Jak zjeść słonia, skoro on jest taki duży? Po kawałku, systematycznie. Nawet wielkie budowle da się zrobić, trzeba je tylko rozłożyć na pojedyncze, małe zadania, etapy. W podróży pomagają kamienie milowe. Idziesz, idziesz, nogi bolą lub plecy od plecaka, a końca nie widać. Ale mijane kilometry, sygnalizowane kamieniami milowymi, informują o przebytej drodze. I wiesz, że się przybliżasz. Chyba, że zmyliłeś drogę. Ale i wtedy owe znaki na szlaku podpowiadają czy idziesz we właściwym kierunku. Przyglądając się kamieniom milowym i innym znakom, możesz skorygować swoją wędrówkę, jeśli poznasz, że zmyliłeś drogę.
350 tysięcy w cztery lata czy to dużo czy mało? A może średnio? W zasadzie się nad tym zbytnio nie zastanawiam. Tylko od czasu do czasu, mijając taki właśnie liczbowy kamień milowy. Brak mi danych i zrozumienia kontekstu by poprawnie zinterpretować te liczby. Nie piszę dla wyników. Z nikim się nie ścigam. Tylko ewentualnie sam ze sobą. Refleksyjnie odnosząc się do swojego rozwoju. Piszę, bo chcę. Jest to mój swoisty dziennik refleksji i nieco wyciszony sposób na dyskusję publiczną. Najpierw samemu ze sobą (niczym w samotni lub pustelni), potem z innymi. Owszem, potrzebuję informacji zwrotnych. Wiele pochodzi spoza Internetu, spoza bloga czy nawet Facebooka. Wielu (ale nie wiem ilu) czytelników zagląda ale nie komentuje. Nie zostawia śladu. Potem, gdzieś przypadkiem, przy okazji informują, że czytają i że się podoba. Bo jak się nie podoba to pewnikiem prosto w oczy by nie powiedzieli. Łatwiej anonimowo napisać w komentarzach...
Profil na Facebooku obserwuje obecnie 885 osób (profili) ale polubień jest o sto mniej. To też jest jakaś informacja zwrotna. Obserwują, bo uznali za ważne, ale część nie polubiła. Czyli dystansuje się od osoby lub treści. Wyraźniej to widać, gdy porówna się podobne wskaźniki dla innych facebookowych fanpage. Każda informacja jest lepiej rozumiana, gdy analizuje się ją w jakimś szerszym kontekście.
Informacje zwrotne w przestrzeni internetowej są inne niż te, uzyskiwane w kontakcie bezpośrednim. Też jest jakiś "pozawerbalny język ciała" ale inny niż ten, znany z życia społecznego. Trzeba się go nauczyć. I pewnie za jakiś czas pojawią się pełniejsze omówienia tego zjawiska. Łącznie z poradnikami. Nowy świat, który dopiero rozpoznajemy. Jak po odkryciu nowego kontynentu czy nowej planety.
Zasięgi można zwiększyć poprzez "zakup" i wynajem specjalistów od CEO (ciągle dostaję takie propozycje). Tylko po co? Wtedy wskaźnik straciłby swą informacyjną rolę. Wskaźniki statystyczne, np. w odniesieniu do zasięgów, szkodzą najbardziej wtedy, gdy stosuje się je do kontrolowania świata zamiast do jego zrozumienia. „Każda zaobserwowana prawidłowość statystyczna będzie miała tendencję do załamania się, gdy będzie na nią wywierany nacisk w celach kontrolnych.” (Ch. Goodhart). I prościej: „Gdy wskaźnik staje się celem, przestaje być dobrym wskaźnikiem” . Uczenie się dla ocen (by poprawić średnią i zdobyć czerwony pasek lub wyższe stypendium), publikowanie dla punktów czy podrasowywanie statystyk w mediach społecznościowych to samooszukiwanie się. Wtedy wskaźnik niczego już nie mierzy a jest elementem budowania wizerunku i zdobywania pozycji społecznej. Tak jak "picowanie" samochodu na giełdzie by lepiej go sprzedać. Na pewno nie jest już dobrym kamieniem milowym w wędrówce. Wtedy nie jest już dla nas kamieniem milowym lecz promocją skierowaną do innych.
Owszem, czasem kusi by kupić zasięgi lub tak pisać, by było więcej odwiedzin. Pułapka mediów i niereprezentatywność tematów, pisanych pod emocje. By podbić klikalność. Stąd w mediach tyle szokujących emocji, krwi, nieszczęść i sztucznego polaryzowania. By się kłócili, bo to napędza ruch. Wtedy wskaźnik przestaje być dobrym wskaźnikiem. Będzie narzędziem do celów kontrolowania i wpływania na innych.
W sumie nie wiem więc czy 350 tysięcy w cztery lata to dużo czy mało jak na blog popularnonaukowy. I czy to dobrze, czy źle. Same liczby nie powiedzą zbyt wiele o wywieranym (lub nie) wpływie. Nie oceniam lecz próbuję wykorzystać do zrozumienie rzeczywistości. W tym przypadku zrozumienia jak funkcjonują kanały, przekazujące treść popularnonaukową. Oraz jak żyją swoim życiem osobiste lub zawodowe dzienniki refleksji.
Wyżej wykres i syntetyczne zestawienie odwiedzić w ciągu czterech lat. Mniej więcej wiem, które teksty odpowiedzialne są za te wysokie piki i dlaczego. Co z tego wykresu można jeszcze wyczytać? I jakich dodatkowych informacji potrzeba by lepiej osadzić w kontekście a przez to zrozumieć? Są teksty, które na skutek różnych okoliczności w krótkim okresie odznaczają się wysoką klikalnością oraz są teksty (artykuliki), które długo są odwiedzane. Systematycznie choć nielicznie. Dopiero suma wieloletnia jest wysoka. Jednorazowe zainteresowanie oraz ciągłe zaglądanie. Jak na nie czytelnicy trafiają?
Tysiąc komentarzy - czy to dużo czy mało. Nie wiem czy w statystyce ujęte są również te wykasowane (bo naruszały standardy społeczne i dobry smak, czasem był to spam). Tylko niewielki odsetek czytelników lub słuchaczy wchodzi w interakcje i w komentarzach wyraża swoje reakcje czy odzew na zamieszczony wpis (tekst na blogu).
Do oceny oddziaływania (wpływu) należałoby jeszcze dodać różnego typu "przedruki" w innych miejscach internetowych i papierowych. To wymagałoby jednak całkiem innego poszukiwania śladów.
Wcześniejsza wersja bloga została zarchiwizowana ale nie do końca odtworzona (poprawy wymagają ilustracje i formatowanie). Statystyka z bloxa zniknęła. O ile pamiętam sięgała już miliona wyświetleń. https://czachorowski.home.blog/ nie jest już aktualizowany ale ciągle odwiedzany. Zapewne efekt pracy wyszukiwarek. Bo treści tam już nie przybywa.
Statystyka z Wordpressa (blog zarchiwizowany) |
nieskromnie napiszę, ze spory mam w tym udział ;)
OdpowiedzUsuńZiarnko do ziarnka a zbierze się miarka.
Usuń