W czasach izolacji uczę się nowych programów. By połączyć się z radiem czy telewizją. Kiedyś po prostu chodziło się do studia lub spotykało z ekipą, która przyjeżdża z kamerą i mikrofonem. Teraz czasem trzeb montować studio... w domu. Zatem pojawia się konieczność uczenia nowych umiejętności technicznych, zarówno w obsłudze własnego sprzętu jak i wykorzystywania coraz to innych programów. A skoro już są te nowe umiejętności, to pojawia się pokusa by pójść krok dalej. Może samemu poszerzyć sposób komunikacji ze studentami, słuchaczami, czytelnikami? Może pora na podcasty?
Nieustający stres. Ciągle w szkole. Każdy tak ma. Takie czasy.
Trzeba zaakceptować to, że jesteśmy wiecznymi uczniami. I nauczycielami także. Jednym słowem: nauczniami. Dlatego szkoły i edukację trzeba wymyślić na nowo. Adekwatnie do współczesnych wyzwań i potrzeb. Nauczyciel musi być nie tylko przekaźnikiem treści (bo o tę coraz łatwiej w przepastnych zasobach internetowych) ale przede wszystkim tutorem, konsultantem, mentorem i organizatorem środowiska edukacyjnego. Trzeba zatem zmienić system i sposób kształcenia nauczycieli. I to od zaraz.
Bardzo dawno temu, jeszcze w czasach licealnych, udało mi się coś opublikować w Szpilkach (mój debiut prasowy). To były moje pierwsze kroki w uczeniu się współpracy z wydawcami: pisania tekstu, pisania listu, wysyłania itd. Wszystko w pełni analogowo. Nawet maszyny do pisania nie miałem. W czasach studenckich uczyłem się warsztatu w studenckim Radiu Emitor. W pełni poza zajęciami czy programem nauczania. Ale wykorzystywałem istniejące środowisko edukacyjne na uczelni wyższej. Bo było. Nigdy zawodowo w radiu nie pracowałem ale to doświadczenie ze studenckiego radia bardzo przydało mi się w życiu zawodowym. Zarówno w kontakcie z mediami (bo rozumiałem proces) jak i w późniejszym przygotowywaniu różnych materiałów dydaktycznych. Pisania uczyłem się .... redagując szkolną gazetkę ścienną. To było również zajęcie dodatkowe, na zasadzie wolontariatu. Poza programem, poza ocenami i wpisami do świadectwa. Ale z wykorzystaniem stworzonego w liceum środowiska edukacyjnego.
Bardzo dawno temu, jeszcze w czasach licealnych, udało mi się coś opublikować w Szpilkach (mój debiut prasowy). To były moje pierwsze kroki w uczeniu się współpracy z wydawcami: pisania tekstu, pisania listu, wysyłania itd. Wszystko w pełni analogowo. Nawet maszyny do pisania nie miałem. W czasach studenckich uczyłem się warsztatu w studenckim Radiu Emitor. W pełni poza zajęciami czy programem nauczania. Ale wykorzystywałem istniejące środowisko edukacyjne na uczelni wyższej. Bo było. Nigdy zawodowo w radiu nie pracowałem ale to doświadczenie ze studenckiego radia bardzo przydało mi się w życiu zawodowym. Zarówno w kontakcie z mediami (bo rozumiałem proces) jak i w późniejszym przygotowywaniu różnych materiałów dydaktycznych. Pisania uczyłem się .... redagując szkolną gazetkę ścienną. To było również zajęcie dodatkowe, na zasadzie wolontariatu. Poza programem, poza ocenami i wpisami do świadectwa. Ale z wykorzystaniem stworzonego w liceum środowiska edukacyjnego.
Czasem ważniejsze jest to, co poza lekcjami, poza systemem oceniania. Szkoła jako miejsce eksperymentowania. Była taka i dawniej. Teraz trzeba tę cechę szkoły znacznie poszerzyć. Szkoła przede wszystkim jako środowisko edukacyjne. I uczenie się dla siebie, z ciekawości, w zaspokajaniu własnych pasji a nie uczenie się dla stopni w ściśle zdeterminowanym systemie programu nauczania. Uniwersytetu także to dotyczy.
I teraz tez się tak uczę. Bez ocen, sam dla siebie, z potrzeby chwili, z ciekawości. A w obowiązkowych ocenach pracowniczych jakoś się prześlizguję... bo wiele z tego co robię i doskonalę się, nie jest ujęte w systemie oceniania i awansu zawodowego. Jest za to sporo nieprzydatnych aktywności, tylko "dla oceny". Kariera czy satysfakcja? A Ty, co wybierasz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz