5.11.2024

Webinar: ekosystemy wodne w dobie kryzysu klimatycznego

 

Zapowiedź webinarium. Upowszechniam, bo za darmo. Dobrze więc, by dotarło do szerszego grona odbiorców. Zapowiedź pojawiła się już na Facebooku (https://fb.me/e/5NR5cGSVv)

WEBINAR: Ekosystemy wodne w dobie kryzysu klimatycznego
KIEDY: 19 listopada(wtorek),19.30
GDZIE: Wydarzenie odbędzie się na platformie edukacyjnej Be. Eco:
https://dte.digitaluniversity.pl/course/beeco

Interaktywny webinar na temat ekosystemów wodnych z uwzględnieniem wpływu zmian klimatu, zanikania bioróżnorodności, z przykładami technologii oraz z praktycznymi pomysłami na zajęcia z uczniami z różnych przedmiotów nauczania (biologia, geografia, chemia itd.). Czym są ekosystemy wodne i wodnobłotne (definicja), typy ekosystemów: jeziora, rzeki, strumienie, rowy melioracyjne, źródliska, zbiorniki okresowe, bagna i torfowiska. Co żyje w naszych wodach śródlądowych (jakie mikroorganizmy, rośliny, zwierzęta). Wpływ globalnych zmian klimatu na ekosystemy wodne, jakie skutki przynoszą susze i gwałtowne wezbrania po ulewnych deszczach. Dlaczego zmienia się różnorodność biologiczna w ekosystemach wodnych? Wpływ antropopresji w skali lokalnej oraz globalnych zmian klimatu, zmiany zasięgów występowania gatunków. Przykłady działań lokalnych: ogrody wodne w miastach, mała retencja. Znaczenie terenów podmokłych. Państwowy monitoring siedlisk i gatunków wodnych – wyniki badań wieloletnich, przykłady z gatunkami wodnymi.

Czy nowe technologie mogą pomóc w ochronie ekosystemów wodnych? Inspiracje do interaktywnych lekcji i projektów szkolnych, związanych z ochroną bioróżnorodności w ekosystemach wodnych. Zajęcia terenowe – dokumentacja drobnych zbiorników okresowych, źródeł i strumieni, odszukiwanie w terenie, opis warunków środowiskowych, mapka obiektu, otoczenie, inwentaryzacja źródlisk,  wydajność, temperatura, pH, własności hydrochemiczne, zaśmiecenie, część biotyczna, mapowanie, dokumentacja fotograficzna i upowszechnianie wyników w przestrzeni szkolnej (tradycyjna gazetka ścienna, szkolna konferencja i media społecznościowe). Analizy możliwe do wykonania w pracownic szkolnej. Co wynika z państwowego monitoringu siedlisk i gatunków, czy widać jakieś zmiany w skali wieloletniej? Analiza i interpretacja raportów z monitoringu siedlisk i gatunków.

 Co słuchacze będą robili w czasie webinarium? Wysłuchają i obejrzą prezentację, Wykonają notatki ze spotkania. Wezmą udział w dyskusji na czacie oraz w programie Mentimeter, zaplanują zajęcia terenowe w ramach wybranego przedmiotu, nawiązujące do bioróżnorodności w ekosystemach wodnych i zmian klimatu. Wykorzystają wybrane narzędzie GenAI do przygotowania materiałów na zajęcia terenowe i projektowe w klasie. Podzielą się z innymi swoimi pomysłami. 

Z ogłoszenia Be.eco:
Uczestnicy poznają praktyczne pomysły na zajęcia z uczniami z różnych przedmiotów nauczania (biologia, geografia, chemia itd.). Prowadzący podzieli się również inspiracjami do interaktywnych lekcji, zajęć terenowych i projektów szkolnych związanych z ochroną bioróżnorodności w ekosystemach wodnych.

Dzięki udziałowi w webinarze:
- zaplanujesz zajęcia terenowe w ramach wybranego przedmiotu, nawiązujące do bioróżnorodności w ekosystemach wodnych i zmian klimatu,
- wykorzystasz wybrane narzędzie GenAI do przygotowania materiałów na zajęcia terenowe i projektowe w klasie,
- będziesz mieć możliwość posłuchania o pomysłach innych uczestników i podzielenia się własnymi pomysłami.

Prowadzący: dr hab. Stanisław Czachorowski, prof. UWM, biolog, ekolog i entomolog zatrudniony w Katedrze Zoologii, na Wydziale Biologii i Biotechnologii, UWM w Olsztynie.
Nauczyciel akademicki, profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, biolog, ekolog, entomolog, popularyzator nauki, bloger i felietonista. Członek grupy Superbelfrzy RP. Poza zajęciami dla studentów prowadzi zajęcia dla słuchaczy studiów podyplomowych związanych z kształceniem nauczycieli, wykłady dla dorosłych oraz słuchaczy uniwersytetów trzeciego wieku oraz różnorodne wykłady i zajęcia praktyczne dla uczniów ze szkół w ramach projektów edukacyjnych oraz Uniwersytetu Dzieci. Inicjator i organizator olsztyńskiej kawiarni naukowej oraz pikników naukowych. Autor licznych artykułów dydaktycznych, broszur dla nauczycieli z zakresu edukacji ekologicznej i współautor podręcznika dla szkół. Zajmuje się także edukacją pozaformalną oraz dydaktyką online i dydaktyką z wykorzystaniem generatywnej sztucznej inteligencji.

3.11.2024

Cmentarny potlacz społeczeństwa konsumpcyjnego

Współczesny cmentarz. Drzewa tylko w okolicznym lesie, w tle. W mieście i tego nie ma.
 


Liczba wszystko zmienia. Jest nas 8 miliardów. I jesteśmy bogaci. Nawet po śmierci dużo konsumujemy. Taki potlacz* globalnego społeczeństwa konsumpcyjnego. Stać nas, to demonstracyjnie niszczymy zasoby środowiska. I swoją przyszłość.

Kiedy byłem małym chłopcem, a było to ponad pół wieku temu, to na cmentarzach były przede wszystkim drzewa i drewniane krzyże. Groby były głównie ziemne, czasem tylko z obmurówką lub ogrodzone żeliwnym płotkiem. Kamienne grobowce były rzadkością. Jako mały chłopiec stałem na takim wiejskim cmentarzu i zapalałem lampki. Nie było ich wiele. Głównie gliniane czarki. Wiatr często gasił płomień znicza i trzeba było zapalać od nowa. Zapałkami. Na cmentarzu były szutrowe (piaszczyste) alejki, dużo drzew i nieliczne światełka. Można powiedzieć, że bardzo uroczy klimat. I chodziliśmy od grobu do grobu, staliśmy, modliliśmy się w ciszy, spotykaliśmy się z rodziną. Poznawało się, gdzie kto z rodziny leży i jak jest spowinowacony. Starsi opowiadali, wyjaśniali rozległe koligacje. Samochodów było mało, więc przy cmentarzach było luźno. I nie było straganów.

A po wielu latach staliśmy się bogatym społeczeństwem. Robimy to samo co kiedyś tylko dużo bardziej. A ta ilość (liczba) ma kluczowe znaczenie. Pojawiły się plastikowe kwiaty – bo wiadomo, dłużej poleżą, nie zwiędną. Jako bogatsi zaczęliśmy stawiać „pomniki”, Drewniane krzyże z metalową blaszką zniknęły. Na tej małej blaszce było wypisane kto, kiedy się urodził i kiedy zmarł. Lakoniczna informacja. Ale wystarczyła. Żelazne krzyże były mniej liczne. Były trwalsze. Ale i na nich widać było upływ czasu. Teraz pojawiać się zaczęły murowane płyty i murowane krzyże. A potem całe kamienne grobowce. Z lastriko oraz pięknych kamieni, szlifowanych ze złoconymi napisami. Duże, kamienne, pięknie zadbane. Piękne a jednak ponure. A obok polbrukowe lub cementowe chodniki. Cała ziemia przykryta kamieniem lub betonem. I zniknęły drzewa z cmentarzy. Bo brakowało miejsca, bo korzeniami uszkadzały te piękne kamienne grobowce, no i liście spadały na groby. A to przecież nieładnie. A czasem wiatr wywracał drzewo lub gałąź spadała na te piękne i trwałem pomniki. Strata doczesności.

Dawniej listopadowe odwiedziny na cmentarzu to swoista rewia zimowej mody. Pokazać się dobrze odzianym, niech inni widzą. W tym względzie nic się nie zmieniło. Pokazujemy na różne sposoby na cmentarzu, że nas stać, że jesteśmy bogaci. Że możemy wydać dużo pieniędzy.

Jesteśmy bogaci, więc kupujemy dużo dużych zniczy. Stać nas. I te kamienne grobowe szczelnie przykryte są chryzantemami w doniczkach (kiedyś sadzono kwiaty po prostu na grobie, bo był ziemny i można było rośliny posadzić do ziemi). Dużo szklanych i plastikowych zniczy, a między nimi sztuczne kwiaty. Nawet znicze elektryczne z bateryjką. Świecą światłem sztucznym, póki bateria działa.

Robimy to, co dawniej, stajemy przy grobach, modlimy się. Ale dużo więcej niż kiedyś przynosimy jednorazowych rzeczy, które tak szybko stają się śmieciami. Taka ta nasza globalna cywilizacja z ogromną konsumpcją przy każdej okazji.

Te współczesne cmentarze są smutniejsze niż te dawniej. Po pierwsze nie ma drzew, po drugie trudno przejść między grobami, bo tak ciasno rozmieszczone są duże grobowce. Obok cmentarzy ogromne pojemniki na śmieci. Bo to kwiaty, znicze, opakowania. Mnóstwo tego. I ogromne parkingi. Wiatr nie gasi już płomieni bo szczelnie utulone są w plastikowych osłonkach. Roznosi tylko foliowe torebki i plastikową drobnicę. Na cmentarzu posprzątane, lecz poza nim już niekoniecznie. Bo wiatr poroznosił i poozdabiał okolice krzewy i drzewa, czasem przydrożne rowy...

Jest nas 8 miliardów, jesteśmy dużo bogatsi. Więcej grobów i coraz więcej ziemi bez drzew i skutej kamieniem. Smutne, kamienne i puste pustynie. Rozrastają się. A na nich ogromne ilości szybko przemijających materialnych wyrazów tradycji. Które szybko zamieniają się w śmieci. Ale kto się odważy wyłamać z tego wyścigu niby powiązanego z tradycją?

Coś się zmieniło. Jest nas więcej, jesteśmy bogatsi, więcej konsumujemy. Niby tradycja ale przecież inna, rozrośnięta. Śmiałbym nawet napisać, że wynaturzona. Może zatrzymajmy się na modlitwie – ona nie produkuje śmieci, nie zużywa zasobów ziemi. A teraz nawet po śmierci dużo konsumujemy. W pamięci o zmarłych zatruwamy przyszło żyjących. Coś warto zmienić. Może właśnie pola pamięci z nie skutą kamieniem ziemią i rosnącymi drzewami? Z pięknie i przyrodniczo przemijająca nasza doczesnością, bez nachalnego rozpychania się betonem by pokazać "tu jestem/byłem". Może alternatywą jest skromne bycie na Ziemi? Nawet po śmierci.
 
* Potlacz to tradycyjna ceremonia i praktyka społeczna rdzennych ludów Północno-Zachodniego Wybrzeża Ameryki Północnej, takich jak Haida, Tlingit, Kwakwaka'wakw. Jest to wydarzenie, podczas którego gospodarze (zazwyczaj wodzowie lub osoby o wysokim statusie) organizują uroczystość, na której rozdają prezenty gościom, aby zademonstrować swoją hojność, status społeczny i bogactwo. W czasie potlaczu często niszczono dobra materialne. Była to część ceremonii, która miała na celu zademonstrowanie bogactwa i statusu gospodarza. Niszczenie wartościowych przedmiotów, takich jak miedziane tarcze, koce czy inne cenne przedmioty, miało pokazać, że gospodarz jest na tyle zamożny, że może sobie pozwolić na takie straty. Było to również sposób na redystrybucję dóbr w społeczności, ponieważ po ceremonii goście często otrzymywali prezenty od gospodarza.

1.11.2024

Edukacja w Taplarach: kosiarze i sierpownicy

 

Ciągle z dużym zdziwieniem obserwuję szeroką i powszechną niechęć do zmian edukacji, nawet tych małych. Jeśli sięgnąć do starych książek, tych sprzed 100-50 lat, to o wielu zmianach już wtedy pisano i postulowano. I próbowano je wcielać w życie. Jak się okazuje wprowadzanie zmian idzie bardzo wolno. Z częstymi zwrotami ku przeszłości. Bezwład instytucjonalny jest bardzo duży. Dlaczego tak bardzo przywiązani jesteśmy do starych metod, mimo długoletniego niezadowolenia z ich nie najwyższej efektywności? 

Przypomina mi się książka "Konopielka" Edwarda Redlińskiego, jakże arcypolska. A może nawet ogólnoludzka. Innowacja rolnicza w postaci znanej już kosy lecz wykorzystanej do koszenia zboża napotyka ogromną niechęć, wręcz agresję. Bo dawniej żęło się sierpem a kosą to tylko trawę na siano koszono. Trudno zwolenników sierpa przekonać do kosy. Nawet polowy eksperyment, gdy jeden kosi kosą a reszta sierpem i teoretycznie łatwo porównać efekty, nie przynosi rozwiązania. Wzbudza tylko jeszcze większą agresję. Wbrew faktom, które można łatwo zobaczyć, zwolennicy sierpa nie tylko tkwią przy swoim lecz i z agresją napadają na kosiarza. Jeśli fakty przeczą ich przekonaniom - tym gorzej dla faktów.

Podobne sytuacje widać w edukacji. Nowatorzy spotykają się nie tylko z niechęcią lecz i często z agresją ze strony "konserwatystów". Nie tylko nie włączają się owi konserwatyści do zmian, nie tylko ciągle wypowiadają swoje mantry o "lepszości" metod podających, ale i aktywnie przeszkadzają wprowadzać zmiany. Sam nie zje a drugiemu nie da... chciałoby się napisać.

Bezwład instytucjonalny i społeczny jest duży. Czy sierpem można kosić zboże? Można. Lecz gdy uprawy sią dorodniejsze i bardziej gęste, znacznie lepiej sprawdza się kosa. Nie dlatego więc wykorzystuje się kosę bo sierp źle wymyślono lecz na skutek zmian w wydajności i sposobie uprawy, pojawiają się efektywniejsze metody. W wieku XXI koszenie ręczną kosą to też już przeżytek. I tylko zobaczyć je można w skansenach w formie historycznych rekonstrukcji. Postęp poszedł już daleko dalej. Nie tylko żniwiarki czy snopowiązałki lecz kombajny zbożowe pracują na współczesnych polach. Znacznie większa wydajność pracy i większe plony z hektara. Lepsze jest wrogie dobrego. O tradycji warto pamiętać, a nawet czasem ją wykorzystywać. Niemniej warto także myśleć o wydajności i dostosowaniu do warunków środowiska.

Co wymusza zmiany w edukacji? Dwa czynniki, po pierwsze postęp technologiczny, po drugie zmiany w krajobrazie społecznym. Szkoła wymyślona dla społeczeństwa przemysłowego jest mniej wydajna w społeczeństwie, którego rozwój oparty jest na wiedzy. Zmieniły się także warunki demograficzne i pojawiły się coraz liczniejsze ruchy migracyjne. Szkoła zaczyna funkcjonować w zupełnie innym krajobrazie kulturowym i cywilizacyjnym. Zmiany są niezbędne. Chyba, że zadowala nas regres...

W najbliższych latach możemy spodziewać się kilku kluczowych i głębokich zmian w edukacji. W zasadzie one już zachodzą. Wynikają z rozwoju technologii. Po pierwsze hiperspersonalizowana edukacja - dzięki zaawansowanym technologiom, takim jak generatywna sztuczna inteligencja, możliwe będzie dostosowanie programów nauczania do indywidualnych potrzeb i stylów uczenia się każdego ucznia. Prawie jak indywidualna guwernantka dla każdego a nie tylko dla bardzo zamożnych.  Po drugie stechnologizowany humanizm - integracja technologii z humanistycznym podejściem do nauczania, co pozwoli na rozwijanie zarówno umiejętności technicznych, jak i miękkich, takich jak krytyczne myślenie i empatia (4 K - kreatywność, kooperacja, komunikatywność i krytyczne myślenie). A czy w fabryce wczesnej epoki przemysłowej potrzebna była empatia i krytyczne myślenie? Po trzecie reaktywna adaptacja -  systemy edukacyjne będą musiały szybko reagować na zmieniające się potrzeby rynku pracy i społeczeństwa, wprowadzając nowe przedmioty i metody nauczania. Czy normalny, wieloletni cykl wymyślania programów nauczania, powolnego wdrażania nowych podstaw programowych, nowych podręczników nie jest czasem już zbyt wolny? Jak się w tym systemie odnajdą mikropoświadczenia i uczenie się małymi porcjami? I w końcu inkluzywna innowacyjność - zwiększenie dostępu do edukacji dla wszystkich grup społecznych, w tym osób z niepełnosprawnościami i mniejszości etnicznych (w tym migrantów), poprzez wykorzystanie technologii i innowacyjnych metod nauczania. To są oczywiście duże zmiany strukturalne. Mniejsze dotyczyć będą sposobu nauczania czyli tworzenia warunków do uczenia się, z inną rolą wykładów i metod podających oraz metod aktywizujących takich jak projekty i umiejętności praktyczne. Kiedyś dziecko uczyło się tego głównie w na podwórku i wielopokoleniowej rodzinie. Dzisiaj pokolenie singli i jedynaków znajdują się w innej sytuacji społecznej. Zmieniają się akcenty najpotrzebniejszych umiejętności i kompetencji do opanowania w zinstytucjonalizowanej szkole. A na dodatek wiedza jest w zasięgu ręki w każdym miejscu. Ręki z telefonem.

Zapewne jednym z powodów niechęci do zmian... jest konieczny wysiłek i strach przed porażką. Wychodzenie poza własną strefę komfortu.  Wysiłek - bo trzeba uczyć się nowych metod i rezygnować ze starych przyzwyczajeń. Potrzebny więc dodatkowy czas i wysiłek. Do tego potrzebna silna motywacja. Ponadto jest jeszcze strach przed porażką, że się nie uda. Trudne jest zwłaszcza uczenie się nowych technologii. Czy potrafię się nauczyć nowego i jak szybko? Wiem to po sobie ile czasu zajmuje mi uczenie się nowych nawyków, nowych scenariuszy zajęć (nawet jeśli to tylko niewielka modyfikacja). Od wielu miesięcy (a w zasadzie już kilku lat) uczę się nowych technologii by poradzić sobie z webinariami i kształceniem na odległość, np. w formie wykładów hybrydowych. Doświadczam to na sobie ile wysiłku i stresu przyprawia uczenie się nowych programów czy wykorzystywania technologii AI. Czy podołam? Przecież inni uczą się szybciej. I często mają więcej czasu na naukę. A jak ja poradzę sobie przy ograniczonych zasobach czasowych, intelektualnych, sprzętowych, organizacyjnych? Widzę ile musze się nauczyć i widzę, że nie zdążę, że nie dam rady. Ten pociąg zbyt szybko odjeżdża... Stąd może rodzić się frustracja i niechęć. Chyba, że zaakceptujemy swoją niedoskonałość i własne błędy. Chyba, że przestaniemy ścigać się z innymi. Sam doświadczam trudności i dyskomfortu, wynikających z konieczności zmian dydaktyki w małej i dużej skali. Ale czy upieranie się przy sierpie i niszczenie maszyn tkackich cokolwiek poprawi? Czy uratuje przed porażką i dyskomfortem? Nie!

Opór wobec zmian w edukacji jest zjawiskiem zastanym i złożonym, wynikającym z głęboko zakorzenionych tradycji oraz instytucjonalnego bezwładu. Jednak w obliczu dynamicznie zmieniającego się świata, w czasach trzeciej rewolucji technologicznej, postępu technologicznego i społecznego, konieczne jest otwarcie się na innowacje i adaptacje do nowych realiów. Tylko w ten sposób możemy zapewnić, że system edukacji będzie skutecznie przygotowywał kolejne pokolenia do wyzwań przyszłości. I tylko czy z otwarciem na zmiany oraz gotowością do ciągłego uczenia się poradzi sobie przeciętny nauczyciel w swojej codziennej pracy? Musi zaprojektować nowe warunki także dla siebie. Bo zmienia się rzeczywistość nie tylko uczniów, ale i nauczycieli, tu i teraz. 

Ważne pytania, które się rodzą to: 
1. W jaki sposób można zwiększyć motywację nauczycieli do wprowadzania innowacji? 
2. Jakie są najważniejsze kompetencje, które powinien posiadać nauczyciel XXI wieku? 
3. Jakie są nasze, społeczne oczekiwania wobec przyszłości edukacji? 
4. Jaka jest rola rodziców w procesie zmian w edukacji? 
Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć na te pytania. Ale będę szukał na nie odpowiedzi. Także dla siebie, by się odnaleźć w trudnej i ciągle zmieniającej się rzeczywistości.