11.05.2021

Czy woonerfy i parki kieszonkowe w mieście są ważne i potrzebne?

Tak było....

Tak było. Przy Starej Warszawskiej, dziura po wyburzonej kamienicy. Dzięki aktywności społeczników zamieniła się w mały park kieszonkowy, powstały dzięki aktywności i finansom zwykłych ludzi. Uprzątnęli teren, nawieźli ziemi ogrodniczej, posiali trawę, zasadzili kwiaty. Działania te trwały ponad dwa lata. I pojawiło się miejsce do spotkań. Jedno z nich uwiecznione jest na powyższym zdjęciu, ze śniadaniem na trawie (połączone z sadzenie kwiatów), zabawami dla dzięki i bajką kamishibai o motylu cytrynku latolistku. Dziki parking zamieniony został w przyjazny dla mieszkańców park kieszonkowy. Najwyraźniej kłuło kogoś w oczy bo właściciel terenu zniszczył to miejsce....

Tak jest (tak, tak, kolejność jest prawidłowa. Niestety).

Tak jest teraz (jak na zdjęciu), już od kilku lat. Teren ogrodzono niby, że rozpocznie się inwestycja. Zwykły kamuflaż dla dzikiego, nieoficjalnego parkingu. Cała praca społeczników została zmarnowana a miejsce patologicznie zdewastowane. Bolesna prawda o Olsztynie.

To był smutny wstęp do zasadniczego tematu. Od jakiegoś czasu w olsztyńskiej redakcji Gazety Wyborczej prowadzona jest akcja pt. „Supermiasta i Superregiony 2040”. Pojawiają się artykuły, był plebiscyt. Przez tę akcję Gazeta Wyborcza - a za jej pośrednictwem mieszkańcy miasta i regionu - chcą podpowiedzieć władzom Olsztyna oraz województwa warmińsko-mazurskiego, jakie są istotne, z punktu widzenia lokalnych społeczności, cele do realizacji na najbliższe 20 lat. Powyższa dokumentacja zdjęciowa dobrze ilustruje potrzeby mieszkańców. Ci w plebiscycie wyłonili kilka wyzwań, które uznali za najważniejsze dla miasta i regionu. 

Wyzwania dla Olsztyna (za Gazetą Wyborczą - czytaj więcej na ten temat):
  • Walka ze smogiem;
  • Aleje i parki kieszonkowe;
  • Nowoczesna sala koncertowa;
  • Spójna sieć rowerowa;
  • Zrównoważony transport miejski;
  • Dalsze urządzanie brzegów jeziora Skanda;
  • Woonerf, nowy rodzaj ulic .
Pani Redaktor Martyna Siudak zapytała mnie, które z przedstawionych wyzwań uważam za najbardziej istotne i dlaczego. Wywiad z odpowiedziami niebawem się ukaże. Skorzystam z okazji i w wersji rozszerzonej temat ten poruszę na swoim blogu. Niech głos będzie zwielokrotniony i wybrzmiewa jak echo. 

Nie jest przypadkiem, że większość wyzwań ma związek z „ekologią” (ekologia to nauka, a my tu raczej mówimy o ekorozwoju, o ruchu społecznych i filozofii życia, czyli o ekozofii i sozologii). Problemy środowiska i jakości życia ludzkiego stają się coraz ważniejsze, w skali lokalnej i globalnej. Na co dzień doświadczamy tego, co uwidocznione jest na zamieszczonych wyżej fotografiach. I jeszcze jeden przykład z dnia dzisiejszego. Wracałem z pracy, z Kortowa, przejście dla pieszych przy starej pętli. Mimo wciśniętego przycisku czekaliśmy na przejście dwa cykle. Bo nawet zapaliło się światło czerwone dla samochodów ale zabrakło zielonego świata dla pieszych. W czasie pandemii, gdy wyłączono żółte przyciski, przechodzenie przez jezdnię było o wiele prostsze i wygodniejsze. Dla kogo są więc te żółte przyciski? Oficjalnie mają usprawniać ruch, w działu dyskryminują pieszych. Samochody i komfort wyjeżdzających z miasta okazuje się ważniejszy... Olsztyniacy w swoim mieście są użytkownikami drugiej kategorii... Jakość życia ma znaczenia, a składa się na nią wiele z pozoru drobnych szczegółów.

Problemy stanu środowiska, zdrowia człowieka i komfortu życia stają się prawdziwym wyzwaniem XXI wieku. Wielu to dostrzega, ale wielu żyje w zupełnie innym świecie. Konflikty narastają. I dobrze, że w końcu to powszechnie dostrzegamy. Że o tym otwarcie dyskutujemy. To nie jest już kwestia gustu lecz kwestia naszego przetrwania. Globalne zmiany klimatu i zarządzanie przestrzenią miejską dotykają nas na każdym kroku. To się nie rozejdzie samo po kościach....

Trudno wybrać, które z wybranych w plebiscycie (a wymienione wyżej) wyzwania są najbardziej istotne. Skupię się na działania małych i rozproszonych. Małych w skali jednostkowej ale ogromnych w skali sumarycznej, w ujęciu globalnym. Potrzebne są nam działania małe, rozproszone ale powszechne. Jedna kropla nie czyni nawet kałuży, ale wiele kropli sumuje się w ocean. Wszystkie sprowadzają się do podnoszenia jakość życia mieszkańców: zdrowia, samopoczucia, dobrostanu, wygody życia, poczucia szczęścia. Jest jeszcze szacunek dla różnorodności biologiczne na Ziemi. Za nią też jestesmy odpowiedzialni.

Przykład - szczycimy się dużym Lasem Miejskim, ale dla większości mieszkańców Olsztyna jest on praktycznie dostępny tylko od święta (daleki dojazd a więc ludzie z Jarot nawet w weekendy bliżej mają do Lasu Warmińskiego niż do Lasu Miejskiego). Na codzienny spacer z Nagórek, Jarot czy Śródmieścia się tam nie wybierzemy (kłopotliwy dojazd czy to komunikacją publiczną czy to własnym samochodem. Albo rowerem). Niezwykle ważne jest to co tu i teraz, obok mnie, i to codziennie a nie od święta. A na większości osiedli… dominują parkingi i przeróżne inwestycje, czasem nowe domy budowane są okno-w-okno. Brak miejsc na odpoczynek od hałasu i zgiełku, mało miejsc jest do spacerów, zabaw i spotkań z ludźmi, pogrania w warcaby, szachy, bule czy nawet w kapsle. Jest wiele płotów i odgradzania się. 

Okres izolacji w czasie pandemii pokazał nam jak ważne jest bycie w kontakcie, w relacjach z innymi ludźmi. "Usychamy" z braku kontaktów (wzrost depresji, spadek jakości i długości życia, większa zapadalność na choroby, zwiększona liczba samookaleczeń i samobójstw). Wiele małych skwerów, terenów zielonych jest tragicznie zaniedbanych i zaśmieconych. Traktowane są jako chwilowy nieużytek, czekający na inwestycję budowlaną (a w oczekiwaniu to miejsce na składowanie gruzu). Przykład na fotografiach wyżej. To miejsca na nieformalne spotkania alkoholowe. Dlaczego? Bo brakuje przestrzeni wspólnej, tej kulturalnej. I takiej bez biletów wstępu. Tylko motyw alkoholowy pozostaje, gdy chcemy się z kimś na osiedlu spotkać i porozmawiać, tworzyć relacje. Marny substytut. Jedna z przyczyn zdewastowanych elementów małej i dużej architektury i masy zalegających śmieci.

Dlatego chciałbym mocno podkreślić znaczenie alei i parków kieszonkowych oraz woonerfów. Nieliczne takie przykłady już są w Olsztynie To one tworzą przyjazną przestrzeń do życia w mieście, podnoszą jakość życia i poczucie zadowolenia. Szczęśliwsi ludzie lepiej i wydajniej pracują. Te małe zielone przestrzenie są dostępne na co dzień i na wyciagnięcie ręki. Małe i rozproszone ale w swojej masie to duża inwestycja. Wiele małych rozproszonych daje większą wartość niż 1-2 duże inwestycje. I są bardzo potrzebne mieszkańcom. To one decydują o jakości życia. I o zdrowiu. 

Chcemy, żeby dzieci i młodzież nie siedziała ciągle przed monitorami tabletów i komputerów? To oddajmy im podwórka, zamienione na parkingi! A gdzie seniorzy mogą wyjść na spacer? Brak ławek przed blokami (były kiedyś, ale w większości polikwidowano). Te małe skwery, parki kieszonkowe to osiedlowa przestrzeń wspólna, gdzie może się toczyć życie towarzyskie i społeczne. Tam właśnie może realizować się idea cittaslow. Gdzie wylęgać się mogą inicjatywy, takie jak półki bookcrossingowe, give boxy, śniadania na trawie, lodówki społeczne i wiele innych. Czy na parkingu można grać w piłkę, w berka, jeździć na rolkach, rysować kredą, spotkać się by porozmawiać z sąsiadami lub nieznajomymi? Nie. Bo piłka może uszkodzić samochód itd..... A park kieszonkowy czy woonerf powoduje, że ludzie wychodzą i są obecni. Może pojawiać się mała gastronomia, z kawą, herbatą, cukiernią. Możemy miło i tanio spędzać czas bez alkoholu i bez zaśmiecania. To wszystko podnosi jakość naszego życia. Te małe tereny zielone generują nowe inicjatywy i pozwalają rozwijać się małym biznesom. Przekłada się to na pieniądze, jeżeli mielibyśmy koniecznie przedstawiać to w kategoriach ekonomicznych.

I w końcu spójna sieć rowerowa oraz z równoważony transport miejski. Zapewniają sprawne przemieszczanie się, zmniejszają smog, zmniejszają hałas. Jedno z drugim jest ścisłe powiązane. Skoro mogę sprawnie się poruszać po mieście, to po co mi własny samochód, stojący pod blokiem? W hałasie i na parkingu nie chcemy mieszkać, dlatego wielu olsztyniaków wyprowadza się na wieś, czasem 20-30 km od miasta. To znak, że Olsztyn zmienia się jedynie w miejsce czasowej pracy i dojazdu (przejazdu). Ale już nie miejsce do życia i mieszkania (dla miasta to zmniejszenie przychodów z podatków). Miasto staje się przydrożną stacją paliw - zatrzymać się na trochę i jak najszybciej odjechać. Bo przecież głównym celem nie jest mieć samochód pod oknem tylko wygodnie i sprawnie się przemieszczać. A ta funkcja może być realizowana na różne sposoby. Nie trzeba kupować na własność Słońca by cieszyć się jego promieniami.

Na moim osiedlu Mleczna park nie może powstać od ponad 15 lat (Park im. Korczaka), systematycznie był pomniejszany na kolejne parkingi, salon samochodowy, myjnię, był traktowany jako wysypisko gruzu budowlanego. Dawne jezioro Płociduga Mała to zaśmiecony i zdewastowany teren, który potencjalnie mógłby być atrakcyjnym miejscem rekreacyjno-spacerowym. I małym rezerwatem przyrody. Oszem, jest doraźnie wykorzystywany przez mieszkańców. Ale jest dewastacyjnie osuszany (melioracje pod wygodę dewelopera), brak jakiejkolwiek troski. Sami mieszkańcy skrzykują się czasem na sprzątanie by można było wyjść na spacer z psem. A na samym osiedlu co roku pomniejszane są tereny podwórkowe i zamieniane na kolejne parkingi. Zgroza i obniżanie jakości życia, zagrożenie dla zdrowia (hałas komunikacyjny, spaliny). A jednocześnie na osiedlu nie ma żadnej kawiarni, żadnej małej gastronomii, miejsca do wspólnego bycia ze sobą. Co i rusz ktoś próbuje i szybko plajtuje, bo to miejsce przy parkingu. Kto pójdzie na kawę i na spotkanie towarzyskie na parking? Na drugie śniadanie lub obiad? Obok samochody i ruch uliczny. Nie ma nawet jednej sali na animacje osiedlowe, o kulturze nie wspominając. Sypialnia na hałaśliwym parkingu? Niezbyt to atrakcyjne.

Panu Redaktor Martyka Siudak spytała mnie także jak moim zdaniem jako mieszkańcy możemy się przysłużyć do tego, by Olsztyn był bardziej eko? Czy to ważne dla stolicy województwa, by stawiać na takie rozwiązania? Czy zachowanie jednostek w tym względzie może coś zmienić?

Powiem tak: lepiej zapalić nawet małą świeczkę nadziei by rozjaśnić ciemność niż czekać w bezczynności i przeklinać mrok. Nawet małe działania mogą przynosić duży skutek. Od założenia łąki kwietnej, posadzenia drzewa, wspólnego sprzątania, spotykania się na śniadania na trawie po organizowanie półki bookcrossingowej, give boxa czy utworzenie Parku. Przydatne byłyby akcje animacyjne. MOK już to robi. Bo bez zinstytucjonalizowanych, zorganizowanych akcji się nie obejdzie. One pozwolą nam ponownie być wspólnie w przestrzeni miejskiej. 

Proszę zwrócić uwagę jak wspaniale rozwija się akcja Olsztyńskie Kamyki! Inicjatywa oddolna, komunikacja przez Facebooka. Pokazuje jak bardzo chcemy być ze sobą w przestrzeni publicznej, bawić się w poszukiwania skarbów, dzielić się swoim czasem, talentem. Im więcej parków kieszonkowych, woonerfów, tym więcej przestrzeni do takich oddolnych inicjatyw i bardzo wartościowych akcji. Olsztyński street art istnieje ale jest ciągle niszczony i dewastowany. Bez wątpienia potrzebna nam jest swoista, społeczna resocjalizacja. Nie jest to łatwe i pojedyncze osoby, bez instytucjonalnego wsparcia profesjonalistów, niewiele zdziałają. Wierzę, że coraz liczniejsze różnorodne inicjatywy w końcu osiągną masę krytyczną, pozwalającą na pozytywny przełom. 

Stołeczność zobowiązuje. Na dodatek jesteśmy miastem uniwersyteckim. To z Olsztyna mogą rozchodzić się po regionie dobre rozwiązania i nowy styl życia. Styl przyjazny planecie i ludziom. Możemy promieniować kapitałem ludzkim. Dajmy mu tylko warunki do zaistnienia i rozwoju. Tu i teraz, w Olsztynie. Tak jak z łąkami kwietnymi – trzeba strwożyć miejsce i pozwolić rosnąć. Efekty będą widoczne za jakiś czas. Miasto może być dobrym ogrodnikiem. Miasto w sensie mieszkańców i wybranych władz.

Przejście od zaniedbanego blokowiska do parku kieszonkowego jest jak detoks. Wymaga czasu i ciągłego działania. Musimy liczyć się z czasowymi, negatywnymi zachowaniami. Potrzeba wytrwałości.

I jeszcze jeden przykład: wystawa w przestrzeni publicznej. To nic, że wszystkie prace w ciągu 2-3 tygodni rozkradziono (detoks społeczny musi trochę potrwać). Ale gdyby nie podwórko z zielenią, to nie można byłoby tego zorganizować.


Wywiad w Gazecie Wyborczej wersja internetowa.

3 komentarze:

  1. Wywiad ukazał się w Wyborczej, w dniu 14 maja, w dodatku Olsztyn - tygodnik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytanie brzmi, czego chcą mieszkańcy? Bo, niestety, jak tak patrzę na ludzi i się im przysłuchuję, to mam wrażenie, że właśnie chcą parkingów, parkingów i jeszcze raz parkingów wszędzie. A jak będą chcieli nacieszyć się łonem natury, to wyjadą z miasta i tyle. Koło mojego domu jest udeptana ścieżka przemykająca między wałem nadrzecznym a ogródkami działkowymi. Jak to mój znajomy określił - rzadkie miejsce, gdzie można poczuć się jak na wsi, gdzie nie widać śladu miasta, a jedyna cywilizacja to domki na działkach. Uwielbiam tamtędy chodzić - jest tylko trawa, kwiaty, drzewa i niebo. A czego chcą mieszkańcy? Stworzyć tam asfaltową drogę, żeby skrócić dojazd do pewnego popularnego węzła w mieście, a i przy okazji na działeczki podwieźć tyłek samochodem (mniejsza że to jest może 15 minut piechotą...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby wiedzieć, czego chcą ,mieszkańcy warto oprzeć się na sondażach, ankietach, badania, czyli liczbach. I warto uświadamiać o konsekwencjach podejmowanych decyzji.

      Usuń