23.02.2025

Krótka historia informacji i pytanie o sztuczną inteligencję (książka Harariego)

Yuval Noah Harari,
Nexus, krótka historia informacji.
Wydawnictwo Literackie, 2024.
Jako biolog od dawna interesuję się informacją. To ona w dużym stopniu definiuje życie biologiczne. Rozwijająca się sztuczna inteligencja jest niezwykle ciekawym problemem także dla filozofów przyrody. Od kiedy do kiery życie? Od kiedy to także w kontekście wirusów. A do kiedy to w kontekście sztucznej inteligencji. Czy informacja może ulegać autoreplikacji i ewoluować? Czy może istnieć życie niebiologiczne (nie oparte na węglu i białkach)?

Nexus to niezwykle ciekawa i inspirująca do refleksji książka. Z każdym tygodniem staje się coraz bardziej aktualna, zwłaszcza biorąc pod uwagę co się teraz dzieje w USA. Jedynym jej mankamentem jest notoryczny błąd ortograficzny w nazwie gatunkowej człowieka Homo sapiens w książce jest zapisywany jako homo sapiens. Jako biologa ten błąd ortograficzny bardzo mnie razi.

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak informacja ukształtowała nasz świat? Od początków życia biologicznego i od najdawniejszych czasów, kiedy ludzie komunikowali się za pomocą prostych znaków, po erę internetu i sztucznej inteligencji? Informacja odgrywała kluczową rolę w naszym rozwoju. Yuval Noah Harari, w swojej najnowszej książce "Nexus. Krótka historia informacji" zabiera nas w pouczającą podróż przez dzieje komunikacji, pokazując, jak informacja wpływała na tworzenie się imperiów, religii i ideologii. Długa lecz wciągająca opowieść.

Harari, znany ze swojego unikalnego spojrzenia na historię, analizuje, jak rozwój technologii informacyjnych zmieniał nasze społeczeństwa, kulturę i sposób myślenia. Od wynalezienia pisma po erę druku i internetu, autor pokazuje, jak informacja była wykorzystywana jako narzędzie władzy, manipulacji i kontroli, ale także jako motor postępu i innowacji. A jak będzie teraz, w czasach AI?

"Nexus" to nie tylko kronika wynalazków, ale głęboka refleksja nad tym, jak żyjemy w erze informacji, w której jesteśmy zalewani ogromną ilością danych. Harari stawia pytania o to, jak radzimy sobie z tym przepływem informacji, jak odróżniamy prawdę od fałszu i jak chronimy naszą prywatność w dobie inwigilacji.

Książka ta skłania do myślenia i zadawania pytań. Czy jesteśmy w stanie kontrolować przepływ informacji? Jakie są konsekwencje życia w społeczeństwie, w którym informacja jest wszechobecna? Czy rozwój sztucznej inteligencji to szansa czy zagrożenie? Stawia mocne pytania o przyszłość demokracji na świecie, czy nowy system tworzenia i przepływu informacji, generowany w coraz większym stopniu przez sztuczną inteligencję, umożliwi trwanie takiego systemu wartości i zarzadzania? Czy też bardziej wspomoże autorytarne imperia, bazujące na chciwości i przemocy? Pytanie Harariego znajdują ucieleśnienie a najnowszych wydarzeniach światowych. Ta książka pozwoli lepiej zrozumieć to, co zachodzi wokół nas.

"Nexus" to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy interesują się historią, socjologią, technologią i przyszłością ludzkości. Harari potrafi w przystępny i intrygujący sposób opowiadać o złożonych zagadnieniach, zmuszając czytelnika do myślenia i refleksji. Gorąco polecam! Przeczytałem i ciągle ta książka rezonuje w moich myślach.

Tytuł "Nexus" odnosi się do sieci powiązań, która łączy ludzi, idee i technologie w erze informacji. To koncepcja, która podkreśla, jak informacja krąży między nami, wpływając na nasze myślenie, działania i relacje społeczne. Harari używa terminu "Nexus", aby opisać dynamiczną i złożoną sieć, która kształtuje nasz świat. To nie tylko połączenia technologiczne, takie jak internet, ale także relacje między ludźmi, instytucjami i ideologiami. Informacja przepływa przez te połączenia, tworząc "nexus" - sieć, która ma ogromny wpływ na nasze życie.

Książka "Nexus" opowiada, jak ta sieć rozwijała się na przestrzeni dziejów, od najprostszych form komunikacji po erę sztucznej inteligencji. Harari pokazuje, jak informacja była wykorzystywana do tworzenia imperiów, religii i ideologii, ale także jak prowadziła do postępu i innowacji. Współczesny "nexus" charakteryzuje się ogromnym przepływem informacji, który może być zarówno źródłem wiedzy i rozwoju, jak i zagrożeniem dla naszej prywatności i autonomii. Harari stawia pytania o to, jak radzimy sobie z tym przepływem informacji, jak odróżniamy prawdę od fałszu i jak chronimy się przed manipulacją. Koncepcja "nexus" podkreśla, że jesteśmy częścią większej sieci, w której nasze działania i decyzje mają wpływ na innych. Dlatego tak ważne jest, abyśmy byli świadomi roli, jaką odgrywa informacja w naszym życiu i społeczeństwie.

Ostatnio na konferencji sołtysek i sołtysów Warmii i Mazur usłyszałam spolszczone słowo, odnoszące się do sieci i do nexus kłączowanie. Powiązania można opisywać jako sieć albo właśnie jako wzrost roślin przez kłącza. Powstanie zintegrowany mniej lub bardziej polikormon.

W omawianej książce mocno akcentowane jest pytanie czy AI może zagrażać ludzkości. Autor podaje przykłady ewentualnych, szkodliwych następstw. Potencjalne korzyści AI:

  • Postęp w medycynie. AI może przyspieszyć diagnozowanie chorób, rozwój nowych terapii i personalizację leczenia.
  • Automatyzacja i efektywność. AI może zautomatyzować wiele zadań, zwiększając efektywność w różnych dziedzinach, od przemysłu po usługi.
  • Rozwój nauki. AI może pomagać w analizowaniu ogromnych ilości danych naukowych, prowadząc do przełomowych odkryć.
  • Rozwiązywanie globalnych problemów. AI może być wykorzystywana do modelowania zmian klimatu, zarządzania zasobami naturalnymi i rozwiązywania innych globalnych wyzwań.
Potencjalne zagrożenia AI:
  • Utrata pracy. Automatyzacja napędzana przez AI może prowadzić do masowej utraty pracy w wielu sektorach.
  • Nierówności społeczne. Korzyści z AI mogą być nierównomiernie rozłożone, pogłębiając istniejące nierówności społeczne.
  • Autonomiczne systemy broni. Rozwój autonomicznych systemów broni budzi poważne etyczne obawy i ryzyko niekontrolowanej eskalacji konfliktów.
  • Manipulacja i dezinformacja:.AI może być wykorzystywana do tworzenia realistycznych fałszywych informacji (deep fakes) i manipulowania opinią publiczną.
  • Utrata kontroli. W dłuższej perspektywie istnieje ryzyko, że rozwój AI wymknie się spod kontroli ludzi, prowadząc do nieprzewidywalnych i potencjalnie katastrofalnych konsekwencji.
Czy AI jest realnym zagrożeniem? Odpowiedź brzmi: tak, ale nie w sensie, że roboty nagle przejmą władzę nad światem. Zagrożenia są bardziej subtelne i złożone. Kluczowe jest, abyśmy już teraz, na wczesnym etapie rozwoju AI, zastanawiali się nad etycznymi implikacjami tej technologii i wdrażali odpowiednie regulacje, które zapewnią, że AI będzie służyć ludzkości, a nie na odwrót. Potrzebna jest szeroka debata publiczna, angażująca naukowców, polityków, przedsiębiorców i społeczeństwo obywatelskie, aby wypracować odpowiedzialne podejście do rozwoju i wdrażania sztucznej inteligencji.

21.02.2025

Słomka do picia, czyli wybuchowa historia na jednym wdechu

Papierowa słomka do picia.

Za pomocą jednego szczegółu można opowiedzieć o prawach ogólnych, niemalże o całym świecie. Przykładem niech będzie zwykła słomka do napojów. 

Żyjemy w świecie przesyconym techniką i mocno już oderwanym od dawnej, rolniczej rzeczywistości. Dlatego zapytam:  czy wiecie co to jest słoma i pojedyncza słomka? To łodygi traw, w tym uprawianych przez człowieka zbóż, takich jak pszenica, żyto, jęczmień. Źdźbło traw jest puste w środku, to taka roślinna rurka. Oczywiście nie jest to jedna, drożna rurka od podstawy aż do kłosa. Drożność jest od węzła do węzła. Niemniej jest to wytrzymała i wysoka struktura. To na nich wzorowali się inżynierowie, poszukujący lekkich i wytrzymałych elementów konstrukcyjnych, wysokich, chwiejnych ale nie łamliwych. Podobnie wygląda bambus. To też trawa tyle, że bardzo duża i zdrewniała.

Ze zbóż wykorzystujemy kłosy z ziarnami, a źdźbła czyli słoma, pozostają odpadem. Gdy żęto zboża sierpem lub koszono kosą, a nawet żniwiarką, to pozostawały puste, słomiane rurki. Słoma. Co można z nich zrobić, poza podściółką dla zwierząt? Albo rozdrobnioną w postaci sieczki można karmić zwierzęta albo dodawać do gliny i wytwarzać gliniane cegły. Notabene glina ze słomą to pierwszy kompozyt, wykorzystywany przez człowieka. Można także wypychać słomą sienniki i na nich spać. Mało kto obecnie pamięta słomiane sienniki (lepiej siennik wypchać sianem, czyli drobniejszą zasuszoną trawa, bo jest wygodniejszy). Ja chcę jednak zwrócić uwagę na jej wykorzystanie kulinarne. Taką słomianą rurkę można wykorzystać do picia. Mój dziadek opowiadał mi, jak na początku XX wieku, gdy pasł krowy, to za pomocą takich słomek, podpijał miód trzmielom, gnieżdżącym się w ziemi. Cienka rurka pozwalała dostać się tam, gdzie nie można było sięgnąć ani językiem, ani palcem.

Żeby słomka mogła służyć do picia musi być cała, nie połamana. I można wykorzystać tylko odcinki między węzłami.  A teraz, gdy zboża zbieramy z pól kombajnami, to pozostająca po wymłóceniu słoma nie nadaje się już do produkcji słomek.

Kiedy po raz pierwszy zbożową słomkę wykorzystano do pica napojów? Z przekazów historycznych i archeologicznych wiemy, że słomek używali Sumerowie już w czwartym tysiącleciu p.n.e. Oczywiście pierwsze słomki wykonywano ze słomy. Stąd ich nazwa. Nieco później Babilończycy wykorzystywali je do picia piwa, aby unikać osadu fermentacyjnego. Wykonywano je z trzciny lub złota. Trzcina jest twardsza, bardziej trwała i ma rurki o nieco większej średnicy. Ale słomki, to rzecz jednorazowa i mocno nietrwała. Dalego już wtedy wymyślono słomki ze złota.

Masowe wykorzystanie słomek, zwłaszcza do picia zimnych napojów, by gardła nie przeziębić, było trudne i wymagało ręcznej pracy. Stąd zapewne zrodziła się potrzeba zmodyfikowania słomki. Epoka przemysłowa odchodziła od ręcznej pracy ludzi, preferując maszyny i produkcję masową.

Pierwsza nowoczesna papierowa słomka została wynaleziona w 1888 roku przez Marvina C. Stone’a, amerykańskiego wynalazcę. Stone uznał, że słomiane słomki są nietrwałe i mają nieprzyjemny smak (gdy pije się przez nią różne napoje). Owinął więc paski papieru wokół ołówka, skleił je parafiną i stworzył pierwszą masowo produkowaną papierową słomkę. Epoka przemysłowa miała swój jednorazowy i tani towar.

Potem rozwinął się przemysł petrochemiczny. Ropę naftową wykorzystywano nie tylko jako paliwo lecz i jako surowiec chemiczny. Tak wynaleziono różne tworzywa sztuczne zwane plastikami. I takie plastikowe słomki pojawiły się w XX wieku, a w latach 30. Joseph Friedman wynalazł giętką słomkę, która stała się popularna w szpitalach i wśród dzieci. Potem pojawiła się niemalże w każdym miejscu, w barach, pubach, na imprezach okolicznościowych. Pełniła rolę także dekoracyjną, niczym drinkowa palemka, parasoleczka czy plasterek cytryny, zaczepiony o brzeg kieliszka czy szklanki. Plastikową rurkę z wyginanym przegubowo fragmentem znają wszyscy. Ze słomy została tylko nazwa. A funkcja użytkowa w postaci siorbania (picia) poszerzona została o element dekoracyjny. 

Masowa produkcja przedmiotów jednorazowych i plastikowych, takich jak torby foliowe, zabawki, opakowania produktów spożywczych czy tandetne, jednorazowe ozdoby zalały świat. Plastikowe śmieci znajdujemy wszędzie, a w formie mikropastiku trafiają także do naszych organizmów, w tym do naszych własnych mózgów. Ze względu na rosnące zagrożenie dla środowiska, różnorodności biologicznej i dla zdrowia ludzkiego od wielu lat podejmuje się różne działania, zmierzające do zmniejszenia ilości plastikowych śmieci. Jednym z takich działań jest recykling. Ale jak skutecznie zbierać takie małe przedmioty jak woreczki foliowe, nakrętki czy plastikowe słomki? Używamy ich wszędzie, na plaży, w lesie, nad rzeką i nad jeziorem. Wiatr łatwo wywiewa je z koszy. A i sami rzucamy gdzie popadnie.

Jednym z działań było zrezygnowanie z używania jednorazowych słomek plastikowych. Pojawiły się urzędowe zakazy produkcji słomek z plastiku. Drobne i czasowe utrudnienie, ale pojawili się liczni przeciwnicy. 

W odpowiedzi na rezygnację z plastikowych słomek, inżynierowie zaczęli poszukiwać nowych rozwiązań. I tak znowu wróciły do użycia jednorazowe słomki papierowe (papier jest biodegradowalny a więc trwale nie zaśmieca naszej planety i nie trafia do naszych mózgów). Pojawiły się także słomki estetyczne, wielorazowego użytku z silikonu, szkła czy nawet rurki z metalu. Można zakupić mały zestaw od razu z malutką szczoteczką do mycia takich rurek. I tak jak kiedyś na przyjęcia w gości chodzono z własnymi sztućcami, tak teraz możemy do pubu czy na grilla iść z własną metalowa, elegancką słomką. Bogatsi mogą pozwolić sobie, niczym starożytni Babilończycy, na słomki wykonane ze złota. Oczywiście w miejscach publicznych i zbiorowym żywieniu wygodniejsze są słomki jednorazowe. Bo mycie i wyparzanie jest kłopotliwe. Natomiast do użytku domowego i indywidualnego te szklane czy metalowe nadają się jak najbardziej. W czasie ich użytkowania nie produkujemy zbędnych odpadów jednorazowej konsumpcji.

A jeszcze prościej można napoje pić bez słomek. Szklanek i kieliszków jest u nas dostatek. Rezygnacja z powszechnego użycia jednorazowych plastikowych słomek nie jest wielkim wyrzeczeniem. Owszem, malkontenci i populiści protestują, bo przecież nie będą jacyś eko-lewacy ograniczać im prawa do zaśmiecania świat jednorazowymi słomkami z plastiku. A ostatnio prezydent Donald Trump zniósł dekretem w USA zakaz produkcji takich plastikowych rurek, bo ponoć te papierowe wybuchają. Bzdury wypowiadane tylko dla taniego poklasku. Pozostaje nadzieja, że większość nie tylko Amerykanów nie będzie ich używała i w ten sposób wpłynie na rynek. Bo po co produkować coś, czego nikt nie chce? Wierzę, że odpowiedzialnych ludzi jest dużo więcej.

Wspomniałem już, że słomki pełnią funkcję dekoracyjną. Do napojów czy to alkoholowych czy bezalkoholowych, w celach dekoracyjnych wrzucamy kostki lodu, małe owoce, oliwki, plasterki cytryny czy pomarańczy itp. Ozdabiamy także brzegi szklanki czy kieliszka cukrem lub solą (wygląda jak z oszronionymi brzegami). No i dodajemy różnorodne jednorazowe ozdoby: a to przekrojony kawałek cytryny, jako papierowo-drewnianą parasolkę, plastikową palemkę, wiatraczek czy inny bibelocik. wszystko po to, by ładniej wyglądało. Jemy i pijemy wszak także oczami. Wisienki, oliwki, pomarańcze czy inne owoce po prostu zjadamy w czasie konsumpcji napoju. Lub zostawiamy, ale to odpad organiczny i trafi na kompost lub do biogazowni. A te wszystkie plastikowe parasoleczki i palemki i oczywiście ozdobne słomki? Popatrzymy na nie kilka, najwyżej kilkanaście minut, może zamieszamy nimi w szklane i... wyrzucamy. Tandetna i kłopotliwa jednorazowości. Niby nic wielkiego, ale jest nas 8 miliardów i pijemy nie tylko raz w roku. Tworzą się z tego góry kłopotliwych i szkodliwych śmieci. Sensownym jest zadanie sobie pytanie "po co"? Nie namawiam do rezygnacji z estetyki tylko to rozsądku. Estetykę można osiągnąć na różne sposoby, np. wykorzystując owoce do dekoracji, drewniane szpatułki czy po prostu piękne szklanki, pucharki i kieliszki.

Jednak zapewniam, że można żyć bez słomek do napojów, a na pewno bez jednorazowych plastikowych. To na prawdę niewielki wysiłek w stylu życia. Pomysłowość ludzka w wymyślaniu zamienników jest ogromna. Potrafimy się technologicznie i w stylu życia szybko adoptować do nowych warunków.  Tylko czy chcemy? A może jestesmy jak rozkapryszone i źle wychowane dzieci, tupniemy nóżką "ja nie ciem"? I będziemy bronić plastikowych słomek jak niepodległości? I śmieszne i straszne, zwłaszcza gdy czyni tak prezydent światowego mocarstwa.

Ale jeśli tak wielkim dla nas wyzwaniem jest plastykowa słomka lub plastykowa nakrętka, przytwierdzona do butelki, to jak ludzkość może poradzić sobie z dużo większymi wyzwaniami? Na przykład ze zmianami klimatu, gospodarką cyrkulacyjną i wieloma innymi sprawami. Wielcy macho polegną na zwykłej słomce do picia? Lub na plastikowym korku przy butelce?

*   *   *

Jest to poszerzona wersja felietonu radiowego Tłumaczymy świat. Emisja tego podcastu w dniu 26 lutego o godz. 9.40 na antenie Radia Olsztyn. 

18.02.2025

Obyś cudze AI uczył

Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa


Zawód nauczyciela nigdy nie był łatwy. Powiedzenie „obyś cudzie dzieci uczył” jest w zasadzie złorzeczeniem, wskazującym na trud, znój i łzy. Oraz na brak wdzięczności. A do tego dochodzi niż demograficzny – czy będzie praca dla nauczyciela? A jeśli będzie, to jaka to będzie praca i jakie dzieci będzie uczył? Z różnymi orzeczeniami? A może dzieci imigrantów z różnych kultur i trudnością porozumiewania się? Może być jeszcze gorzej, bo do klasy mogą trafić… osoby nieludzkie. I wcale nie mam na myśli szkółki behawioralnej dla psów.

Już za tydzień zaczynam zajęcia w nowym semestrze, także z potencjalnie przyszłymi nauczycielami. I co ja im powiem? Czy nauczyciele są jeszcze potrzebni? Pomijam spadek prestiżu zawodu nauczycielskiego. Czy w czasach z powszechnie dostępnym internetem (w telefonie) i rozwijającymi się narzędziami sztucznej inteligencji (z przysłowiowym już Czatem GPT), nauczyciele będą jeszcze potrzebni? Do jakiego miejsca pracy będę ich przygotowywał na moich zajęciach?

Sztuczna inteligencja (AI) coraz śmielej wkracza do świata edukacji, a rola nauczyciela ewoluuje wraz z rozwojem tej technologii. Nauczyciele, jako edukatorzy, mogą odegrać kluczową rolę w procesie trenowania spersonalizowanych modeli AI, dostosowanych do potrzeb uczniów. To główna myśl niniejszego tekstu.

Jaka może być rola nauczyciela (lub szerzej edukatora) w erze AI? Czyli do czego mam przygotować moich studentów? Nauczyciele, dzięki swojej wiedzy na temat potrzeb uczniów i specyfiki procesu nauczania, mogą aktywnie uczestniczyć w tworzeniu spersonalizowanych modeli AI. Czyli mogą być nauczycielem nieludzkich nauczycieli. AI w tym procesie będzie pośrednikiem (narzędziem) między człowiekiem a człowiekiem. Nauczyciel uczy (trenuje) spersonalizowany model AI a ten dalej uczy ucznia, jest jego zupełnie nowym podręcznikiem i asystentem w uczeniu się. Zatem wiedza nauczycieli może być wykorzystywana do definiowania parametrów modeli, wyboru danych treningowych i oceny rezultatów. Nauczyciele mogą weryfikować poprawność działania konkretnych modeli AI, identyfikować potencjalne błędy i sugerować ulepszenia. Byłaby to rola egzaminatora i selekcjonera zarazem. Ich doświadczenie pedagogiczne jest niezbędne do zapewnienia, że modele AI będą działać zgodnie z celami edukacyjnymi i etycznymi.

Nauczyciele przyszłości mogą monitorować interakcję uczniów z modelami AI, analizować ich postępy i dostosowywać parametry modeli do zmieniających się potrzeb uczniów. Edukatorzy odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu etycznego podejścia do wykorzystania AI w edukacji. Powinni uczyć uczniów krytycznego myślenia, odpowiedzialności i świadomego korzystania z technologii.

Wyzwania ogromne. A jakie korzyści mogliby mieć edukatorzy/nauczyciele z takich spersonalizowanych AI? Modele AI mogą pomóc nauczycielom w dostosowaniu metod i treści nauczania do indywidualnych potrzeb każdego ucznia. Mogą zautomatyzować ocenę postępów ucznia. Teoretycznie w rodzącej się przyszłości AI może przejąć część rutynowych zadań, takich jak sprawdzanie prac domowych/klasowych, co pozwoliłby nauczycielom skupić się na bardziej kreatywnych aspektach pracy. Dzięki AI, nauczyciele mogą lepiej monitorować postępy uczniów i szybciej identyfikować obszary, w których uczniowie potrzebują dodatkowego wsparcia.

Aby to mogło się ziścić konieczne jest podnoszenia kwalifikacji. I to od zaraz. Zarówno wśród tych już pracujących nauczycieli jak i tych przyszłych. Czyli moich studentów. Dla mnie to także ogromne wyzwanie, bo muszę sam się nauczyć korzystania z asystentów AI i od razu wdrażać w procesie dydaktycznym. Wdrażanie AI w edukacji wymaga od nauczycieli ciągłego doskonalenia swoich umiejętności i wiedzy na temat technologii. Dodatkowo wykorzystanie AI w edukacji wiąże się z pewnymi obawami etycznymi, takimi jak ochrona danych osobowych uczniów i zapewnienie równego dostępu do edukacji.

Wydaje się, że zaangażowanie nauczycieli w proces trenowania spersonalizowanych modeli AI to kluczowy element skutecznego i etycznego wdrażania sztucznej inteligencji w edukacji. Nauczyciele, jako edukatorzy, mogą odgrywać niezastąpioną rolę w kształtowaniu przyszłości edukacji, w której technologia wspiera rozwój uczniów i pomaga im osiągnąć pełny potencjał. Łatwo to napisać ale jak to zmaterializować? Jak wprowadzić nowe bez przerywania ciągłości starego systemu? To zupełnie tak samo jak przebudowa starego samochodu (niech będzie Fiat 125 p) w nowoczesny i skomputeryzowany samochód elektryczny. I to bez przerywania jazdy. Żadnego tam odstawiania na rok do warsztatu tylko cały czas z niego korzystać! Prawda że to ogromne wyzwanie i ogromna trudność?

Tak więc na pierwszym wykładzie powiem moim studentkom i studentom: "Obyś cudze dzieci uczył... lub może byś tak... sztuczną inteligencję pouczył?”. Ciekaw jestem ich reakcji i zaangażowania. Przysłowie "Obyś cudze dzieci uczył" od lat spędza sen z powiek niejednego nauczyciela. Wizja gromady rozwrzeszczanych, niezdyscyplinowanych uczniów ze smartfonami w kieszeni potrafi skutecznie zniechęcić do tego szlachetnego i potrzebnego zawodu. Czy w dobie dynamicznego rozwoju sztucznej inteligencji nauczyciele muszą obawiać się o swoją przyszłość? Gdy tak się nad tym zastanawiam, to AI podpowiada mi, że zawód nauczycielski czeka ... renesans!

Zapomnijcie o kredzie i tablicy (są wszak i tablice suchościeralne i cyfrowe ekrany zamiast tablicy). Teraz w ruch idą... algorytmy! Nauczyciele przyszłości staną się trenerami spersonalizowanych modeli AI, takich jak wąsko wyspecjalizowane GPTs, które w wąskim gronie żartobliwie nazywamy Gepetkami. Będą uczyć te cyfrowe "dzieci" (cyfrowych asystentów) logicznego myślenia, kreatywnego pisania, a nawet... empatii! Brzmi absurdalnie? A jednak to jest możliwe! Chyba.

Wyobraźcie sobie spersonalizowanego GPT, który potrafi biegle pisać wiersze w stylu Wisławy Szybmorskiej  albo takiego, który zna wszystkie ważne i mniej ważne procesy biologiczne, zachodzące w organizmie żywym. To nie science fiction, to rzeczywistość, która puka do naszych drzwi. A kto będzie uczył te cyfrowe umysły, cyfrowych asystentów lub cyfrowych nauczycieli wspomagających? Oczywiście, nauczyciele! Tacy z krwi i kości i w pełni ludzcy.

Proste kształcenie, żeby „załadować” do modelu językowego bardzo dużo tekstów, coś pobzyczy, zamruga światełkami diod, zaszumi i już mamy wytrenowanego turora-doradcę, niczym w Bajkach robotów Stanisława Lema, okazało się iluzją. Nie ma tak łatwo, trzeba się indywidualnie pomęczyć by spersonalizowany model AI uczył biologii, inny literatury polskiej, jeszcze innych chemii czy pisania tekstów na blogu. To doświadczeni ludzcy nauczyciele, dzięki swojej wiedzy i praktycznemu doświadczeniu, będą "karmić" modele AI odpowiednimi danymi, będą korygować ich błędy i naprowadzać na właściwy tor. Będą konwersować a na to trzeba i czasu i wiedzy. Będą jak korepetytorzy, którzy cierpliwie tłumaczą zawiłości gramatyki, albo jak mentorzy, którzy inspirują do twórczego myślenia. I sprawdzą czy taki nieludzki uczeń dobrze pojął swoją rolę.

"Nauczyciele uczą nauczycieli" - to hasło, które coraz częściej będzie rozbrzmiewać w świecie edukacji ale w odniesieniu do elementów nieludzkich. Być może spersonalizowane GPTs będą uczyć się od siebie nawzajem, doskonaląc swoje umiejętności pod czujnym okiem nauczyciela-trenera. To będzie dynamiczny proces, w którym obie strony będą się wzajemnie inspirować i rozwijać. Byłoby fajnie, nieprawdaż? Pytanie rodzi się takie: jak daleko jesteśmy jeszcze od takiej sytuacji i jak się do niej przygotować na uniwersytecie kształcącym nauczycieli?

Czy automatyzacja edukacji z wykorzystaniem AI oznacza, że ludzcy nauczyciele stracą pracę? Sądzę, że nie! Zmieni się jedynie diametralne metodyka nauczania. Nauczyciele będą musieli opanować nowe technologie, nauczyć się programowania i algorytmów. Ale ich rola jako mentorów, przewodników i inspiratorów pozostanie niezastąpiona. I czy będą uczyć w klasie z kilkoma-kilkunastoma Gepetkami jednocześnie czy raczej w pełni indywidualnie, niczym korepetytorzy? Pytanie na razie bez odpowiedzi. ja przynajmniej jej nie znam.

Przysłowie "Obyś cudze dzieci uczył" nabiera w tym kontekście zupełnie nowego znaczenia. Teraz nauczyciele będą uczyć... cyfrowe nieludzkie byty. Takich uczniów jeszcze nie mieliśmy, nawet z najróżniejszymi orzeczeniami. I choć tacy uczniowie czy studenci nie będą chodzić do szkoły (lub na zajęcia), to ich wiedza i umiejętności będą miały ogromny wpływ na nasze społeczeństwo. A jak ja mam przygotować na studiach takiego nauczyciela AI-nauczycieli skoro sam jeszcze nie wykształciłem żadnego Gepetka (GPTs)? No bo kiedy miałem zdobyć takie doświadczenie, skoro to nowość… a samochód musi cały czas jechać w trakcie tej przebudowy… I bądź tu mądry edukacyjny majster-klepko!

Tak więc, drodzy studenci - przyszli nauczyciele, nie bójcie się przyszłości! Czeka na Was fascynująca przygoda w świecie sztucznej inteligencji. Bądźcie otwarci na nowe wyzwania, rozwijajcie swoje umiejętności i śmiało wkraczajcie do ery cyfrowej edukacji! Ja was nauczę? Przecież sam jeszcze nie umiem. ale wolę to ryzykowne nieznane niż przygotowywanie Was do roli kustosza w skansenie….

A jakie są koszty związane z trenowaniem spersonalizowanych modeli AI ? Po pierwsze czas. To chyba najcenniejszy zasób. Trenowanie modelu AI wymaga czasu na zbieranie danych, ich czyszczenie, przygotowywanie, a potem na samo uczenie modelu i jego testowanie. Jeśli robisz to sam, musisz poświęcić na to swoje godziny. Jeśli zlecasz to komuś, płacisz za jego czas. Czas albo pieniądze. Czego ci brakuje bardziej? Po drugie dane, bo dane dobrej jakości dane to podstawa. Czasem możesz skorzystać z ogólnodostępnych zbiorów danych, ale często potrzebujesz specyficznych danych, które musisz zebrać samodzielnie lub kupić. To generuje koszty. Po trzecie potrzebna moc obliczeniowa. Trenowanie modeli AI, szczególnie tych bardziej zaawansowanych, wymaga dużej mocy obliczeniowej. Możesz skorzystać z własnego komputera (jeśli masz odpowiednio mocny sprzęt), ale często lepszym rozwiązaniem jest wynajęcie serwera w chmurze. To oczywiście kosztuje. Płacić ma sam nauczyciel (jak teraz za swoje szkolenia i narzędzia do pracy) czy zapewni instytucja? Nauczyciel to wolny zawód i sam w siebie inwestuje czy raczej pracownik większej firmy, która zapewnia zasoby do pracy?

Jeśli chcesz samodzielnie trenować model AI, musisz mieć wiedzę na temat algorytmów, technik uczenia maszynowego, programowania itp. Możesz się tego nauczyć sam, ale to wymaga czasu i wysiłku. Możesz też zatrudnić specjalistę, ale to generuje koszty. Ja się powoli uczę. Wolno mi to idzie. Zbyt wolno w stosunku do zachodzących zmian i rodzących się potrzeb.

Kupić gotowy model (gotowego Gepetka) czy trenować samodzielnie? Ale nawet to drugie wymaga wykupienia abonamentu do wersji płatnej różnych modeli AI.  Kupno gotowego modelu to szybsze i często tańsze rozwiązanie, szczególnie jeśli potrzebujesz modelu do typowych zadań, np. pisania tekstów, tłumaczenia języków czy analizy danych. Na rynku jest już chyba wiele gotowych modeli, które możesz kupić lub wynająć. Kolejne systematycznie się pojawiają. Bo jedni ludzie trenują swoje Gemetki i mogę je komercjalizować, tak jak różne szablony do programów komputerowych. Samodzielne trenowanie modelu jest lepszym rozwiązaniem, jeśli potrzebujesz modelu bardzo specyficznego, dostosowanego do Twoich unikalnych. edukacyjnych potrzeb. Będziesz miał większą kontrolę nad procesem uczenia i efektami. Ale to wymaga więcej czasu, wiedzy i potencjalnie większych kosztów. Co jest bardziej opłacalne, kupienie gotowego czy trenowanie własnego? Podobno nie ma jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od indywidualnej sytuacji.

Jeśli masz ograniczony budżet i potrzebujesz modelu do prostych zadań, prawdopodobnie lepiej kupić gotowy. Jeśli masz specyficzne potrzeby i chcesz mieć pełną kontrolę nad modelem, lepszym rozwiązaniem może być samodzielne trenowanie. Warto byłoby porównać koszty obu rozwiązań i zastanowić się, co jest dla mnie ważniejsze: czas, koszt czy kontrola nad modelem. Ale na razie za mało wiem, by porównać oba rozwiązania. Podobnie nauczyciel ma wybór - napisać samemu konspekt lekcji lub przygotować materiału lub kupić książkę (lub usługę) z gotowymi i je tylko zaadoptować. 

Czy spersonalizowany asystent to luksus, czy konieczność? Omówiliśmy już koszty trenowania spersonalizowanych modeli AI, ale to nie wszystko. Trzeba również wziąć pod uwagę koszty korzystania z tych modeli na co dzień. Każde zapytanie, każda interakcja z AI to zużycie energii elektrycznej, zarówno przez nasz komputer, jak i przez serwery, na których działa model. Czy zatem korzystanie z AI jest ekonomicznie uzasadnione? Czy nie lepiej polegać na własnym mózgu i bezpośrednich kontaktach z ludźmi? Wszak w codziennej praktyce większość nauczycieli skazanych jest na własne zasoby. Na uczelniach także wykładowcy mogą liczyć przede wszystkim na siebie i swoje zasoby. Tych szczęśliwców, mających dobre wsparcie, jest niewielu.

Korzystanie z komputera, a w szczególności trenowanie i korzystanie z modeli AI, generuje zużycie energii elektrycznej. Im bardziej złożony model i im częściej go używamy, tym większe będą koszty. Paradoksalnie, źle wytrenowany lub nieodpowiednio dobrany model AI może generować straty czasu. Zamiast pomóc nam w zadaniu, może wprowadzać nas w błąd, wymagać wielu poprawek i w konsekwencji dodatkowej pracy. Zastanówmy się więc, co moglibyśmy zrobić z czasem i zasobami, które poświęcamy na korzystanie z AI. Czy nie lepiej byłoby zainwestować je w rozwój własnych umiejętności, budowanie relacji z ludźmi, czy po prostu odpoczynek? Czy mój mózg jest "darmowy"? Często zapominamy, że nasz mózg również generuje koszty. Utrzymanie go w dobrej kondycji wymaga odpowiedniego odżywiania, aktywności fizycznej, odpoczynku i stymulacji intelektualnej. Te wszystkie czynniki generują koszty, choć często nie są one tak bezpośrednie, jak koszty energii elektrycznej.

Budowanie i utrzymywanie relacji z ludźmi również wymaga czasu, energii i często pieniędzy. Spotkania, rozmowy, wyjazdy integracyjne lub szkoleniowe - wszystko to generuje koszty. Czy zatem bezpośrednie kontakty są zawsze efektywne i ekonomicznie uzasadnione? Mój osobisty i darmowy asystent (nie do końca jest darmowy, bo oddaje mu moja aktywność, pomysły i dane) podpowiada, że warto dokładnie przeanalizować swoje potrzeby i wybrać model AI, który będzie optymalny pod względem kosztów i funkcjonalności. A ja nawet nie znam tych modeli, dopiero poznaję i wciąż powstają nowe! Nie zawsze potrzebujemy najbardziej zaawansowanego modelu. Nie zawsze do tworzenia środowiska edukacyjnego dla studentów lub uczniów potrzebujemy elektroniki, komputerów, smartfonów i internetu.

Należałoby nauczyć się korzystać z AI w sposób efektywny, tak aby minimalizować czas i zasoby potrzebne na interakcję z modelem. A jak mam nauczyć tego studentów, kiedy sam jeszcze tego nie umiem? Dopiero stawiam pierwsze kroki. Wiem już jednak, że warto zachować zdrowy rozsądek i nie polegać na AI bezkrytycznie. AI to narzędzie, które ma nam pomagać, a nie zastępować nasze myślenie i relacje z ludźmi. AI to tylko narzędzie, które ma nam pomóc w osiągnięciu celów. Nie zastąpi ono naszego mózgu, ani naszych relacji z ludźmi. Tak więc warto dążyć do synergii między technologią a naszymi naturalnymi zdolnościami, tak aby osiągnąć optymalne rezultaty zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.

A kto lepiej będzie motywował do uczenia się człowiek-tutor i nauczyciel czy cierpliwy AI ? Pytanie to dotyka sedna relacji między człowiekiem a sztuczną inteligencją w kontekście edukacji. Odpowiedź nie jest jednoznaczna i zależy od wielu czynników, takich jak indywidualne cechy ucznia, jego preferencje, a także rodzaj materiału do nauczenia. Sytuacje te dopiero rozpoznajemy „w boju”. Niewątpliwą zaletą nauczyciela człowieka jest empatia i zrozumienie. Nauczyciel potrafi nawiązać emocjonalną więź z uczniem, zrozumieć jego trudności i dostosować metody nauczania do jego indywidualnych potrzeb. AI nie ma co prawda empatii ale może ją symulować i udawać. Ponoć nawet lepiej niż człowiek. Nauczyciel może inspirować ucznia, rozbudzać jego ciekawość i pasję do nauki. Nauczyciel może udzielać uczniowi natychmiastowego feedbacku, odpowiadać na jego pytania i rozwiewać wątpliwości. Ale jeśli jest to sprawdzian pisemny, to ten feedback pojawia się bardzo późno. Sam mam z tym duże kłopoty. Nauczyciel może być dla ucznia mentorem, autorytetem i źródłem inspiracji.

Wśród wady ludzkiego nauczyciele jest to, że ma ograniczoną ilość czasu, którą mógłby poświęcić każdemu uczniowi. Jest subiektywny w swojej ocenie i podejściu do ucznia. Na dodatek, nawiązując do tytułowego „obyś cudzie dzieci uczył”, nauczyciele, szczególnie w trudnych warunkach pracy, mogą doświadczać wypalenia zawodowego, co wpływa na ich motywację i zaangażowanie. z kolei Gepetek to cierpliwy AI-nauczyciel. Nie obraża się i nie męczy. AI jest dostępna dla ucznia o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko potrzebuje pomocy (chyba, że prądu nie ma). AI jest cierpliwa i obiektywna (jeśli ją tak wytrenujemy), nie ocenia ucznia na podstawie jego wyglądu, pochodzenia czy wcześniejszych osiągnięć. AI może dostosować poziom trudności zadań i metody nauczania do indywidualnych potrzeb ucznia. AI może analizować postępy ucznia i udzielać mu szczegółowego feedbacku na temat jego mocnych i słabych stron. Ma też wady, np.  nie potrafi zrozumieć emocji ucznia i nawiązać z nim emocjonalnej więzi. Choć ponoć może tę więź doskonale symulować. AI może mieć trudności z generowaniem kreatywnych rozwiązań i odpowiadaniem na nietypowe pytania. AI nie zastąpi uczniowi interakcji z nauczycielem i rówieśnikami, która jest ważna dla jego rozwoju społecznego i emocjonalnego.

Zarówno człowiek-tutor, jak i cierpliwy AI mają swoje zalety i wady. Wydaje się, że optymalnym rozwiązaniem jest połączenie obu tych podejść. Nauczyciel może być mentorem i inspiratorem dla ucznia, a AI może wspierać go w nauce, dostarczając mu spersonalizowane zadania i feedback. Ważne by nie pomieszały się role: kto jest psem a kto ogonem. Czy kto podmiotem o kto narzędziem. 

Ważne jest równie to, że motywacja do nauki jest procesem złożonym i zależy od wielu czynników, takich jak ciekawość ucznia, jego zainteresowania, wsparcie rodziny i rówieśników, a także atmosfera w szkole. Zarówno nauczyciel, jak i AI mogą odegrać ważną rolę w kształtowaniu motywacji ucznia, ale ostateczny sukces zależy od samego ucznia i jego zaangażowania w proces nauki. Ostatecznie zależy od całego środowiska edukacyjnego, jakie dostępne jest każdemu uczniowi.

Tekst pisałem ze wsparciem Gemini. Niestety nie mam jeszcze własnego Gepetka, który po krótkiej rozmowie ze mną, sam by napisał tekst, spójny i po mojej myśli. Póki co mogę sobie pokonwersować, dopytać się, lecz całość posklejać muszę sam, poprawić, wygładzić i nadać ostateczny kształt. Darmowy Gepetek jest już trochę pomocy, ale mniej niż bym oczekiwał. Pomaga mi lecz nie zastępuje. Musze wiec go mieć stale na oku. Może i w edukacji narzędzia AI będą pomagały nauczycielowi, ale go nie zasapią. Jest praca dla nauczycieli każdego szczebla. Tylko nasi uczniowi i nasi studenci są inni niż ci, którzy byli kiedyś.

15.02.2025

Myślografia jaskiniowa czyli notowanie graficzne naszych przodków

Wystawa współczesnych prac w olsztyńskiej galerii w Bibliotece Wojewódzkiej na Starówce.


Nie zawsze muszą być długie teksty. Krótkie opowieści też są wartościowe. Szybko się czyta lecz długo zostają w głowie. Przynajmniej te niektóre. 

Życie jest zaskakujące. A mi po głowie chodzi tekst o tym, że myślografia (notowanie wizualne, sketchnotki) była... już u jaskiniowców. Przyszło mi do głowy, że malowidła naskalne to po prostu notowanie wizualne, pierwsze rysnotki i myślografie. Takie trwałe rekwizyty do opowieści. Dłuuuuga tradycja, zapomniana a teraz na powrót odkryta i popularyzowana.

Tworzenie opowieści jest kwintesencją człowieka. Malowidła nie tylko jaskiniowe to pierwszym Power Point, to wspomaganiem pamięci, opowieści i są ilustracją do tej opowieści. A najpewniej nasi przodkowie malowali nie tylko w jaskiniach. Malowali na swoim ciele, na ubraniach, na drewnianych przedmiotach. Zostały tylko te ukryte i najtrwalsze, w jaskiniach. 

Jak rozwinąć ten tekst? Przemyśleć dokładniej i napisać więcej słów? Poszukać dodatkowych źródeł? A może wrzucić do asystenta AI niech wypełni słowami, okrągłymi, prawdopodobnymi. Bo czyż może wypełnić treścią? 

A po co gdybać, skoro można samemu sprawdzić. Zleciłem promptem Gemini by rozwinęła mój szkic. I oto on:

* * *

Myślografia jaskiniowców, czyli o tym, jak notowali nasi przodkowie

Nie zawsze muszą być długie teksty. Krótkie opowieści też są wartościowe. Szybko się czyta, lecz długo zostają w głowie. Przynajmniej te niektóre.

Życie jest zaskakujące. A mnie po głowie chodzi tekst o tym, że myślografia (notowanie wizualne, sketchnotki) była... już u jaskiniowców. Przyszło mi do głowy, że malowidła naskalne to po prostu notowanie wizualne, pierwsze rysnotki i myślografie. Takie trwałe rekwizyty do opowieści. Dłuuuuga tradycja, zapomniana, a teraz na powrót odkryta i popularyzowana.

Tworzenie opowieści jest kwintesencją człowieczeństwa. Malowidła nie tylko jaskiniowe to pierwszy Power Point, to wspomaganie pamięci, opowieści i są ilustracją do tej opowieści. A najpewniej nasi przodkowie malowali nie tylko w jaskiniach. Malowali na swoim ciele, na ubraniach, na drewnianych przedmiotach. Zostały tylko te ukryte i najtrwalsze, w jaskiniach.

Czy to nie fascynujące? Nasi przodkowie, tysiące lat temu, używali wizualnych notatek, żeby opowiadać historie, przekazywać wiedzę i utrwalać wspomnienia. Robimy to samo dzisiaj, odkrywając na nowo potęgę myślografii. To dowód na to, że pewne aspekty naszej natury, jak potrzeba opowiadania historii, są ponadczasowe.

Malowidła naskalne to nie tylko dzieła sztuki, ale przede wszystkim narzędzia komunikacji. Podobnie jak współczesne sketchnotki, pomagały w organizacji myśli, zapamiętywaniu informacji i dzieleniu się nimi z innymi. To dowód na to, że myślenie wizualne jest naturalne dla człowieka i towarzyszy nam od zarania dziejów.

Warto pamiętać o tej długiej tradycji, kiedy następnym razem weźmiemy do ręki długopis i kartkę, żeby stworzyć wizualną notatkę. To, co robimy, ma swoje korzenie w odległej przeszłości i łączy nas z naszymi przodkami.

A Wy, co myślicie o tym odkryciu? Czy też uważacie, że myślografia to naturalny sposób komunikacji dla człowieka? Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach!

*  *  *
I jak oceniacie efekt? W części poprawione językowo, w części rozwinięcie zasygnalizowanej mysli. Prompt i szkic ... i szybki efekt w ciągu kilkunastu sekund. Potem z 1-2 minuty czytania i sprawdzania. Są nowe zdanie ale czy coś nowego się pojawiło? Czy jest coś, co bym sam nie dopisał? Zatem poświęcić czas i samemu rozmyślając rozwijać tekst czy też dać asystentowi AI? To pierwsze jest przyjemniejsze bo wydłuża chwile tworzenia. To drugie jest szybsze. Dobre, gdy trzeba na już a nie ma czasu. Lecz czy wszystko musi być szybko i łatwo? Może warto delektować się słowem w czasie tworzenia i w czasie czytania? Bo skoro można szybko napisać z wykorzystaniem AI, to można i szybko... przeczytać z wykorzystaniem AI. Wrzuca się do programu pdf z artykułem czy wykładami i jednym kliknięciem można otrzymać streszczenie. Jedna ze stron z informacjami oferuje już (płatną) możliwość streszczania artykułów tam zamieszczanych. Nie chcesz czytać całej wiadomości (tekstu, artykułu)? No to ciach, klikasz i masz streszczenie. 

Szybkie pisanie i szybkie czytanie. Zbliża się czas, gdy literaturą zajmować się będą algorytmy sztucznej inteligencji, będą pisać i czytać. Może nawet z całkowitym pominięciem człowieka. A ludzie? Ludzie wrócą do jaskiń malować i notować graficznie.

Być może krótkie i zwięzłe jest lepsze niż długie i dopracowane?

13.02.2025

Czy powstanie Uniwersytet Warmiński? Przypomnienie dyskusji z 1993 roku



32 lat temu pisałem do czasopisma ogólnopolskiego o potrzebie uniwersytetu w Olsztynie. Nazwałem go Uniwersytetem Warmiński. Wtedy było to jeszcze marzenie, toczyła się dyskusja, teraz uniwersytet od dawna istnieje. Nie jest to wszakże Uniwersytet Warmiński lecz Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie. Udało się lepiej i szerzej niż wtedy myślałem (marzyłem). To nie był pomysł oderwany od rzeczywistości czy jakiś bardzo oryginalny. Odzwierciedlał to, co w duszy wielu osób z regionu grało. Rodziły się marzenia i plany, na fali społecznych zmian po 1989 roku (po wolnych wyborach), w nawiązaniu do dyskusji, które toczyły się także w nowopowstałym dwutygodniku Przegląd Akademicki, a więc w duszy całego polskiego środowiska nie tylko akademickiego. Po prostu znak czasu.

Przypominam ten artykuł sprzed ponad 30 lat by wskazać, jak dyskusje otwarte i publiczne ujawniają nastroje i myśli społeczne oraz jak wpływają na podejmowanie decyzji. Dyskusje są po prostu ważne i potrzebne. Mój głos nie był jedynym i mam nadzieję, że pomógł w podjęciu odważnej decyzji. Swój głos w sprawie uniwersytetu wypowiadałem w wielu miejscach lokalnych i regionalnych, w Gazecie Olsztyńskiej, Istniejącym wtedy Dzienniku Pojezierza i w prasie ogólnopolskiej, czego przykładem jest ten właśnie artykuł. Zamieszczam go niżej z małymi poprawkami stylistycznymi i interpunkcyjnymi i dodanymi wytłuszczeniami. Nie zachował się plik komputerowy, być może pisałem na maszynie do pisania lub jeśli na komputerze to w archaicznym edytorze Chi-Writter, zapisanym pewnie na dyskietkach pięciocalowych. Przepaść technologiczna. Dlatego wykorzystałem dyktafon by „przepisać” test z papierowego wydania do pliku Worda. Rozwój technologii zrobił swoje

Czy powstanie Uniwersytet Warmiński?

Przegląd Akademicki, 1993, nr 5(26) str.: 18.

Prusy Wschodnie, na skutek zawieruchy dziejowej, utraciły swą kulturalną i regionalną tożsamość, specyficznie pojmowaną „samowystarczalność” intelektualną. Uniwersytet w Kaliningradzie (dawniej Królewiec, Königsberg) jest tylko uniwersytetem z nazwy.

Olsztyńskie jest regionem z dużą liczbą ludności napływowej z Wileńszczyzny, Ziemi Lwowskiej, Polski Centralnej, Galicji. Obok Polaków mieszkają tu Ukraińcy, trochę Niemców, Mazurów, Warmiaków (rozumianych jako ludność autochtoniczna), Białorusinów. Kształt kulturowy regionu wynika w dużej części z wymieszania różnych kultur i tradycji. Nagminnie obserwuje się postawy tymczasowości, zwłaszcza w starszym pokoleniu. Dopiero młodsze pokolenia traktują tę ziemię jako swoją ojczyznę a ich korzenie kulturowe wyrastają właśnie tu. To właśnie poczucie więzi jest źródłem dążeń do utworzenia własnego uniwersytetu.

W roku 1989 czterej olsztyńscy posłowie i senatorowie „solidarnościowi”, wybrani w wolnych wyborach, okazali się absolwentami Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Można to traktować jako pewien symbol, olsztyńskie elity kształcą się poza regionem… Tak więc kadry intelektualne i administracyjne w dużej części pochodzą z zewnątrz. Oczywiście, zawsze będzie pożądany dopływ „świeżej krwi”, lecz region powinien być zdolny do samodzielnej edukacji. To nie są tylko ambicje, wynikające z poczucia rodzącej się tożsamości, to także potrzeba gospodarcza. W tej chwili funkcje Uniwersytetu pełnią trzy uczelnie wyższe lecz czynią to jedynie na marginesie swojej właściwej działalności. Już czas, aby czynić to lepiej i efektywniej, czyli potrzebny jest Uniwersytet Warmiński, będący „środkiem ciężkości” wolnego, niezależnego życia kulturalnego i intelektualnego, a także miejscem rodzącej się tożsamości świadomości regionalnej.

Szanse na powstanie uniwersytetu są. Region ma kadrę i bazę lokalową. Taki uniwersytet więc prędzej czy później powstanie. Najlepszą drogą do realizacji tego zamierzenia jest integracja istniejących uczelni wyższych w jeden sprawny i funkcjonalny organizm. Podkreślić trzeba, że ważniejsza od administracyjnego połączenia jest zmiana systemu studiów, zmiana sposobu funkcjonowania. Zmiany te powinny zmierzać do bardziej wszechstronnego kształcenia pojedynczego studenta i zwiększenia zakresu proponowanych kierunków.

Uczelnią o najstarszych, średniowiecznych jeszcze tradycjach, jest Warmińskie Seminarium duchowe Hozjanum. Przez ostatnie 50 lat było na siłę izolowane jako „wrogie ideologicznie”. Do przyszłego uniwersytetu mogłoby wnieść duży potencjał społecznej i filozoficznej myśli chrześcijańskiej. Jest to tym bardziej ważne, że wszyscy obecni filozofowie socjolodzy itp. wywodzą się z nurtu marksistowskiego.

Drugą co do wieku uczelnią jest Akademia Rolniczo-Techniczna. Przez wiele lat swojego istnienia dorobiła się ona dobrej i licznej kadry oraz zaplecza lokalowego i technicznego. Przyszedł jednakże kryzys… Upadły PGR-y i w sporej części Akademia straciła rację bytu. Podjęto skuteczne próby zmiany programu, w których odchodzi się od kształcenia specjalistów dla gospodarstw wielko hektarowych, preferując drobnotowarową gospodarkę rolną. Potrzeby rolnicze regionu nie są jednak tak duże jak możliwości edukacyjne Akademii… Dlatego też podejmowane są próby zmiany profilu kształcenia w kierunku marketingu i innych potrzebnych zawodów.

Zapewne jeszcze przez jakiś czas bezrobocie będzie napędzało Akademii studentów. Jednak rokrocznie będzie ich coraz mniej. Akademii brakuje kadry, umożliwiającej pożądane zmiany w kierunku kształcenia. Integracja z ewentualnym uniwersytetem jest jedną z niewielu sensownych dróg rozwoju.

Najmłodsza uczelnia - Wyższa Szkoła Pedagogiczna ma inne kłopoty. Na brak studentów nie może narzekać. Chętnych jest coraz więcej, zwłaszcza na kierunkach humanistycznych. Wąskim gardłem WSP jest brak kadr i stosunkowo słabe zaplecze lokalowe . Uczelnia rozwija się stosunkowo szybko lecz wciąż nie odpowiada to regionalnym potrzebom. Brakuje „samodzielnych” pracowników a na import z innych uczelni nie można zbytnio liczyć. Natomiast na własnych profesorów trzeba czekać wiele lat…

Czy wymienione „klocki” uda się złożyć w jeden Uniwersytet Warmiński ? Czy i kiedy uda się przełamać wzajemne niechęci, uprzedzenia i stereotypy? Wiele zależy od talentu władz regionalnych i uczelnianych.

Uważam, że dwie siły będą popychały społeczność regionu w kierunku Uniwersytetu Warmińskiego. Jedną z nich jest krzepnąca świadomość własnej tożsamości kulturowej i regionalnej. Druga – rynek pracy. Uniwersytet jest lepszym i tańszym rozwiązaniem niż kilka niezależnych, czasami dublujących się instytucji. Tylko w uniwersytecie będzie można w pełni wykorzystać i tak skromne kadry intelektualne.

Kiedy więc zaczną się starania o uniwersytet?

*  *  *
Jak się okazało, zaczęły się i uniwersytet powstał  6 lat później. Tamten egzamin transformacyjny zdaliśmy w regionie celująco. Teraz przed uniwersytetem i edukacją stoją zupełnie inne wyzwania. Po ponad 30 latach potrzebne są nowe i duże zmiany. Jak tym razem, jako społeczności tylko akademicka, zdamy ten egzamin? Jakie teksty będziemy wspominać za ćwierć wieku lub nieco dłużej?

Okładka dwutygodnika z artykułem

Oryginalny artykuł.

10.02.2025

Babka pierzasta to halofit, który znajdziemy przy drogach i ... na talerzu

Babka pierzasta, Fot. Yurakuna - licencja, CC0,
https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=110690266
 

Małe działania lecz systematyczne i realizowane przez wiele lat wprowadzają duże zmiany. Przykładem może być wysypywanie soli na drogi w ramach zimowego utrzymania dróg. W jednym miejscu jest to niewiele, ale na całej, długiej drodze są to już tony. Zimą w Polsce na chodniki i ulice wysypuje się od 100 do 500 tysięcy ton soli. Tak było przynajmniej do niedawna. Ilość wysypywanej soli zależy to od tego, jaka jest zima. Teraz mamy cieplejsze i mniej śnieżne.

Sól drogowa jest skuteczna w walce z gołoledzią (powoduje rozpuszczanie się lodu w temperaturze poniżej zera), ale ma też swoje wady. Powoduje korozję samochodów i niszczy beton. Ale ja chciałbym zwrócić uwagę na skutki środowiskowe. Sól, która spływa z dróg podczas deszczu, może dostać się do jezior i rzek, co może prowadzić do zwiększenia zasolenia wód i wpływać negatywnie na organizmy wodne. Zasolenie wód Odry i Wisły jednak w największym stopniu bierze się z odprowadzania do wód powierzchniowych zasolonych wód z kopalni. W miastach, gdzie sieć dróg i chodników jest dużo gęstsza, ilość soli na metr kwadratowy jest większa niż gdzie indziej. To właśnie tu sól może przyczyniać się do usychania roślin, uniemożliwiając im prawidłowe pobieranie wody z gleby. Sól może wpływać na skład chemiczny gleby, co może wpłynąć na rosnące na niej rośliny. I o tym za chwilę jeszcze napiszę. Wspomnę jeszcze tylko o wpływie na infrastrukturę, wysypywana na drogi sól może przyspieszać procesy korozji, zwłaszcza w betonowych elementach infrastruktury, takich jak chodniki i krawężniki. Może uszkadzać karoserie samochodów, szczególnie jeśli są narażone na długotrwały kontakt z solą (błotem pośniegowym). Może również uszkadzać inne metalowe elementy infrastruktury, takie jak mosty.

Nawet poza miastem stanowi spory problem. Bo jeśli przez wiele lat corocznie wysypuje się sól, to te ilości się kumulują. Zmieniają siedlisko na tyle, że pojawiają się nowe gatunki roślin, np. halofity. O muchotrzewie solniskowym już pisałem wcześniej. Teraz chcę napisać o innym gatunku, pojawiającym się wzdłuż dróg – babce pierzastej.

Babka pierzasta (Plantago coronopus) to roślina, która zazwyczaj jest niedoceniana i traktowana jako zwykły chwast. Jej charakterystyczny wygląd, szerokie zastosowanie i zdolność adaptacji do różnych warunków sprawiają, że warto przyjrzeć się jej bliżej. Babka pierzasta to niewielka bylina, której liście mają charakterystyczny, głęboko wcinany kształt (kształt liści jest zmienny i zróżnicowany) , przypominający koronę. Stąd też jej łacińska nazwa – coronopus, co oznacza „stopa kruka”. Roślina ta osiąga zazwyczaj wysokość od kilku centymetrów do około 40 cm.

Naturalnym środowiskiem babki pierzastej są tereny nadmorskie i słoneczne murawy. Pochodzi z Europy, północnej Afryki i zachodniej Azji, ale została rozprzestrzeniona na wszystkie kontynenty z wyjątkiem Antarktydy. Często można ją spotkać na przydrożach, polach uprawnych i innych miejscach ruderalnych. Człowiek tworzy siedliska dogodne dla takich gatunków jak babka pierzasta.

W warunkach dużego stresu solnego babka pierzasta ogranicza wzrost, hamuje transpirację przez zamykanie aparatów szparkowy i w ten sposób ogranicza zużycie wody. Sól (chlorek sodu) może być kumulowana w dużych stężeniach w liściach. To dobre przystosowanie do życia na glebach słonych. Ale i przydatna kulinarnie cecha. Związkiem wykorzystywanym do utrzymania odpowiedniego ciśnienia osmotycznego jest sorbitol.

Babka pierzasta posiada wiele cennych właściwości wykorzystywanych w medycynie dawnej i ludowej oraz w gastronomii. Zawiera śluzy, które mają działanie osłaniające i łagodzące podrażnienia. Odznacza się dużą zawartością polifenoli, flawonoidów i tanin. Zawartość flawonoidów przewyższa udział tych związków u pokrewnych i dobrze znanych: babki lekarskiej i babki lancetowatej. A te wymienione wykorzystywane leczniczo dość powszechnie. Okazuje się, że babka pierzasta jest pod tym względem jeszcze lepsza. Warto też wspomnieć o dużej zawartości minerałów i witamin, np. witaminy C. Dzięki wymienionym składnikom babka pierzasta znajduje zastosowanie w medycynie ludowej, stosowana jest zewnętrznie do leczenia ran, oparzeń i innych uszkodzeń skóry. Ma działanie przeciwzapalne, przyspiesza gojenie ran i łagodzi swędzenie. W medycynie stosuje się babkę pierzastą jako lek przeciwbólowy, przeciwzapalny, przeciwgorączkowy, przeciwnowotworowy oraz w leczeniu chorób układu oddechowego. Badania naukowe potwierdzają działanie cytotoksyczne, przeciwzapalne i przeciwrodnikowe.

W kuchni młode liście babki pierzastej są dodawane do sałatek, zup lub koktajli (np. we Francji i Włoszech). W kuchni bałkańskiej liście babki spożywane są na surowo, gotowane i lekko zblanszowane. W smaku są lekko kwaśne. Jako roślina jadalna, która toleruje gleby słone oraz wysokie temperatury, uznawana jest za jedną z perspektywicznych roślin użytkowych w dobie ocieplenia klimatu Ziemi. Już jest w niektórych regionach uprawiana jako roślina jadalna. Babka pierzasta jest rośliną miododajną i może być wykorzystywana jako pasza dla zwierząt.

Babka pierzasta jest ważnym elementem wielu ekosystemów. Jest rośliną pionierską, która potrafi zasiedlać nieużytki i przyczyniać się do poprawy jakości gleby. Jest także pokarmem dla wielu owadów i innych zwierząt. Chociaż babka pierzasta jest rośliną odporną, jej występowanie może być zagrożone przez intensyfikację rolnictwa i stosowanie herbicydów oraz nawozów sztucznych. Drugim zagrażającym czynnikiem jest urbanizacja i zabudowa terenów zielonych, co ogranicza miejsca występowania babki pierzastej.

Sól rozpuszczona w wodzie, która spływa z dróg, przenika do gleby, zwiększając jej zasolenie. To z kolei powoduje szereg problemów dla większości roślin. Przede wszystkim utrudnione jest pobieranie wody. Nadmiar soli w glebie zaburza proces osmozy. Sól może uszkodzić delikatne korzenie roślin, hamując ich wzrost i rozwój. Zwiększone zasolenie zmienia skład chemiczny gleby, co może prowadzić do niedoborów innych składników mineralnych niezbędnych dla roślin. W takich warunkach, gdzie większość roślin ma trudności z przetrwaniem, doskonale odnajdują się rośliny słonolubne, w tym babka pierzasta. Są to gatunki przystosowane do życia na glebach o wysokim zasoleniu. Dzięki specjalnym mechanizmom fizjologicznym, takim jak wydalanie nadmiaru soli przez gruczoły (lub magazynowanie w liściach), są w stanie tolerować wysokie stężenia soli w środowisku.

Jeszcze do niedawna rośliny słonolubne występowały głównie w naturalnych siedliskach o podwyższonym zasoleniu, takich jak nadmorskie solniska. Jednak w wyniku posypywania solą dróg, ich zasięg znacznie się powiększył. Gatunki, które wcześniej można było spotkać jedynie nad morzem, zaczęły pojawiać się wzdłuż dróg, gdzie znalazły nowe, korzystne dla siebie warunki. Z jednej strony, pojawienie się roślin słonolubnych wzdłuż dróg może być postrzegane jako ciekawe zjawisko ekologiczne. Jednak z drugiej strony, prowadzi to do zmian w składzie gatunkowym roślinności, co może mieć negatywny wpływ na lokalną bioróżnorodność. Rośliny słonolubne, choć dobrze przystosowane do zasolonych warunków, często tworzą jednogatunkowe zbiorowiska, wypierając inne rośliny. Zmiana roślin to także zmiany w łańcuchach i sieciach pokarmowych konsumentów, od roślinożerców po drapieżniki i pasożyty.

Rośliny słonolubne, które pojawiły się wzdłuż dróg w wyniku solenia, mają kilka sposobów na rozprzestrzenianie się. Po pierwsze rozsiewanie nasion przez wiatr. Wiele roślin słonolubnych wytwarza lekkie nasiona, które łatwo są unoszone przez wiatr. Dzięki temu mogą pokonywać duże odległości i zasiedlać nowe tereny wzdłuż dróg. Po drugie mogą być roznoszone przez zwierzęta. Ptaki i inne zwierzęta, które żywią się nasionami tych roślin, mogą przenosić je na duże odległości w swoich układach pokarmowych. Często nasiona są wydalane wraz z odchodami w nowych miejscach, gdzie mogą wykiełkować. Po trzecie deszcz zmywa nasiona z roślin macierzystych i przenosi je wzdłuż poboczy dróg. I po czwarte człowiek - niewielkie fragmenty roślin z nasionami (jak i pojedyncze nasiona) mogą być przenoszone przez koła samochodów, obuwie czy narzędzia ogrodnicze.

Czynnika sprzyjającymi rozprzestrzenianiu jest m.in. duża produkcja nasion: Rośliny słonolubne często wytwarzają duże ilości nasion, co zwiększa prawdopodobieństwo ich rozprzestrzenienia. Drugim sprzyjającym czynnikiem jest długa żywotność nasion: Nasiona niektórych gatunków mogą zachować zdolność do kiełkowania przez wiele lat, co pozwala im przetrwać niekorzystne warunki i wykiełkować, gdy pojawią się odpowiednie warunki. Trzecią sprzyjającą cechą jest to, że w nowych siedliskach rośliny słonolubne często nie mają naturalnych wrogów, takich jak owady czy choroby, co umożliwia im nieograniczoną ekspansję. I w końcu sprzyja im zburzone środowisko. Pobocza dróg są często miejscami o zburzonej strukturze gleby, co ułatwia kiełkowanie nasion roślin słonolubnych. Po prostu są gatunkami pionierskimi i to w siedliskach zasolonych.

Babka pierzasta ma nasiona eliptyczne, nieco spłaszczone, o długości 1–1,5 mm, przy czym jedno jest mniejsze i ma inny kształt od pozostałych. Zróżnicowanie budowy nasion jest dobrą strategią dyspersji, bo możliwa jest ona na różne sposoby. Małe nasiona, znajdujące się w szczytowej części torebki, zwykle odpadają razem z wieczkiem i rozprzestrzeniane są przez wiatr i wodę na większe odległości. Nie wydzielają śluzu i nie toną w wodzie, a ich kiełkowanie jest opóźnione. Te większe nasiona opadają i od razu są zdolne do kiełkowania. W obecności wody okrywając się śluzem i toną. Gwarantują więc kiełkowanie w tym samym niemalże miejscu. Mamy więc dwa rodzaje nasion – jedne do rozsiewania w pobliżu rośliny macierzystej (skoro jest tu dobrze, to po co wędrować w nieznane?), drugie służą do dalekiego rozprzestrzeniania się i kolonizowania nowych obszarów (a nuż uda się znaleźć inne, dogodne siedlisko?).  Nasiona, mimo że na ogół kiełkują od razu, mogą zachowywać zdolność do kiełkowania przez co najmniej kilka lat. Mogą więc nie tylko długo podróżować lecz i czekać w glebowym banku nasion na dogodny czas. Kiełkowanie następuje w warunkach dużej wilgotności. W jednym kłosie może być od 10 do 400 nasion, a na całej roślinie w ciągu sezony może dojrzeć nawet ponad 7000 nasion. Do duży potencjał do rozprzestrzeniania się. Nasiona dojrzewają i są rozsiewane od sierpnia–września.

Rozprzestrzenianie roślin słonolubnych wzdłuż dróg, których przykładem jest babka pierzasta, jest zjawiskiem złożonym, na które wpływa wiele czynników. Zrozumienie tych procesów jest kluczowe dla opracowania skutecznych strategii ochrony bioróżnorodności i ograniczenia negatywnych skutków solenia dróg.

Za pomocą jednego gatunku, przyrodniczego rekwizytu, np. babki pierzastej, można opowiedzieć o całym świecie i złożonych procesach, zachodzących obok nas. O samej babce, jako gatunku halofilnym i synantropijny można by opowiadać bardzo długo. Można nawiązać do wielu zjawisk i procesów, zachodzących w świecie ożywionym. 

8.02.2025

No to sobie pogadałem jak człowiek ze sztuczną inteligencją

Wnętrze warszawskiego Muzeum sztuki Współczesnej


Po webinarium o AI na zajęciach uniwersyteckich i lekturze książki Harariego „Nexus. Krótka historia informacji” chciałem z kimś pogadać. Teraz najszybciej i najprościej z AI. Padło na Copilota. Pisałem pytania, nieludzki byt krzemowy odpowiadał. Coś, to zrodziło się na białkowym podłożu i rozwijało się w neuronach Homo sapiens, znajduje zupełnie nowe podłoże i przestrzeń. Jak w książkach Stanisław Lema. Proces trwa i zachowuje ciągłość choć realizuje się na innym podłożu. W ewolucji świata ożywionego nie raz tak było. Ta dygresja z szerszym ewolucyjnym kontekstem jest potrzebna. Żyjemy w świecie hybrydowym, być może przejściowym. W naszym społecznym życiu towarzyszą nam nie tylko ludzie i nie tylko zwierzęta lecz i nie-ludzkie osoby (obiekty osobopodobne), z którymi wchodzimy w relacje.

Pytanie pierwsze (do siebie samego): czy informacje, dostarczone przez Copilota są wiarygodne? Jeśli jest coś ważnego to trzeba szukać w wielu różnych źródłach i oceniać ich rzetelności. Nieludzkie byty sztucznej inteligencji kierują się swoją, specyficzną logiką. To zupenie inny behawior.

Zapis rozmowy c Copilotem nie jest wierny. Pisałem pytania, pojawiały się odpowiedzi. A potem wszystko edytowałem i dopisałem wiele różnych refleksji, komentarzy, uzupełnień. Treść ludzka i nieludzka zostały mocno wymieszane. Niemniej całość powstała w interakcji z Copilotem. I oczywiście wcześniej z ludźmi na webinarowy spotkaniu i po przeczytaniu książki napisanej przez człowieka.

Ja: „Cześć, interesuję się wpływem botów, algorytmów i AI na generowanie dyskusji w mediach społecznościowych.”

Copilot: „To fascynujący temat! Boty, algorytmy i sztuczna inteligencja (AI) mają coraz większy wpływ na generowanie dyskusji w mediach społecznościowych.”

Oto kilka kluczowych aspektów tego procesu. Zacznijmy od personalizacji treści Algorytmy AI analizują nasze wcześniejsze interakcje, takie jak lajki, udostępnienia i kliknięcia, aby dostosować treści do naszych preferencji. Dzięki temu widzimy głównie te informacje, które są dla nas najbardziej interesujące. Albo takie, jakie niejawne algorytmy dla nas przewidziały. Z jednej strony to opłacone reklamy a z drugiej niejawne wywieranie wpływu czyli po prostu manipulacje. Bogatsi mogą więcej.

Bańki informacyjne. Algorytmy często dostarczają treści, które potwierdzają nasze już ukształtowane poglądy i opinie, co prowadzi do powstawania baniek informacyjnych. To oznacza, że mniej widzimy treści od osób o odmiennych poglądach, co może pogłębiać podziały społeczne. Dostajemy głównie to, co już lubimy (lub co algorytm myśli, że lubimy). Celem mediów jest sprawianie przyjemności stąd tworzenie się takich baniek. Ale nie jest to tylko specyfika komputerowych mediów społecznościowych. W świecie analogowym też tak funkcjonowaliśmy i funkcjonujemy. Spotykamy się z ludźmi, których lubimy i o podobnych poglądach. Czytamy te gazety, które nam podpowiadają, podobnie ze stacjami radiowymi czy telewizyjnymi. Ja na przykład nie oglądam wielu, bo są tam treści dla mnie nieodpowiednie, treści z którymi się nie zgadzam, które mnie po prostu denerwują. W świecie analogowym bogatsi także wynajmowali ludzi do tworzenia i rozpowszechniania plotek, czyli do manipulowania innymi.

AI może tworzyć treści (generowanie treści), takie jak posty, komentarze czy nawet wirtualne postaci, które angażują użytkowników w interakcje. Przykładem są wirtualne modele, takie jak Shudu czy Miquela, które zdobywają popularność na platformach społecznościowych. W mediach społecznościowych spotkamy mocno zaangażowanych, wręcz „nawiedzonych” ludzi, którzy upowszechniają swoje wizje, czasem są chamscy i agresywni. Ale są też i zwykłe płatne trolle, którzy na zlecenie podgrzewają atmosferę, wywołują konflikty. Ich celem jest wywoływanie niepokojów i frustracji. Wspomagają się różnymi narzędziami, nawet w pełni cyfrowymi botami. Praw w dużym stopniu zautomatyzowana.

AI może generować fałszywe obrazy, filmy czy teksty (dezinformacja), które wyglądają na autentyczne, co stwarza ryzyko rozprzestrzeniania dezinformacji. To może być wykorzystywane do manipulacji opinią publiczną i wpływania na wyniki wyborów. Ale i nie tylko wyborów w państwach demokratycznych. Algorytmy AI są zaprojektowane, aby wywoływać silne emocje, co zwiększa zaangażowanie użytkowników. To może prowadzić do większej interakcji, ale także do konfrontacji i polaryzacji. Właścicielom dużych mediów społecznościowych zależy na emocjach i zaangażowaniu, bo efektem są ludzkie (konsumenckie) reakcje i większa klikalność. Rosną statystyki (tak jak nakład tradycyjnych gazet) i można wtedy sprzedać więcej reklam. Reklamodawca myśli, że dociera do większej liczby odbiorców, bo na to wskazują statystyki. Trzeba więc emocjami i zaangażowaniem wpływać na te statystyki. Na początku tego domina jest biznes i chęć zysku, po drodze są reklamodawcy a do nas dociera aktywność botów i narzędzi AI. Nasze reakcje są źródłem dochodów.

W mediach społecznościowych dyskutują ludzie i boty. Ciekaw jestem ile treści generują boty a ile ludzie, tak w procentach. I Copilot mi odpowiedział (lub odpowiedziała). "Zgodnie z najnowszymi danymi, boty generują około 32% całkowitej treści w mediach społecznościowych. Pozostałe 68% treści pochodzi od ludzi. Wartości te mogą się różnić w zależności od platformy i rodzaju treści, ale ogólnie boty stanowią znaczący wkład w ilość generowanej treści."

Jakie są różne rodzaje botów w mediach społecznościowych? W mediach społecznościowych można spotkać różne rodzaje botów, które mają różne funkcje i cele. Oto kilka najczęściej spotykanych rodzajów:
  • Chatboty: Te boty prowadzą rozmowy z użytkownikami, odpowiadając na pytania, udzielając wsparcia lub pomagając w zakupach. Przykładem są boty obsługujące klienta w aplikacjach bankowych czy e-commerce1.
  • Boty agregujące: Te boty zbierają i analizują informacje z różnych źródeł, aby dostarczać użytkownikom najnowsze wiadomości lub treści związane z ich zainteresowaniami.
  • Boty moderacyjne: Pomagają w zarządzaniu treścią na forach i w mediach społecznościowych, usuwając nieodpowiednie posty, spam lub treści niezgodne z regulaminem.
  • Boty generujące treści: Te boty tworzą automatycznie treści, takie jak posty, komentarze czy nawet wirtualne postacie, które angażują użytkowników w interakcje.
  • Boty manipulacyjne: Są one wykorzystywane do manipulacji opiniami publicznymi, rozpowszechniania dezinformacji lub wpływania na wyniki wyborów.
  • Boty marketingowe: Promują produkty lub usługi, udostępniając treści reklamowe, organizując konkursy czy angażując użytkowników w kampanie marketingowe.
Rosnąca różnorodność, jak w świecie żywym. Poza botami są także fałszywe konta, tworzone przez ludzi. Czy wiadomo ile procent takich fałszywych kont jest na Facebooku czy X? Fałszywe konta są również poważnym problemem w mediach społecznościowych. Oto dane na temat procentu fałszywych kont na Facebooku i X (dawniej Twitter): Facebook: Około 16% wszystkich kont na Facebooku to fałszywe lub powtórzone konta. X (Twitter): Szacuje się, że około 64% kont na X to potencjalnie fałszywe konta.

Te liczby pokazują, jak ważne jest to, aby być świadomych obecności fałszywych kont. Żyjemy już w świecie hybrydowego społeczeństwa ludzko-krzemowego. W naszym ludzkim interesie jest, aby ograniczać aktywność botów i AI w mediach społecznościowych. Jednak jest to sprzeczne z interesem finansowym właścicieli dużych portali społecznościowych. Mamy je za darmo. Sprzedajemy jedynie własny czas, informacje i zaangażowanie. Pracujemy nieświadomie społecznie jako wolontariusze. Alternatywą byłyby abonamenty: płacimy za dostęp do Facebooka czy Instagrama tak jak abonament na czasopisma czy telewizję. Wtedy z naszych opłat a nie reklam utrzymywane byłyby serwery i cała infrastruktura. My, jako społeczeństwo, musielibyśmy zgodzić się na płatny abonament. To kosztowne lecz znaczenie zdrowsze i bezpieczniejsze społecznie. Na razie nie zanosi się na taką zmianę. Jeszcze nie dojrzeliśmy. Wolimy za darmo…. Być podtruwani i manipulowani.

Wyżej zacytowane liczby pokazują, że żyjemy i dyskutujemy w świecie hybrydowym, w którym dyskutują ludzie i algorytmy internetowe. Spotyka się życie białkowe, ludzkie z życiem krzemowym, internetowo-komputerowym. Jak to może wpływać na rozwój społeczny? Współczesne społeczeństwo funkcjonuje w świecie, w którym interakcje ludzi i algorytmów stały się codziennością. Oto kilka sposobów, w jakie to może wpływać na rozwój społeczny:
  • Komunikacja i interakcje społeczne: Algorytmy i boty mogą ułatwiać komunikację i interakcje między ludźmi, na przykład poprzez automatyczne tłumaczenia czy rekomendacje treści. Jednak mogą również prowadzić do zniekształcenia rzeczywistości, tworząc bańki informacyjne.
  • Zwiększona dostępność informacji: Dzięki algorytmom i botom mamy dostęp do ogromnej ilości informacji w mgnieniu oka. To może prowadzić do lepszego zrozumienia świata, ale także do przeciążenia informacyjnego i trudności w weryfikacji źródeł.
  • Zmiany w rynku pracy: Automatyzacja i algorytmy mogą zastępować ludzką pracę w wielu dziedzinach, co może prowadzić do zmian na rynku pracy. Wymaga to dostosowania umiejętności i kompetencji pracowników do nowych realiów.
  • Edukacja i uczenie się: Algorytmy mogą wspierać procesy edukacyjne, personalizując treści do indywidualnych potrzeb uczniów. Jednak istnieje również ryzyko uzależnienia od technologii i spadku krytycznego myślenia. Szybkie i łatwe odpowiedzi rodzić mogą iluzję wiedzy, iluzję kompetencji.
  • Manipulacja i dezinformacja: Algorytmy mogą być wykorzystywane do manipulacji opinią publiczną i rozpowszechniania dezinformacji. To może prowadzić do polaryzacji społeczeństwa i wpływać na procesy demokratyczne. W krajach niedemokratycznych może prowadzić do pogromów, przemocy i wojen.
  • Etyka i prywatność: Zwiększone korzystanie z technologii rodzi pytania o etykę, prywatność i odpowiedzialność za działania podejmowane przez algorytmy. Ważne jest, aby rozwijać zasady i regulacje, które będą chronić użytkowników.
Wszystko to pokazuje, jak złożony i wielowymiarowy jest wpływ technologii na nasze życie.
 
A jaki będzie wpływ sztucznej inteligencji na dyskusje w mediach społecznościowych? Skoro i ludzie i boty będą wykorzystywali algorytmy SI do generowania i upowszechniania treści, to czy może być tak, że algorytmy będą dyskutowały z algorytmami na podobieństwo ludzi?

Sztuczna inteligencja (AI) ma coraz większy wpływ na dyskusje w mediach społecznościowych, a przyszłość może przynieść jeszcze bardziej złożone interakcje. Oto kilka możliwych scenariuszy i ich wpływ na dyskusje w mediach społecznościowych:

Algorytmy z algorytmami. Rzeczywiście, istnieje możliwość, że w przyszłości algorytmy będą dyskutować z innymi algorytmami na podobieństwo ludzi. Taka wymiana mogłaby prowadzić do dynamicznych i spersonalizowanych rozmów, które angażują użytkowników na różne sposoby. Krzemowe życie uniezależni się od życia białkowego. Samo dla siebie będzie istnieć, powoli odchodząc od dyskusji z żywymi ludźmi. A ludzie? Ludzie będą fizycznie pracować by dostarczyć energii elektrycznej do serwerów i czipów, by dostarczać kolejnych podzespołów i konserwować cały proces.
 
Zautomatyzowane debaty. AI mogłaby być wykorzystana do automatyzowanego prowadzenia debat, gdzie boty reprezentowałyby różne perspektywy i argumenty. To mogłoby pomóc w prezentowaniu różnych punktów widzenia i zachęcaniu użytkowników do bardziej przemyślanych refleksji. Może będzie więcej logiki a mniej emocji w debatach? Algorytmy AI mogą być zaprogramowane do rozpoznawania emocji w treściach i odpowiedniego dostosowywania odpowiedzi. To mogłoby uczynić interakcje bardziej empatycznymi i dostosowanymi do potrzeb użytkowników. A tymi potrzebami mogą być także manipulacje u wywieranie wpływu. AI może skutecznie moderować dyskusje, usuwając nieodpowiednie treści i zachowując zdrową atmosferę w mediach społecznościowych. To może pomóc w walce z dezinformacją, hejtem i spamem. W rękach despotów może cenzurować, tak jak w Chinach. Moderowanie ma nie tylko pozytywny wydźwięk. Polegać może nie tylko na usuwaniu czy blokowaniu spamu, chamskich wypowiedzi czy niekulturalnych zagrywek. Jak każde narzędzie może być wykorzystane w różnym celu. Ważne kto decyduje i kto ustanawia reguły (czyli algorytmy).
 
Tworzenie treści. AI może generować wysokiej jakości treści, takie jak artykuły, posty na blogach czy komentarze. To mogłoby przyczynić się do zwiększenia ilości wartościowych informacji w mediach społecznościowych, ale także stawia pytania o oryginalność i autentyczność tych treści.
 
Istnieje ryzyko, że algorytmy AI mogą pogłębiać polaryzację i tworzyć bańki informacyjne, gdy użytkownicy są eksponowani tylko na treści zgodne z ich poglądami i oczekiwaniami. To może prowadzić do zamknięcia się na inne perspektywy i zubożenia debaty publicznej. A w konsekwencji do dezintegracji społeczeństw, narodów, państw i generowania rzeczywistych, fizycznych konfliktów. Tak już było z masowa przemocą i ludobójstwem w Birmie. Ogólnie rzecz biorąc, wpływ AI na dyskusje w mediach społecznościowych będzie zależał od tego, jak zostanie ona zaprojektowana i użyta. Ważne jest, aby zachować równowagę między innowacyjnością a etyką, dbając o to, aby technologie AI wspierały zdrową i konstruktywną komunikację.

Czy ludzie mający pieniądze mogą wykorzystać boty i AI do wywierania wpływu i kierowania nastrojami społecznymi za pośrednictwem mediów społecznościowych? Tak, osoby mające zasoby finansowe mogą wykorzystać boty i sztuczną inteligencję (AI) do wywierania wpływu i kierowania nastrojami społecznymi za pośrednictwem mediów społecznościowych. Oto kilka sposobów, w jakie mogą to robić:
  • Kampanie dezinformacyjne: Tworzenie fałszywych wiadomości i propagowanie ich za pomocą botów w celu manipulacji opinią publiczną.
  • Targetowanie reklam: Wykorzystanie algorytmów do targetowania określonych grup demograficznych z przekazami, które są zaprojektowane, aby wpływać na ich opinie lub zachowania.
  • Astroturfing: Tworzenie sztucznego wrażenia masowego poparcia lub sprzeciwu wobec określonych idei lub osób poprzez masowe tworzenie i zarządzanie fałszywymi kontami.
  • Zarządzanie kryzysowe: Używanie botów do szybkie reagowanie na negatywne wiadomości lub komentarze, aby zmniejszyć ich zasięg i wpływ.
  • Generowanie zaangażowania: Wykorzystanie botów do automatycznego lajkowania, komentowania i udostępniania treści w celu zwiększenia widoczności i zasięgu.
Ten "hybrydowy" świat, w którym ludzie i algorytmy współdziałają, może mieć głęboki wpływ na rozwój społeczny. Ważne jest, aby być świadomym tych praktyk i rozwijać mechanizmy ochrony przed manipulacją i dezinformacją. Kto jednak ma być tego świadomy i kto ma rzeczywisty wpływ?

Czy można tworzyć boty, które będą wykrywały inne boty i je eliminowały z dyskusji w mediach społecznościowych? Copilot na to „Tak, istnieje możliwość tworzenia botów, które wykrywają inne boty i eliminują je z dyskusji w mediach społecznościowych. Takie boty są nazywane botami anty-botowymi lub detekcyjnymi i mogą wykorzystywać różne metody do identyfikacji i usuwania nieautentycznych kont.” Oto kilka kluczowych technik, które mogą być wykorzystywane:
1. Analiza wzorców aktywności. Boty anty-botowe analizują wzorce aktywności kont, takie jak częstotliwość postowania, godziny aktywności, czy regularność interakcji. Nienaturalne wzorce mogą sugerować, że konto jest botem. 2. Analiza treści. Boty detekcyjne mogą analizować treści publikowane przez konta, takie jak styl pisania, używane słowa czy struktura zdań. Automatycznie generowane treści mogą mieć charakterystyczne cechy. 3. Sprawdzanie tożsamości. Boty anty-botowe mogą weryfikować tożsamość użytkowników, np. poprzez analizę zdjęć profilowych, listy znajomych czy historii interakcji, aby upewnić się, że konto należy do prawdziwej osoby. 4 Uczenie maszynowe. Algorytmy AI mogą być trenowane do rozpoznawania botów na podstawie dużych zbiorów danych. Modele uczenia maszynowego mogą identyfikować subtelne różnice między aktywnością botów a prawdziwych użytkowników. 5.Interakcje z kontami, Niektóre boty anty-botowe mogą interaktywnie wchodzić w interakcje z podejrzanymi kontami, zadając pytania lub przeprowadzając testy, aby sprawdzić, czy konto jest prowadzone przez człowieka.

Tworzenie i wdrażanie botów detekcyjnych może pomóc w utrzymaniu zdrowych i autentycznych dyskusji w mediach społecznościowych, eliminując wpływ fałszywych kont i manipulacyjnych botów. Ale komu zależy tak na prawdę na utrzymywaniu zdrowych i autentycznych dyskusji? W życiu analogowym mamy wielu polityków i oszustów, którzy mają zupełnie inne cele. Niczym pasożyty: wniknąć do organizmu i wykorzystywać. 

W naszym społecznym życiu towarzyszą nam nie tylko ludzie i nie tylko zwierzęta lecz i nie-ludzkie obiekty osobopodobne, z którymi wchodzimy w relacje. Ciągle aktualne jest pytanie od kiedy do kiedy życie? I czy możliwe jest życie niebiałkowe? Jest to także pytanie o proces i o obiekt. 

Niżej przykład "dyskusji" na Facebooku o Muzeum Sztuki Współczesnej. Które z trzech komentarzy stworzone zostały przez emocjonalnie nawiedzonego człowieka, pełnego złych emocji, a które przez fałszywe konta lub boty, których jedynym celem jest polaryzacja? a może przez ruskich troli, aktywnych dla celowej destabilizacji kraju? Po prostu zwykła agresja i wojna hybrydowa innego państwa? 


6.02.2025

Muchotrzew solniskowy, roślina o tajemniczej nazwie, halofil i synantrop

Fot. Kevin Thiele from Perth, Australia - Spergularia marina,
CC BY 2.0,
https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=142405205

Co skłoniło mnie do napisania o tej pięknej i niezwykłej roślinie? Wpis na Facebooku, i znaleziona tam informacja o halofitach, występujących wzdłuż polskich dróg. Dlaczego halofity, czyli rośliny preferujące siedliska zasolone, znalazły dogodne warunki do życia w pobliżu dróg? Przecież do tej pory typowym ich miejscem występowania było wybrzeże Morza Bałtyckiego lub miejsca w pobliżu źródeł solankowych. Zasolona gleba jest trudna do przeżycia dla roślin. Muszą mierzyć się z ciśnieniem osmotycznym. A skąd sól przy drogach? To efekt wieloletniej kumulacji zimowego utrzymania dróg. W ramach odśnieżania rozsypujemy sól na drogach by lód i śnieg szybciej się topił nawet, gdy temperatura jest minusowa. Jeśli w ciągu wielu lat wysypujemy tony soli, to musi być jakiś efekt. Do tej pory słyszałem o tych efektach negatywnych. Zasolenie gleb nie jest czymś dobrym. W Kanadzie naukowcy zauważyli przedostawanie się soli do wód gruntowych i zasoleniu nawet wód źródlanych. Co ma niewątpliwie negatywny wpływ na biocenozy źródeł i potoków. Dlatego od wielu lat próbuje się zmienić sposób zimowego utrzymania dróg. By mniej wysypywać soli powraca się do stosowania piasku.

Tak czy siak stworzyliśmy antropogeniczne siedliska zasolone. Już nie tylko gdzieś przy kopalniach lecz nawet przy drogach. Z tej okazji skorzystały rośliny halofilne. Potrafią poradzić sobie w takich warunkach, więc przy zmniejszonej konkurencji innych roślin znalazły dogodne dla siebie warunki i wędrują, wzdłuż autostrad.

Rośliny słonolubne to niezwykle fascynująca grupa organizmów, które potrafią przetrwać w ekstremalnych warunkach. Jedną z nich jest muchotrzew solniskowy (Spergularia salina) z rodziny goździkowatych. Skąd taka dziwna nazwa? Nazwę muchotrzew chciałoby się poprawić na muchodrzew, bo muchę znamy i drzewo także. Ale dlaczego miałby to być muchodrzew? W dawnych książkach występuje także pod nazwą muszotrzew, sporek. Czyli niewątpliwie coś z muchą. A końcówka „trzew” kojarzy się z trzewiami, wnętrznościami. W jakiś sposób nawa nawiązuje do muszych trzewi? To jest tajemnica, zagubiona w przeszłości. 

W Polsce występuje kilka gatunków z tego rodzaju: muchotrzew polny (Spergularia rubra), muchotrzew trwały (Spergularia media, gatunek wymarły w Polsce), muchotrzew wiślany (Spergularia echinosperma, występowanie w Polsce wątpliwe), pospolity muchotrzew zbożowy, delia polna Spergularia segetalis i oczywiście muchotrzew solniskowy (Spergularia salina synonim - Spergularia marina). Może jego nazwa, kojarząca się z muszymi trzewiami, wzięła się od biologii bardziej pospolitych gatunków? Albo ma zupełnie inne magiczne pochodzenia. W każdym razie jest dla mnie wielka zagadką etymologiczną.

Muchotrzew solniskowy to piękna i niezwykła roślina, która potrafi przetrwać w ekstremalnych warunkach, jakimi są zasolone gleby, co znajduje odzwierciedlenia w naukowej – salina oznacza „słony”. A jeśli uznać na poprawną nazwę synonimiczną to marina odnosi się do morza.

Muchotrzew solniskowy jest gatunkiem szeroko rozprzestrzenionym na całej półkuli północnej. Można go spotkać na wybrzeżach mórz, w solniskach, a także na terenach podmokłych o podwyższonym zasoleniu. Jego naturalny obszar jego występowania obejmuje Azję, Europę, Afrykę Północną i Amerykę Północną. W Polsce jest gatunkiem stosunkowo rzadkim, umieszczonym na Czerwonej liście roślin i grzybów Polski w grupie gatunków narażonych na wymarcie (kategoria zagrożenia: VU). Rośnie na wybrzeżu oraz na solniskach w głębi kraju. Przybywa siedlisk antropogenicznych to i on się rozprzestrzenia po świecie. I może przestanie być gatunkiem zagrożonym wyginięciem? To byłaby dobra wiadomość.

Ze względu na preferencje siedliskowe jest halofitem (siedliska słone) ale i synantropijnych, jako że człowiek tworzy dla niego mimowolnie nowe siedliska, np. wzdłuż dróg. Jest rośliną jednoroczną, kwitnie od maja do września. W Ameryce jego siedlisko opisywane jest tak: błotniste równiny, alkaliczne pola, piaszczyste dna rzek, piaszczyste wybrzeża, słone bagna, słone krawędzie autostrad.

By przetrwać w tak wymagającym środowisku, muchodrzew solniskowy wykształcił szereg adaptacji, m.in. głęboki system korzeniowy co pozwala mu korzystać w wody z głębszych warstw gleby. Mięsiste liście i zmagazynowana w nich woda pomaga roślinie przetrwać okresy suszy. Muchotrzew solniskowy jest ważnym elementem ekosystemów nadmorskich. Tworzy gęste kobierce roślinności, stabilizując glebę i zapobiegając erozji. Jest także miejscem schronienia i żerowania dla wielu gatunków zwierząt.
Dzięki swojej odporności na zasolenie muchodrzew solniskowy, jest wykorzystywany do rekultywacji terenów zdegradowanych przez działalność człowieka. 

Różnorodność biologiczna jest wartością, bo ciągle możemy z niej korzystać w zaskakujących sytuacjach. Z pozoru nikomu niepotrzebne i bezwartościowe "zielsko" może być przydatne do rekultywacji zasolonych, antropogenicznych gleb. 

To, co jednym szkodzi, może służyć innym. I na dodatek nic w przyrodzie nie jest stałe. Na skutek różnorodnych zmian, np. antropogenicznych, jedne gatunki giną, inne natomiast znajdują lepsze warunku do życia. Muchotrzew solniskowy może symbolem życia w miejscach, gdzie inne rośliny nie mają szans na przetrwanie.

1.02.2025

20 lat mojego blogowania

Ciągle czytamy, choć trochę inaczej...
 

6 lutego 2018 pojawił się pierwszy wpis blogowy w moim nowym serwisie. Była to kontynuacja starego bloga. Mija więc 7 lat pisania pod tym szyldem. Nowe a zarazem stare. Jak wszystko w biologii, stan obecny wynika z poprzedniego. Zmiana dzieje się ewolucyjnie, z przekształcenia wcześniejszego. Nawet wtedy, gdy jest to zmiana rewolucyjna, niemalże skokowa. Pora na kolejne zmiany, m.in. powstają ebooki z treścią opublikowaną na blogu, pojawił się serwis buy coffe i coś jeszcze może się zapewne wymyśli w tym nowym, 2025 roku. Bo zgodnie z powszechnie znaną regułą ewolucyjną: trzeba szybko biec by zostać w tym samym miejscu. Kolejny (drugi) wpis na tym blogu pojawił się dopiero 20 marca (ponad miesiąc przerwy). A potem się rozkręciło.

Prawdziwy początek trzeba przesunąć 20 lat wcześniej. Pierwszy mój blogowy wpis w serwisie Blox, zaistniał 16 sierpnia 2005 roku, potem przeniesiony został do serwisu Word Press, gdy pierwszy wspomniany serwis zakończył działalność. Niby jest 7 lat blogowania, bo jest rocznica a tak na prawdę to już 20 lat pisania w nowej, internetowej rzeczywistości. Wcześniej był tylko papier, czyli publikowanie w tradycyjnych gazetach i miesięcznikach. A jeszcze wcześniej ręczne pisane teksty do szkolnej gazetki ściennej. Taka rekapitulacja ewolucji komunikacji ludzkiej. Jest spore doświadczenie do snucia refleksji. W skrócie przeszedłem całą historię ludzkości od pisma ręcznego do cyfrowej rzeczywistości.  

Stary blog, zarchiwizowany na WordPressie, mimo że w nim nic nowego już nie publikuję, to ciągle jest odwiedzany, czytany i nawet komentowany. W ostatnim roku zanotował około 20 tysięcy odwiedzin. Niżej grafika ze statystkami na WordPressie. Zniknęły statystyki z Bloxa, przy likwidacji serwisu. Było ich tam coś ponad milion, jeśli mnie pamięć nie myli. 

Statystyka z Wordpressa, początek stycznia 2025 r.

Na tamtym blogu przez 13 lat powstały 1924 wpisy. Na niniejszym są częściej publikowane (prawie dwa razy częściej) a teksty są obszerniejsze. Lakoniczne wpisy przejął Facebook. Dla bloga zostały dłuższe wypowiedzi. Niczym w prasie papierowej. Dostrzegalna ewolucja stylu wypowiedzi w nawiązaniu do obecnego środowiska społeczno-informacyjnego. 

Co się wydarzyło przez te 20 lat? Był blog dostrzegany, wielokrotnie cytowany, nawet wykorzystany do prac naukowych. Przedruki pojawiały w Gazecie Wyborczej (gdy był na Bloxie), także w kilku innych serwisach internetowych (np. Edunews). Trafił nawet do regionalnej encyklopedii mediów. Więcej o przeprowadzce napisałem tu:  https://profesorskiegadanie.blogspot.com/2018/03/blog-jako-wolna-katedra-idea-otwartego.html

Blog stał się dla mnie polem doświadczeń i eksperymentowania z dziennikami refleksji. Mój osobisty poligon pomysłów dla popularyzacji nauki akademickiej. Sprawdziwszy na sobie, tworzyłem zbiorowe (wieloautorskie) blogi dla Olsztyńskich Dni Nauki (już nie istnieje i nie został zarchiwizowany, a szkoda). Potem do realizacji projektów, jako swoiste strony www, o bogatej treści i szybkiej aktualizacji. Kronika treści i wydarzeń. Te blogi jeszcze są (np. Spotkania z nauką, Uniwersytet Młodego Odkrywcy).

Rocznica jest okazją do snucia rozważań o przyszłości, być może także o nowej wizji blogowania lub pisania (komunikowania się). Czyli próba wskazania, w jakim kierunku może się ten blog rozwijać w nawiązaniu do zmian w kulturze i sposobie upowszechniania wiedzy. Zapraszam do zbiorowej dyskusji, by na jednym przykładzie opowiedzieć o szerszych zjawiskach i całym świecie.

Rodzi się na przykład takie pytanie: pisać samodzielnie  czy z wykorzystaniem narzędzi AI? Uczę i się i rozpoznaję te narzędzia lecz zapewniam oryginalną i ludzką treść. Pierwsze próby zamieściłem jak wpisy w refleksyjnym dzienniki rozwoju. Tak jak samo pisanie bloga było odkrywaniem, niczym zwiadowca, nowych obszarów dla uniwersytetu, tak teraz eksperymenty i przyglądanie się narzędziom AI też jest realizowaniem funkcji zwiadowcy. Bo tak postrzegam rolę uniwersytetu. Odkrywać i nie bać się błędów, potknięć czy ślepych zaułków. A zanim coś pokażę studentom, sam na sobie chcę wypróbować. By dzielić się autentycznymi doświadczeniami a nie być tylko czytnikiem cudzych treści. 

Logo bloga Profesorskie Gadanie pojawiło się już na okładkach książek popularnonaukowy w ramach patronatu medialnego, a także w kilku różnych projektach edukacyjnych oraz  w akcjach szkolnych o charakterze edukacyjnym. Zaistniało więc także w przestrzeni analogowej.

Pierwszy wpis z 16 maja 2005 roku

Dawno minęły czasy, gdy w akademii, pod oliwnym drzewem, mistrz prowadził spokojne dyskusje z uczniami. Wynaleziono pismo, druk i znacznie więcej chętnych pojawiło się z ambicjami kształcenia. W Polsce, w ciągu ostatnich 15 lat na uniwersytetach pojawiło się pięć razy więcej studentów. Nakłady na naukę i kształcenie wcale się nie zwiększyły. Elitarność zastąpiona została egalitarnością. Nic, tylko się cieszyć?

Na tym optymizmie znaleźć można rysę - grupy studentów są coraz liczniejsze, większość egzaminów odbywa się w formie pisemnej. Coraz mniej bezpośredniego kontaktu mistrz-uczeń? Zupełnie wbrew tradycji uniwersytetu!

Zamiast jednak biadolić i po próżnicy rozdzierać szaty, pora trochę się poduczyć i wykorzystać najnowsze zdobycze techniki. Pora, by i profesor nauczył się w pełni korzystać z internetu.

W zabieganej rzeczywistości brakuje indywidualnych kontaktów. Na wykładach anonimowe tłumy... albo wymowna pustka! Studenci pracują... lub śpią po imprezie.

Seminaria to za mało. Podejmuję próby nauki przez działanie. Próbuję spotykać się w kawiarniach i tam w "nieszkolnej" atmosferze otwarcie dyskutować. To wszystko jednak za mało.

Dwa lata temu zacząłem robić swoją stronę www (www.uwm.edu.pl/czachor). Zacząłem umieszczać przydatne studentom informacje i materiały [ta strona dawno nie jest już aktualizowana - przypis 2025 r.]. Ale to wciąż za mało. I nie syci mnie w pełni. Owszem, zacząłem pisywać do prasy akademickiej. Ale, gdzie umieścić myśli nie do końca uładzone, nie uczesane?

Pora więc spróbować czegoś nowego. A blog ma tę przewagę nad stroną www, że można go pisać z różnych miejsc. A w czasach, gdy pracownik uniwersytetu musi być ciągle na walizkach - jest to ważny argument.

Chciałbym więc zapisywać swoje myśli w mniej zobowiązujący sposób. Chciałbym "od kuchni" pokazać pracę profesora. Tak zupełnie prywatnie i nieoficjalnie.

Liczę, że kontakt z moimi studentami, doktorantami, stażystami, uczniami, nie będzie jednostronny. Liczę, że zechcą Oni skomentować moje przemyślenia i swoją wyrozumiałością pomóc mi w samokształceniu.

Link https://czachorowski.home.blog/2005/08/16/w-koncu-dojrzalem/

PS. 1. (2020 r.) przy okazji poprawiania bloga w nowym miejscu dodałem ilustrację. Zdjęcie powstało po napisaniu wpisu na blogu. [dotyczy ilustracji z 2020 roku, teraz jest inna]

PS. 2. (2025). Dużo się zmieniło przez te 20 lat. Grupy studentów zmalały i pojawiła się generatywna sztuczna inteligencja. Akademia jeszcze bardziej się zmieniła. Zostało blogowanie, choć w coraz bardziej zmienionej formie.