![]() |
Stara, odrapana kamienica, a jednak piękna i tajemnicza. |
Moja obecność na konferencji Społeczeństwo i Nauka 2025 "Zaufanie - to skomplikowane" (14-16 października 2025 r.), poświęconej szeroko rozumianej popularyzacji nauki, nie jest przypadkowa. Jest naturalną konsekwencją wieloletniej pracy i obserwacji przemian w postrzeganiu nauki przez społeczeństwo jak i rozwijaniu różnorodnych form upowszechniania wiedzy. Wiele lat temu zaczynałem od pisania artykułów do papierowych czasopism. Potem pojawiły się różnorodne warsztaty i projekty edukacyjne. A jeszcze później pojawiły się pikniki naukowe i centra nauki.
Pamiętam czasy, gdy powstanie Centrum Nauki Kopernik w Warszawie wyznaczyło nowy kierunek w polskiej edukacji, wprowadzając do dyskursu koncepcję edukacji pozaformalnej na masową skalę. Nie mieli programów więc mogli eksperymentować i sami odkrywać nową i niezwykle ważną przestrzeń edukacyjną. Ten impuls zadziałał: dziś mamy w Polsce i w Europie już wiele prężnie działających małych i dużych centrów nauki. Popularyzacja nauki wyszła poza mury uczelni i stała się profesją, zyskując ogromną siłę oddziaływania społecznego. To już nie jest ciekawostka tylko codzienna praktyka.
Rozwój popularyzacji nauki w centrach nauki wiąże się czasowo z największym, moim zdaniem, wyzwaniem naszych czasów: spadkiem zaufania do nauki i badań naukowych. Ironia polega na tym, że w momencie, gdy nauka dostarcza nam narzędzi do rozwiązania najpilniejszych globalnych problemów (klimat, zdrowie, energia), rośnie też skala sceptycyzmu i dezinformacji. Zalewa nas fala pseudonaukowych teorii spiskowych. Nawet w kulturze widać wyraźną dominację fantasy nad science-fiction. I jest to trend wieloletni.
Z perspektywy dydaktyka i naukowca, widzę kilka kluczowych przyczyn tego kryzysu. Współczesna nauka jest trudniejsza niż kiedyś, wykorzystuje zaawansowane i drogie narzędzia i przyrządy badawcze a przeciętnemu człowiekowi trudno się włączyć do, przesyconych złożonymi teoriami i specjalistycznym żargonem, dyskusji. Nauka jest procesem złożonym, pełnym wątpliwości i nieustannego poprawiania. Jest w jakimś sensie ciągle niedokończona. Opinia publiczna oczekuje jednak prostych odpowiedzi, zero-jedynkowych, oczekuje prostych komunikatów tu i teraz, co często prowadzi do odrzucenia autorytetu, gdy naukowcy mówią o prawdopodobieństwie lub niepewności. Po drugie przestrzenie cyfrowe sprzyjają szybkiemu rozprzestrzenianiu się teorii spiskowych i upolitycznianiu "faktów" (faktoidy). Nadmiar łatwo generowanych treści sprzyja dezinformacji. Trudno jest odróżnić treści wiarygodne od niewiarygodnych, zmyślonych i manipulatorskich. Eksperta może udawać każdy, na dodatek dysponując narzędziami nie tylko to generowania prostych fejków ale i do tworzenia deep faków. Trudno jest przebić się z rzetelnym komunikatem przez szum informacyjny szczególnie, gdy ten komunikat kłóci się z czyimiś głęboko zakorzenionymi przekonaniami (błąd konfirmacji). I ważne jest, o czym wspinałem, poczucie sprawczości. Dla wielu osób nauka jest czymś abstrakcyjnym, odbywającym się w "wieżach z kości słoniowej" lub "tajnych laboratoriach". Brak bezpośredniego kontaktu z procesem badawczym i ludźmi, którzy go prowadzą, uniemożliwia zbudowanie emocjonalnej więzi i osobistego zaufania. Niewątpliwie potrzebny jest bezpośredni kontakt z prawdziwymi naukowcami z krwi i kości a nie wyobrażeń o nich, budowanych na podstawie filmów fabularnych czy kreskówek. Budowaniu takiego kapitału naukowego służą upowszechnione już różnorodne festiwale naukowe, odbywające się w murach uczelni wyższych, w laboratoriach badawczych.
W tym kontekście rola coraz liczniejszych centrów nauki i nas, popularyzatorów, staje się kluczowa. Musimy wyjść poza samą "rozrywkę" i ekspozycję faktów. Naszym głównym zadaniem jest teraz odbudowa mostu zaufania. Festiwale nauki to nie tylko widowiskowa rozrywka z wybuchami i kłębami dymu. To przede wszystkim autentyczne spotykanie się z naukowcami w ich środowisku naturalnych, czyli w laboratoriach i murach uniwersyteckich. Jak to zrobić? Poprzez przemyślaną dydaktykę edukacji pozaformalnej, która skupia się na zaangażowaniu w proces, na transparentności i dialogu, na wzmacnianiu kompetencji cyfrowych. Taką dydaktykę dopiero odkrywamy i wymyślamy. A naturalnym laboratorium dla nich są właśnie różnorodne centra nauki.
Musimy (w tym przede wszystkim my, naukowcy) pokazywać jak działa nauka, a nie tylko co odkryła. Centra nauki mogą być laboratoriami w przestrzeni pozaformalnej, bez ocen i programów nauczania, zatwierdzanych ministerialnie, w których zwiedzający sami doświadczają metody naukowej, popełniają błędy i weryfikują hipotezy. To buduje poczucie sprawczości i akceptację dla nauki jako narzędzia do poznawania świata. Innym wymiarem takiej aktywności jest nauka obywatelska (citizen science), koordynowana przez naukowców z ośrodków naukowych. Powinniśmy mówić o nauce jako o społecznej instytucji – z jej mechanizmami recenzji, finansowania i etyki, ale także pełnej błędów, nadużyć, nieprawidłowości. To wymaga organizowania debat, spotkań z naukowcami i wspólnych projektów (citizen science), które dehermetyzują środowisko akademickie. Popularyzacja wiedzy musi być też nauką krytycznego myślenia i oceny źródeł w erze cyfrowej. Zamiast tylko podawać fakty, powinniśmy wyposażać odbiorców w narzędzia do samodzielnej weryfikacji informacji.
Rozwój centrów nauki wymusza potrzebę stałego podnoszenia kwalifikacji i rozwoju metodyki procesu uczenia się (a nie nauczania). Potrzebujemy więcej wykwalifikowanej kadry i platform do dyskusji o tym, jak robić to dobrze. Temu służą m.in. konferencje takie jak Społeczeństwo i Nauka 2025.
To jest właśnie powód, dla którego zgłosiłem się na tę konferencję. Od lat chciałem dołączyć do tej społeczności, zobaczyć, jak wygląda konferencja centrów nauki, i uczyć się od najlepszych. Do tej pory uczestniczyłem jedynie w konferencjach organizowanych przez Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. A w udziale w konferencjach Stowarzyszenie Społeczeństwo i Nauka SPiN zawsze coś mi stawało na przeszkodzie, a to obowiązki akademickie, a to kwestie logistyczne i finansowe. Cieszę się, że wreszcie udało się to dopiąć.
Wybrałem się na konferencję by dyskutować, sprawdzać w działaniu i dzielić się własnym, wieloletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Wierzę, że tylko przez ciągłą wymianę myśli i testowanie nowych form komunikacji jesteśmy w stanie skutecznie stawić czoła kryzysowi zaufania wobec nauki. Tej wymianie służy także niniejszy tekst na blogu. Moja obecność na wspomnianej konferencji to nie tylko chęć dołączenia do społeczności i wymiana poglądów. To przede wszystkim dążenie do rewizji własnej, wypracowywanej metody dydaktycznej w obliczu wspomnianego wcześniej kryzysu zaufania do nauki. Jako naukowiec i wykładowca, jestem głęboko zakorzeniony w tradycyjnym modelu transmisji wiedzy – w opowiadaniu o odkryciach i przekazywaniu faktów. Systematycznie próbuję od tego odchodzić poprzez udział w różnorodnych projektach i przedsięwzięciach. Z różnym i niezadawalającym mnie rezultatem. Ale nie rezygnuję. Ponawiam próby, tak jak w typowych badaniach naukowych.
Dotychczasowe doświadczenie pokazało mi wyraźnie, że w popularyzacji przekaz jest mniej ważny niż zaangażowanie. Dlatego na tej konferencji zdecydowałem się na formę warsztatową, a nie w postaci tradycyjnego wykładu. Wychodzę poza moją strefę komfortu - wykłady i ustne prezentacje z Power Pointem (lub innymi programami) robię od lat, a formy warsztatowej dopiero się uczę. Chcę podzielić się swoimi pomysłami i wnioskami, ale przede wszystkim wdrożyć i przetestować nowe dla mnie koncepcje dydaktyczne, skupione na aktywizacji słuchaczy. Odejście od wiedzy transmisyjnej i biernego słuchania na rzecz doświadczania i interakcji jest kluczowe, aby zbudować zaufanie przez aktywne uczestnictwo. Ludzie bardziej ufają temu, co sami przećwiczyli i zrozumieli. Działanie, a nie tylko słuchanie, pozwala im poczuć się częścią procesu naukowego, co jest fundamentalnym elementem w odbudowie wiarygodności nauki. I ważne jest autentyczne spotkanie z naukowcem a nie tylko z pośrednikiem relacjonującym badania naukowe.
Model warsztatowy stawia popularyzatora i uczestnika na bardziej partnerskiej stopie. Odkrywamy razem. Prowadzący przestaje być wyrocznią, a staje się facylitatorem odkrywania, co zmniejsza dystans i rozmontowuje "wieżę z kości słoniowej". Nie ukrywam, że moje dotychczasowe próby wdrożenia tej metody w edukacji pozaformalnej napotykały na różne trudności w lokalnych projektach, które realizowałem w różnych pozaakademickich miejscach. Ostatnio miałem warsztaty w czasie konwentu fantasy Warmia i Magia 2025. Słabo mi się to udało. Przynajmniej poniżej zakładanych efektów. Odkrywamy nową dydaktykę edukacji pozaformalnej i z przyczyn oczywistych popełniamy różne błędy. Lecz te błędy nie są porażką, są dowodem rozwoju i aktywnego poszukiwania. Tak jak w każdych badaniach naukowych.
Głównym problemem był zawsze czas. Krótki, jednorazowy format spotkań – często ograniczony do jednej godziny – uniemożliwiał pełne rozwinięcie działań, które wymagają wdrożenia uczestników w metodykę, a potem w fazę refleksji i dyskusji. W efekcie, zamiast pełnej aktywizacji, często musiałem uciekać się do szybkiego "opowiadania" i demonstracji, czyli wracać do modelu transmisyjnego. Bo zadawana praca domowa i kontynuacja najczęściej zawodzą. Jeszcze nie wiem dlaczego. Teraz szukam odpowiedzi i dobrego sposobu, także z wykorzystaniem narzędzi online. A nie byłoby pytań, gdybym wcześniej nie eksperymentował i nie próbował czegoś nowego.
Ta konferencja jest dla mnie kolejną, przemyślaną próbą. Będę tam, by eksperymentować i dyskutować o technikach aktywizujących oraz o sposobach zarządzania czasem w krótkich, ale angażujących formach komunikacji i edukacji. Zobaczymy co i jak się uda, ale jestem przekonany, że przyszłość popularyzacji nauki zależy od tego, jak skutecznie potrafimy przekształcić widza w badacza, obserwatora w uczestnika.
Mimo deklaracji o konieczności aktywizacji, pierwszym moim wręcz rutynowym odruchem było pory przygotowanie tradycyjnego wykładu, prelekcji, koniecznie z prezentacją multimedialną z Power Pointem. W końcu, jako wykładowca akademicki, w ten sposób najłatwiej byłoby mi ułożyć treść i przekazać słuchaczom bogate, wieloletnie doświadczenie. Mogłaby to być fascynująca, oryginalna opowieść o popularyzacji nauki w różnych formach i miejscach, w sam raz dla edukatorów i popularyzatorów z centrów nauki. Storytellingu także się uczę. Jednak od dwóch lat próbuję nawet na wykładach mniej mówić a więcej zostawiać przestrzeni na aktywność studentów (lub słuchaczy). Nie ważne, co ja już wiem, ważne to, co odkryją w czasie spotkania słuchacze (a na uczelni studenci).
Ale czy ta zdobyta wiedza o nowej dydaktyce, wzbogacona elementami z neurobiologii o mechanizmach uwagi i zapamiętywania, miałaby pójść w las? Czy mówiąc o potrzebie zmiany, sam mam tkwić w przestarzałym modelu? Zdecydowanie nie. Dlatego dla mnie wspominana konferencja to właśnie moment na praktyczne wcielenie teorii w życie. Z ryzykiem porażki. Dlaczego nie wdrażać nowatorskich metod od razu, tu i teraz? Najlepiej uczymy się przez działanie, metodą prób i błędów, próbując wykorzystać wiedzę teoretyczną, zasłyszaną i wyczytaną. Niech to, co sam głoszę, stanie się działaniem, nie tylko na zajęciach kursowych ze studentami na uniwersytecie, ale właśnie w gronie profesjonalistów, którzy mierzą się z podobnymi wyzwaniami.
Właśnie dlatego mój czas na tej konferencji przybrał formę interaktywną. Cel jest prosty: uczenie się popularyzacji przez robienie popularyzacji (a nie tylko mówienie o niej). Celem warsztatu jest przekształcenie teorii komunikacji naukowej w natychmiastową, angażującą praktykę, z użyciem współczesnych narzędzi. Oczekuję, że po spotkaniu uczestnicy odejdą nie tylko z nową wiedzą, ale przede wszystkim z praktycznym doświadczeniem. Każdy z uczestników przygotuje i zaprezentuje własne, krótkie (3-minutowe) wystąpienie popularnonaukowe. Wystąpienia te będą nawiązywały do zasad storytellingu naukowego, czyli zawierać: bohatera (postać naukowca, badacza, a nawet ideę), który przechodzi transformację, rekwizyt (fizyczny przedmiot, który stanie się mostem do zrozumienia skomplikowanego zagadnienia) i opowieść - narrację, która nadaje sens i emocje suchemu faktowi naukowemu. Badania wykazały, że dużo łatwiej zapamiętujemy informacje, jeśli przekazywane są w formie opowieści a nie tylko suchych danych. A że żyjemy już w czasach sztucznej inteligencji to kolejny raz ze słuchaczami będę chciał eksperymentować z AI. Do szybkiego generowania pomysłów, struktury narracyjnej lub wizualnych rekwizytów, wykorzystamy narzędzia sztucznej inteligencji (AI), co jest nieuniknionym elementem współczesnej komunikacji.
Wierzę, że ta formuła pozwoli nam przekonać się na własnej skórze, jak skutecznie (lub nieskutecznie) można przełamać barierę między ekspertem a odbiorcą i jak, poprzez zaledwie trzy minuty opowieści i działanie, możemy skuteczniej odbudowywać zaufanie do nauki.
Kryzys zaufania do nauki nie jest problemem samej wiedzy, lecz sposobu jej komunikowania i postrzegania. Współczesna nauka, choć zaawansowana i potężna, stała się dla wielu zbyt wyalienowana. Jej złożone, trudne metody i hermetyczny język uniemożliwiają bezpośrednie uczestnictwo w odkrywaniu. Uczestnictwo w nauce staje się niedostępne, a to poczucie wykluczenia i braku zrozumienia bezpośrednio przekłada się na nieufność. Dobra popularyzacja ma moc, by to zmienić. Jej kluczową funkcją nie jest samo przekazywanie faktów, lecz przywracanie poczucia bliskości i zrozumienia procesu naukowego. Najlepiej przez bezpośredni kontakt z autentycznym naukowcem, czy to w trakcie festiwalu naukowego, czy kawiarni naukowej.
Aby to osiągnąć, działania w centrach nauki i poza nimi, powinny opierać się na trzech fundamentalnych filarach, które zasypują lukę między naukowcem a społeczeństwem:
- Bezpośredni kontakt. Warto dążyć do tego, by mówić do ludzi, a nie tylko w ich obecności. Oznacza to stworzenie przestrzeni dla prawdziwego dialogu i spotkań twarzą w twarz, które budują autentyczne, osobiste zaufanie.
- Angażowanie w odkrywanie. Należy odchodzić od biernego słuchania na rzecz aktywnego angażowania w proces naukowy (doświadczanie w cyklu Kolba). Nasze warsztaty i wystawy muszą skłaniać do działania, eksperymentowania i zadawania pytań. A potem skłaniać do refleksji i wiązania praktyki z teorią.
- Kreowanie poczucia sprawczości. Powinniśmy wzmacniać w odbiorcach poczucie wpływu, przynajmniej na dyskusję o nauce i jej odkryciach. Społeczeństwo powinno czuć, że ma udział w kształtowaniu debaty o etyce, celach i konsekwencjach postępu naukowego. Natomiast przez udział w citizen science rzeczywiście uczestniczyć w procesie badawczym (np. zbieranie danych).
Wierzę, że zaproponowany przeze mnie warsztat, koncentrujący się na storytellingu i aktywizacji, jest małym, ale ważnym krokiem w kierunku tej nowej, bardziej zaangażowanej i transparentnej kultury naukowej. Oczywiście, tu na blogu zdam relację z sukcesów i porażek w czasie warsztatu pt. „Jak budować zaufanie do nauki przez upowszechnianie wiedzy". Bo ten blog jest w części moim dziennikiem refleksji, dziennikiem osobistego rozwoju. Dlatego znajdują się w nim takie właśnie wypowiedzi, relacjonujące mój rozwój, moją drogę edukacyjną. Dziennik z podróży intelektualnej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz