Fot. böhringer friedrich (Wikimedia commons) |
No więc mamy pełnię lata. Do znajomej przez okno wleciał pasikonik zielony (Tettigonia viridissima), samiczka (co można było rozpoznać po długim pokładełku). Jest u nas także pasikonik śpiewający (Tettigonia cantans), ale ma krótsze skrzydła. Też cały zielony. Skoro jest muzyka, to niech i będzie opowieść wakacyjna o seksie, jedzeniu i … kurzajkach oraz o tym, że kochanego ciała nigdy za dużo. Ale po kolei.
Pasikonik zwany niegdyś także rżeń (zapewne od śpiewu samca, a że konik polny to musi jak koń rżeć) lub miecznik (to od długiego pokładełka samicy). Śpiewa oczywiście samiec. W zasadzie stryduluje, więc bardziej poprawne byłoby powiedzieć, że gra. Pasikoniki grają na swoich skrzydłach niczym smyczkiem na skrzypcach. Samce śpiewają od południa poprzez wieczór, noc aż do rana. Tą swoją owadzią muzyką zwabiają samiczki. Samice wchodzą na grzbiet samcowi. Tak trochę nietypowo, na ogół to samca widzimy na wierzchu....
Jak pisze profesor Marek Kozłowski w swojej książce „Owady Polski” samce przekazują nie tylko plemniki w czasie kopulacji, ale i spermatofilaks (spermatophylax, pochodzący ze spermatoforów) – odżywczy dodatek do plemników, który samiec przyczepia do odwłoka samicy, a po kopulacji samica zjada ten odżywczy pakuneczek. Spermatofilas wg słownika entomologicznego Razowskiego to lepka, gęsta substancja ochraniająca spermatofor szarańczaków przed zjedzeniem przez samicę… No to jak w końcu jest z tym zjadaniem?
Spermatofor (po polsku plemniomieszek) to torebka wytworzona z twardniejącej wydzieliny, zawierająca plemniki. Składany do przewodów płciowych częściowo lub całkowicie. Spermatofory wytwarzane są przez owady, posiadające torebkę kopulacyjną (m.in. motyle, prostoskrzydłe). Najpierwotniejsze są chyba u skoczogonków, spermatofory składane na przedmiotach w terenie i czynnie przejmowane przez samice. Spermatofory są więc archaiczną cechą, powstałą w procesie wychodzenia owadów (przodków owadów) z wody na ląd. Na lądzie trudno o zapłodnienie zewnętrzne, stąd najpierw spermatofor pozostawiany, by samiczka sobie znalazła, a później (ewolucyjnie) umieszczany w przewodzie płciowym, tak jak to jest u zwierząt lądowych.
Spermatofilaks pierwotnie służył do ochrony plemników, ale zauważono zjadane ich przez szarańczaki (samice). Niecne marnowanie całego samczego wysiłku! Przecież to ku pozyskaniu potomstwa a nie nakarmieniu wybranki serca (ciekawe czy owady kochają sercem?). Spermofilaks może pierwotnie powstał by chronić przed zjadaniem? Taka danina dla łakomej samicy. W sumie to i tak lepiej niż u modliszek. Najeść się możesz, ale plemników nie ruszaj! Podobnie u modliszek czy pająków, gdy samica zjada samca. Samiec poświęca się dla dobra potomstwa. Takie samcze i bohaterskie poświęcenie obserwuje się nawet u komarów – samce bzycząc latają w koło i odciągają naszą uwagę od tego co robi samiczka. Ona tymczasem cichcem siada na naszym ciele i żłopie krew. Samce najczęściej giną. Ale to bohaterskie poświęcenie. Ciekawe, u ludzi podobnie – faceci u dentysty mdleją ale jeśli chodzi o bójkę w obronie kobiety czy ojczyzny to bólu nie czują. Albo nie zważają.
Ale wróćmy do pasikoników. Koszt energetyczny produkcji takiego spermatofilaksu jest duży. Jak pisze prof. M. Kozłowski u amerykańskiego pasikonika Anabrus simplex samce produkują tylko jeden taki w swoim życiu. Są więc wybredne względem samic. Chętniej wpuszczają na swój grzbiet duże i ciężkie samice – jak twierdzą zwolennicy teorii egoistycznego genu, gwarantuje to sukces genom samca, bo większa i grubsza samiczka złoży więcej jaj. Skoro seks raz w życiu, to niech będzie z pożytkiem. Raz (ale kopulacja trwa długo) a dobrze (zobacz też opowieść o kowalu bezskrzydłym). Wykonywano nawet eksperymenty i bardziej atrakcyjnie seksualnie dla samców były samiczki obciążone mini-ciężarkami. Kochanego ciała nigdy za wiele, samce wolą więc samiczki „puszyste”. Przynajmniej u pasikoników. Jeśli pasikoniki mają uszy na nogach, to co im się dziwić? A jeśli spojrzymy na paleolityczną Wenus z Willendorfu to możemy skonstatować, że i ludziom (znaczy się mężczyznom) bardziej podobają się czasem panie o dużych i obfitych kształtach. Bardzo obfitych.
Dlaczego pasikoniki zielone włażą tak wysoko na drzewa, że i przez oka w bloku na piętrze się pojawiają? W miarę spadku temperatury w nocy, wspinają się na drzewa, śpiewają tam gdzie cieplej. W gorące południe czy popołudnie zaczynają niżej, na trawie, a potem się wdrapują, na co się da.
Z pasikoników warto wspomnieć o takim, co najczęściej na suchych łąkach spotkać można. Ten by najbardziej zasługiwał na miano konika polnego. To łatczyn brodawnik zwany też łatczyn brodownik (Decticus verrucivorus), dawniej zwany także konikiem polnym, skoczkiem, łatczynem (bo zielony w brązowawe łatki). Spotkać go można na ciepłych łąkach, miejscach nasłonecznionych i suchych, prowadzi dzienny tryb życia.
Kiedyś sądzono, że łatczyn umie usuwać kurzajki ze skóry. Tak jak i wiele innych owadów, złapany łatczyn wydziela brunatną ciecz. Przystawiano łatczyna do brodawek, które zgryzał silnymi żuwaczkami, a powstałą ranę smarowano sokiem trawiennym owada. Chirurgia polowa i chemioterapia w jednym.
Pasikonikowate są wszystkożerne, zjadają inne owady (pasikonik zielony nawet aktywnie na nie poluje), martwe owady, owoce i rośliny. Brany w rękę mógł więc wygryzać kurzajkę. Może kiedyś leśne znachorki w dawnych czasach stosowały łatczyny na usuwanie kurzajek? Nie pierwszy to „robal” wykorzystywany w medycynie ludowej, tak jak stosuje się pijawkę lekarską czy larwy niektórych muchówek do czyszczenia trudno gojących się ran. I to we współczesnej medycynie! Nie jest to wyraz zacofania ale kreatywnego korzystania z dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego. Dawną wiedzę można udoskonalać i stosować jako najnowszą technologię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz