10.05.2023

Czy łacina w szkole podstawowej to dobre zmiany w polskiej edukacji?

Zdjęcie z muzeum, dawne wnętrze z biurkiem

Jako młody chłopiec chciałem uczyć się łaciny. Bo chciałem iść do klasy o profilu biologiczno-chemicznym. To było prawie pół wieku temu. Łacina wydawała się bardzo wskazana. Myliłem się. Znakomicie wiedzę biologiczną można poznawać bez znajomości łaciny, choć jej znajomość na pewno poszerza perspektywy i rozumienie językowe wielu pojęć. Ale teraz, przy niezwykle łatwym dostępie do słowników i różnych opracowań, można szybko i łatwo zrozumieć skąd się wzięły dane formuły, słowa i ich historia. Okazało się, że jest coś ważniejszego i potrzebniejszego od łaciny. A w kontekście edukacji na przykład pojawiły się zupełnie nowe problemy: jak włączać w edukację nowych migrantów, nie znających języka polskiego (o łacinie nawet nie wspominając). Czego sami doświadczyliśmy ostatnio w postaci dużej liczby uczniów z Ukrainy. 

Żyjemy w niewątpliwym kryzysie edukacji, co zapewne wynika z ogromnych przekształceń społecznych i cywilizacyjnych. W takich chwilach pojawiają się próby uzdrowienia powrotem do przeszłości. Bo jeśli kiedyś dobrze się działo, to gdy przywrócimy dawne rozwiązania, to znowu będzie dobrze? Taki mit powrotu do przeszłości. Wydaje się łatwiejszym rozwiązaniem bo przywracamy znane schematy i rutyny i nie musimy męczyć się z wymyślaniem zupełnie nowych. Być może czasem ten powrót do starych rozwiązań działa. Najczęściej jednak nie działa. Bo nie da się przywrócić przeszłości. Często idealizujemy przeszłość (bo wiele zapominamy) i marzy się powrót do dzieciństwa. Ale my już jesteśmy starzy i nieporadni. Nie sprawdzi się. Nie będziemy fikać koziołków ani zachwycać się budowaniem babek z piasku.

W niektórych kręgach nauczycielsko-edukacyjnych wychwalany jest powrót do łaciny w szkole podstawowej. I z tej okazji wychwalany jest obecny rząd, który czyni konkretne w tym kierunku kroki. Bo nie ma nic lepszego niż wyksztalcenie klasyczne, z greką i łaciną? Bo kiedyś (dawno, dawno temu) tak było. Bo humanistykę to uzdrowi i w ogóle będą same korzyści? Bo jestesmy krajem cywilizacji klasycznej itp.?

Dla humanistyki potrzebny jest współczesny język nauki a jest nim angielski, łacina była kilka wieków temu. Wtedy pisało się i mówiło w obiegu międzynarodowym po łacinie. Teraz po angielsku. To zasadnicza zmiana, którą trudno przemilczeć. Dlatego przywrócenie łaciny i to w szkole podstawowej jest absurdalne moim zdaniem. Podnosi różnorodność lecz nie rozwiązuje żadnych istotnych problemów, które nam teraz doskwierają. Nie mam nic przeciw fakultatywnym zajęciom z języka łacińskiego (martwego). Nie traktuję tego jednak jako jakąkolwiek poprawę złej sytuacji w szkole. Nawet o ociupinę. Moim zdaniem są to działania pozorne i niemalże magiczne. By polska humanistyka liczyła się w obiegu międzynarodowym a więc i światowym, musi mówić i pisać w języku współczesnej nauki. A nie w martwym, historycznym języku. Łacina dobra jest w wąskich badaniach naukowych. By rozumieć dawne teksty i dokonania. Tak jak grecki, aramejski, starobabiloński i wiele innych. Tyle i tylko tyle. Ale takich niszowych fragmentów wiedzy jest ogromnie dużo. Bo współcześnie ludzka wiedza jest ogromna, nie do ogarnięcia przez pojedynczych ludzi. 

Czasem poszukujemy magicznego zaklęcia, cudownej rzeczy, która jak za dotknięciem magicznej różdżki zmieni diametralnie sytuację. Przykładem jest przywracanie łaciny w szkole podstawowej i tak zwanego klasycznego wykształcenia. Są to jednak działania bez zrozumienia teraźniejszości i wyzwań współczesnego rynku pracy, współczesnego społeczeństwa i potrzebnych kompetencji. 

Powrotem do przeszłości było zlikwidowanie gimnazjów i przywrócenie 8-klasowej podstawówki. I co, zniknęły problemy np. z przemocą w szkole? Nasiliły się. A przy okazji wygenerowano duży chaos programowy ze skutkami na maturze włącznie. Magiczny powrót do przeszłości nie udał się. Bo sytuacja jest diametralnie inna. 

Jak już wspomniałem uczyłem się w liceum w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. Ja nie miałem łaciny, roczniki wcześniejsze miały. Teoretycznie nazwy gatunkowe są po łacinie, wiele terminów biologicznych i medycznych wywodzi się z tego języka. Język  miałaby nam pomóc. Ileś dziesiątek godzin by poprawnie zapisać nazwę gatunkową? Teraz w biologii dominuje terminologia angielskojęzyczna także w terminach naukowych. Te dawne potrzeby językowe obecnie z łatwością zaspokoi SI (sztuczna inteligencja) i translatory oraz ewentualne konsultacje (dla niszowych działań czy dla potrzeb naukowych). O ile uczeń nabędzie kompetencje pozwalające poprawnie korzystać z translatorów i narzędzi sztucznej inteligencji. Lekcje z języka łacińskiego w niczym mu nie pomogą. Czy dlatego nagminnie Homo sapiens pisany jest błędnie jako "homo sapiens", bo za mało było w szkołach łaciny? Błąd ten zazwyczaj popełniają humaniści (także ci, którzy pracują w wydawnictwach i redagują książki naukowe). Nie, bo zarówno Homo sapiens i homo sapiens będzie poprawnie zapisany językowo lecz będzie zupełnie inny sens tych zapisów i w tym drugim przypadku będzie to błąd biologiczny (błędnie zapisana nazwa gatunku biologicznego).

Dyskusje toczą się w wielu miejscach, w prasie oraz w mediach społecznościowych. Przytoczę tylko jeden przykład z dyskusji Facebookowej i argumentacji za przywróceniem łaciny w szkole podstawowej: 

M. H. D.: [wytłuszczenia moje] "To polska szkoła jest oderwana od realiów, a łacina jako przedmiot do wyboru to tylko kropla w morzu potrzeb, żeby temu jakoś zaradzić. W 7. klasie podstawówki, czyli jeszcze do niedawna w 1. gimnazjum, wchodzi drugi język obcy i to nie jest za wcześnie na łacinę jako drugi język. W wielu krajach europejskich łacina jest nauczana właśnie od poziomu gimnazjalnego w dużej liczbie godzin i nierzadko jako przedmiot obowiązkowy w danej klasie [moje: łacina czy greka traktowana jest raczej jako wprowadzenie do własnego, ojczystego języka, tak jak w Rumunii czy Grecji]. Że nie wspomnę o szkołach prywatnych, gdzie łaciny naucza się niekiedy nawet od początku podstawówki, zresztą również w Polsce mamy podręczniki do nauki łaciny w tym wieku. Łacina na studiach to po pierwsze za późno, a po drugie zazwyczaj jest jej jak na lekarstwo, o ile w ogóle jest. Różnicę między humanistami, którzy byli kształceni klasycznie, i tymi, którzy nie, widać gołym okiem, a bywa, że to jest wręcz przepaść. Jeśli jako "poradzi sobie" rozumiemy jako "zatrudni łacinnika, żeby mu obrobił teksty źródłowe, na których ma pracować", to tak, ale moim zdaniem to jest wtedy żaden specjalista (a znam doktoraty i habilitacje z historii, które tak wyglądają). Łacinę w 7-8 SP i w szkole średniej wybierze niewielu, bo niewiele szkół ją w ogóle zaproponuje do wyboru. Jasne, są inne palące potrzeby i obejmujące dużo większą liczbę osób, ale nie deprecjonujmy roli łaciny dla tych, którzy jej realnie potrzebują." Czyli uczyć łaciny w szkołach powszechnych bo się komuś przyda przy habilitacji? Myli się tu także drugi język obcy z językiem martwym, historycznym. Błąd zasadniczy. Ponadto, jak sam autor zaznaczył, łacinę uda się wprowadzić jedynie w nielicznych szkołach. Bo mało kto wybierze i raczej nie będzie komu uczyć. Czyli w praktyce żadne go uzdrowienie "polskiej szkoły oderwanej od realiów". W zasadzie działanie magiczne i pozorne. Że niby coś się dla edukacji robi...

Bo łacina to retoryka Cycerona? Tak, umiejętność wypowiedzi publicznych, łącznie z retoryką, jest bardzo przydatna także i w życiu współczesnym. Lecz retoryki można uczyć się i bez łaciny. Ponadto dysponujemy nie tylko słowem, tak jak przed wiekami, lecz obrazem, prezentacją multimedialną i wypowiedziami w nowych mediach a nie tylko na agorze. Mamy mikrofon, nie musimy wchodzić na wysoką ambonę. Możemy analizować przemówienia Churchilla czy Zelenskiego, jako wzoru znakomitych mów i komunikacji. I to dostosowanych do formy i problemów współczesności.

"łacina aż do końca XVIII wieku była dla Polaków drugim językiem narodowym, a nasi przodkowie mówili o sobie, że są „drugim Rzymem”. Nie sposób zrozumieć polskiej i europejskiej kultury bez podstawowej choćby znajomości łaciny." (źródło) Teraz drugim językiem narodowym jest angielski. 
i dalej "ucząc się łaciny, uczymy się nie tylko reguł, ale też analitycznego i logicznego myślenia. Łacina to taka „humanistyczna matematyka”. To dlatego możemy powiedzieć, że szczególnie dzisiaj wydaje się trudna. " (źródło). Logicznego, linearnego myślenia można uczyć z wykorzystaniem przedmiotów ścisłych, np. matematyki, fizyki, chemii biologii. Może zamiast godzin na łacinę więcej godzin na przedmioty ścisłe i przedmioty przyrodnicze? A co do języków narodowych, to może w niektórych szkołach adekwatniejszy i bardziej przydatny do budowania tożsamości będzie kaszubski, śląski itd.?

Jeszcze inne argumenty dla przykładu "Oferta, którą – jak ufam – zaproponują dyrektorzy szkół, skierowana będzie do tych uczniów, którzy przeczuwają, że w nauce łaciny leży wielka wartość. Tą wartością jest ciągłość kulturowa świata zachodniego. Nie chodzi tutaj tylko o związki ze starożytnością, ale o to, że przez dwa tysiąclecia łacina była wspólnym językiem szeroko rozumianej „Europy”. " (źródło) Ciągłość kulturową można osiągnąć na wiele sposobów i to bez uczenia historycznego języka. I nie o przeczucia chodzi tylko przydatność. Tym bardziej, że czas nie jest z gumy a wydolność biologiczna ucznia także jest ograniczona. Pośród spraw ważnych są jeszcze te najważniejsze. "Znajomość łaciny jest tym, co nas identyfikuje i odróżnia od innych wielkich cywilizacji, takich jak chińska, arabska czy indyjska. " (źródło)  Moim zdaniem pora zauważyć, że i ten podział jest już nieaktualny, przeszły, historyczny. Współczesność cywilizacyjna budowana jest inaczej, hybrydowo z przenikaniem się kultur oraz z tworzeniem zupełnie nowych znaczeń i funkcjonalności. Potrzebna jest umiejętność pracy w zespołach wielokulturowych i rozumienia wielu kultur. Z rozumieniem technologii i w zupełnie innych społeczeństwach. Wywodzimy się z tożsamości cywilizacji zachodniej, to prawda. I warte podkreślania. Także warte jest zachowanie z tej cywilizacji najwartościowszych elementów. Ale konieczne jest także wykorzystanie tego dziedzictwa w nowych warunkach. Na przykład jest nas bez porównania więcej niż w przeszłości, funkcjonujemy zatem w o wiele liczniejszych społecznościach, co ma przełożenie także na komunikację. Musimy umieć przemawiać nie na agorze lecz w mediach społecznościowych. Z wykorzystaniem nowego języka komunikacji międzynarodowej i nowych form przekazu. To tak, jakby ktoś w czasie zimy przekonywał, że skoro wcześnie (latem) chodziliśmy w krótkich spodenkach i było dobrze, to teraz trzeba też tak się ubierać. A skoro mówimy o tożsamości i wartościach lingwistycznych to może dla nas ważniejsza byłaby nauka praindoeuropejskiego? Większe podstawy do zrozumienia wielu języków nie tylko z kręgu łacińskiego.

M. H. D. (z dyskusji na Facebooku w grupie edukacyjnej): "(...) jeśli ktoś zajmuje się dziedzinami humanistyki związanymi z łaciną i nie zna łaciny, to jest to porażka. Że nie wspomnę o tym, że w samym angielskim wiele rzeczy staje się jasne, gdy się zna łacinę. Jak mam do wyboru anglistę znającego łacinę i takiego, który jej nie zna, to wybiorę pierwszego." A w języku polskim wiele rzeczy staje się jasne jeśli zna się język niemiecki, rosyjski czy teraz angielski. Wiadomo, że żeby zajmować się tekstami z łaciny to lepiej znać łacinę (bo teksty są zazwyczaj niezdygitalizowane), tak jak dla tekstów greckich trzeba znać grekę a dla innych język aramejski. A żeby zajmować się biologią czy medycyną to trzeba mieć podstawy z nauk przyrodniczych. Dawno temu łacina była językiem międzynarodowym. Dlatego dawno temu, by móc uczestniczyć w dyskusji naukowej, to trzeba było znać łacinę. Teraz trzeba znać angielski, nawet jak się chce publikować prace analizujące teksty łacińskie. 

Postulat by wprowadzać łacinę w szkole podstawowej jest myśleniem magicznym, że jak wrócimy do średniowiecznej przeszłości to polska humanistyka nabierze znaczenia. Jeśli polscy humaniści nie będą podejmować aktualnych problemów (nawet w odniesieniu do analizy literackiej czy historycznej) i nie będą dyskutować językiem zrozumiałym dla innych narodów (czyli nie będą posługiwali się współczesnym językiem nauki) to będą nic nie znaczącym zakompleksionym zaściankiem. Co do wyboru anglisty - to wybiorę skuteczniejszego i sprawniejszego w komunikacji. Nawet w Wielkiej Brytanii tłumaczą Szekspira na... współczesny angielski! 

Niewątpliwe przeżywamy bardzo poważny kryzys społeczny i edukacyjny. Nie tylko w Polsce. Trzeba szukać rozwiązań i zupełnie nowych pomysłów. Powrót do przeszłości nie jest możliwy. Potrzebna jest także szeroka dyskusja, nawet ze zgłaszaniem archaicznych rozwiązań. Trzeba je przemyśleć i oprzeć na racjonalnych argumentach. Ja w powrocie do łaciny na razie nie znajduję racjonalnych i wartościowych argumentów. Zatem szukajmy dalej. Nic nie pojawi się ani szybko ani bezboleśnie. 

A może przeoczyłem jakieś ważne i sensowne argumenty za łaciną w szkole podstawowej?

1 komentarz:

  1. Dla przykładu głos z FP "Marta K. G.: ja miałam łacinę w liceum i na studiach (klasa humanistyczna, studia filologiczne). nie wspominam dobrze - niestety o botanice nic nie było, ani o genealogii, ani niczym innym przydatnym i co ma jakiekolwiek odniesienie do dzisiejszej rzeczywistości. czytaliśmy czytanki o Marku i Julii...
    jeśli tak ma wyglądać dalej nauka łaciny - lepiej żeby zniknęła. gdyby zrobić to dobrze, to by była inna sprawa, ale pewnie dalej będą czytanki o Marku i Julii, a potem o Cezarze..."

    OdpowiedzUsuń