Żurek świętokrzyski, Kielce. |
Przy śniadaniu żona znad gazety powiedziała "A czy wiesz, że y uprawiamy turystykę slow?". Tak wynikało z przeczytanego artykułu prasowego. Fakt, dużo chodzimy i poruszamy się transportem publicznym. Jakby nie patrzeć to jest to wolniejszy sposób przemieszczania się. Ale nie o powolność w turystyce slow chodzi. Slow turystyka to po prostu bycie w nowym miejscu. Jedziemy gdzieś... i po prostu jesteśmy na wszelkie sposoby, na przykład kulinarne. Smakujemy powolnie, starając się poznać miejsce, poczuć specyfikę tutejszości, powolnie snuć refleksje o teraźniejszości i o przeszłości danego miejsca.
Drugiego dnia pobytu w Kielcach trafiliśmy do restauracji Rozmaryn na kieleckim rynku. Kelner polecił żurek świętokrzyski. Żurek jako taki znam od dawna, nie tylko z okazji Świąt Wielkiej Nocy. Skusiła nazwa. Czy ten świętokrzyski ma jakąś specyfikę? Coś lokalnego i wyjątkowego? Trzeba spróbować (fotografia wyżej). Duży kawałek kiełbasy, dobrej, aromatycznej, wędzonej sprawiał nieco kłopotu. Bo jak go zjeść? Było i jajeczko oraz sporo majeranku. Smakowało. I postanowiłem sprawdzić w innych lokalach czy jest tam żurek świętokrzyski.
Żurek z baru przy Jaskini Raj. |
Wizyta w skansenie (Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni) także musiała się zakończyć spożytym żurkiem. Miejsce jak najbardziej odpowiednie. Przy skansenie piękna, okazała restauracja o obiecującej nazwie Kuźnia Smaku. Wnętrze piękne, z obrazami, utrzymującymi się w klimacie. Duże przestrzenie dobrze przygotowane do obsługi imprez masowych takich jak wesela. Sporo turystów indywidualnych napływających falami (po zwiedzeniu skansenu), z którymi obsługa nie bardzo sobie radziła. Ceny raczej wysokie, więc część odchodziła. Nie wiem czy znudzona długim oczekiwaniem czy cenami i ofertą menu. Pojawiliśmy się w dobrym momencie, przed "falą" i czas oczekiwania nie był długi. Taki normalny. Przejechaliśmy nietypowo (nie dla nas duży parking), potem ponad 3 kilometry pieszo. A potem zwiedzanie. W takim rytmie nawet dłuższe oczekiwanie na kelnera czy danie nie zrobiłoby na nas żadnego, złego wrażanie. Przecież zwiedzamy powoli, slow, ze smakowaniem krajobrazów, życia no i kulinariów. Skansen wspaniały, ale żurek taki z dolnej półki. Za dużo ziemniaków (pieczywo więc zupełnie niepotrzebne), za dużo maggi i innych przypraw (przyprawami najwyraźniej maskowali słabości kucharza, może dania odgrzewane?). Pierogi ruskie z grubym ciastem. Ta bardzo zwyczajna kuchnia nie pasowała do pięknego wnętrza. Lokal ma potencjał, ale jeszcze nie odkryty. Właściciel chyba za bardzo oszczędza na obsłudze kelnerskiej i kuchni.
A my zjedliśmy i w lekkim deszczu, pieszo poszliśmy dalej. Do Chęcin, kolejne kilka kilometrów pieszo, poboczem drogi.
Żurek z Kuźni Smaków, Tokarnia (Przy skansenie Muzeum Wsi Kieleckiej). |
Uśmiechnięty żurek z Baru Miś, Starachowice. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz