21.08.2021

Żurek świętokrzyski czyli okruchy turystyki slow

Żurek świętokrzyski, Kielce.

Przy śniadaniu żona znad gazety powiedziała "A czy wiesz, że y uprawiamy turystykę slow?". Tak wynikało z przeczytanego artykułu prasowego. Fakt, dużo chodzimy i poruszamy się transportem publicznym. Jakby nie patrzeć to jest to wolniejszy sposób przemieszczania się. Ale nie o powolność w turystyce slow chodzi. Slow turystyka to po prostu bycie w nowym miejscu. Jedziemy gdzieś... i po prostu jesteśmy na wszelkie sposoby, na przykład kulinarne. Smakujemy powolnie, starając się poznać miejsce, poczuć specyfikę tutejszości, powolnie snuć refleksje o teraźniejszości i o przeszłości danego miejsca. 

Drugiego dnia pobytu w Kielcach trafiliśmy do restauracji Rozmaryn na kieleckim rynku. Kelner polecił żurek świętokrzyski. Żurek jako taki znam od dawna, nie tylko z okazji Świąt Wielkiej Nocy. Skusiła nazwa. Czy ten świętokrzyski ma jakąś specyfikę? Coś lokalnego i wyjątkowego? Trzeba spróbować (fotografia wyżej). Duży kawałek kiełbasy, dobrej, aromatycznej, wędzonej sprawiał nieco kłopotu. Bo jak go zjeść? Było i jajeczko oraz sporo majeranku. Smakowało. I postanowiłem sprawdzić w innych lokalach czy jest tam żurek świętokrzyski.

Żurek z baru przy Jaskini Raj.
Zaglądałem do menu, różnie było polecane, jako po prostu żurek, żurek staropolski lub żurek świętokrzyski. W barze przy Jaskini Raj, smak dopasowany do ceny, taki typowy żurek, z pokrojoną kiełbaską - wygodniej się je. Budynek restauracyjno-barowy rodem z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Nastawiony raczej na masową turystykę. Piękne serwety w wyplatanych kolistych ramkach na ścianie. Ale reszta przypomina PRL, czysta i odnowiona.

Wizyta w skansenie (Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni) także musiała się zakończyć spożytym żurkiem. Miejsce jak najbardziej odpowiednie. Przy skansenie piękna, okazała restauracja o obiecującej nazwie Kuźnia Smaku. Wnętrze piękne, z obrazami, utrzymującymi się w klimacie. Duże przestrzenie dobrze przygotowane do obsługi imprez masowych takich jak wesela. Sporo turystów indywidualnych napływających falami (po zwiedzeniu skansenu), z którymi obsługa nie bardzo sobie radziła. Ceny raczej wysokie, więc część odchodziła. Nie wiem czy znudzona długim oczekiwaniem czy cenami i ofertą menu. Pojawiliśmy się w dobrym momencie, przed "falą" i czas oczekiwania nie był długi. Taki normalny. Przejechaliśmy nietypowo (nie dla nas duży parking), potem ponad 3 kilometry pieszo. A potem zwiedzanie. W takim rytmie nawet dłuższe oczekiwanie na kelnera czy danie nie zrobiłoby na nas żadnego, złego wrażanie. Przecież zwiedzamy powoli, slow, ze smakowaniem krajobrazów, życia no i kulinariów. Skansen wspaniały, ale żurek taki z dolnej półki. Za dużo ziemniaków (pieczywo więc zupełnie niepotrzebne), za dużo maggi i innych przypraw (przyprawami najwyraźniej maskowali słabości kucharza, może dania odgrzewane?). Pierogi ruskie z grubym ciastem. Ta bardzo zwyczajna kuchnia nie pasowała do pięknego wnętrza. Lokal ma potencjał, ale jeszcze nie odkryty. Właściciel chyba za bardzo oszczędza na obsłudze kelnerskiej i kuchni. 

A my zjedliśmy i w lekkim deszczu, pieszo poszliśmy dalej. Do Chęcin, kolejne kilka kilometrów pieszo, poboczem drogi. 

Żurek z Kuźni Smaków, Tokarnia (Przy skansenie Muzeum Wsi Kieleckiej).

Uśmiechnięty żurek z Baru Miś, Starachowice.

Bardzo miło wspominam natomiast żurek z Baru Miś w Starachowicach. Tak, tak, nawiązujący do filmu Miś Barei. Przy jednym stoliku metalowe miski na łańcuchu i stojący duży, słomiany miś. Adekwatne hasła, oddające atmosferę siermiężnej propagandy PRL, dekorujące dowcipnie przestrzenie oraz męską toaletę. Bar znajduje się w dawnym dworcu PKS i PKP - przykład bardzo dobrej rewitalizacji. Uratowanie budynku przez nadanie mu zupełnie nowej, społecznej funkcji. Na zewnątrz stare, opustoszałe stanowiska autobusów. Przypominają o świecie, którego już nie ma.

Żurek dobry, w pełni dostosowany do ceny, uśmiechnięty. Typowy bar z dawnych czasów ale ze współczesną jakością. We troję zjedliśmy po jednym daniu i popiliśmy kompotem, za wszystko zapłaciliśmy 23 złote! Jak będziecie w Starachowicach, to poza zwiedzeniem znakomitego edukacyjnie Ekomuzeum (wystawa hutnictwa z unikalnymi na skalę europejską eksponatami, wystawa samochodów Star oraz wystawa paleontologiczna, na dodatek trochę sztuki), zajrzyjcie do Baru Miś.

Do Misia zaszliśmy dzięki lokalnej przewodniczce. Łatwiej poznawać tutejskość, gdy ktoś miejscowy pokazuje miejsca nieoczywiste. 

Na Kielecczyźnie z nie jednego lokalu żurek jadłem. Powoli i niespiesznie. Co niniejszym każdemu polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz