22.01.2022

Studniówka - symboliczne wychodzenie edukacji ze szkoły

Muzeum Żeromskiego w Kielcach, dawna klasa.
 

Czasem, poprzez media, do obiegu publicznego przedostają się informacje o studniówkach. Tak jak ostatnio. A że to młodzież coś śpiewała, co akurat się władzy nie podoba, a to że są regulaminy choć są bezpodstawne, a to czy nauczyciele odpowiadają za zachowanie uczniów na pozaszkolnej studniówce. W nawale tych doniesień prasowych uświadomiłem sobie, że studniówki już nie odbywają się w szkołach. Rodzi się pytanie "dlaczego" i czy jest to jednostkowe czy raczej jest to elementem szerszego procesu.


Ale zacznijmy od początku. Kiedyś, dawno, dawno temu uczono w szkole tańca. W gruncie rzeczy bardzo przydatnej w życiu umiejętności. Uczono pewnej ogłady i obycia towarzyskiego, teraz wydawać się nam może, że archaicznego i nie aż tak ważnego w świecie współczesnym. Kiedyś, gdy istniały szkoły męskie i żeńskie, takie wspólne szkolne potańcówki, bale, dobrze wpisywały się edukację szkolną jak również stanowiło okazję do poznawania płci przeciwnej. I było wdrażaniem do życia społecznego, zespołowego. W tańcu trzeba się "dostroić" do innych, przynajmniej do partnera czy partnerki. jakiś mały element uczenia wspołpracy i działań zespołowych. 


Potem były szkoły koedukacyjne. Tańca już nie uczono, ale pozostawały klasowe andrzejki, bale karnawałowe, bale przebierańców. I to też była dobra okazja edukacyjna. Ja takie bale pamiętam z podstawówki (np. karnawałowy). Okazja by ćwiczyć wspólną zabawę. A gdzie się uczyliśmy tańczyć? Na domowych prywatkach. Starsi na wiejskich zabawach lub miejskich potańcówkach. I Oczywiście na tych szkolnych czy klasowym tańczących zabawach. 


W szkole średniej były studniówki i bale maturalne. Organizowane w szkole, na sali gimnastycznej. Znakomita okazja by nabierać ogłady towarzyskiej. Miałem okazję być na studniówce z rocznikiem starszym. Bo była taka tradycja, że zapraszano przedstawicieli z młodszych klas. W jakimś stopniu było to przekazywanie tradycji, w tym organizacyjnej. Swojej studniówki nie miałem, bo był stan wojenny. Pozwolono nam jedynie na bal maturalny. Dekorowaliśmy salę a potem się tam bawiliśmy.


Studniówka czy bal maturalny, organizowany w szkole był elementem chcąc nie chcąc procesu edukacyjnego. W pełni wpisany w system szkolny. I było czymś oczywistym, że nadzór sprawowali nauczyciele. Organizacyjnie włączali się uczniowie i rodzice. Coś na miarę małego projektu. Działo się w szkole, więc zrozumiałym jest, że obowiązywał regulamin i zakaz spożywania alkoholu (legalnie). W niektórych szkołach studniówka czy bal maturalny miał swoją lokalną renomę i tradycję. Mocno osadzoną w realiach szkolnych i lokalnych. Swoista elitarność i duma dla rodziców ja i samych uczniów.


W czasach mojej młodości skromne studniówki organizowane były w szkole, na sali gimnastycznej. Bo taniej (własnym sumptem) i mocno osadzone w tradycji szkolnej. Lokali w zasadzie nie było i były kosztowne. Dopiero potem, w miarę bogacenia się społeczeństwa, już po PRL-u, oraz zwiększonej ofercie lokalowej, studniówki i bale maturalne zaczęły być organizowane poza szkołą. Moda na ostentacyjne bogactwo, wybór dobrego lokalu, kosztownych sukien i bogatego menu. Podobnie stało się z weselami, konsolacjami czy nawet imieninami - kiedyś organizowane w domach teraz coraz częściej urządzamy w lokalach z pełną obsługą kelnerską. Szkolne bale nie są więc wyjątkiem. Dawniej na studniówki tradycyjnie zapraszano nauczycieli. Teraz też, ale chyba siłą rozpędu. 


Czy zabraniać uczniom picia alkoholu na studniówce poza szkołą? Jeśli są dorośli, mają po 18 lat i bal odbywa się poza szkołą, to w zasadzie żaden regulamin (zaszłość szkolna) ani zakaz nie ma sensu. I nie ma do niego podstaw prawnych. I czy można obarczać odpowiedzialnością nauczycieli i dyrekcję szkoły za ewentualne incydenty na takiej zewnętrznej studniówce czy balu maturalnym? Podstaw nie ma. Pozostaje tylko tradycyjne przyzwyczajenie, bo kiedyś było w szkole. 


Taniec to element ogłady towarzyskiej, umiejętność bardzo przydatna w życiu dorosłym i zawodowym. Zarówno w aspekcie społecznym (radzenia sobie wśród ludzi i umiejętność zabawy) jak i zawodowym. Umiejętność potrzebna lecz nie jest nauczana we współczesnej szkole (programy i tam mocno przeładowane). Znikają nawet ostatnie okazje i sytuacje szkolne w postaci np. studniówek. Uczniowie, młodzi ludzie,  uczą się tańczy poza szkołą na domówkach, imprezach. I tylko nieliczni w szkołach tańca towarzyskiego (bardziej jako sport niż umiejętność towarzyska). 


Studniówki, organizowane poza szkołą, są symbolicznym wychodzeniem edukacji poza szkołę tradycyjną. Moim zdaniem to elementem szerszego procesu. Nie namawiam do tworzenia przedmiotów pt. taniec towarzyski. Zwracam uwagę na potrzebę tworzenia sytuacji edukacyjnych i przyjaznej przestrzeni edukacyjnej, w jakiej uczniowie mogliby się nauczyć tak ważnym w życiu dorosłym umiejętności: tańca towarzyskiego i umiejętności kulturalnej zabawy. Ważne pytanie: czy wszystko ma odbywać się w szkole? A może jestesmy świadkami powolnego przeobrażania się systemu edukacji? I wobec tego na nowo musimy przemyśleć "szkołę" a w zasadzie system edukacji. Niektórzy mówią o szkole rozproszonej, w której coraz większa liczba zajęć odbywa się poza szkolą. Bardzo mocno uwidoczniło się to także w czasie pandemii i nauczania zdalnego. Coraz więcej jest wyspecjalizowanych placówek takich jak centra nauki, ogrody zoologiczne, muzea, itd. Szkolne wycieczki, szkolne wyjścia do teatru do muzeów zawsze były, zawsze funkcjonowały w praktyce szkolnej. To w zasadzie żadna nowość. Mam na myśli tylko skalę zjawiska. I dobrze przemyślaną współpracę. Żeby udział w festiwalu nauki na uniwersytecie czy pokazy w centrum nauki nie było tylko zabawa i efektem wow, lecz by były wstępem lub podsumowaniem dłuższego procesu, realizowanego w szkole. Nie tylko zadziwić "wybuchem" lecz wyjaśnić co i dlaczego się stało. 


Coraz wyraźniej uwidacznia się niewydolność systemy edukacji w Polsce. Składają się na to stare i nowe grzechu. I nie należy odnosić tego do nauczycieli lecz do całego systemu edukacji oraz oczekiwań rodziców a także zmian cywilizacyjnych oraz cech obecnej młodzieży (m.in. wydłużone dojrzewanie w porównaniu do wcześniejszych pokoleń).  W naszych szkołach jest jeszcze za dużo skupienia się na wiedzy, testach i stopniach, sukcesywnie zapominając o elementach bardzo ważnych i potrzebnych, np. kompetencjach społecznych. Sądzę, że system edukacji jest w trakcie ewolucyjnego przeobrażania się. 


Jak edukacja wychodzi poza szkołę? Coraz liczniejsze szkoły językowe, kursy, korepetycje, szkoły społeczne i prywatne, nauczanie domowe i własna edukacja online. 


W przeładowanych wiadomościami programach szkoła okrajana z harcerstwa, małych projektów. Owszem, robią to nauczyciele. I chwała im za to. Nowe prawo tzw. "lex-Czarnek" i totalitarne zapędy obecnej władzy (pomysły na mundurki szkolne, przywrócenie przysposobienia obronnego itp.) zabijają wolność nauczycieli w tworzeniu małych i dużych projektów. 


Dlaczego państwowa szkoła staje się niewydolna? Po pierwsze zmiany cywilizacyjne. Po drugie autorytarne zapędy obecnej władzy. Po trzecie ogromne niedoinwestowanie edukacji, brak zaufania dla nauczycieli i krepowanie ich aktywności przesadną biurokracją. Kuratoria funkcjonują jako organ kontrolny ale nie wspomagający, wspierający. Nauczyciele pracują pod ogromna presją kontroli i oczekiwań rodziców i  władzy równego szczebla. Na dodatek za niskie wynagrodzenie. Odpływ kadr jest bardzo wyraźny. 


Zmienić się musi bardzo dużo. Edukację trzeba przemyśleć na nowo, np. jak sensownie i wspólnie połączyć system szkolny z przestaniami edukacyjnymi pozaszkolnymi. I jak wspierać nauczycieli. Na nowo musimy wymyślić przestrzeń edukacyjną. W niektórych krajach już to zrobiono, mamy więc dobre punkty odniesienia. 


Szkoła, dobrze dostosowana do epoki przemysłowej, wraz ze zmianami cywilizacyjnymi staje się coraz mniej wydolna w czasach trzeciej rewolucji technologicznej. W Polsce obserwujemy postępującą prywatyzację - skoro brak wystarczających państwowych nakładów na edukację (kadry, wyposażenie, dobre wsparcie), to rozwijamy edukację ze środków prywatnych, w tym rodzicielskich. 


Moim zdaniem dysonans między potrzebami a stanem obecnym jest tak duży, że potrzebna nam nowa Komisja Edukacji Narodowej, która ponad podziałami politycznymi przemyśli i sensownie długofalowo zaprojektuje cały system edukacji. Podobne procesy zachodzą w innych krajach. jedni są daleko przed nami, inni drepczą w miejscu jak i my. Bierzmy przykład z mądrzejszych. Jest już się na czym wzorować.


Obserwujemy kapitulację państwa w sferze edukacji: byle jakoś to było, a resztą zajmą się rodzice, dokładając do edukacji (szkoły prywatne, korepetycje, kursy itd.). Jest to jakieś wyjście, tylko tyle, że pogłębiać się będzie rozwarstwienie społeczne i wynikające z tego konflikty społeczne. Edukacja to nie tylko problem nauczycieli, to wyzwania dla całego społeczeństwa i całego państwa. Swoisty sprawdzian dla nas, czy potrafimy zorganizować własne, nowoczesne i wydolne państwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz