8.09.2025

O tym, jak ważna jest umiejętność prezentacji

Przykład z jakiejś konferencji i z niezbyt dobrze przygotowaną przestrzenią. Masywna mównica oddziela mówcę od publiczności, niczym zamkowy mur z fosą. Brak podglądu ekranu. Są już mównice z wbudowanym ekranem w pulpit. Znacznie ułatwia prezentowanie i i utrzymywanie kontaktu wzrokowego z publicznością. Stare rozwiązania w nowych warunkach. 


Uczestniczę w różnych konferencjach i spotkaniach na żywo, wiele innych oglądam w mediach.  A samą sztuką (kompetencja, umiejętnością) przemawiania i przedstawiania treści naukowych i popularnonaukowych zajmuje się od kilkudziesięciu lat. Wynika to z wykonywanego zawodu nauczyciela akademickiego. Uczę studentów skutecznego przedstawiania treści naukowych. W uproszczeniu: uczę pisać, mówić i tworzyć treść wizualną. A przede wszystkim sam się uczę. Ćwiczę, eksperymentuję, czytam, szkolę się, analizuję. Teoretycznie przez te 40 lat powinienem się już wreszcie nauczyć?! Tyle, ze ciągle zmieniają się warunki społeczno0technologiczne. I jest jak z ewolucja biologiczna w zmieniającym się środowisku - trzeba ciągle biec by być w tym samym miejscu.

A przyszło nam żyć w czasach, gdzie internetowi prelegenci wyrastają jak grzyby po deszczu. Niegdyś, aby przemawiać do tłumów, trzeba było mieć na koncie co najmniej wprawę i wiedzę z retoryki. To było dawno, w kulturze słowa mówionego. A dziś? Dziś retoryki się nie uczy ani w szkołach, ani na studiach. Wystarczy konto na popularnej platformie społecznościowej. Czy to oznacza, że sztuka mówienia zanikła? O nie! Wręcz przeciwnie, nigdy nie była tak potrzebna. Może dlatego, że tak dużo jest słabym wystąpień, zarówno w biznesie, jak i edukacji. 

Sztuka prezentacji w ostatnim półwieczu rozwijała się od tablicy do wideokonferencji. W biznesie i edukacji prezentacja to nie tylko sposób na przekazanie wiedzy. To narzędzie do wywierania wpływu, budowania autorytetu i, co tu dużo mówić, zarabiania pieniędzy (przynajmniej w biznesie). Z tego powodu warto się jej nauczyć. Oglądam konferencje, spotkania biznesowe oraz webinaria i widzę, że składne i zajmujące mówienie to umiejętność wciąż niezbyt częsta. Może dlatego, że epoka oralna minęła dawno temu, a my, zanurzeni w morzu pisanych tekstów, zapomnieliśmy, jak się dobrze mówi? Może uznaliśmy, że liczy się tylko technologia a nie umiejętność wykorzystania tej technologii?  Przechodzimy z pisania na klawiaturze do mówienia do mikrofonu i liczymy na to, że treść sama się obroni. Błąd. Liczy się także forma i dostosowanie formy do konkretnego kontekstu czasu i miejsca. Bo inaczej się słucha a inaczej czyta. A jeszcze inaczej ogląda materiały w mediach społecznościowych. Trzeba mówić do ludzi a nie tylko w ich obecności.

Detale czynią różnicę. Wyobraź sobie, że idziesz na wystawną kolację, a kelner podaje wyrafinowane danie na brudnym talerzu. Da się zjeść? Pewnie, ale przyjemność z posiłku spada. Podobnie jest z prezentacjami i wypowiedziami publicznymi. Tam też warto zadbać o "czysty obrus i czyste talerze". Czyli zadbać by forma dostosowana była do sytuacji i okoliczności. Czy profesjonalista poradzi sobie w każdych warunkach? Tak, ale po co ma się męczyć i improwizować? Dobra organizacja przestrzeni, od oświetlenia ekranu po podgląd dla prelegenta, to niby detale, ale to one sprawiają, że i prelegent, i publiczność czują się komfortowo. Wtedy forma nie utrudnia odbiór zasadniczej treści. Tak jak jedzenie posiłku na estetycznej i czystej zastawie.

Ile razy widziałaś (eś) slajd wypełniony po brzegi tekstem, tak drobnym, że musiałbyś podać się do komputera, żeby go odczytać? To ewidentny efekt kultury pisma. Uczymy się pisać elaboraty, ale nie potrafimy ich streścić w punktach. Nie potrafimy wyłowić zasadniczej i najważniejszej myśli z własnych wypowiedzi. Wypełniamy wyznaczony czas słowami, a czasem znacznie przekraczamy przyznany mam czas ku irytacji innych prelegentów i słuchaczy. Efekt? Włączamy webinarium i z minuty na minutę coraz bardziej nuży nas to, że jest za dużo tekstu na slajdach i że jest nudnie przedstawiana treść w czasie webinarium. A przecież slajdy to nie scenariusz, a jedynie tło. Nie cel sam w sobie a jedynie pomocny rekwizyt.

Gdzie i jak nauczyć się dobrych form prezentacji, w tym prezentacji cyfrowych? Tak, jak w czasie awarii w samolocie, najpierw zakładamy maskę z tlenem dla siebie, dopiero potem towarzyszącemu nam dziecku. Tak samo jest z edukacją cyfrową. Najpierw opanuj samemu, potem ucz innych. Nasze dzieci dorastają z technologią w ręku, ale my, jako dorośli, mamy za zadanie pomóc im zrozumieć, jak z niej korzystać w mądry sposób. Przyspieszona edukacja cyfrowa to nie tylko wyścig z czasem, ale również rosnące nierówności (także cyfrowe). Jeśli my, dorośli, nie będziemy umieli nadążyć, nasze dzieci będą miały pozorną przewagę, ale w nieznanym nam świecie.

Zatem umiejętność prezentacji to nie tylko mówienie do ludzi, ale również sprawne posługiwanie się narzędziami, które wspomagają ten proces. Zmieniło się środowiska i zmieniły się narzędzia. Od prostych rekwizytów, tablicy z kredą, rzutnika multimedialnego z prezentacją w Power Poicie po wiele innych detali takich jak świetlenie, podgląd prezentacji, zegar z mijającym czasem itp. W świecie, gdzie komunikacja staje się coraz bardziej cyfrowa, te umiejętności są na wagę złota. Dlatego, zanim zaczniemy uczyć innych, jak się prezentować, zacznijmy od siebie. Najpierw maseczka z tlenem dla siebie, potem dla ucznia.

Dlatego właśnie się nieustannie uczę przez próbowanie i działanie. Metoda Kolba: doświadczam, poddaję się refleksji, wiążę z teorią, modyfikuję i stosuję w praktyce. I tak wchodzę w kolejny cykl. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz