24.06.2021

Wolna licencja ułatwia rozchodzenie się treści

 
Wiele lat temu zaangażowałem się w trwożenie treści na Wikipedii. To właśnie wtedy poznałem i zrozumiałem licencję Creative Commons. I na takiej licencji publikuję treści także i na tym blogu. świadomie i z premedytacja ułatwiam wykorzystywanie publikowanych przeze mnie treści. W tradycyjnym pojęciu można byłoby napisać, że ułatwiam przedruki... ale nic przecież nie jest drukowane bo przecież nie na papierze farbę drukarską się rozprowadza tylko znali e mediach elektronicznych. W każdym razie skutek jest ten sam. 

Efektem licencji CC jest to, że napisane przeze mnie artykuliki znajdują się także na innych stronach (nie tylko z wykorzystaniem prawa cytatu). O części wiem bo wydawcy mimo, że nie muszą to czasem zwracają się z prośba o zezwolenie na przedruki. W taki sposób wybrane teksy pojawiają się np. na portali Edunews, Były także na Lumen, ale jak się skończył grant, to i zamieszczone treści zniknęły. 

Dwa dni temu, szukając czegoś w przepastnych zasobach internetowych, trafiłem na miesięcznik społeczno-kulturalny KREATYWNI. Najpierw miłe zdziwienie. Potem zerknąłem na redakcje i autorów i przypomniałem sobie korespondencję sprzed jakiegoś czasu. Tak, tu również redakcja zwracała się z zapytaniem o pozwolenie (choć biorąc pod uwagę licencję CC wcale nie musieli). Co ciekawe, krótką prezentację zaczerpnięto jeszcze z dawnej lokalizacji mojego bloga na platformie blox (już nie istnieje). 

Cieszę się, bo w ten sposób upowszechnia się wiedzę i zwiększa zasięg tworzonych treści. Rzeczywiste zasięgi są znacznie większe niż tylko to, co wyczytam ze statystyk mojego bloga. 

Dlaczego o tym pisze? Bo to przykład zmieniającego się świata komunikacji i upowszechniania treści. Wyrosłem w epoce druku, gdzie za ważne liczyło się tylko to, co zostało wydrukowane na papierze w jakimś czasopiśmie. A jeszcze lepiej w książce. W wieku XXI trzeba mocno zweryfikować takie podejście. Przecież nie chodzi o to, by było wydrukowane lecz o to, by było czytane. Czyli, żeby treści docierały do odbiorcy. Jaki zysk z książki, które nikt nie przeczyta? Postawić na półce? Dla iluzorycznej satysfakcji? 

W w środowisku akademickim w ocenie dorobku nie bierze się pod uwagę jeszcze treści internetowych. Za krótko jeszcze te treści istnieją by przeniknęły na stałe do tradycji akademickiej. Ja niestety tak mam, że bardzo często "nie mieszczę się w  tabelkach". Nie piszę dla punktów i wskaźników, piszę by być czytanym. Zatem nie "dla ocen" ale dla komunikatywności. 

A może i w edukacji szkolnej warto w większym stopniu odejść o oceniania i stawiania cyferek? Nie wszystko co ważne i wartościowe da się zmierzyć i policzyć starymi algorytmami. 


Linki: 

I fragment z opisu we wspomnianym Miesięczniku. 

Biolog, ekolog, nauczyciel i miłośnik filozofii przyrody wędrujący po świecie Na swoim blogu: PROFESORSKIE GADANIE tak uzasadnia swoje dzielenie się blogiem:

Pisanie i czytanie ułatwia myślenie. Pogawędki prowincjonalnego naukowca, biologa, entomologa i hydrobiologa. Wirtualny spacer z różnorodnymi przemyśleniami, w pogoni za nowoczesną technologią i nadążając za blaknącym kontaktem mistrz-uczeń. I o tym właśnie chciałbym opowiadać.
(cyt za: http://czachorowski.blox.pl )


We wspomnianym Miesięczniku do tej pory przedrukowano następuję teksty z bloga (stan z czerwca 2021).

Publikacje prof. Stanisława Czachorowskiego w naszym miesięczniku:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz