(Wlepka do książek) |
Minął właśnie rok od zainicjowania studenckiego projektu "Warmiobook - nie samym chlebem człowiek żyje" (więcej o projekcie na dedykowanym blogu). Projekt był przewidziany na 2-3 miesiące, po roku jest ciągle żywy i to cieszy mnie ogromnie. Efekt jest widoczny, są półki z książkami, przynajmniej niektóre cały czas funkcjonują, co prawda nie o wszystkich piszą studenci (raczej już absolwenci) na blogu, ale są i działają. Pojawiają się kolejne inicjatywy, mimo, że już są absolwentami i dawno projekt się zakończył.
Tu mała dygresja - z edukacyjnego punktu widzenia metoda projektu jest dobrym rozwiązaniem dydaktycznym nawet wtedy, gdy docelowy projekt się nie uda. Bo chodzi o kształcenie i zdobywanie wiedzy przez działanie a nie zrealizowanie jakiegoś zadania. Istota metody projektu dobrze mieści się w konstruktywizmie - wskazuje na uczenie się jako proces oraz na samodzielne zbywanie wiedzy, w relacjach społecznych i w działaniu. Jak oceniać postępy studenta, odchodząc od behawiorystycznych teorii nauczania? Skupić się na wiedzy? Czy może na rozumieniu? Bo żeby rozumieć, to najpierw trzeba coś wiedzieć. A może działanie jest najważniejsze? Czyli zastosowanie wiedzy w praktyce. Wiedza w sensie informacji powstaje w indywidualnych konstruktach studenckich niejako przy okazji. Najprościej można to ująć tak: żeby działać, to trzeba mieć wiedzę i ją rozumieć. Inaczej nic się nie zdziała.
Studencki projekt "Warmiobook" został zrealizowany w ramach przedmiotu ekologia i ochrona środowiska na kierunku dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze. Był formą egzaminu. Jak to? Egzamin bez pisania testów czy odpowiedzi na pytania w formie ustnej czy pisemnej? Ale przecież nie chodzi o sprawdzanie wiedzy, nawet nie tylko o jej rozumienie (to już znacznie trudniej ocenić na egzaminie). To po prostu jest inne podejście teoretyczne w odniesieniu do teorii i praktyki nauczania. Dominujący w Polsce nie tylko na uczelniach behawioryzm jest już mocno przestarzałą koncepcją. Przez dziesięciolecia zgromadziliśmy już bardzo dużo nowej wiedzy, eksperymentowaliśmy i do całkiem nowych koncepcji uczenia się doszliśmy. Pora to zastosować w praktyce, zwłaszcza uniwersyteckiej. I tej nowej dydaktyki uczę się wraz ze studentami. Razem odkrywamy choć nieco różne przestrzenie.
Co to jest metoda projektu? To taki sposób wspólnego uczenia się (podkreślam, że nie nauczania a właśnie tworzenia środowiska do aktywnego uczenia się - najlepiej moim zdaniem opisuje to konstruktywizm), w którym ważna jest strategia wygrana-wygrana. Albo się uda i wszyscy wygrywają, albo jest porażka. Współpraca a nie rywalizacja. Metoda projektu wymaga współpracy (ważne są więc kompetencje miękkie) i uczenie się zachodzi w środowisku społecznym, poprzez interakcje. Ważne jest dochodzenie do rozwiązania, czyli uczenie się zarówno organizowania projektu jak i współpracy, odkrywanie swoich mocny stron, przyjmowanie ról w grupie. Uczymy się na błędach, eksperymentach, próbach. W kontekście procesu dydaktycznego to właśnie te zdobywane przez studentów kompetencje i wiedza są najważniejsze. W końcu uczenie się jest procesem całościowym. I dlatego nie skupiam się tylko na treściach merytorycznych danego przedmiotu. Nie traktuję zajęć jako przekazywania jedynie wąskiej, specjalistycznej wiedzy. Ona musi pasować do całego systemu wiedzy i kompetencji. Jest więc to nie tyle nauczanie co tworzenie warunków do uczenia się (środowiska edukacyjnego szeroko rozumianego). Na uczelni, w której od lat odwołujemy się do modelu mistrz-uczeń, wspólne odkrywanie, wspólne uczenie się powinno być ważniejsze od nauczania. Bo przecież nie o jednokierunkowa transmisję wiedzy chodzi.
Projekt w nauczaniu wykorzystuję od dawna. W miarę upływu lat poświęcam jednak więcej czasu na refleksję i tworzenie dobrego środowiska edukacyjnego. Mniej skupiam się na efekcie projektu - bardziej na sukcesach studentów, ich doskonaleniu kompetencji twardych i miękkich. Najpierw były do zadania realizowane z kołem naukowym: obozy naukowe, konferencje, spotkania, wydawnictwa. Potem akcje realizowane w ramach przedmiotu ochrona środowiska na kierunku biologia (akcje sprzątania świata, zbiórka elektrośmieci czy zbieranie petycji w sprawie ograniczenie liczby rozdawanych toreb foliowych w supermarketach), później w ramach przedmiotu autoprezentacja. Teraz staram się metodę projektu częściej wykorzystywać na wszystkich przedmiotach. A gdy powstawał kierunek międzywydziałowy dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze założyliśmy, że możliwie duża liczba zajęć powinna uwzględniać własnie projekty.
Tworzenie dobrych warunków do studiowanie to sprawianie by studenci w jak największym zakresie brali udział w czymś więcej niż tylko wkuwania i odpytywanie. Powinni uczyć się dla życia ze wszystkimi kompetencjami miękkimi. Trzeba im tylko stworzyć odpowiednią przestrzeń edukacyjną z interakcjami interpersonalnymi i w kontakcie ze specjalistami, mistrzami, bardziej doświadczonymi badaczami. Ale także w grupie rówieśniczej.
Początkowo chciałem, aby studenci dziedzictwa w ramach projektu zajęli się jakąś akcją typu "sprzątanie świata". Bo takie projekty tkwiły w mojej pamięci, realizowane wspólnie ze studentami biologii. Zakres miał dotyczyć szeroko rozumianej ekologii i ochrony środowiska. Ale studenci dziedzictwa mieli własne pomysły, bardziej związane z ich doświadczeniem i aktualnymi potrzebami. Nie narzucałem swojej wizji świata i swoich pomysłów. I dobrze się stało. Trzeba tylko pozwolić na samodzielność i kreatywność. Pomysłów było kilka. Ale ostatecznie studenci wybrali pomysł swojej koleżanki, która chciała, aby w piekarni na jej osiedlu pojawiły się książki. Na tym osiedlu nie ma biblioteki. Zatem by zaspokoić swoje i innych potrzeby zaproponowała zorganizowanie półki bookcrossingowej własnie w piekarni. Przesłanie? Mniejsza konsumpcja dóbr różnorodnych na przykładzie książek. Nie wyrzucaj, wykorzystaj jeszcze raz. Przykład ekonomii dzielenia się i współużytkowania różnorodnych dóbr. Ma to przełożenie na świat przyrodniczy i eksploatowanie ekosystemów. Od doświadczenia do teorii.
Jednym z elementów projektu było wywieranie wpływu na innych, w tym poprzez upublicznienie i publiczną dyskusję. Realizowali to za pośrednictwem Facebooku (Fan Page https://www.facebook.com/Warmiobook-551988551812396/) jak i bloga: https://warmiobook.blogspot.com. Za pomocą małego celu, konkretnego, próbowali zmieniać świat i oddziaływać na postawy konsumenckie innych. Studenci zorganizowali zbiórkę książek, opracowali plakat, zakładki książkowe, wlepki. Wyszukali miejsca na kolejne książki. Korzystali ze swojej wiedzy, umiejętności i kontaktów (ktoś potrafił opracować graficznie - bo umie posługiwać się profesjonalnie grafiką komputerową), ktoś inny ma umiejętności poligraficzne, ktoś inny potrafi przekonać restaurację by powstała tam półka bookcrossingowa. I w końcu musieli się nauczyć prowadzić fanpage, tworzyć treści do bloga itd. Było ich niewielu, pięć osób. Osiągnęli dużo.
Jak zawsze byłem uczestnikiem, nie stałem z boku. Czasem trzeba pomóc więcej, czasem mniej. Dzieliłem się swoimi umiejętnościami i uczyłem się od studentów. Zawsze ktoś w grupie w danym temacie wie lub umie więcej. Jedni więcej inni mniej (bo już mieli doświadczenie i kompetencje), uczyli się planowania, współpracy, motywowania się, negocjowania z innymi podmiotami itd. A przy okazji dyskutowali o szerszych problemach ochrony środowiska (w tym przypadku recyklingu, reusingu, wielokrotnego użycia, wydłużenie cyklu użytkowania produktu), problemów ochrony przyrody, zmian w ekosystemach. I pisali. Nie wypracowanie na ocenę wykładowcy ale wypowiedzi publiczne... poddane publicznej ocenie i reakcjom.
Ostatecznie w proponowanej piekarni półka (chyba) nie powstała. Nie powstała w czasie zajęć, ale nie wiem czy teraz jej tam nie ma. Powstało za to kilka innych półek bookcossingowych w innych miejscach, do działań dołączyły inne osoby, spoza grupy studenckiej. I po roku ciągle się coś dzieje. Trwały efekt. Ale znacznie ważniejsze jest to, czego nie widać. Mam na myśli wiedzę, umiejętności i kompetencje studentów. Bardzo pośrednio można wnioskować po efektach pracy. Ale tylko oni sami wiedzą czy i ile wynieśli z przedmiotu (wykłady, ćwiczenia) i w jaki sposób taka nietypowa forma egzaminu przysłużyła się w utrwaleniu wiedzy, umiejętności i kompetencji miękkich, przydatnych w ich codziennym życiu, w tym zawodowym.
Z wieloletniej perspektywy pracy ze studentami rodzi się taka obserwacja: lepiej i sprawniej organizacyjnie wychodziły projekty studentom ... zaocznym. Albo takim 40+. Najwyraźniej mieli już i doświadczenie i kompetencje miękkie. Studenci dzienni mieli mało okazji działać i coś zrobić od początku do końca. Wrośli w system szkolny odrabiania lekcji i odpowiadania na pytania. Pierwszy poziom wiedzy: wiem. Czasem drugi -rozumiem. Tym bardziej więc to im projekty są potrzebne. By nabywali umiejętności niezbędnych do pozaszkolnego życia (pozauniwersyteckiego).
Swoją naukę działania i myślenia projektowego zaczynałem w czasie studiów w kole naukowym i w działalności studenckiego Klubu Docent. Wszystko poza programowymi zajęciami. Zatem należy studentów zachęcać do "pozalekcyjnej" działalności i rozwijania własnych zainteresowań (uniwersytet to coś więcej niż program studiów!), a z drugiem zmieniać tradycyjne zajęcia. Na przykład przez więcej działań o charakterze projektów. Zmieniać, nawet jak to jest trudne, bo obecny system mocno krępuje i utrudnia pozaschematyczne działania. Ot na przykład mamy w systemie USOS możliwość oceniania za poszczególne kolokwia, ćwiczenia czy testy. Wpisujemy do komputera i student widzi swoja ocenę. Ale ja oceniam punktowo, student zbiera sumę punktów na konkretna oceną. W systemie jest tylko możliwość stawiania ocen i ewentualnie wyciąganie średniej. Nijak nie jest to mi przydatne.
Już jako pracownik zdobywałem doświadczenie jako opiekun koła naukowego, we współpracy z różnymi stowarzyszeniami i organizacjami pozarządowymi (np. Fundacja Ecobaltic, centra edukacji ekologicznej w Kwidzynie, w Ełku itd.). A potem już wdrażając metodę projektu w "normalnej dydaktyce". Walidacja w praktyce a nie tylko przez egzamin czy pisemne sprawozdanie czy przygotowana prezentację.
Od małej akcji do wielkich grantów (i miejsca pracy! - to z myślą o absolwentach, bo przecież studenci stają się absolwentami). Długi proces, od planowania, przygotowania, współpracy z zespole (strategia wygrana-wygrana), po działanie, świętowanie, motywowanie, kontakt z mediami i ewaluację. Typowa nauka przez działanie. Jaki jest cel akcji? Wykonanie prostej czynności czy raczej zmiana świadomości, stylu życia i codziennych nawyków (przewrót kopernikański w myśleniu) samych studentów a także przez oddziaływanie i upowszechnianie także i innych osób? W konkretnym działaniu dostrzegamy problemy biogospodarki, usługi ekosystemowe, poznajemy cykl życiowy produktu (LCA), uzmysławiamy sobie skutki konsumpcji towarów jednorazowych - rosnące wysypiska, śmieci zalęgające w lasach, pływające w oceanach. Przez działanie nawet w małej skali można pokazać i zobaczyć jak prostymi działaniami można to zmieniać. Im więcej osób uda się bezpośrednio i pośrednio zaangażować, tym większy sukces akcji. Zmienianie świata na lepsza najlepiej zaczynać od siebie samego. Udział w czymś wielkim, ważnym motywuje do działania. W jest grupie łatwiej i przyjemniej. Zacząć od siebie, przełamać swoją nieśmiałość, nauczyć się efektywnego działania.
Planowanie uwzględnia kilka elementów: Kto (role i zadania, kto za co jest odpowiedzialny), Co (jakie będą poszczególne zadania, np. przynieść worki, skontaktować się z odbiorcą wypełnionych worków, przygotować ognisko, kontakt z mediami), Kiedy (harmonogram działań, etapy, kamienie milowe, kto, co i kiedy wykona), Monitorowanie (jak sprawdzać czy planowanie, przygotowanie i realizacja są właściwie wykonywane (zebrania, czy wszyscy mają worki, czy zostały zabrane, czy ukazał się artykuł w prasie itd.). Ewaluacja też wymaga wcześniejszego zaplanowania i przemyślenia, jak zbierać informacje zwrotne, czy były informacje w mediach, ile osób przyszło lub się do działań włączyło, jakie są efekty, co w nas się zmieniło? Dla doświadczonych w działaniu osób jest to oczywiste. Ale dla studentów, którzy spędzili kilkanaście lat w systemie szkolnym, z metodami podającymi i wiedzą spływającą od nauczyciela/profesora nie jest to takie oczywiste. Przynajmniej nie w działaniu. Bo czym innym jest przeczytać, wyuczyć się i odpowiedzieć na egzaminie, a czym innym samemu wykonać. Wtedy nie nauczyciel/profesor weryfikuje i ocena a tak zwane życie. Najbardziej obiektywny egzaminator.
Etapów realizacji jest zazwyczaj. Najpierw musi być cel akcji, świadomość co i po co chce się zrobić (potrzebna jest więc dyskusja). Potem planowanie akcji (kto, co, kiedy, monitoring, ewaluacja). O sukcesie decyduje dobry pomysł, dobra współpraca w grupie oraz konsekwencja w działaniu. Ważnym elementem jest zarządzanie (kierowanie) zarówno w czasie przygotowywania akcji, kierowanie jej realizacją jak i zakończeniem. Skoro praca zespołowa to potrzebne jest przypisanie ról i zadań poszczególnym osobom. Każdy coś potrafi, każdy wnosi wkład. Najczęściej bardzo różnorodny i dopełniający się. Na wyznaczonych lub w naturalny sposób samoujawnionych liderach spoczywa funkcja motywowania, kierowania, przydzielania zadań, sprawdzanie wykonania. W projekcie mogą brać udział konsultanci czyli osoby z doświadczeniem w realizacji podobnych przedsięwzięć. Bywali to członkowie koła naukowego, czasem ja, czasem osoby z poza uczelni. I jeszcze jest jeden ważny element każdego projektu - świętowanie. Szczególnie ważny w pracy z woluntariuszami. Wspólne spotkanie (np. ognisko) na zakończenie jest sposobem świętowania i spotkania towarzyskiego, dyskusji, refleksji i cieszenia się sukcesem, równie istotnym jak samo sprzątanie świata czy inna forma akcji. Namacalnym elementem takiego świętowania mogą być dyplomy okolicznościowe oraz.. zdjęcia z działań. Gdy za jakiś czas do nich wrócą, to przypomną sobie sukces. Że można, że potrafią.
W akcji czy projekcie ważne są dwa elementy: zrobić coś ważnego oraz przyjemność spotkania (człowiek istotą społeczną). Cała akcja wraz z ogniskiem (lub spotkaniem w klubie) może być dodatkowym elementem integracji grupy studenckiej lub całego roku. Czasami bywało tak, ze dopiero w czasie świętowania na zakończenie akcji odbywała się pierwsza impreza całego roku. Wcześniej były pomysły, były próby... ale być może samo świętowanie bez zrobienia czegoś ważnego nie jest wystarczająca motywacją na spotkanie ca lego rocznika.
Dlaczego wykładowca uniwersytecki miałby zajmować się czymś więcej niż treścią merytoryczną z własnego przedmiotu? Bo dla mnie kształcenie jest całością, w tym osobowości człowieka i jego kompetencji miękkich. Wiadomości to sobie może sam przeczytać w książce lub wysłuchać wykładów w internecie. Ale razem działać można tylko w "realu", na przykład na uniwersytecie jako dobrym środowisku edukacyjnym. A czy uniwersytet jest dobrym środowiskowym edukacyjnym? Jeśli nie, to można samemu coś ku naprawie zrobić. Nawet jeśli ma się pod górkę.... i wiatr wieje w oczy. Podobnie mają nauczyciele w szkołach wszystkich typów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz