25.01.2022

Ludzie i krowy (książka Andrzeja Piechockiego)

Są takie książki, które wabią swoim urokiem (np. tytułem lub okładką) a potem szybko wciągają, jak rosiczka owada. Nieszczęśnik usiądzie... i już się nie oderwie. Tak i ze mną było.

Książkę profesora Piechockiego, znanego mi z publikacji i książek czysto biologicznych (ściśle rzecz ujmując zoologicznych i hydrobiologicznych), dostarczył kurier. Wcześniej uprzedzony wiedziałem, że to będzie beletrystyka, bowiem Profesor na emeryturze zajął się pisarstwem teoretycznie bardzo odbiegającym od wykonywanego zawodu. Lecz jak się okazało natura wnikliwego obserwatora zwierząt i przyrody przebija nawet w powieści obyczajowej. 

Zerknąłem nieśmiało, tak by przekartkować. Miałem sporo innej i pilnej pracy. Lekturę chciałem odłożyć na później. Ale już pierwsze strony z opisem krów na pastwisku przypomniały mi wakacje i lata szczęśliwego dzieciństwa. Bez wątpienia Autor musiał znać krowy, pasące się na łące. Albo ze swojego dzieciństwa albo z wnikliwych obserwacji na emeryturze. Już na drugiej stronie pojawiły się piękne i edukacyjne dygresje biologiczne w postaci kozłka, rumianku i krwawnika. Nie ma więc enigmatycznego zielska, trawy czy kwiatów polnych lecz konkretne gatunki. Nie wiem czy dostrzeże to przeciętny czytelnik ale dla przyrodnika to bardzo sympatyczne didaskalia i opisy przyrody. 

Dziadek Rychu przypomniał mi mojego dziadka. Kosa, leżąca na drabiniastym wozie, którą Dziadek Rychu zamierzał "naciąć trawy dla królików" zdradza dobrą znajomość realiów życia wiejskiego, przynajmniej tego dawnego. Zapachniało sielską wsią, którą pamiętam z dzieciństwa i młodości. 

Ale tym, co  mnie wciągnęło bez reszty do lektury "Ludzi i krów", było zdanie "Krowa by przeczytała! Jesteś skończonym osłem!". To słowa wiejskiej nauczycielki skierowane do ucznia w reakcji na jego nieudolne czytanie. Zdanie przeciętne, takich wypowiedzi spotkać możemy sporo. Dla mnie jednak wciągającą intrygą było to, co ów uczeń - a Ignaś mu było na imię - zrobił po tej reprymendzie. Porównaniem do osła się nie przejął bo ten ma duże uszy i "przynajmniej dużo słyszy" , postanowił eksperymentalnie sprawdzić czy krowy szybciej się nauczą czytać. Szybciej niż on. Czyli zaczął uczyć krowy pisma... Był w tym specyficzny dowcip, przewijający się przez całą książkę. Ale jednocześnie jest to nawiązanie odniesienie się do edukacji. Mogłem odnieść do swoich własnych rozmyślań o edukacji i zapamiętywaniu. Po pierwsze eksperymentowania od najmłodszych klas. Po drugie lepiej zapamiętujemy i szybciej się uczymy, gdy wiedzę przetwarzamy na różne sposoby, np. ucząc innych. Po trzecie popełniane błędy nie stygmatyzują bo nie trzeba ich traktować jako porażki lecz jako pole do rozwoju. 

W czasie lektury przypominałem sobie swoje chłopięce lata i żałowałem, że nie przyglądałem się uważnie społecznemu życiu krów i ich relacjom w stadzie. Teraz przy pierwszej okazji zwrócę na to uwagę. Książka profesora Piechockiego rozbudza ciekawość badawczą, taką wakacyjno-amatorską, dostępną dla każdego. W czasie letniego urlopu po prostu siądź na łące i przyglądaj się krowom, próbując odczytać ich zachowanie i relacje w stadzie. 

"Ludzie i krowy" to dla mnie dowcipna książka edukacyjna - ze względu na przewijające się w tle treści botaniczne, zoologiczne i dotyczące ochrony przyrody. Czyta się świetnie. Nie mogłem się oderwać, póki do końca jej tego samego dnia nie przeczytałem. Wartka akcja, sporo humoru, dobrze oddającego wiejskie klimaty i współczesne problemy. Spodoba się miłośnikom zwierząt. Jest i nawet kryminalno-detektywistyczna intryga oraz sporo elementów damsko-męskich. Opisy krów i polskiej rasy nadwiślańskiej nizinnej były tak realistyczne i dobrze skomponowane, że w czasie lektury szukałem w Internecie informacji o tej rasie. Lokalnych ras w książce jest więcej, w tym odnoszących się do świń i owiec. Jest też trochę elementów fantastycznych, podanych ze sporą dozą dowcipu. Uwagę moją zwróciły dowcipne sentencje takie jak: "Z krowami jest jak z ludźmi, obok bystrzaków większość stanowią tępole", "Kocha się tych, co dadzą w dupę, a potem przytulą".

W opisywanej książce beletrystycznej pojawią się liczne miejsca prawdziwe, obok tych wymyślonych (zaciekawiony sprawdzałem w Wikipedii, czy opisywane wsie rzeczywiście istnieją). Niektóre szybko rozpoznałem, tak jak okolice Łęczycy z łąką z widokiem na zabytkową kolegiatę. Inne pewnie były jedynie inspiracją i mają swoje nazwy, trudne do rozszyfrowania. 

Wśród bohaterów pojawiają się naukowcy i klimaty sympozjów naukowych czy pracy laboratoryjnej. Znakomicie opisane bo wynikają z dużej znajomości tematu. Pojawia się nawet mój uniwersytet: "Listę [zaproszonych gości] zamykało nazwisko doktora Henryka Zasady, genetyka z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, entuzjasty restytucji tura w Polsce. nazywanego przez znajomych "szalonym fantastą" albo "pukniętym Heniem." Postać fikcyjna, niemniej m.in. polscy naukowcy pracują nad odtworzeniem genomu tura a w dalszej kolejności nad odtworzeniem tego wymarłego gatunku. 

Sięgnąłem po "Ludzie i krowy" z pewnym elementem sensacyjnej ciekawości: czy naukowcy, profesorowie nauk ścisłych, całe życie piszący publikacje i obracający się w naukowym języku, mogą pisać książki beletrystyczne "dla ludzi". Okazuje się, że mogą. Przynajmniej niektórzy. I moim zdaniem "Ludzie i krowy" to książka znakomicie się czytająca a przy okazji edukacyjna bo przybliża polską przyrodę. A w malutkiej części odsłaniającą także kulisy pracy naukowej. 

"Ludzie i krowy", Andrzej Piechocki, Wydawnictwo Novae Res, 2020, 352 strony (ok. 5-6 h czytania).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz