2.08.2022

Refleksje z malowania starych doniczek


Każde wydarzenie składa się z trzech etapów: 1. przed, 2.w trakcie i 3.po. Etap drugi (event) trwa najkrócej lecz jest najbardziej widoczny. Jest osią i uzasadnieniem. Jest też pretekstem by pisać przed i po. Jest swoistym rekwizytem, służącym do budowania opowieści. Teraz przyszedł czas na snucie refleksji, czyli etap 3. Plener się odbył, mimo niesprzyjającej, deszczowej pogody i co z tego wynika?

Plener jako spotkanie w skansenie i tuż przy średniowiecznym grodzisku był z jednej strony etapem uczenia się, dojrzewania, a z drugiej okolicznością bardzo inspirującą do rozważań o edukacji i cywilizacyjnych zmianach we współczesnych społecznościach. Jest możliwością spojrzenia z boku na zachodzące zmiany i trendy.

To kolejny z plenerów z malowanymi dachówkami, kamieniami, butelkami. Tym razem pojawiły się gliniane doniczki. Organizowałem i uczestniczyłem w takich spotkaniach wiele razy, ale mimo to za każdym razem są w jakimś dla mnie stopniu nowe i odkrywcze. Czegoś nowego się uczę, coś nowego dostrzegam i pojawiają się nowe pomysły jak zmodyfikować i uzupełnić takie spotkania. Tak i ten plener nie skończył się wraz ze schowaniem farb i pędzli.

Co się wydarzyło? Na wydarzenie, współorganizowane przez Muzeum Archeologiczne i Etnograficzne w Łodzi w szczególności przez ich odział w Kwiatkówku – Łęczycką Zagrodę Chłopską, firmę, SAW-POL z Góry Świętej Małgorzaty, przyjechało kilkadziesiąt osób, część z okolic i specjalnie, część z daleka i też celowo. W liście autorów prac pojawiły się takie miejscowości: Góra Świętej Małgorzaty, Tum, Orszewice, Ozorków, Kwiatkówek, Łęczyca, Leźnica Wielka, Błonie, Borki, Zofiówka, Płock, Łódź, Zgierz, Starachowice, Olsztyn. Były ciasta, kapela Witaszewiacy, TVP3 Łódź, Radio Victoria, mobilny punkt promocyjny województwa łódzkiego, stoisko gastronomiczne, i deszcz, który trochę przeszkodził. Ale tylko troszkę.

Co robiliśmy? Malowaliśmy, zwiedzaliśmy, tańczyliśmy, jedliśmy i dużo rozmawialiśmy. Tuż obok znajduje się romańska kolegiata w Tumie oraz rekonstrukcja fragmentu średniowiecznego grodziska. A w bezpośrednim sąsiedztwie skansen z chałupami z końca XIX wieku i początków XX, z wiatrakiem, ogródkiem warzywnym. W oddali Łęczyna z zamkiem. I przyroda Doliny Bzury. Jednym słowem współczesność ze śladami przeszłości. Znakomite didaskalia do snucia wakacyjnych rozmyślań.

Ostatnie dwa wieki to rozwój przemysłowy i centralizacja w rozwoju aglomeracji. Powolne wyludnianie się wsi i przenoszenia się do miast, np. przemysłowo rozwijającej się Łodzi. Jednak ostatnie dziesięciolecia przyniosły nowy trend – decentralizację i powtórne odżywanie tak zwanej prowincji. Jednym z impulsów tego procesu są zmiany w pozyskiwaniu energii. Wiatraki, solary i energia geotermalna – w przeciwieństwie do elektrowni węglowych – są małe i rozporoszone. Odnawialne źródła energii sprzyjają decentralizacji produkcji i osadnictwa ludności. Synergicznym procesem jest Internet, ułatwiający komunikację na szeroką skalę i decentralizację. Nieco wyraźniej nasiliło się to w czasie pandemii. By pracować nie trzeba mieszkać już w mieście lub codziennie do miasta dojeżdżać. Sprzyja to osiedlaniu się na wsi i… zamieraniu wiejskich przystanków autobusowych. W tym ostatnim ma także udział rozwój transportu indywidualnego.

Wracamy na wieś by tu żyć i pracować. Nastąpiło odwrócenie trendu demograficznego i kulturowego. Rośnie także presja na życie kulturalne i towarzyskie na prowincji. Wielkie i ważne rzeczy dzieją się nie tylko w miejskich aglomeracjach. To widać w całej Polsce. Kapitał ludzki ożywia polskie wsie i potrzebuje rozrywek kulturalnych. Bardzo często ci sami ludzie inicjują powstawanie wielu różnych działań, z teatrami wiejskimi włącznie.

Kultura ludowa, którą pokazuje Łęczycka Zagroda Chłopska, też jest już przeszłością. I nie dlatego, że nie czerpiemy z kulturowych korzeni lecz dlatego, że inaczej żyjemy. Tak jak dawniej potrzebujemy kontaktu z ludźmi lecz okoliczności się zmieniły. Dawniej spotykaliśmy się na pracy w polu, gdy sąsiad pomagał sąsiadowi (odrobek). Jak moja babcia wspomina: śpiewali idąc na pole, śpiewali przy pracy, śpiewali, gdy wracali z pola. Śpiew należy do czynności, która wymaga ścisłej współpracy. Inaczej wychodzi kakofonia dźwięków. I jest żywą kulturą. A gdzie współcześnie możemy pośpiewać? Tylko w kościele, albo na majowym pod polnym krzyżem lub kapliczką. Nie spotykamy się na wspólnym darciu pierza, na szatkowaniu kapusty czy na łuskaniu fasoli. Chcemy być ze sobą a nie mamy za bardzo sposobu. To znaczy coraz mniej jest tych startych. Więc wymysłami nowe. Przykładem jest właśnie plener z malowaniem na starych doniczkach, kamieniach, butelkach. Potrzebujemy tylko przestrzeni by się spotykać i być ze sobą razem. Już nie praca a wydarzenie kulturalne jest osią wspólnej aktywności. I wspólnego tworzenia. Najważniejszym elementem jest rozmowa, budowanie relacji. Może powróci śpiew i wspólne tańce? A jak nie, ty wymyślimy nowe formy.

Wspominałem o przystankach autobusowych. Bo gdzie koncentrowało się życie towarzyskie młodych ludzi na wsi? Ano na przystankach. Czasem w oczekiwaniu na autobus a czasem jako miejsce publiczne wszystkim znane. Miejsce, bez naruszania czyjeś prywatności i wchodzenia w przestrzeń prywatną. Innym miejscem był sklep. Tak jak kiedyś targowisko. Na które się chodziło nie tylko po zakupy lecz i po to, by dowiedzieć się od sąsiadów, co się wydarzyło. By poplotkować. W czasach supermarketów rola wiejskich sklepów maleje. Bo i ich ubywa. A jak porozmawiać z panią przy kasie, która tylko czytnikiem skanuje towar? Brak czasu na rozmowę. Na dodatek pojawią się kasy samoobsługowe. Znikają poczty i listonosze a w ich miejsce pojawiają się paczkomaty i firmy kurierskie. Ostatnimi miejscami wspólnotowymi pozostają kościoły.

Rośnie znaczenie lokalnych domów kultury. W dużym stopniu ich rolę przejmują biblioteki. I na przykład taki skansen w Kwiatkówku. Zbudowany kilka lat temu. Część zbiorów przekazali okoliczni mieszkańcy. Już chociażby w ten sposób Łęczycka Zagroda Chłopska staje się lokalnym, kulturowym hot-spotem. Nawet zbiory muzealne stają się coraz bardziej rozproszone i gromadzone nie tylko w Łodzi. Skansen w Kwiatkówku oraz zlokalizowane po sąsiedzku grodzisko Stara Łęczyca, stają się ważnymi ośrodkami kultury lokalnej. Lecz głęboko historycznie zakorzenionymi. Są też dodatkowymi obiektami atrakcyjnymi turystycznie. Na bliskie i dalekie wycieczki.

Mały skansen ułatwia krystalizowanie się lokalnego życia kulturalnego. Odbywają się tu różne potańcówki i warsztaty edukacyjne. I odbył się plener malowania na starych doniczkach z uratowanej przez Muzeum Archeologiczne i Etnograficzne starej cegielni. Wielowymiarowe ratowanie od zapomnienia...

Wspomnę jeszcze o małym aspekcie edukacyjnym. Już same zbiory czy to w skansenie, czy w pobliskim Muzeum w Łęczycy, czy na zrekonstruowanym grodzisku, czy to w formie wystaw przyrodniczych z Doliny Bzury (fenomenalne zdjęcia Grzegorza Sawickiego) są elementem edukacji rozproszonej i ustawicznej. Pokazują okoliczną przyrodę i to, jak było kiedyś i jak się zmieniają różne aspekty naszego życia codziennego oraz prac polowych. Od średniowiecza, do współczesności. W czasie wakacji gromadzimy doświadczenia. A potem, już w szkole, jest do czego wracać, jest o czym rozmawiać i jest baza do nowej syntezy swojej wiedzy. Uczymy się nie tylko w szkole. Przybywa pozaszkolnych miejsc edukacyjnych. Moim zdaniem ich rola będzie rosła.

Na wsi mieszkają coraz to nowi ludzie, obserwujemy napływ kapitału ludzkiego i kulturowego. Przykładem jest firma SAW-POL, sponsor pleneru w skansenie. Przedsiębiorstwo odpowiedzialne społecznie, budujące i wzmacniające społeczność lokalną, ubogacające kulturowo. Z ich biznesem plener i występ zespołu Witaszewiacy nie ma nic wspólnego, nie jest reklamą (to nie jest grupa docelowa), ale wzmacnia lokalne życie, buduje społeczność. SAW-POL działa na rynkach europejskich i światowych, małe przedsiębiorstwo rodzinne. Daje prace miejscowym. Nie muszą dojeżdżać od pracy gdzieś daleko. Daje prace i buduje społeczność lokalną. Razem z innymi. 

Wróćmy do Muzeum, które nie tylko pokazuje eksponaty lecz organizuje różne aktywności. Pozwalają nie tylko biernie patrzeć lecz i uczestniczyć, np. w przekręcaniu wiatraka. I znakomicie współpracuje z lokalnym biznesem w tworzeniu okazji do spotkań. Czego przykładem jest koncert kapeli Witaszewiacy w czasie pleneru. Niesamowitym doznaniem jest zobaczyć grającą kapelę w starej chałupie. Turyści otwierali z wrażenia i zachwytu usta. Żywa muzyka i spontanicznie tańczący ludzie dopełniali klimatu przeszłości. Jak inscenizacja, jak przeniesienie się w czasie. I ciągłość kulturowa bo przeszłość była żywa.

Skansen i grodzisko widzę jako miejsce publiczne, kulturowy hot-spot. Niczym wiejski przystanek, biblioteka czy dom kultury. I ze stałym, merytorycznym zasilaniem z Łodzi, z głównej placówki. Na skutek zmian cywilizacyjnych zanikają społeczne funkcje przystanków autobusowych, sklepów i wiejskich mleczarni. Szukamy nowych miejsc i nowych powodów do bycia razem. A w tle jest historia i ekosystemy nieustannie zmieniające się. Znakomite plenery do głębszych przemyśleń nad przemijaniem i nad przyszłością.

Jednym z głównych celów pleneru była integracja społeczności lokalnej ze szczególnym uwzględnieniem lokalnych twórców amatorów. Sztuka jako kondensator spotkań i wspólnych działań? Czy twórcy amatorzy razem coś zrobią? Czy plener będzie dla nic (dla nas) zaczynem do dalszych wspólnych działań? Każdy jest twórcą, możliwość spełnienia, sprawstwa. Tylko potrzeba miejsca.

Potrzebne są kolejne spotkania i kolejne preteksty do bycia i tworzenia razem. Może właśnie skansen będzie takim miejscem inspirującym i przygarniającym, punktem zapalnym, swoista masą krytyczną? Bo przecież nie będziemy się integrować na przystankach i nie pod sklepem. Za każdym razem tym hot-spotem może być coś innego, nie tylko biblioteka czy dom kultury.

Co dalej? Trawię zebrane wrażenia i rozmyślam nad nowymi pomysłami. Wakacyjny wypoczynek nie jest wolny od nauki. Tyle, że jest ona inna, bez ocen, pośpiechu i bez rywalizacji.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz