1.11.2024

Edukacja w Taplarach: kosiarze i sierpownicy

 

Ciągle z dużym zdziwieniem obserwuję szeroką i powszechną niechęć do zmian edukacji, nawet tych małych. Jeśli sięgnąć do starych książek, tych sprzed 100-50 lat, to o wielu zmianach już wtedy pisano i postulowano. I próbowano je wcielać w życie. Jak się okazuje wprowadzanie zmian idzie bardzo wolno. Z częstymi zwrotami ku przeszłości. Bezwład instytucjonalny jest bardzo duży. Dlaczego tak bardzo przywiązani jesteśmy do starych metod, mimo długoletniego niezadowolenia z ich nie najwyższej efektywności? 

Przypomina mi się książka "Konopielka" Edwarda Redlińskiego, jakże arcypolska. A może nawet ogólnoludzka. Innowacja rolnicza w postaci znanej już kosy lecz wykorzystanej do koszenia zboża napotyka ogromną niechęć, wręcz agresję. Bo dawniej żęło się sierpem a kosą to tylko trawę na siano koszono. Trudno zwolenników sierpa przekonać do kosy. Nawet polowy eksperyment, gdy jeden kosi kosą a reszta sierpem i teoretycznie łatwo porównać efekty, nie przynosi rozwiązania. Wzbudza tylko jeszcze większą agresję. Wbrew faktom, które można łatwo zobaczyć, zwolennicy sierpa nie tylko tkwią przy swoim lecz i z agresją napadają na kosiarza. Jeśli fakty przeczą ich przekonaniom - tym gorzej dla faktów.

Podobne sytuacje widać w edukacji. Nowatorzy spotykają się nie tylko z niechęcią lecz i często z agresją ze strony "konserwatystów". Nie tylko nie włączają się owi konserwatyści do zmian, nie tylko ciągle wypowiadają swoje mantry o "lepszości" metod podających, ale i aktywnie przeszkadzają wprowadzać zmiany. Sam nie zje a drugiemu nie da... chciałoby się napisać.

Bezwład instytucjonalny i społeczny jest duży. Czy sierpem można kosić zboże? Można. Lecz gdy uprawy sią dorodniejsze i bardziej gęste, znacznie lepiej sprawdza się kosa. Nie dlatego więc wykorzystuje się kosę bo sierp źle wymyślono lecz na skutek zmian w wydajności i sposobie uprawy, pojawiają się efektywniejsze metody. W wieku XXI koszenie ręczną kosą to też już przeżytek. I tylko zobaczyć je można w skansenach w formie historycznych rekonstrukcji. Postęp poszedł już daleko dalej. Nie tylko żniwiarki czy snopowiązałki lecz kombajny zbożowe pracują na współczesnych polach. Znacznie większa wydajność pracy i większe plony z hektara. Lepsze jest wrogie dobrego. O tradycji warto pamiętać, a nawet czasem ją wykorzystywać. Niemniej warto także myśleć o wydajności i dostosowaniu do warunków środowiska.

Co wymusza zmiany w edukacji? Dwa czynniki, po pierwsze postęp technologiczny, po drugie zmiany w krajobrazie społecznym. Szkoła wymyślona dla społeczeństwa przemysłowego jest mniej wydajna w społeczeństwie, którego rozwój oparty jest na wiedzy. Zmieniły się także warunki demograficzne i pojawiły się coraz liczniejsze ruchy migracyjne. Szkoła zaczyna funkcjonować w zupełnie innym krajobrazie kulturowym i cywilizacyjnym. Zmiany są niezbędne. Chyba, że zadowala nas regres...

W najbliższych latach możemy spodziewać się kilku kluczowych i głębokich zmian w edukacji. W zasadzie one już zachodzą. Wynikają z rozwoju technologii. Po pierwsze hiperspersonalizowana edukacja - dzięki zaawansowanym technologiom, takim jak generatywna sztuczna inteligencja, możliwe będzie dostosowanie programów nauczania do indywidualnych potrzeb i stylów uczenia się każdego ucznia. Prawie jak indywidualna guwernantka dla każdego a nie tylko dla bardzo zamożnych.  Po drugie stechnologizowany humanizm - integracja technologii z humanistycznym podejściem do nauczania, co pozwoli na rozwijanie zarówno umiejętności technicznych, jak i miękkich, takich jak krytyczne myślenie i empatia (4 K - kreatywność, kooperacja, komunikatywność i krytyczne myślenie). A czy w fabryce wczesnej epoki przemysłowej potrzebna była empatia i krytyczne myślenie? Po trzecie reaktywna adaptacja -  systemy edukacyjne będą musiały szybko reagować na zmieniające się potrzeby rynku pracy i społeczeństwa, wprowadzając nowe przedmioty i metody nauczania. Czy normalny, wieloletni cykl wymyślania programów nauczania, powolnego wdrażania nowych podstaw programowych, nowych podręczników nie jest czasem już zbyt wolny? Jak się w tym systemie odnajdą mikropoświadczenia i uczenie się małymi porcjami? I w końcu inkluzywna innowacyjność - zwiększenie dostępu do edukacji dla wszystkich grup społecznych, w tym osób z niepełnosprawnościami i mniejszości etnicznych (w tym migrantów), poprzez wykorzystanie technologii i innowacyjnych metod nauczania. To są oczywiście duże zmiany strukturalne. Mniejsze dotyczyć będą sposobu nauczania czyli tworzenia warunków do uczenia się, z inną rolą wykładów i metod podających oraz metod aktywizujących takich jak projekty i umiejętności praktyczne. Kiedyś dziecko uczyło się tego głównie w na podwórku i wielopokoleniowej rodzinie. Dzisiaj pokolenie singli i jedynaków znajdują się w innej sytuacji społecznej. Zmieniają się akcenty najpotrzebniejszych umiejętności i kompetencji do opanowania w zinstytucjonalizowanej szkole. A na dodatek wiedza jest w zasięgu ręki w każdym miejscu. Ręki z telefonem.

Zapewne jednym z powodów niechęci do zmian... jest konieczny wysiłek i strach przed porażką. Wychodzenie poza własną strefę komfortu.  Wysiłek - bo trzeba uczyć się nowych metod i rezygnować ze starych przyzwyczajeń. Potrzebny więc dodatkowy czas i wysiłek. Do tego potrzebna silna motywacja. Ponadto jest jeszcze strach przed porażką, że się nie uda. Trudne jest zwłaszcza uczenie się nowych technologii. Czy potrafię się nauczyć nowego i jak szybko? Wiem to po sobie ile czasu zajmuje mi uczenie się nowych nawyków, nowych scenariuszy zajęć (nawet jeśli to tylko niewielka modyfikacja). Od wielu miesięcy (a w zasadzie już kilku lat) uczę się nowych technologii by poradzić sobie z webinariami i kształceniem na odległość, np. w formie wykładów hybrydowych. Doświadczam to na sobie ile wysiłku i stresu przyprawia uczenie się nowych programów czy wykorzystywania technologii AI. Czy podołam? Przecież inni uczą się szybciej. I często mają więcej czasu na naukę. A jak ja poradzę sobie przy ograniczonych zasobach czasowych, intelektualnych, sprzętowych, organizacyjnych? Widzę ile musze się nauczyć i widzę, że nie zdążę, że nie dam rady. Ten pociąg zbyt szybko odjeżdża... Stąd może rodzić się frustracja i niechęć. Chyba, że zaakceptujemy swoją niedoskonałość i własne błędy. Chyba, że przestaniemy ścigać się z innymi. Sam doświadczam trudności i dyskomfortu, wynikających z konieczności zmian dydaktyki w małej i dużej skali. Ale czy upieranie się przy sierpie i niszczenie maszyn tkackich cokolwiek poprawi? Czy uratuje przed porażką i dyskomfortem? Nie!

Opór wobec zmian w edukacji jest zjawiskiem zastanym i złożonym, wynikającym z głęboko zakorzenionych tradycji oraz instytucjonalnego bezwładu. Jednak w obliczu dynamicznie zmieniającego się świata, w czasach trzeciej rewolucji technologicznej, postępu technologicznego i społecznego, konieczne jest otwarcie się na innowacje i adaptacje do nowych realiów. Tylko w ten sposób możemy zapewnić, że system edukacji będzie skutecznie przygotowywał kolejne pokolenia do wyzwań przyszłości. I tylko czy z otwarciem na zmiany oraz gotowością do ciągłego uczenia się poradzi sobie przeciętny nauczyciel w swojej codziennej pracy? Musi zaprojektować nowe warunki także dla siebie. Bo zmienia się rzeczywistość nie tylko uczniów, ale i nauczycieli, tu i teraz. 

Ważne pytania, które się rodzą to: 
1. W jaki sposób można zwiększyć motywację nauczycieli do wprowadzania innowacji? 
2. Jakie są najważniejsze kompetencje, które powinien posiadać nauczyciel XXI wieku? 
3. Jakie są nasze, społeczne oczekiwania wobec przyszłości edukacji? 
4. Jaka jest rola rodziców w procesie zmian w edukacji? 
Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć na te pytania. Ale będę szukał na nie odpowiedzi. Także dla siebie, by się odnaleźć w trudnej i ciągle zmieniającej się rzeczywistości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz