Mikołaj Marcela, 2020, Jak nie spieprzyć życia
swojemu dziecku? Wydawnictwo Muza, 272 str.
|
Szkoła kortyzolu czy dopaminy? To pytanie stawia Mikołaj Marcela w książce o prowokacyjnym tytule "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku". Mocne, symboliczne nawiązanie do hormonów i neuroprzekaźników, a w domyśle najnowsza wiedza, dotycząca mózgu i funkcjonowania organizmu. Rzeczywistość jest mocno ubiologizowana. Nawet w dyskusji o szkole.
W podtytule książki zaznaczono: wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens. Jest to książka o tym jak mądrze kochać dziecko. Swoje i cudze. Bo przecież zwłaszcza dla własnych dzieci chcemy dobrze. Chcemy zadbać o ich przyszłość i lepszy start w dorosłość. A czy wiemy co jest dobre? Zwłaszcza, że rzeczywistość społeczna i cywilizacyjna bardzo się zmienia. Książkę dr. Mikołaja Marcela polecam rodzicom oraz nauczycielom. Także tym akademickim. Uniwersytety to także szkoły.
Autor zaczął pisanie w szkole średniej, w drugiej klasie, gdy nauczycielka poprosiła swoich uczniów o napisanie opowiadania grozy. Spłodził opowiadanie na 16 storn (czy każdy uczeń tak przykłada się do pracy domowej?). A potem jeszcze dwa dla kolegów z klasy. Nauczyciel skutecznie zainspirował do kreatywności. Ale nie udałoby się to, gdyby nie rodzice, którzy umożliwili swojemu dziecku... posiadanie dużej ilości wolnego czasu. Jak się okazuje dobro niezwykle cenne. Nie poganiali do wyścigu szczurów. Tu dochodzimy do niebanalnej roli rodziców. W dobrej wierze, by ułatwić lepszy start, najpierw do dobrej szkoły, a potem do "dobrej uczeni" wypełniają czas swoim latoroślom licznymi zajęciami dodatkowymi. I tak mogą zmarnować przyszłość własnego dziecka.
Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku? To dobrze zbudowana literacko i wciągająca opowieść o edukacji. Dobrze wyjaśnia dlaczego szkoła wymyślona na początku XIX wieku nie przystaje do rzeczywistości XXI wieku. Z przyzwyczajenia zapędzamy własne i cudzie dzieci do niemalże wirtualnej rekonstrukcji dawnego życia. Ale dlaczego życie w tym Matrixie trwa aż 10 tysięcy godzin? Odwiedziny w skansenie powinny trwać znacznie krócej....
Mikołaj Marcela, nauczyciel i wykładowca akademicki zwraca uwagę na dwie katastrofy, zagrażające obecnie ludzkości: katastrofę klimatyczną i katastrofę edukacyjną. Ta pierwsza wynika w dużej części z tej drugiej. Jego książka jest w dużym stopniu praktycznym poradnikiem. Wskazuje, że to także rodzice są osobami, które mogą być zarzewiem dobrej przemiany polskiej szkoły. A w konsekwencji mogą ocalić świat. Ambitne przesłanie.... więc sięgnij i przeczytaj.
Czytam ze sporym zainteresowaniem. Bo uniwersytet to też szkoła, bo moi studenci mogą być nauczycielami (byleby zechcieli podjąć się tego wyzwania). A na pewno będą rodzicami. Nie tylko szkoła ale i uniwersytet uczy rzeczy niepraktycznych, archaicznych, zapominając o ważnych kompetencjach społecznych. Czytam by jak najwięcej wdrożyć do codziennej praktyki akademickiej. Bo też chcę zbawiać świat, a przynajmniej ratować od katastrofy.
Jak zmienić nauczycieli i tradycyjną szkołę? Jaki model edukacji wybrać? Co zrobić, żeby nauka nie nudziła? Czy warto interesować się alternatywnymi modelami edukacji? Jak sprawić, żeby szkoła przygotowywała do życia? Jak uniknąć u dziecka lęku przed porażką? To tylko kilka z wielu pytań, na które odpowiada Mikołaj Marcela. Tak, szkoła ma się zaopiekować naszymi dziećmi, gdy jesteśmy w pracy. I przygotować do uczestnictwa w wyścigu szczurów. Bo my, dorośli już w nim uczestniczymy. I co, dobrze nam z tym? Czujemy się szczęśliwi? Szkoła oduczyła nas pytać, nauczyła czekać na gotowe odpowiedzi. 100-200 lat temu, w rodzącym się społeczeństwie przemysłowym, w społeczności analfabetów, ta szkoła była dobrze przemyślana. Ale świat się zmienił. Posłuszni i pokorni pracownicy, pracujący przy taśmie, łatwo mogą być zastąpieni przez komputery i roboty, bo są tańsze i w przeciwieństwie do ludzi nie męczą się. Jak więc uczyć, jak współtworzyć edukację - to pytanie przede wszystkim do rodziców. Bo mogą dużo zrobić, dużó dobrego i złego.
Co robić? Po wiersze zacząć słuchać młodych ludzi. Po drugie zapewnić wolny wybór, dać poczucie sprawstwa. I bardziej stawiać na samodzielne konstruowanie wiedzy przez młodych ludzi a nie jej mechaniczne odtwarzanie.
„Z książki dowiecie się, dlaczego polska szkoła mogłaby spokojnie funkcjonować bez ocen, bez podstawy programowej i bez sprawdzianów. Przede wszystkim jednak spróbujcie sami odpowiedzieć na pytania, które tu zadaję, zapominając o tym, jak przez 12 lat o szkole nauczył was myśleć system edukacji. Dzięki temu możecie ocalić wasze dzieci, a ich edukacja może nareszcie nabrać sensu!” – pisze Mikołaj Marcela.
Jakie najważniejsze tematy znajdziemy w książce? Dobrze ilustrują to tytuły rozdziałów:
- Jak zmienić szkołę ?
- Jak być mądrym rodzicem ?
- Na co zwracać uwagę nauczycielom ?
- Jak pomóc uczniom ?
- Jak dobrze się uczyć ?
- Dlaczego praktyka czyni mistrza ?
- Czego brakuje w szkole ?
- Jak motywować (się) do nauki ?
- Czy potrzebujemy ocen i egzaminów ?
- Jak mogłaby wyglądać szkoła przyszłości ?
Dr Mikołaj Marcela jest pisarzem, wykładowcą akademickim, nauczycielem, autorem tekstów piosenek. Pracuje na Uniwersytecie. Od lat zajmuje się tematem edukacji.
Otwiera się ciekawe pole do dyskusji. Oczywiście szkoła bez podstawy programowej nie przejdzie w żadnym kraju europejskim, z racji historycznych jeszcze co najmniej przez dwa pokolenia - a może i dłużej. Tu musi się zmienić podejście do państwa i jego zadań. W zasadzie w ogóle musi nastąpić anarchizacja myślenia o państwie, władzy itp. Ale kierunek jest dobry - bo w ogóle obecna koncepcja państwa sięga jeszcze XVIII wieku i faktycznie nie przystaje do współczesnego świata.
OdpowiedzUsuńOsobiście widzę edukację jako chmurę informacyjną z której każdy potrzebujący czerpie to czego potrzebuje, kompetencje są oceniane na podstawie projektów i efektów działania a nie wiedzy i egzaminów - inna sprawa (i to Ci się Profesorze na pewno nie spodoba) że do tak widzianej edukacji obecna forma nauczycieli (przede wszystkim akademickich) nie przystaje tak samo boleśnie jak koncepcja państw nie przystaje do obecnych czasów.
Wracając jednak do książki - muszę przyjrzeć się prywatnemu życiu dr. Marcela, ufam iż nie, ale zawsze istnieje ryzyko - że być może jak "superniania" nie umie wychować własnych dzieci.