Listopadowy wernisaż. Fot. Leszek Kuryłowicz |
Niedawno odbył się wernisaż wystawy pani Marii Fernandy Satizabal Gothard, kolumbijskiej artystki, prezentującej swoje prace patchworkowe w etnicznym stylu mola (zobacz zdjęcia z wernisażu). Jakimi drogami wędrowała ta wystawa aż do Olsztyna? Głównym tematem niniejszego wpisu jest zakorzenianie się uniwersytetu w środowisku lokalnym. Wystawa prac Marii Fernandy Satizabal Gothard w Olsztynie to wydarzenie, które wykracza poza ramy zwykłego wernisażu. To opowieść o tym, jak przypadkowe spotkanie, zapał grupy kobiet zainteresowanych rękodziełem i otwartość uniwersytetu połączyły odległe światy – Kolumbii i Polski.
Temu wpisowi można byłoby badać zupełnie inny tytuł, np. Nić porozumienia tkana z patchworku. Pani Maria ma wykształcenie akademickie artystyczne, pochodzi z Kolumbii ale mieszka w USA. Wraz z mężem przyjechała na jakiś czas do Polski, do Elbląga. Jako osoba aktywna poszukiwała artystycznych kontaktów tu, na miejscu. Przez internet dotarła do mojej koleżanki z czasów studenckich - Małgorzaty Karmasz, która w grupie kobiet szyje przecudne patchworki. Już od wielu lat. Sporo zdjęć z ich wystaw znajduje się w internecie, łatwo do nich dotrzeć. I tak też dotarła pani Maria Satizabal. Pozorną barierą wydawał się język. Ale od czego nowe technologie. Moja koleżanka, po pierwszym kontakcie, kupiła nowy telefon, by korzystać z translatora i w pełni wykorzystać media społecznościowe. Namacalny przykład tego, że nowe technologie ułatwiają kontakty. Potrzebna tylko chęć i odwaga uczenia się nowych narzędzi.
W czasie wakacyjnego spotkania w małym gronie absolwentów pokazała mi jedną pracę pani Marii i powiedziała "musicie się poznać". Od słowa do słowa narodził się pomysł na wystawę w Olsztynie. Telefon i zapytanie skierowane do pana Bogusława Woźniaka z Klubu Baccalarium, „czy można zrobić taką wystawę już w listopadzie?”. Odbyło się spotkanie z pokazaniem prac i zapadła szybka decyzja o zorganizowaniu wystawy. A potem drugiej, już w Starej Kotłowni. I tak, kolumbijskie prace trafiły do Olsztyna.
Historia tej wystawy to dowód na to, że sztuka nie zna granic. Pani Maria, choć mieszka za oceanem, znalazła sposób, by podzielić się swoją twórczością z polską publicznością. A wszystko zaczęło się od nie całkiem przypadkowego spotkania w sieci. Dzięki mediom społecznościowym nawiązała kontakt z polską artystką, która zachwyciła się jej pracami. To właśnie ta znajomość stała się katalizatorem wydarzeń, które doprowadziły do zorganizowania wystawy w Olsztynie.
Uniwersytet to dobre miejsce by tworzyć pomosty między kulturami. Dlaczego to właśnie Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie stał się miejscem prezentacji tych niezwykłych prac? Odpowiedź jest prosta: to instytucja, która aktywnie uczestniczy w życiu miasta i regionu. Dzięki takim inicjatywom, jak cykliczne spotkania Grupy A*R*T (emerytowani pracownicy uniwersytetu i absolwenci) w Klubie Baccalarium, uniwersytet stworzył przestrzeń dla twórców i miłośników sztuki amatorskiej. To właśnie tam narodził się pomysł zorganizowania wystawy pani Marii.
Sukces tej inicjatywy dowodzi, że nawet bariera językowa nie jest w stanie powstrzymać ludzi, którzy chcą się ze sobą komunikować i dzielić swoimi pasjami. Dzięki nowym technologiom i chęci współpracy, udało się stworzyć wydarzenie, które wzbogaciło kulturalną mapę Olsztyna i samego Uniwersytetu. A przede wszystkim jest małym kamyczkiem do promocji rozwoju zrównoważonego (to oczywiście temat na osobną opowieść).
Uniwersytet może być sercem społeczności lokalnej (regionalnej) i jednocześnie oknem na świat. Historia wystawy prac Marii Fernandy Satizabal Gothard pokazuje, jak ważna jest rola uniwersytetu w kształtowaniu lokalnej społeczności. To właśnie uczelnie są miejscem, gdzie spotykają się ludzie o różnych zainteresowaniach i pochodzący z różnych środowisk. I to nie tylko w czasie studiowania. Jeśli uwzględnimy fakt, że uczymy się przez całe życie, to uniwersytet powinien być otwarty na bardzo różnorodnych „studentów”. Dzięki swojej otwartości na nowe pomysły i chęci współpracy, uniwersytety mogą stać się prawdziwymi ośrodkami kultury i nauki. I wymyślać nowe przestrzenie do rozwijania własnych zainteresowań oraz różnego rodzaju aktywności edukacyjnych, także tych, związanych z mikropoświadczeniami.
Dlaczego się udało? Wszystko dzięki zachowanym kontaktom z absolwentami, komunikacji w mediach społecznościowej, wcześniejszym spotkaniom Grupy A*R*T w Baccalarium i nawiązaniu dobrych kontaktów z różnymi działami i agendami UWM. Oraz dzięki otwartości i umiejętności improwizacji. Uniwersytet to dobre miejsce do spotkań. Udaje się, gdy uniwersytet jest mocno osadzony w regionie i stale utrzymuje relacje z szeroko rozumianym otoczeniem społeczno-gospodarczym. Także ze swoimi absolwentami. Najważniejsza jest chęć i otwarcie a wtedy nawet obcy język nie jest barierą.
Puentą niniejszego wpisu niech będzie zdanie: Dla dobrze działającego regionalnego uniwersytetu najważniejsza jest chęć współpracy i otwartość, a wtedy nawet obcy język nie jest barierą.
Wystawa prac Marii Fernandy Satizabal Gothard to inspirujący przykład tego, jak sztuka może łączyć ludzi i kultury. To także dowód na to, że uniwersytety mogą odgrywać kluczową rolę w tworzeniu żywej i dynamicznej społeczność, mocno zakorzenionych w regionie i otwartych na szeroki świat. Ale żeby ten potencjał zmaterializować potrzebna jest wytrwała i codzienna praca wielu osób mniej lub bardziej związanych z uniwersytetem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz