Rzeka Liwa, rok 2015. Fot. Ewa Romanow-Pękal. |
Chłodny marzec z niewielkimi opadami daje nadzieję, że może tej wiosny nie będzie suszy i burz pyłowych. Ocieplenie klimatu skutkuje coraz mniejszą zimową retencją wody i wynikającą z tego suszą wiosennej. A na to nakładają się także inne antropogeniczne efekty. Problemy wody co raz bardziej zajmują naszą uwagę. Nie tylko katastrofa ekologiczna w rzece Odrze, wynikająca z zanieczyszczenia zrzutami ścieków z kopalni, lecz i zmniejszające się przepływ w okresie letnim. Za sprawą antropopresji w skali krajobrazu i globalnego ocieplenia (wszak też wynikającego z aktywności człowieka) w Polsce pojawiają się widoki, jakie znaliśmy z krajów dalekich i egzotycznych. Na przykład rzeki okresowo płynące. O takich czytałem, że są w Afryce czy Australii. A teraz ten widok i taka sytuacja pojawia się u nas. Zjawisko nowe dla naszej przyrody. Jak się ona przystosuje i jak zareaguje? Bo, że będziemy mieli problemy w gospodarce, to już innym problem. Na brak wody cierpi co raz bardziej rolnictwo jak i ujęcia komunalne. Dla przemysłu to także rosnący kłopot.
Innym zaskakującym widokiem są unoszące się pyły, niczym w czasie burzy piaskowej. Erozja gleby postępuje. W pewnym sensie to bardzo interesująca sytuacja dla ekologa, bo ma naturalny eksperyment i laboratorium za oknem. Można badać jak zmieniają się biocenozy i bioróżnorodność. Niemniej jest i smutek, bo nie są to korzystne zmiany ani dla przyrody jako takiej, ani tym bardziej dla ludzi.
W sprawie wysychających rzek po raz pierwszy otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia w 2015 roku, gdy odwiedziłem rzekę Liwę w okolicach Prabut i Kwidzyna (na zdjęciach wyżej i niżej). Mała rzeczka w północnej Polsce a okresowo wyschnięta. O rzekach okresowych i periodycznych - jak już wspomniałem - słyszałem lecz znajdowały się one w Afryce i Australii. Rzekli okresowe to takie, które pojawiają się regularnie podczas pory deszczowej, po opadach. Potem wysychają. Natomiast rzeki periodyczne (epizodyczne) wypełniają się wodą jeszcze rzadziej. Są typowe dla strefy klimatu zwrotnikowego. Organizmy tam żyjące są przystosowane do takich cyklicznych pojawów wody a potem jej zanikania. Musiały dostosować swoje cykle życiowe do takich właśnie warunków i takiego rytmu przyrody. Miały na to miliony lub dziesiątki tysięcy lat. A w naszych wodach? W naszych rzekach cykle życiowe gatunków dostosowane są np. do jesiennego opadu liści i wiosennych roztopów z pojawiającymi się wtedy rozlewiskami, także w dolinach rzecznych. Jesienią pojawia się pokarm w rzece w postaci opadających liści i rozwija się wiele bezkręgowców. Kończą swój rozwój późną wiosną lub wczesnym latem. Woda jest cały czas tylko pokarm dla tej grupy bezkręgowców pojawia się okresowo. Stąd ich cykle życiowe. Poza detrytusożernymi rozdrabniaczami są i drapieżcy. Ich pokarm nie pojawia się tak sezonowo. W wodach wiosennych, w zbiornikach okresowych, znajdujących się w dolinach rzecznych pojawia się woda i jednocześnie pokarm. Cykl życiowy dostosowany jest do takiego rytmu przyrody. Są tu liczne gatunki wód okresowych, w tym wiele reliktów polodowcowych. Teraz dla nich brakuje siedliska lub znacząco skraca się okres rozwoju.
Po zobaczeniu wyschniętej rzeki, z odsłoniętym dnem, zacząłem sobie zadawać pytania: skąd to się bierze i jakie będą konsekwencje, zarówno dla gospodarki jak i dla przyrody. Po kilku latach uświadomiłem sobie, że wysychająca rzeka Liwa to wierzchołek góry lodowej globalnych i lokalnych problemów z zasobami wodnymi. Później usłyszałem o wysychającej na Wielkopolsce Noteci. Takie same, przygnębiające widoki.
W sprawie wysychających rzek po raz pierwszy otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia w 2015 roku, gdy odwiedziłem rzekę Liwę w okolicach Prabut i Kwidzyna (na zdjęciach wyżej i niżej). Mała rzeczka w północnej Polsce a okresowo wyschnięta. O rzekach okresowych i periodycznych - jak już wspomniałem - słyszałem lecz znajdowały się one w Afryce i Australii. Rzekli okresowe to takie, które pojawiają się regularnie podczas pory deszczowej, po opadach. Potem wysychają. Natomiast rzeki periodyczne (epizodyczne) wypełniają się wodą jeszcze rzadziej. Są typowe dla strefy klimatu zwrotnikowego. Organizmy tam żyjące są przystosowane do takich cyklicznych pojawów wody a potem jej zanikania. Musiały dostosować swoje cykle życiowe do takich właśnie warunków i takiego rytmu przyrody. Miały na to miliony lub dziesiątki tysięcy lat. A w naszych wodach? W naszych rzekach cykle życiowe gatunków dostosowane są np. do jesiennego opadu liści i wiosennych roztopów z pojawiającymi się wtedy rozlewiskami, także w dolinach rzecznych. Jesienią pojawia się pokarm w rzece w postaci opadających liści i rozwija się wiele bezkręgowców. Kończą swój rozwój późną wiosną lub wczesnym latem. Woda jest cały czas tylko pokarm dla tej grupy bezkręgowców pojawia się okresowo. Stąd ich cykle życiowe. Poza detrytusożernymi rozdrabniaczami są i drapieżcy. Ich pokarm nie pojawia się tak sezonowo. W wodach wiosennych, w zbiornikach okresowych, znajdujących się w dolinach rzecznych pojawia się woda i jednocześnie pokarm. Cykl życiowy dostosowany jest do takiego rytmu przyrody. Są tu liczne gatunki wód okresowych, w tym wiele reliktów polodowcowych. Teraz dla nich brakuje siedliska lub znacząco skraca się okres rozwoju.
Po zobaczeniu wyschniętej rzeki, z odsłoniętym dnem, zacząłem sobie zadawać pytania: skąd to się bierze i jakie będą konsekwencje, zarówno dla gospodarki jak i dla przyrody. Po kilku latach uświadomiłem sobie, że wysychająca rzeka Liwa to wierzchołek góry lodowej globalnych i lokalnych problemów z zasobami wodnymi. Później usłyszałem o wysychającej na Wielkopolsce Noteci. Takie same, przygnębiające widoki.
Wcześniej duże koryta rzeczne z niewielkimi strumykami widziałem w Hiszpanii. Gdy na początku XXI wieku byłem tam z wizytą studyjną, mieliśmy przeczucie, że podobne widoki pojawią się i u nas. I niestety tak się dzieje. Na przykład rzeka Noteć ma teoretycznie 391 km długości, jest więc rzeką dużą i największym dopływem Warty. Dlaczego piszę o teoretycznej długości? Bo w górnym odcinku jest wyschnięta i trudno ustalić gdzie się obecnie zaczyna, gdzie są jej dzisiejsze źródła. W rzece Liwie jest nieco inna sytuacja, bo to rzeka płynąca przez krainę pojezierną, przepływa przez kilka jezior. Też teoretycznie ma ponad 100 km długości lecz w swoim środkowym odcinku traci swoją ciągłość na skutek wysychania. Staje się rzeką w odcinkach, pofragmentowaną.
Wróćmy do większej Noteci. W jej górnym biegu brakuje wody dlatego, że zasysana jest przez dwa leje depresji z pobliskich odkrywek węgla brunatnego. Kopalnie odkrywkowe obniżają poziom wód gruntowych i podziemnych. Efekt antropopresji. Wobec rosnących deficytów wody dla rolnictwa, potrzeb komunalnych i przyrody, pozyskiwany węgiel brunatny ma mniejszą wartość niż utracona woda. I problem będzie się nasilał za sprawą globalnego ocieplenia (też napędzanego spalaniem kopalin, w tym węgla brunatnego). Wraz z ociepleniem klimatu zmniejsza się ilość opadów deszczu na obszarze Wielkopolski. W skali roku nie jest to zmiana znacząca ale przez wydłużony sezon wegetacyjny więcej wody paruje (ewaporacja), co pogłębia deficyty wody w krajobrazie. Teoretycznie wydłużył się sezon wegetacyjny a więc dla rolnictwa oznaczałoby to zyski. Tyle tylko, że do transpiracji i wzrostu roślin potrzebna jest nie tylko odpowiednia temperatura lecz i woda. To ona jest w niedostatku, zatem rolnictwo nie skonsumuje wyższych temperatur. Plony będą niższe mimo teoretycznie dogodniejszych warunków pogodowych.
Globalne ocieplenie przynosi także inne zmiany: jest więcej intensywnych zjawisk pogodowych. I to nie tylko tajfuny gdzieś daleko w świecie, lecz burze i ulewy u nas. Nawet jeśli w ciągu roku spada tyle samo wody, to więcej jest gwałtownych burz i ulew. W czasie intensywnych opadów mało wody wsiąka bo większość szybko odpływa. Słabiej odnawiają się zasoby wody podziemnej co skutkuje m.in. obniżaniem się poziomu wód w rzekach a nawet ich okresowym wysychaniem.
Ciepłe zimy powodują, że jest mniej dni z zalegającym śniegiem. To, co spadnie w okresie zimy, zdąży stopnieć i odpłynąć do morza zanim nadejdzie wiosna. W rezultacie tracimy zimową retencję wody w postaci śniegu. Brakuje już wiosennych wezbrań i podtopień, zanikają zbiorniki okresowe (jedno z miejsc rozrodu płazów), obniża się poziom wód w jeziorach i rzekach. A my w kwietniu doświadczamy suszy i burz pyłowych nie tylko na Wielkopolsce. Straty widoczne są w rolnictwie oraz w przyrodzie. Zaczyna brakować wody także dla ujęć komunalnych.
W przypadku Noteci na skutki globalnego ocieplenia nakłada się działalność człowieka w postaci odwadniających krajobraz kopalni węgla brunatnego. A jak jest w przypadku rzeki Liwy, największej rzeki powiatu kwidzyńskiego, która na kilkukilometrowym odcinku w pobliżu Prabut zanika? Przecież w naszym regionie nie ma kopalni węgla brunatnego. Zapewne w największym stopniu przyczyniają się zmiany klimatu, o których wyżej pisałem: cieplejsze zimy, brak śnieżnej retencji wody oraz więcej intensywnych opadów, z których woda zbyt szybko odpływa. Gdy wody jest mniej, to zaczyna się o nią „wojna”. W naszym regionie nie ma co prawda kopalni odkrywkowych lecz są za to liczne spiętrzenia i regulacja poziomu wody. Na przykład spiętrzenie wody na jeziorze Gaudy.
Konflikty o wodę są coraz powszechniejsze w różnych częściach świata. Jak się okazuje dotyczy także nas. Nie tylko musimy podzielić się wodą dla celów gospodarczych ale podzielić się z przyrodą. Okresowo wysychające rzeki to ogromny problem dla gatunków wodnych. Dla przykładu, spośród kilkudziesięciu gatunków chruścików (Trichoptera), żyjących w rzekach północnej Polski, tylko jeden – Ironoquia dubia – przystosowany jest swoim cyklem życiowym do letniego wysychania cieku. Chruścik ten zasiedla strumienie, rowy melioracyjne i małe rzeczki. A co z resztą? Czy zdążą się przystosować do tak błyskawicznych zmian? Czy zdążą napłynąć inne gatunki z innych regionów świata? Czyli czy gatunki obce zdążą zrekompensować ubytki bioróżnorodności w naszych ekosystemach rzecznych? Bardzo wątpliwe.
Globalne zmiany klimatu widoczne są już niemalże wszędzie. Są widoczne tu i teraz a nie gdzieś „za siedmioma górami, za siedmioma morzami”. Konieczne są nie tylko działania przeciwdziałające emisji węgla do atmosfery z paliw kopalnych lecz dostosowywanie się do negatywnych zmian środowiska. Jednym z ważniejszych problemów są deficyty wody. Co zrobić? Skoro tracimy zimową retencję wody w postaci śniegu, to pilne są działania, zwiększające małą retencję w każdym miejscu. W miastach, w krajobrazie rolniczym, a nawet w parkach krajobrazowych. Na przykład tak zwane łąki kwietne czy ogrody wodne w miastach. Musimy zatrzymać jak najwięcej wody z intensywnych lecz krótkotrwałych opadów oraz mądrze ją gospodarować w skali powiatu, regionu i całego kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz