27.01.2022

Komunikacja horyzontalna czyli co się dzieje na onlajnach

Dawna klasa - co się wtedy działo na lekcjach?
 

Długo się to we mnie mgliście tliło, było gdzieś z tyłu głowy. Ale dopiero w czasie uroczystego ogłoszenia Listy 100 za rok 2021 Szerokiego Porozumienia na Rzecz Umiejętności Cyfrowych w Polsce w pełni sobie uświadomiłem. Taka mała, osobista nagła eureka (może inni wiedzieli o tym od dawna?). Coś, co stale było przed oczami, nagle zostało dostrzeżone. Spotkanie SPRUC już drugi raz odbywało się online. Nawet wiele osób miało włączone kamery i były widoczne na wizji. Ja czasem wyłączałem kamera, bo chciałem się napić herbaty. I myślałem, że może nie wypada na oficjalnym spotkaniu. Chowałem się więc jak uczeń "pod ławkę" by w dyskrecji ugryźć kanapkę. Na wspomnianym spotkani zobaczyłem znajome osoby z grupy Superbelfrów. I jak z nimi pogadać? Na oficjalnym czacie? Niby można, bo przecież nie wypada włączać mikrofonu i zakłócać uroczystości oraz przeszkadzać prelegentom. Czat to dobre rozwiązanie. To nie pierwsza sytuacja, gdy doświadczałem spotkań online z drugiej strony ekranu.


Co się dzieje w czasie onlajnów? "Onlajny" to żargonowe i językowe "oswojenie" spotkań online: czy to webinariów, czy to lekcji zdalnych czy innych form spotkań z wykorzystaniem nowych technologii. Po prostu nazwać po swojemu. Onlajny to codzienność czasów pandemii. Jest wiele okazji doświadczyć spotkań z obu stron laptopa: jako prowadzący i jako uczestnik. Co robią studenci w czasie zajęć i wykładów? Dlaczego często nie włączają kamery i jak się ze sobą komunikują? Co oni w tym czasie robią? Dlaczego tak rzadko udzielają się na spotkaniowym czacie? Czy w czasie egzaminów lub "odpytek" nie korzystają z innych źródeł? Takie pytania często są zadawane w różnych gremiach nauczycielskich, razem z zastanawianiem się czy nie ściągają i czy ktoś im czasem nie pomaga. A co ja robię w czasie spotkań? Czy nie robię tego samego? I czy nie wystarczy siebie obserwować by zrozumieć? Tu oczywiście potrzebne jest nie tylko samo doświadczanie ale i refleksja. Zatem wróćmy do wspomnianego już spotkania.


A było to tak, przed oczami włączone spotkanie online ale czasem myśli odpływają i można włączyć sobie inne okno na komputerze. Na ekranie zobaczyłem inne osoby z Superbelfrów RP. W tle wyskoczył komunikat, że pojawiła się nowa wiadomość na naszym kanale na Facebooku. I mogliśmy na szybko wymienić się uwagami, cenniejszymi sformułowaniami prelegentów. Tak po ludzku czy nawet uczniowsku "poplotkować" w tle. Kolega miał włączoną w tle grafikę z logo Superbelfrów. Na pozaspotkaniowym, równoległym acz nieoficjalnym kanale komunikacji przedyskutowany był pomysł z tą grafiką, w interakcji podlinkowana była grafika i kolejne osoby włączyły sobie taką grafikę w tle. Coś w klimacie małego happeningu i poczucie wspólnoty, nawet w pewnym sensie uczniowskiej psoty w czasie lekcji. Ale ja się czegoś nauczyłem. Bo nie wiedziałem, że tło "za plecami" można zmienić w trakcie spotkania. Niby "nielegalna" komunikacja w tle a jednak z edukacyjnym, dobrym efektem. Wykorzystane chwile mniejszego zaangażowania w czasie spotkania. 


Nie pierwszy raz wykorzystywałem dodatkowy kanał komunikacji w czasie spotkania online. Informacja horyzontalna, adresowana tylko do części uczestników spotkania. Poza widocznością "nauczyciela". Najpewniej studenci i uczniowie tak samo czynią. Co zresztą nie jest aż tak trudne do zaobserwowania w czasie zdalnych spotkań. I tu rodzą się kolejne pytania. Po pierwsze dlaczego nie wykorzystują oficjalnego czatu np. na Teamsach? Nie chcą czy nie potrafią dyskutować? A może dyskutują ze sobą tylko wykorzystują inny, "prywatny" kanał komunikacji? Nie są przyzwyczajeni do oficjalnej dyskusji? Dlaczego? To pewnie na egzaminach czy kolokwiach też mogą sobie tak samo pomagać i "nielegalnie" pomagać? (czytaj też Jak uniemożliwić studentom ściąganie na egzaminach) Nielegalnie w sensie poza widocznością i wiedzą wykładowcy czy nauczyciela. Zmora zdalnego nauczania, bo wymyka się spod nauczycielskiej kontroli? Kiedyś tego nie było na normalnych zajęciach czy lekcjach w kontakcie?


I wtedy przypomniałem szkolne lata. Nic nowego się w onlajnach nie pojawiło. Może tylko większa intensywność bo i łatwiej. I wygodniej. Obok przekazu wertykalnego od nauczyciela czy mówcy, od zawsze istniał przekaz horyzontalny, między uczestnikami, między uczniami. Wynika m.in. z grzeczności. Bo gdy jeden mówi inni nie powinni przeszkadzać i nie powinni głośno mówić. Jest jeszcze i inny powód ale go na razie pominiemy. 


Jak to kiedyś się odbywało w klasie (dlatego górne zdjęcie z klasy sprzed wieku)? Szeptaliśmy z sąsiadem w ławce. Albo z kimś innym z sąsiedztwa. Robią tak nie tylko uczniowie ale i dorośli na wykładach, prelekcja czy spotkaniach z przemówieniami. Nagła potrzeba skomentowania. Czasem z nudów i nie na temat a czasem jako przetwarzanie zasłyszanych informacji. Czyli właściwy sposób zapamiętywania. Wróćmy do szkoły. Szeptanie jest czasem zbyt głośne i w klasie tworzy się szum (tak samo na "dorosłych" seminariach i wykładach), zwłaszcza gdy wiele takich rozmów się toczy. Ten gwar może zakłócać spotkanie i wertykalny przekaz od mówcy do słuchaczy. Przeszkadzać może samemu mówcy (nauczycielowi) - bo czuje się nie słuchanym - jak i innym słuchaczom. Stąd próby uciszania i nakłaniania do pokornego słuchania. A jak wymienić się refleksjami czy komentarzami z kimś siedzącym dalej? Przecież na głos nie można powiedzieć, bo byłoby za głośno (przeszkadza i jest wykryte, ujawnione wszystkim). Można oczywiście zabawić się w głuchy telefon i poprosić o przekazanie wiadomości przez pośredników. Lepiej jest jednak napisać coś na karteczce i rzucić lub poprosić o dyskretne przekazanie z rąk do rąk. Oczywiście w taki sam sposób można podpowiadać czyli uczestniczyć w "ściąganiu", czy to w czasie odpowiedzi "przy tablicy" czy to w czasie klasówki. To byłoby już nieuprawnione i nielegalne komunikowanie się. Nielegalne z punktu widzenia nauczyciela.


Zatrzymajmy się jednak na nieszkodliwym a nawet edukacyjnym horyzontalnym przekazywaniu treści, coś na kształt czasowej pracy w podgrupach czy "podpokojach". Przecież w czasie zdalnego nauczania świadomie i celowo tworzymy takie sytuacje by zwiększyć zaangażowanie uczniów i zapewnić aktywne zapamiętywanie. Chcemy by onlajnowe aplikacje miały takie funkcjonalności.


Pora na morał i podsumowanie: horyzontalna komunikacja w czasie wykładu czy webinarium nie jest wymysłem onlajnów - istniało od dawna. Teraz tylko pojawiły się lepsze narzędzia i efektywniejsze kanały by komunikować się w podgrupach i po pierwsze nie przeszkadzać innym, po drugie nie ujawniać tej komunikacji. Zatem zjawisko istniejące już od pradziejów w ludzkiej komunikacji w grupie. Nowe technologie pozwalają tylko na szersze wykorzystanie. Możemy to zwalczać, tak jak nauczyciel na lekcji dyscypliną wymuszający ciszę, lub wykorzystać tak jak podpokoje na webinariach. Zmierzam do tego, że świadomość zachodzenia konkretnych procesów można wykorzystać dla celów edukacyjnych i komunikacyjnych, świadomie tworząc warunki i wskazując narzędzia. 


Narzekać na rozproszenie? Wymuszać skupienie? Jeszcze się taki nie narodził, kto by wszystkim dogodził. Jeśli na wykładzie część słucha a część myślami "odpływa" to warto pomyśleć jak tę energię sensownie w edukacji wykorzystać. Niech zainspirowani przetwarzają zaplanowaną wiedzę różnymi kanałami a dzięki temu lepiej zapamiętują. Nie każde niejawne dla nauczyciela komunikowanie się uczniów/słuchaczy jest złym i nagannym procederem. Nie szkodzi procesowi edukacyjnemu. Wręcz przeciwnie. 


Oczywiście, najlepiej by było tak prowadzić wykład/lekcję by porwała wszystkich słuchaczy i ich bez reszty wciągnęła i całkowicie zawładnęła ich uwagą oraz umysłem. Ale zależy to od wielu czynników, nie tylko od umiejętności i przygotowania prowadzącego. Cisza może być efektem porywającego wykładu lub... zastraszenia. Jeśli notują i dyskutują ze sobą w równoległych, horyzontalnych kanałach, to już przetwarzają zasłyszane treści. A dzięki takiemu przetwarzaniu lepiej zapamiętują. Nie narzekajmy więc na komunikację ukrytą dla oczu wykładowcy/nauczyciela tylko ją wykorzystajmy. Jak w judo. Zamiast zwalczać wykorzystajmy siłę i dynamikę procesu. Jak? To już otwarte pytanie dydaktyczne. Sam chciałbym wiedzieć i z przyjemnością wysłucham pomysłów i doświadczeń innych. Zapraszam do komentowania.


Widoczny na spotkaniu efekt "szeptania po kątach" Superbelfrów czyli komunikacja horyzontalna w uzupełnieniu do tej wertykalnej.



3 komentarze:

  1. A ja odsyłam choćby do YTubowych wykładów Daniela Tyborowskiego. Czat cały czas aż dymi od wymiany poglądów. Czyli już mamy odpowiedź czemu uczestnicy webinariów nie odzywają się na oficjalnych kanałach - bo z jakieś przyczyny usiłują coś ukryć przed prowadzącym. Najpewniej wtedy gdy przynudza.
    Tak samo dzieje się gdy prelegent występuje z pozycji silniejszego (ma np. sposoby by zdyscyplinować osoby o innych poglądach).

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak na szybko, to wydaje mi się że jedynym sposobem wykorzystania pogaduch uczniowskich jest króciutkie postawienie problemu i puszczenie uczniów w poszukiwania rozwiązania w podgrupach właśnie. A potem zbiórka i dyskusja nad rozwiązaniami. Tylko czy ktoś uzna to za wykład?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ważne jak to się nazwie, ważne że skuteczne edukacyjnie. W razie problemów można nazwać wykład prowadzony w formie problemowej lub dyskusyjnej. Na wszystko znajdzie się nazwa :) by zadowolić formalistów.

      Usuń