11.03.2024

Denializm edukacyjny


Denializm rozumiem (i w takim znaczeniu używam w niniejszym tekście) jako zaprzeczanie faktom i rozwijanie teorii spiskowych. Edu-denializm to proste i wypaczone wcielenie behawioryzmu, to  przywiązanie do autorytarnego nauczania czyli podającego trybu przekazywania wiedzy. To zakotwiczenie w przeszłości bez dostrzegania tego, co teraz za oknem.

Teorie spiskowe oraz mity miejskie wskazują, że są jacyś winni za wszystko, jacyś oni, jakaś ideologia, źli kołcze itp. Zatem konkretni ludzie lub spersonalizowane uogólnienia o modnie brzmiących nazwach. W każdym razie coś złego, bliżej nieokreślonego. Jeśli zapytać o szczegóły i konkrety to uwidacznia się mglista pustka, coś typu wicie rozumicie. I niezachwiana, zaangażowana wiara w swoją rację, podparta obowiązkowymi epitetami o mocnym zabarwieniu emocjonalnym. 

Co mówi edudenializm na różne propozycje zmian w edukacji? Nie ma dowodów, to tylko moda, mity, ideologia, lepszy jest sceptycyzm i branie na tak zwany ludzki rozum. Konserwatyzm, czyli przywiązanie do dawnych wzorców i tradycji, jest ogólnoludzki. Ma swoje pozytywne uzasadnienie: doświadczenia zebrane przez pokolenia w formie mniej lub bardziej przejrzystych zasad. Przejmujemy je bez większego zastanowienia. I to dla trwania społecznego zazwyczaj bywa dobre. Ale tylko w niezmiennych, stabilnych warunkach. Wtedy, gdy środowisko się zmienia, to konserwatyzm bywa kulą u nogi i kamieniem u szyi - mocno utrudnia progresywistyczne i kreatywne poszukiwanie nowych wzorców postępowania i aktywnego dostosowywania się do nowych warunków. 

Dyskusja jest potrzebna, także między konserwatyzmem a progresywizmem. Potrzebne jest tylko jasne wyrażanie swoich myśli i argumentów. Bez ukrywania ich w mętnym wywodzie, maskowania za epitetami itp. Rozważny taki przykład z lekarzem, bełkoczącym i mamroczącym pod nosem, z licznymi dygresjami nie na temat oraz wylewaniem żalu na kogoś z personelu lub sąsiada, co jabłka z sadu podkrada. Jeśli taki lekarz ma coś ważnego nam do przekazania, np. wynik badań o stanie naszego zdrowia (lub naszego krewnego), to będziemy go słuchali. Z trudem i bólem ale będziemy słuchali. Najwyżej będziemy się dopytywali czy dobrze zrozumieliśmy diagnozę. 

Zadbaj o treść przekazu a forma jest nieważna? To jedno z przesłań edudenialistów. Nie mają racji. Forma też ma znaczenie. Jeśli chcesz coś powiedzieć, napisać, przekazać, to pomyśl o słuchaczu i warunkach w jakich otrzyma od ciebie komunikat. Czy będzie miał dobre warunki i sposobność się  z tym przekazem zapoznać? Jakie mogą być zakłócające szumy? 

Denialista zazwyczaj pisze i mówi mętnie, bełkotliwie, z argumentami ad personam (typu twój ojciec księdzu kury kradł), z nadęciem emocjonalnym, w retoryce walki z urojoną ideologią (zawsze są jacyś oni). Znajdziemy to wśród piewców Wielkiej Lechii, płaskiej Ziemi, antyszczepionkowców, denialistów antyklimatycznych oraz denialistów edukacyjnych. "Bo to wszystko ściema w tej edukacji". W tym narzekaniu denialista nie przedstawia żadnej konkretnej alternatywy. W wywodzie zazwyczaj nie ma nic oprócz marudzenia i deprecjacji. Czasem pojawiają się jakieś cudowne recepty wyciągnięte z lamusa (skutkujące działaniami typu likwidacja gimnazjów, przywracaniem łaciny w szkole itp.). 

W każdej grupie jest Smerf Maruda, w środowisku edukacyjnym także ich nie brakuje. Stąd w pozorowanej dyskusji typowe są argumenty ad personam, epitety do osoby a nie do argumentów. Nie ma skupienia się na wywodzie logicznym z dobrze dobranymi argumentami. Bo pustki nie da się ubrać w dobre słowa - od razy byłaby widoczna. Stąd skrywanie się za mętnym językiem, zdaniami wielokrotnie złożonymi i dygresjami. Wróćmy do przykładu z lekarzem. Jeśli nie ma nic do przekazania, tym bardziej nie będziemy słuchać mamroczącego marudy. Bo po co?

Denialiści edukacyjni złoszczą się, gdy spotkają sprzeciw co do swojej mitologizacji. W jakimś stopniu wyglądają jak konserwatyści - dbają o dawne wartości. Nie zauważają tylko zmian w otoczeniu społecznym, wpływających na sam proces nauczania czy raczej uczenia się. To tak jakby ktoś latem upierał się, że należy chodzić w puchowej kurtce lub futrze, bo przecież dawniej (zimą!) tak się chodziło i było dobrze i zdrowo. Więc po co zmieniać ubranie? Że wiosna, że lato? Toż to wymysł mitycznych onych. Na pewno te zmiany propagują jacyś źli oni o niecnych zamiarach, lewacy, kołcze, szemrane grupy interesu. Trudno z denialistami dyskutować, mimo że w ich wywodach zawsze można znaleźć jakieś ziarno prawdy, jakieś wartościowe elementy. 

Zatem w dyskusji warto oddzielić ziarno od plew i skupić się na tym co przejrzyste i istotne. Bo na każde zagadnienie warto spojrzeć z różnych punktów widzenia. Nawet najbardziej oryginalnych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz