4.05.2019

Ryże Zygmunty, środki odmładzające, synantropizacja i długi seks pod lipą


Z nazwami owadów to bardzo dziwnie bywa. Pewno jest jedno (choć i to nie całkiem) – urzędowa nazwa łacińska. Dlaczego nie całkiem pewne? Bo na skutek rewizji i nowych ustaleń bywają zmieniane (aktualizowane) nazwy gatunkowe a jednocześnie czasem funkcjonują starsze synonimy i ten sam gatunek odnajdziemy w różnych źródłach pod różnymi nazwami łacińskimi. Niemniej świat naukowy dba o jednolite i jednoznaczne nazewnictwo naukowe. Gorzej jest z nazwami polskimi. Tu nie ma ścisłego kodeksu nomenklatury, więc i rozbieżności w różnych źródła bywają znaczne.

Polskie nazwy to najczęściej albo nazwy zwyczajowe, tradycyjne, albo proste tłumaczenie z łaciny. Ale entomolodzy, z braku przyjętych nazw zwyczajowych, sami musieli wymyślać nazwy gatunkowe. Była więc i fantazja i wykorzystywanie dawnej mitologii słowiańskiej i odnoszenie się do biologii konkretnego gatunku. Fantazyjne bywają również nazwy regionalne.

Kowal bezskrzydły. Ani on bezskrzydły ani kowal. Na portalu społecznościom dowiedziałem się, że na Podlasiu mówią na te owady ryże zygmunty. Ryże – to pewnie od koloru, ale dlaczego Zygmunty? Może od imienia Zygmunt? Może od jakiegoś rudego Zygmunta nazwę wzięły? Ciekawa to byłaby historia.

Kowal bezskrzydły (Pyrrhociris apterus) jest jednym z bardziej zauważalnych owadów w naszym regionie. Zamieszczone na górnym zdjęciu osobniki spotkałem w Olsztynie na ul. Stara Warszawska, przy szpitalu. Owad ten licznie i często spotykany jest w pobliżu siedzib ludzkich (można uznać go za gatunek synantropijny lub semisynantropijny), więc nic dziwnego, że spotkałem niemalże w środku miasta. Kontrastowo ubarwiony w kolorach czarnym i czerwonym, często spotykany na przydrożnych drzewach i na dodatek licznie występujący. Czerwony kolor kojarzy się z ogniem, co znalazło odbicie w nazwie angielskiej – firebug (ognista pluskwa), niemieckiej, niderlandzkiej, arabskiej (ogniowy robal), perskiej (żuk ognistoskrzydły), podobnie w języku ukraińskim червоноклоп червоний (czerwonopluskwiak czerwony) i po rosyjsku - краснокло́п бескрылый. Erazm Majewski w książce z XIX wieku podaje nazwę rusińską:  czerwoniec, czerwoniuch (червонюхъ). Po chorwacku – ridja stĕnica, nie wiem co to ta stenica, ale ridja to najpewniej od rudego lub czerwonego koloru. Regionalne nazwy odnoszą się także do wojska – może ze względu na gromadne występowanie kowali, niczym pułki wojskowe. Po rosyjsku клоп-солдатик, po ukraińsku козачки, клоп-москаль, москалик. Włochom też się z żołnierzami kojarzy – insetto carabiniere. Francuzom z żandarmem (le gendarme), choć ludowa nazwa nawiązuje do ogrodowej pinezki czerwono-czarnej (Punaise De Jardin Rouge Et Noire). Inne francuskie nazwy zwyczajowe to: szewc, żołnierz, murzyńska maska, diabeł szukający lunchu. Z innych, oryginalnych nazw zwyczajowych można wspomnieć o:  szewc świętego Antoniego, robak drzewa fiołkoworóżowego (hiszpański), mahoń, korale, demon, czerwona gałązka (kataloński), sęp pospolity (czeski), łopata, karetka, tramwaj, muzykant (słowacki), poszukiwacz broni (hebrajski), rumuński krowi pan. Jestem przekonany, że tych regionalnych, zwyczajowych nazw jest dużo więcej w każdym języku.

Z komentarzy pod pierwszą wersją tego tekstu (rok 2013, Blox) dowiedziałem się, że na Mazowszu oraz na Lubelszczyźnie na kowale mówi się "trumniaki" (a gdzie indziej "cmentarna biedronka"). Dlaczego? Nie zjadają zmarłych po pogrzebaniu. Raczej dlatego, że często je można spotkać na cmentarzu, pod drzewami. Mniej prawdopodobne, że z powodu skojarzenia z kondukt pogrzebowym. Stawiałbym na obecność lip na cmentarzu lub w alei do cmentarza. Najłatwiej zauważyć kowale na pniach drzew, i to w dużej liczbie. Z kolei w zachodniej Małopolsce mówi się na nie "łącodupce", co dobrze opisuje zwyczaj długiej kopulacji (złączone d...pami). A dzieci czasem z tego samego powodu mówią na kowale - tramwaje - bo złączone niczym wagoniki tramwajowe. Ot, co się komu kojarzy... wynika z doświadczenia i myśli, kłębiących się po głowie.

W nazwie polskiej i łacińskiej jest „bezskrzydły”. Ale to tylko pół prawdy. W pełni bezskrzydłe są tylko larwy, podobne pokrojem do postaci dorosłych, jak to u pluskwiaków bywa. Skrzydła najczęściej są skrócone (zjawisko to określane jest terminem brachypteria, krótkoskrzydłość). Nazwa kowal bezskrzydły w jakimś stopniu nawiązuje do cechy krótkich skrzydeł. Ale dlaczego kowal? W sumie to można zapytać dlaczego „Zygmunt” lub Moskal.

U kowali bezskrzydłych występuje zjawisko polimorfizmu (wielopostaciowości) – część osobników ma normalnie rozwinięte skrzydła, część jest krótkoskrzydła (tylne skrzydła silnie uwstecznione, zredukowane). Ten polimorfizm w populacji jest ciekawym zjawiskiem. Krótkoskrzydłe osobniki nie muszą marnować energii na lot, stąd mogą wydać więcej potomstwa. Dobre jest to w okresie szybkiej kolonizacji zasobnego w pokarm siedliska. Długoskrzydłe osobniki co prawda marnują energię na lot, ale za to mogą się dalej rozprzestrzeniać (dyspersja) i kolonizować nowe siedliska. Ta strategia korzystniejsza jest w warunkach niestabilnych i zmieniającego się środowiska. A skoro w populacji dwie alternatywne strategie występują, to gatunek poradzi sobie w każdych warunkach – bo wszystkie opcje ma obstawione. Jedne osiadłe inne bardziej mobilne. Tak jak u nas, jedni siedzą na miejscu inni „latają” po świecie, a to za pracą, a to na wakacje.

Pluskwiaki te żywią się sokiem wysysanym z nasion lip i robinii oraz z owoców ślazów a także obumarłych stawonogów czy nawet rozjechanej (rozdeptanej) żaby. Długą kłujką, typową dla pluskwiaków, wysysają soki, niczym turyści pijący drinki przez słomkę w okolicznych pubach i restauracjach. Ulubionym pokarmem kowala są orzeszki lipy. Dla innych owadów orzeszki te są szkodliwe, bo zawierają związki toksyczne, podobne do owadziego hormonu juwenilnego (młodzieńczego). Dlaczego owadom szkodzić może taki środek odmładzający? Bo rosną a nie dojrzewają (kobiety złośliwie o mężczyznach mówią, że od pewnego wieku już tylko rosną a nie dojrzewają...). Owady takie nie tylko nie przystępują do rozrodu ale i pojawiają się zniekształcenia w kolejnych, przerośniętych larwach (zaburzony rozwój). Kojarzy mi się to z Blaszanym bębenkiem. Nie wiem czy przez analogię można formułować ostrzeżenie dla pań przed nadmiernym stosowaniem środków odmładzających (czy operacji upiększających). Ale może one jakoś tak uodpornione, jak te kowale?

Lipa w sprytny sposób broni się przed zjadaczami jej nasion. Truje, ale perfidnie, nie od razu. Z podobnymi problemami spotyka się i człowiek – w naszym środowisku, poza naturalnymi, pojawia się dużo związków biologicznie aktywnych, podobnych do hormonów czy antybiotyków. Niewielkie ilości w pożywieniu i środowisku, a poważne problemy rozwojowe, utrata płodności czy zaburzenia zdrowia w wyniku zaburzeń naszej mikroflory jelitowej.

Ale wróćmy jeszcze do rudych kowali bezskrzydłych. To co może jeszcze zwracać naszą ciekawość i zainteresowanie to… długi seks, trwający nawet do kilku dni (nawet przez tydzień). I łażą tak razem, większa samica ciąga jak wagonik samca. Dlaczego tak dziwne zwyczaje (w jakimś sensie zagrażające życiu)? Zaplemnienie (przekazanie plemników) następuje w ciągu 3-4 godzin od początku kopulacji. Po co więc kilka dni? Może i jakąś przyjemność samce z tego mają. Ale biologiczny sens jest w pilnowaniu samicy przed innymi samcami. Po prostu je „zatykają” i już. Bo u owadów bywa tak, że kolejny, kopulujący samiec usuwa spermę poprzednika. Jaja zapładnia ostatni. Warto więc z narażeniem życia być wiernym jednej partnerce, i trwać w miłosnym uścisku kilka dni. Z rozsądku lub czystej przyjemności. Endogenne endorfiny (hormony szczęścia) to rozsądek przyrody, abyśmy czynili to co ważne i niezbędne... 

Te niewielkie owady (7-12 mm) występują zazwyczaj gromadnie, także i wczesną wiosną – na dole pni lip, kasztanowców, robinii pseudoakacji. Kowala bezskrzydłego najłatwiej spotkać w alejach przydrożnych i w parkach, a także na murach (uwiecznione na zdjęciu siedziały na przyszpitalnym murku), starych cmentarzach, nad brzegami jezior. Czerwony, dobrze widoczny kolor informuje potencjalnych drapieżników, że jest się niesmacznym a może nawet trującym. A jak się jest w gromadzie, to się jest bardziej widocznym i sygnał ostrzegawczy jest silniejszy.

Na przyrodę zazwyczaj patrzymy przez pryzmat człowieka. Poznając świat staramy poznać siebie. Więc wakacyjne obserwacje owadów, ich dziwnych zwyczajów miłosnych, „kosmetyków” odmładzających”, długiego seksu, rozmyślajmy o Homo sapiens i naszych problemach. Czy ryży Zygmunt siedział pod lipą czy też raczej gwarantował długi seks?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz