23.03.2024

Godzina dla Ziemi – wieki dla ludzi

Sielski, wakacyjny relaks w nadmorskim miasteczku. Czy nie zabraknie nam wody?

Czujemy się jak na wakacjach, woda w fontannie raźno tryska, przynosząc ochłodę i ciesząc oczy ładnym widokiem, a tu jacyś „ekolodzy” burzą sielski spokój i każą zastanawiać się na jakąś Ziemią, czystymi rzekami, konsumpcją.

Godzina to tak niewiele. Ledwie symbol. Zgasną światła na godzinę – będzie mały problem dla sieci energetycznej. Same kłopoty? Nic to nie zmieni a tylko problemy? Takie głosy często słychać. Ale ci, którzy biorą udział w Godzinie dla Ziemi na całym świecie, chcą zwrócić uwagę, że jest coś ważnego, dla nich i dla reszty, co warto na poważnie przemyśleć.

Godzina dla Ziemi to znak ostrzegawczy, zwrócenie uwagi. Tak jak sygnalizacją na przejeździe kolejowym, jak kontrolka ze stanem zdrowia czy bezpieczeństwa, jak monitory aparatury medycznej w szpitalu pokazujące stan pacjenta. Trzeba czasem spojrzeć na monitor i sprawdzić jaka jest akcja serca, ciśnienie krwi, poziom cukru we krwi czy aktywność mózgu. Bo można przespać, przegapić. A wtedy będzie już za późno.

Godzina dla Ziemi to tak naprawdę godzina dla człowieka, dla całej ludzkości. Wskazanie, że coś ważnego się dzieje. I są to sygnały bardzo ostrzegawcze, trzeba działać indywidualnie i zbiorowo. Indywidualnie możemy zmieniać swój styl życia na mniej zużywający zasoby Ziemi i zasoby dla innych ludzi. Podzielić się z innymi i z przyszłymi pokoleniami? To takie trudne a jednak możliwe.

W tym roku Godzina dla Ziemi w Polsce poświęcona jest jakości polskich wód powierzchniowych, polskim rzekom. Od transformacji z początków lat 90. XX wieku dużo zrobiliśmy, wybudowano dużo oczyszczalni ścieków. Czyli można, czyli stać nas na zbiorowy wysiłek. Wprowadziliśmy także surowsze wskaźniki jakości rzek w całej Europie. Więc łatwiej porównywać, między krajami, między poszczególnymi latami. Prowadzimy monitoring rzek by wiedzieć jaki jest stan i gdzie trzeba działać by polepszyć sytuację. Mierzone są wskaźniki fizyczne, chemiczne i biologiczne. Zwłaszcza z różnorodnością biologiczną nie jest najlepiej. Bardzo duży odsetek badanych rzek ma wody złej jakości. Wystarczy, że tylko jeden wskaźnik będzie zły a dany odcinek klasyfikowany jest jako zły. Może stłuc termometr to poprawimy sobie humor i samopoczucie? Dalej można będzie się cieszyć beztroskimi wakacjami? Ale wtedy przychodzą katastrofy takie jak w Odrze z ogromnymi stratami przyrodniczymi, społecznymi i gospodarczymi. A przecież katastrofa w Odrze nie była niespodzianką i zaskoczeniem. Tyle tylko, że lekceważyliśmy złe wskaźniki (i głosy ostrzegawcze naukowców), tłumacząc, że jakoś to będzie, że działanie jest kosztowne, że kopalnie, że wicie rozumicie. Bo zabrakło ludzi odważnych by podejmować bolesne lecz konieczne decyzje.

Jest źle. Nie ma co przymykać oczy na stan polskich rzek. Wiele starych problemów rozwiązaliśmy przez wybudowanie oczyszczalni ścieków w wielu miejscowościach. Dalej jednak zezwalamy na spuszczanie ścieków do polskich wód. Dalej zezwalamy na odprowadzanie zasolonych wód do Odry czy Wisły. Dalej meliorujemy i prostujemy rzeki i to za duże pieniądze. Realizujemy archaiczne projekty z dawnych epok nie słuchając naukowców. Wisła lepiej radzi sobie z zanieczyszczeniami (w tym wodami zasolonymi) bo jest mniej uregulowana niż Odra. Dlatego Odrę trzeba renaturyzować. Tak jak i inne rzeki.

Wraz ze zmianami klimatu i aktywnością kopalni odkrywkowych pojawił się nowy problem – brakuje wody w rzekach, niektóre na wielu odcinkach przestają płynąć. Mamy więc w Polsce zupełną nowość – rzeki okresowe. Tak jak w Afryce czy Australii. To ogromne zagrożenie zarówno dla bioróżnorodności jak i rolnictwa, przemysłu i zasobów wody pitnej dla przeciętnego Kowalskiego. W ostatnich latach w coraz większej liczbie gmin czasowo ograniczane są dostawy wody dla gospodarstw domowych. Po prostu zaczyna nam jej brakować. Wycinamy z miast drzewa a potem, w czasie upałów rozstawiamy kurtyny wodne, zużywając zasoby wody pitnej. Krótkowzroczne szaleństwo. Efektywniej jest schładzać temperaturę w miasta przez zwiększone nasadzenia drzew i krzewów. 

Nowym i słabo jeszcze rozpoznanym zagrożeniem jest zanieczyszczenie wód chemioterapeutykami (farmaceutyki). To zarówno pozostałość po lekach dla ludzi (m.in. antybiotyki, hormony) jak i pozostałości po pestycydach stosowanych w uprawie roślin jak i farmaceutykach (np. antybiotyki), stosowanych w hodowli zwierząt. Te związki biologicznej czynne nawet w mikroskopijnych ilościach wywołują duże zmiany w bioróżnorodności jak i w naszych organizmach.

Kolejnym nowym problemem jest mikroplastik obecny także w naszych rzekach. Finalnie trafia do naszych organizmów, nie mówiąc o wpływie na przyrodę.

Godzina dla Ziemi to nie żadne śmichy-chichy, to kwestia naszego przetrwania i naszego zdrowia. Tu i teraz. I tego roku latem nie ominą nas problemy z suszą (i wynikającymi z tego stratami w rolnictwie czy turystyce) i zanieczyszczeniem wód. Będziemy tracić kolejne miliony a raczej miliardy. Lepiej więc inwestować w lepszą przyszłość Ziemi i nas na niej żyjących. Zapobiegać a nie tylko leczyć.

Dlaczego mamy tak duże problemy z akceptacją społeczną dla niezbędnych działań na rzecz środowiska przyrodniczego (to są nasze zasoby i nasz kapitał) i rozwoju zrównoważonego? Bo przeciętny Kowalski musi poświęcić obecne, lokalne dobra (np. własna, chwilową wygodę) na rzecz dobra dla całej ludzkości. Czy czujemy się wspólnotą i potrafimy działać razem? Czy też przeważy indywidualny egoizm „moja chata z kraja”. Czy potrafimy w warunkach polskich myśleć o innych, o interesach i dobrostanie innych grup zawodowych, czy tylko o sobie. Myśleć o dobru nie teraz lecz dobru w przyszłości. Naszej przyszłości. Czy potrafimy myśleć o dobru jako rezultacie złożonego rozumowania, które przeciętny człowiek nie rozumie i musi przyjąć na wiarę od tak zwanych autorytetów i elit. Chyba, że sam podejmie wysiłek zrozumienia i własnej edukacji. Edukacja i próba zrozumienia zjawisk zachodzących w ekosystemach i całej biosferze wymaga wysiłku. A przeciętny człowiek nie jest skory do żadnego wysiłku. Łatwiej podważać, kontestować i uciekać w teorie spiskowe czy populizm. Tyle tylko, że płyniemy wszyscy na jednej szalupie ratunkowej, na jednym statku. Jeśli wspólnie nie będziemy starali się załatać dziur, to wszyscy pójdziemy na dno. Dlatego jest właśnie Godzina dla Ziemi – jest wołaniem na puszczy, jest jak sygnał ostrzegawczy: zobaczcie wreszcie problem, oderwijcie się od codziennych zakupów i patrzenia na seriale, jest coś ważnego do przemyślenia. A potem do działania.

Nie jest łatwo o takie globalne i lokalne działania bo różnica korzyści i kosztów jest różna dla różnych grup. Potrzebne jest nam myślenie o wspólnocie i solidarność. Nadchodzi dla nas Polaków i dla ludzkości chwila prawdy: czy jesteśmy i czy potrafimy stworzyć taką wspólnotę i myśleć o dobru wspólny? Czy potrafimy myśleć o naszym przeciekającym statku na oceanie? Nie mamy drugiej, zapasowej Ziemi. A jeśli jest, to gdzieś daleko w kosmosie, poza naszymi możliwościami podróży…

Wygoda dla mnie teraz (nie muszę za nic być odpowiedzialna/-ny) ) czy dobro dla całej ludzkości i dla przyszłych pokoleń? Może choć przez godzinę pomyśl o tym.


Czytaj także:


2 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o zrównoważony rozwój, warto zwrócić uwagę jak szybko rozwija się SI, której serwery wymagają ogromnych ilości energii i wody. Zwyczajna konwersacja z chatGPT wymaga schłodzenia serwerów około 500 ml wody, więc wystarczy wyobrazić sobie ile wody (również pitnej) trzeba zużyć kiedy kilka milionów ludzi wykorzystuje chatGPT zamiast zwykłej wyszukiwarki (tradycyjne wyszukiwarki wymagają mniej zasobów). Chciałbym, żeby Pan Profesor zwrócił uwagę na ten problem, w szczególności w przypadku SI, które tworzy obrazy, a te wymagają znacznie więcej energii niż zwykłe prompty. Jeśli mamy już od kilki(nastu)lat problemy z zasobami wodnymi, to co będzie za rok kiedy wszyscy i większość firm będzie chciała korzystać z SI? Ciekawym aspektem jest jeszcze AI Act w Unii Europejskiej, gdzie nie słyszałem o ograniczeniach względem wykorzystania energii i wody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wykorzystywanie elektroniki to także zużycie energii. Internet i algorytmy sztucznej inteligencji to wykorzystanie serwerów i związanej z tym energii.

      Usuń