18.09.2019

Dlaczego ludzie są głupi i czy wyginiemy?

Jedno, krótkie spotkanie a tyle pytań. Ale skoro obiecałem to odpowiadam. Na wszystkie. Powyższe pytanie "dlaczego ludzie są głupi" padło w określonym kontekście treści wykładowych, dotyczących globalnego ocieplenia klimatu. Skoro mamy tak dużą wiedzę co do przyczyn i skutków oraz możliwości przeciwdziałania, to dlaczego jak idioci nie podejmujemy racjonalnych działań, tylko jakieś irracjonalne? Pytanie o głupotę ludzi nie jest nowe. Stawiane jest w każdym pokoleniu. Nazwaliśmy się Homo sapiens, to dlaczego tego myślenia nie ma? A przynajmniej dlaczego jest tak mało przy podejmowaniu decyzji, tych małych i tych dużych? Myślenie naukowe rozwinęło się z myślenia potocznego, tak zwanego zdroworozsądkowego. Metodologia nauki wypracowała przez wieki procedury, które ograniczają tę "głupotę". Mimo wad człowieka, procedury myślenia naukowego pozwalają na stały postęp. Tak, Homo sapiens potrafi myśleć racjonalnie, analizować i dedukować. Ale to tylko jedna strona medalu. Decyzje podejmujemy także przez emocje. Najpierw są emocje a potem może pojawić się myślenie racjonalne. Emocje są szybkie, bazują na schematach i uproszczeniach. W życiu codziennym naszych przodków to była dobra strategia (boję się to uciekam a nie zastanawiam się czy strach ma jakieś racjonalne uzasadnienie i czy coś rzeczywiście grozi - lepiej dziesięć razy uciekać bez powodu niż raz dać się zabić). Na dodatek człowiek jest istotą społeczną. Inteligencja społeczna i emocje, pozwalające szybko rozpoznać pozycję w grupie i ustalać relacje (koterie itd.), były więc dla nas ważne. To one decydowały o sukcesie osobniczym. Ważniejsze jest "z kim się trzyma", jak zawiera się sojusze, kogo i jak obgadać niż rzeczywista wartość dla grupy. Jeszcze bardzo dużo z tego w nas zostało. Negowanie zmian klimatu ma więc znaczenie przede wszystkim identyfikacji z grupą. Ważniejsze jest to, żeby być akceptowanym w danej grupie niż wartość rzeczywista danego działania czy poprawność osądu, wiedzy itd. Jesteśmy więc wielokrotnie głupi... bo chcemy być akceptowani. Nawet ze szkodą dla siebie jako jednostki i ze szkodą dla całego społeczeństwa. 

Ciąży nad nami przeszłość ewolucyjna. Czy coś się zmienia? Możliwe, bo żyjemy w coraz liczniejszych społecznościach. Są osoby mniej inteligentne społecznie, słabo potrafiące zadbać o swoje "układy" i pozycję w grupie. Bardziej nastawione są na zasady niż korzyści indywidualne. Być może w uproszeniu jakimś ubocznych efektem takich cech są różne formy spektrum autyzmu - osoby czasem zupełnie społecznie bezradne. I najpewniej nie chodzi o pojedyncze geny lecz wiele różnych, działających synergicznie i kumulatywnie. Z punktu widzenia ewolucyjnego na pewno autyzm upośledza i teoretycznie powinien był być wyeliminowany. A jednak jest i można nawet sądzić, że się upowszechnia. Może więc zachowania ze spektrum autyzmu w jakiś sposób powiązane są z innymi cechami, które nazwalibyśmy prospołecznymi (nastawienie na zasady). Grupy z większą liczbą osób "autystycznych" a mniej potrafiących zabiegać o swoją pozycję "w dziobaniu", odnoszą sukces bardziej niż grupy społeczności z dominacją osób o bardzo wysokiej inteligencji społecznej (rozumianej w sensie zadbania o swoje relacje z najważniejszymi i z przywódcami). Dolina Krzemowa przesiąknięta jest "autystami". Zysk dla społeczeństwa wielki. Analogicznie można podejść do niektórych chorób genetycznych, takich jak anemia sierpowata czy mukowiscydoza. Przecież te mutacje powinny były być wyeliminowane przez dobór naturalny. W przypadku anemii sierpowatej wiemy, że ułatwia przeżycie w środowisku z malarią. Upośledza jednostki ale jednak daje szansę całej grupie. A mucowiscydoza pomogła przeżyć całym społecznościom gruźlicę.  Nawet, jeśli w szczególnych przypadkach powoduje śmierć osobników to utrzymywany pewien poziom tych "szkodliwych" genów sprzyja całej społeczności. 

Można jeszcze spojrzeć inaczej i uwzględnić dobór płciowy. U wielu gatunków samce, zwłaszcza młode, chcąc zwrócić na siebie uwagę, zachowują się bardzo ryzykownie. To nie tylko kolorowe ubarwienie (drapieżnik łatwiej zauważy a więc większe ryzyko). Młodzi chłopcy często podejmują ryzykowne zachowanie. Przynajmniej w części by zaimponować płci przeciwnej. Być może część ludzkiej głupoty możnaby tym wytłumaczyć. 
Do tego pytania można podejść literalnie i banalnie stwierdzić, że każdy umrze, i to jest absolutnie pewne. Ale może intencją pytającego było zastanawianie się czy katastrofa klimatyczna i jego dotyczy. Dotyczy. Negatywne skutki dotkną naszego pokolenia a nie tylko tych przyszłych.  
Nauka nie jest wróżeniem. Opiera się na modelach. Nie przepowiada przyszłości tylko tworzy scenariusze: jeśli będzie tak i tak, to można się spodziewać tego i tamtego. Jak w równaniu matematycznym, jak w prawie przyrody. Takie prognozy formułowane są przede wszystkim dlatego by zmienić nasze postępowanie. Zupełnie jak z jazdą samochodem czy rowerem. Jeśli zbliżamy się do zakrętu i dalej będziemy jechali prosto, to wypadniemy z jezdni, zderzymy się z drzewem lub budynkiem. Dzięki prognozie mamy możliwość zmiany kierunku jazdy. Możemy skręcić. Katastrofa klimatyczna też nie jest koniecznością. Ale się wydarzy jeśli szybko nie zmienimy sposobu postępowania, zarówno w aspekcie indywidualnym jak i grupowym. Koniecznie musimy ograniczyć emisję gazów cieplarnianych, w tym dwutlenku węgla oraz zwiększyć sekwestrację węgla (możliwości jest wiele). W tym kontekście ostatnie polskie działania, ograniczające rozwój energetyki ze źródeł odnawialnych i powrót do węgla jest działaniem szkodliwym i nierozsądnym. W takim kontekście jak najbardziej można zapytać "dlaczego jesteśmy tacy głupi"...
Zapewne by utrzymać akceptację grupy, środowiska społecznego. Ważniejsza jest emocjonalna tożsamość i przynależności do grupy niż efekt i skutek środowiskowy. Tak się jakoś złożyło, że negowanie antropogenicznym zmianom klimatu najbardziej popularne jest wśród grup o poglądach prawicowych. Nie tylko w Polsce. Nie zawsze tak było. Czyli nie wynika to z istoty konserwatyzmu, nie jest prawicowością jako taką zdeterminowane. Ale teraz to właśnie te środowiska hołdują takim własnie przekonaniom. Dla poczucia identyfikacji z grupą emocjonalnie będą nie dostrzegać faktów. Zaprzeczać im. I tutaj nie ma argumentacji racjonalnej tylko emocjonalna. Dla całego społeczeństwa jest to bardzo ryzykowne i szkodliwe. Być może przy coraz dotkliwszym rozdźwięku między ideologią grupy a rzeczywistością będzie coraz bardziej dochodziło do autorefleksji. Tyle tylko, że mamy coraz mniej czasu.

Trudno podać datę. Bo po pierwsze proces jest powolny. To tak, jakby spytać młodego człowieka kiedy stał się dorosły. Czy potrafi podać konkretną datę? Negatywne zmiany klimatyczne będą pojawiały się stopniowo i kumulatywnie. Nie będzie jednej daty końca. W jednych regionach negatywne skutki uwidaczniają się szybciej, w innych później. Złe warunku spowodują duże migracje, w skali milionów ludzi a nie dziesiątek tysięcy. Mogą na tym tle pojawiać się wojny. Po drugie bardzo dużo zależy od nas samych czy i jak zaczniemy działać już teraz. Katastrofa jest do uniknięcia. Nawiązując do porównania z jazdą samochodem i zakrętem. Najpierw trzeba zwolnić a potem wykonać skręt. Jeśli zbyt późno podejmiemy decyzję (uznamy, że jednak droga skręca) to wjedziemy w zakręt zbyt szybko i nawet skręt kierownicą nie uchroni przed kolizją. A jeśli w ogóle nie zareagujemy, upierając się że droga jest prosta a tylko malkontenci wymyślili jakiś mityczny zakręt, to katastrofa będzie w pełnym wymiarze. Ze wszystkimi skrajnie negatywnymi skutkami.
To będzie, w odniesieniu do antropogenicznego przegrzania Ziemi, podnoszenie się poziomu mórz i oceanów, które zaleją najbardziej zaludnione tereny. Skutkiem będzie nie tylko śmierć iluś tam ludzi ale i masowe migracje. Skutkiem będą coraz liczniejsze i intensywniejsze huragany, ze skutkami jakie już znamy. Tyle że więcej i częściej. Kolejnym skutkiem będzie jeszcze szybsze wymieranie gatunków oraz narastająca susza. A to oznacza głód i kolejne migracje. Przy dużych migracjach i głodzie można spodziewać się wojen lokalnych i globalnych, nawet z użyciem broni jądrowej. W ciągu kilkudziesięciu lat zginąć może nawet kilka miliardów ludzi. Skala niewyobrażalna. Oczywiście, nie wszyscy zginą. Tyle tylko, że cywilizacja na pewno zginie. Ludzkość będzie musiała zaczynać od nowa. Z bardzo niskiego pułapu. Zdecydowanie lepiej będzie zareagować. I to zależy od nas.

c.d.n (bo zostało jeszcze kilka pytań)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz