Zdjęcie ze skansenu. Nie pasuje do współczesnego nauczania hybrydowego? Wszystko powoli staje się skansen i trzeba ćwiczyć się w nowym, które nadchodzi. |
Motto: Jeśli nie popełniasz co jakiś czas błędów, to znaczy, że nie robisz niczego innowacyjnego.
Po raz pierwszy prowadziłem zajęcia hybrydowe i to na nieznanym dla mnie gruncie. Hybrydowe w tym znaczeniu, że część studentów była na sali, część uczestniczyła online. Sytuacja przymusiła ale zamiast uciekać przed wyzwaniem sam chciałem spróbować. Warunki nie były komfortowe. Lubię jednak popełniać błędy razem ze studentami, by móc potem o tych nieudanych sytuacjach porozmawiać. Co chcę w ten sposób osiągnąć? To, żeby uczyć się razem próbować, odkrywać i nie bać się trudności czy porażek. Oraz uczyć się jak się uczyć na błędach, a właściwie na eksperymentach. Uniwersytet to właściwe miejsce do bezpiecznego eksperymentowania.
Zajęcia online już jako tako opanowałem. Ale by jednocześnie być w kontakcie i online jeszcze nie próbowałem. Zamiast więc teoretyzować w idealnych warunkach lepiej spróbować i to w sytuacji takiej, jaka zazwyczaj się trafia – niekomfortowej. Bo wiem, że prędzej czy później i tak z takimi sytuacjami się spotkam, a więc mądrzej jest się do nich przygotować, przećwiczyć.
Na zajęcia umówiliśmy się w Bibliotece, w miejscu pod małą kopuła. Wybrali studenci a ja zaakceptowałem jako wyzwanie. Miejsce znałem, ale nie pod kątem zajęć online. Bywałem tam sympatycznych spotkaniach przy kawie i ciastku na zakończenie wernisaży czy innych oficjalnych spotkań. Ale czy to miejsce nadaje się na zajęcia hybrydowe? Dowiedziałem się wcześniej, że nie działa tam uczelniane wi-fi (brak zasięgu). Mogłem się na taką sytuację przygotować, wziąłem swój telefon komórkowy i uruchomiłem hot spot. Takie sytuacje już miewałem i miałem je „oswojone”. Wziąłem kabel do laptopa bo przypuszczałem, że bateria na całe zajęcia nie wystarczy. Ostatnio wyczerpała mi się przed końcem wykładu a teraz dodatkowo biło być łącze wi fi i zewnętrzna kamera, więc teoretycznie więcej potrzeba energii. Zakładałem, że gniazdko gdzieś będzie. Było, ale żeby z niego skorzystać musiałem z laptopem przenieść się w kąt, czyli mało komfortowe do zajęć miejsce. Inaczej w myślach przed zajęciami sobie to rozplanowałem. Gdybym poszedł przed zajęciami sprawdzić, to może wziąłbym ze sobą także jakiś przedłużacz. Jedna ze studentek miała lepsze rozwiązanie – wzięła power bank. Że też o tym nie pomyślałem! Ale żeby pomyśleć i wyobrazić siebie takie możliwości najpierw trzeba doświadczyć różnych sytuacji samemu. Czyli w jakimś sensie popełnić błąd. Oczywiście mam power bank ale tylko taki do telefonu. Czy da się wykorzystać do laptopa? Jak to podłączyć? Muszę to przy okazji sprawdzić. I poszukać odpowiedniego kabelka. Nowa sytuacja i kolejne wyzwanie techniczne, które trzeba przemyśleć, przećwiczyć i jakoś rozwiązać. Taki lifehack.
A jak ustawić kamerę? Wziąłem dodatkową. Tyle tylko, że bez nawet małego trójnoga. A chyba by się przydał, bo łatwiej można wygodnie ustawić. Następne doświadczenie i nauka dla mnie, którą można rozpatrywać w kategorii błędu… lub zdobywanego doświadczenia. Kolejnym problemem było ustawienie kamery tak by wszystkich na sali było widać. Ustawienie na sali powodowało skierowanie kamery na okno, co w rezultacie dawało ciemne sylwetki na jasnym tle. Gdybym przyszedł wcześniej i sprawdził, to bym problem dostrzegł wcześniej i może bym coś zaradczego wymyślił. I być może bym zaradził problemom z oświetleniem.
W trakcie zajęć pojawiły się problemy z głosem – siedzieliśmy w sporej odległości od siebie (względy sanitarne w czasie pandemii) i mikrofon z kamery słabo zbierał głos. A i moje laptopowe głośniki były za słabe w stosunku do potrzeb. Przydałoby się jakieś wzmocnienie lub dodatkowe głośniki. Mam stare głośniki komputerowe, ale wejście jest chyba nieprzydatne do laptopa. Może inne rozwiązanie?
To tylko dostrzeżone problemy techniczne, którym można byłoby teoretycznie zaradzić. Ale, żeby o nich pomyśleć trzeba było najpierw doświadczyć sytuacji.
Z pewnością łatwiej jest próbować na znanym sobie gruncie w dobrze rozpoznanej sali, bo już wcześniej przećwiczone i rozwiązane. Lub jeszcze lepiej w idealnej Sali z odpowiednim ustawieniem i wyposażeniem. Ale nowe miejsca zawsze się będą zdarzać. Jaki więc wniosek? Jeśli przyjdzie występować w nowym mało znanym lub w ogóle nieznanym miejscu najlepiej udać się tam wcześniej i rozpoznać sytuacje. Raczej nie będzie komfortowo ale jest więcej czasu na improwizowanie i dostosowanie się do miejsca takim, jaki ono jest tu i teraz. Będzie czas na modyfikacje przed spotkaniem a nie w trakcie. W wystąpieniach publicznych, tak jak na wojnie, ważne jest rozpoznanie terenu i warunków.
Nowe i trudne było dla mnie także prowadzenie zajęć i podzielność uwagi na to co dzieje się na sali i to co w komputerze. Lepiej byłoby z rzutnikiem i dużym obrazem wyświetlanym na ścianie (ale tam takich możliwości nie było). Do nauczenia się dla mnie pozostaje aktywizacja studentów i stworzenie dobrych warunków do dyskusji. Inaczej można zrobić to na sali, inaczej online a w takiej hybrydowej sytuacji jeszcze nie byłem. Nie udało się tak jakbym chciał. Czyli można mówić o jakiejś porażce. Ale zdobyłem doświadczanie i mam już lepsze wyobrażenie jak taka sytuacja wygląda. Dzięki temu łatwiej będzie mi zaplanować kolejną taką sytuację. Profesjonalista powinien poradzić sobie w każdych warunkach, bez wybrzydzania, że falbana przy spódnicy w tańcu przeszkadza. I z wyprzedzeniem przygotowywać się na nowe sytuacje, które najpewniej i tak niebawem się trafią.
Ciekawe czego studenci się nauczyli w czasie tych zajęć, jakie zdobyli doświadczenie i co z tym zrobią dla siebie.
A jak wy radzicie sobie w takich nietypowych warunkach i z dyskusjami hybrydowymi? Właczycie się do dyskusji?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz