikarza: czy są krwiożerczymi czy napadają ludzi, skąd się wzięły itd. Strach ma wielkie oczy. W każdym razie masowe pojawy biedronki azjatyckiej są dla nas nietypowe i są zjawiskiem nowym. Ekolodzy podsycają emocje pisząc o gatunku obcym i zagrażającym naszej bioróżnorodności. Czy jest jakieś zagrożenie? Same biedronki, jako drapieżniki, są w jakimś sensie krwiożercze, ale na ludzi nie napadają i nie atakują. Może tylko ewentualnie mogą u niektórych osób wywoływać alergie – ale co teraz nie jest alergenem?

Niniejsza opowieść jest o biedronce Harmonia axyridis, zwanej biedronką azjatycką, arlekinem czy ninja. Pochodzi ona z rejonu wschodniej i środkowej Azji, ale do Polski dotarła nie ze wschodu, ale przez Europę Zachodnią. Takie to są kręte drogi inwazji gatunków obcych. W zasadzie bardzo podobna jest do biedronki siedmiokropki, naszej rodzimej, więc w panice przed biedronkami wschodnimi możemy wyrządzić krzywdę naszej tutejszej bożej krówce (zobacz też czy biedronka ma biodro).

Wszystko zaczęło się wiele lat temu, gdy poszukiwaliśmy biologicznych metod zwalczania szkodników. Dość szybko ludzie odkryli, że biedronki jako drapieżniki, odżywiające się małymi mszycami, mogą pomagać w zwalczaniu szkodników roślin. Nie środki chemiczne ale właśnie naturalni sprzymierzeńcy w walce ze szkodnikami upraw. Naszą rodzimą biedronkę siedmiokropkę zawieziono w inne miejsca, także do Ameryki czy na Nową Zelandię (tam jest gatunkiem obcym). Ale biedronek łatwych w hodowli i wygodnych do stosowania w ochronie roślin jest więcej. Pośród wielu innych eksperymentowano także z biedronką azjatycką.

Już w 1916 roku biedronkę azjatycka przewieziono do USA i tam wykorzystywano do walki z mszycami. Trzeba było wielu lat, aby „uciekła” z hodowli i upraw do środowiska naturalnego. Po kilku dziesięcioleciach biedronka azjatycka okazała się gatunkiem inwazyjnym, szybko rozprzestrzeniającym się po świecie – pojawiła się w Ameryce Południowej. W Europie Zachodniej pojawiła się około 1982, sprzedawana komercyjnie jako biologiczny środek ochrony roślin przed mszycami. Ale do Europy została sprowadzona dużo wcześniej, bo w 1964 r. na Ukrainę oraz w 1968 r. na Białoruś. Ekspansja w Polsce zaczęła się jednak od zachodu.

W 1982 introdukowano ją we Francji, a w warunkach naturalnych zaobserwowano ją dopiero w 1991 roku we Francji. Potem w kolejnych latach pojawiała się w Kolejnych krajach: Belgii, Niemczech, Grecji, ostatnio pojawiła się w Afryce. W zachodniej Europie biedronki ninja zostały zauważone w 1999 r. W Polsce po raz pierwszy zaobserwowano w warunkach naturalnych w 2006 w Poznaniu. W Olsztynie po raz pierwszy informacje o obecności tego gatunku pojawiły się w 2010 roku. Teraz i u nas występuje masowo. 

Są płodne a więc spełniają cechy gatunku, który może łatwo stać się inwazyjnym. Samica w ciągu jednego dnia składa około 25 jaj. Niby niewiele, ale w ciągu swojego życia składa już od 1,5 tys. do 4 tys. jaj. Biedronki azjatyckie żyją przeciętnie od 5 tygodni do trzech miesięcy, ale mogą dożyć nawet 3 lat (w sprzyjających warunkach). W sprzyjających warunkach może być do 5 pokoleń w ciągu roku. Szybko więc mogą zwiększyć swoją liczebność. Larwa rozwija się ponad 10 dni, w tym czasie zjada od 90 do 370 mszyc. Dorosłe owady są równie mszycożerne – zjadają od 15 do 65 mszyc dziennie. A jeśli mszyc zabraknie odżywiają się innym, małymi bezkręgowcami, w tym jajami i larwami innych biedronek. Stąd obawa o nasze rodzime gatunki. Ale takie troficzne relacje zachodzą i w drugą stronę. Poza bezkręgowcami biedronki azjatyckie mogą odżywiać się także pyłkiem kwiatowy i nektar, oraz mogą nadgryzać dojrzałe owoce, np. winogrona. Żerują na owocach uszkodzonych przez ptaki i inne owady, trudno więc uznać ją za szkodnika sadów. Bo i inne gatunki biedronek, nasze rodzime, podobnie się zachowują. Być może panikę przed ninja w dużym stopniu wywołały media, szukające sensacji.

Biedronki ninja (nawiązanie do Azji i cichych zabójców) mają ponad 5 mm długości (są różnej wielkości 5-8 mm, zazwyczaj ciut większe od naszej siedmiokropki, ale mniejsze od oczatki), rude głaszczki oraz charakterystyczną plamkę w kształcie litery "M" na przedpleczu. Ta m-kształtna plamka nie zawsze jest widoczna u wszystkich odmian barwnych. Koloru głaszczek raczej nie dostrzeżemy – wymaga to powiększenia. Pozostaje przypatrzeć się ubarwieniu (od żółtego i pomarańczowego, przez czerwone aż do czarnego) i kropkom - tych jest od zera do 23, w zależności od odmiany barwnej (duża zmienność jest cecha typowa dla gatunków inwazyjnych). Larwy mają charakterystyczne pomarańczowe pasy na bokach odwłoka i 4 brodawki grzbietowe larwy czwartego stadium.

Jesienna inwazja biedronek nie jest przypadkiem. W październiku migrują do miejsc zimowania. Sygnałem do podjęcia wędrówek jest skracający się dzień. W swojej dawnej ojczyźnie migrowały w góry, by przezimować w szczelinach skalnych lub pod kamieniami. Miasto, z betonowymi „skałami” bardzo przypomina takie siedlisko, a szczeliny w oknach – szczeliny skalne. Lecą do mieszkań, gdy jest słonecznie i ciepło – bo to najlepszy czas na migrację dla owadów (są zmiennocieplne). Nie jest przepadkiem, że pojawiają się na moim bloku, w piękną słoneczną, złotojesienną pogodę. Na dodatek jasne elewacje wabią te biedronki. Lubią zimować w naszym pobliżu, przy domach – bo tu jest ciepło. Wybierają szczeliny pod parapetami, szczeliny między oknami, zakamarki pod sufitem czy za meblami. Inne biedronki szukają podobnego schronienia, ale jest ich znacznie mniej i dlatego może nie zwracamy na nie uwagi.

Ekolodzy i entomolodzy podkreślają, że biedronki azjatyckie są zagrożeniem dla naszych rodzimych gatunków - mogą przyczynić się do zmniejszenia lokalnej bioróżnorodności. Może jednak bardziej biedronka azjatycka wchodzi w pustkę ekologiczną i bardziej widoczna jest na terenach przekształconych, antropogenicznych, zurbanizowanych. Byłaby więc raczej skutkiem spadku różnorodności gatunkowej i swoistego „osłabienia” ekosystemów niż przyczyną tych zjawisk. Objawem choroby a nie jej przyczyną.

Dlaczego ninja tak dobrze sobie radzi i jest ekspansywna? Być może dzięki swojej hemolimfie (zawarty jest w niej związek harmonina) o silnych właściwościach antybakteryjnych. Być może dlatego znacznie sobie lepiej radzi od innych biedronek w środowisku zmienionym przez człowieka. Bardziej więc wchodzi w pustkę ekologiczna niż agresywnie wypiera inne gatunki. Tak więc masowe pojawy traktujmy jako objaw osłabienia ekosystemów. Warto się nad tym zadumać. Czyli jest zagrożenie, ale nie takie o jakim myślimy. Harmonina jest silnym antybiotykiem i jest w stanie zablokować rozwój nawet ludzkich patogenów, np. zarodźca malarii czy prątka gruźlicy. Zatem może warto po pierwsze przyjąć pod swój dach na zimę arlekiny i zainteresować się nimi naukowo i medycznie pod kątem produkcji lekarstw przeciw malarii i gruźlicy. Biedronka azjatycka więc nie tyle może przysporzyć nam kłopotów co wspomóc medycynę. Nie ma tego złego, co na dobre nie można byłoby obrócić – ale do tego trzeba po prostu wiedzy.

Naukowcy z Niemiec odkryli, że hemolimfa biedronki azjatyckiej jest toksyczna dla innych biedronek. A sprawcą jest swoista broń biologiczna, bowiem w hemolimfie stwierdzono pasożytnicze mikrosporydia (występują w jajach i larwach biedronek azjatyckich, ale dla swoich gospodarzy są niegroźne). Inne biedronki nie są jednak na te mikrosporidia uodpornione i zjadając jaja biedronek ninja po prostu giną. Tak oto sami korzystaliśmy z biedronek jako broni biologicznej przeciwko mszycom a okazuje się, że i biedronki stosują swoją broń biologiczną. Ciekawe jest tylko czy biedronki azjatyckie swoją broń biologiczna przywiozły ze swojej azjatyckiej ojczyzny czy też zdobyły gdzież w trakcie przemieszczeń po całym świecie. To drugie tłumaczyłoby fakt przybycia ninja z zachodu a nie z Ukrainy czy Białorusi, gdzie miałyby krótsza drogę (ale może były bez broni biologicznej). To co nowe wzbudza w nas emocje i zainteresowanie.

Czy biedronki azjatyckie stwarzają problemy dla człowieka? Pojawiają się informacje, że czynią szkody w sadach. Być może, że przy dużej liczebności, gdy już zjedzą mszyce, wtedy odżywiają się dojrzałymi owocami. Ale ile może zjeść taka mała biedronka, nawet jeśli jest w większej liczbie? Może to tylko na siłę szukane „haków” na gatunek obcy nazywany inwazyjnym. Tak jak panikujemy z nawłocią kanadyjską (roślina uznana za gatunek obcy i inwazyjny), a wydaje mi się, że jej ekspansja bardziej wiąże się z brakiem wypasu i wykaszania a nie przez wypieranie rodzimych gatunków.

Ale wróćmy do naszej ninja, uciążliwość wynika z faktu pojawiania się w naszych mieszkaniach w okresie jesiennym i przebywania w okresie zimy. Ugryźć raczej nie ugryzie, chyba, że w obronie własnej. Ale tak mały owad raczej nie przegryzie skóry dorosłego człowieka. Bardziej realne są alergie, które stwierdzono u dzieci jak i dorosłych. Ale co teraz nie jest alergenem? Biedronki w obronie własnej wydzielają żółtawą ciecz – jest to hemolimfa. To ona może wywoływać alergie. Może też zostawiać plamy na ubraniach czy ścianach. Czy dla kilku plam na ścianie mamy się pozbywać sympatycznego owada oraz potencjalnego leku na gruźlicę?

Czytaj także: 
Jesienny sezon na biedronkę azjatycką - bać się czy nie, oto jest pytanie !

1 komentarz:

  1. Za sprawą wywiadu dla PAN Nauka w Polsce, rozchodzi się po Polsce bardzo szybko. Nie biedronka a informacje o niej. https://wlaczoszczedzanie.pl/rozne-podejscia-i-sposoby-entomologow-na-inwazje-azjatyckich-biedronek/

    OdpowiedzUsuń