![]() |
Terenowy spacer pt.. Co w dobromiejskiej trawie piszczy, fot. CKB w Dobrym Mieście |
Na zaproszenie Centrum Kulturalno-Bibliotecznego w Dobrym Mieście odwiedziłem to małe, urocze warmińskie miasteczko. Gdy wyruszałem na spacer entomologiczny w Dobrym Mieście, przygotowany byłem na wszystko – a może raczej na to, co niespodziewane. Do południa było słonecznie, ale prognoza pogody zapowiadała deszcz. Jaki spotkam teren, kto przyjdzie i jaka będzie pogoda - to niewiadome przy każdym spacerze edukacyjnym. Przecież takie spotkania z przyrodą to zawsze loteria, zwłaszcza na nieznanym terenie. Przyjechałem trochę wcześniej by poznać miejsce, sam najpierw odwiedziłem potencjalnie dogodne miejsca. Nie zawiodłem się wstępnym rekonesansem na mapie. Teren był ciekawy przyrodniczo, położony nad rzeką Łyną. Myślałem także nad scenariuszem alternatywnym, gdyby padało. Wybrałem miejsca, w których mogłem pobrać próby hydrobiologiczne, by potem pod dachem pokazać, co żyje w rzece Łynie. Zostało trochę czasu więc odwiedziłem Muzeum Miejskie z warsztatami rzemieślniczymi (skansen miejski). Oraz zaszedłem na kawę do uroczej kawiarenki. To wszystko inna i równie ciekawa opowieść, która niebawem doczeka się materializacji.
Zaczęliśmy spotkanie. Na szczęście pierwsze chwile obfitowały w słońce, pozwalając nam zanurzyć się w fascynującym świecie owadów, roślin i nadrzecznej przyrody. Potem schroniliśmy się pod dachem w Stodole Kultury by kontynuować opowieści przyrodnicze i skomentować to, co widzieliśmy. To właśnie ta nieprzewidywalność, ten element zaskoczenia, czyni obcowanie z naturą tak niezwykłym doświadczeniem. Przygoda jest wszędzie, nawet w mieście.
Pytanie, które zawsze mi towarzyszy, gdy spotykam się z ludźmi w różnym wieku i o różnych zainteresowaniach, brzmi: jak opowiedzieć o przyrodzie, by nie przytłoczyć nadmiarem faktów, a zainspirować? Czy zasypać ich mnóstwem fachowych nazw i faktów, czy może zaproponować coś innego, coś, co zostanie z nimi na dłużej? Wybrałem to drugie.
Moją główną intencją było nie tyle przekazanie gotowej wiedzy, ile wskazanie drogi do jej samodzielnego odkrywania. Chciałem dać wędkę, a nie tylko rybę. I wierzę, że kluczem do tego jest rozbudzenie ciekawości – tej pierwotnej iskry, która sprawia, że zaczynamy uważnie patrzeć dookoła siebie. Bo do przeżycia letniej przygody potrzebna jest przede wszystkim ciekawość i uważność w obserwowaniu świata wokół nas. W pozornie bardzo mało ciekawym środowisku miejski, spotkaliśmy ślady żerowania owadów, na liściach przydrożnych krzewów i drzew. Spotkaliśmy larwy i poczwarki biedronek, galasy na liściach, ślimaka winniczka, szarańczaki na wystrzyżonym trawniku. Potem był jeszcze ciekawszy teren, nad rzeką Łyną. Zbliżały się burzowe chmury a my obserwowaliśmy świtezianki, nartniki, ślepaki, motyle rusałki kratkowce.Spacer z lupą w dłoni, z otwartymi oczami i umysłem, to dopiero początek. Kiedy zauważymy coś intrygującego – kolorowego motyla, dziwacznego chrząszcza, pracowitą mrówkę – wtedy zaczyna się prawdziwa przygoda. Kolejnym krokiem jest dokumentacja. Niech to będzie notes i ołówek, telefon komórkowy do zdjęć, czy nawet szkicownik. Ważne, by utrwalić to, co nas zaciekawiło. Te rysunki, zdjęcia i zapiski stają się później punktem wyjścia do dalszych poszukiwań.
Z uchwyconym obrazem lub notatką, możemy przystąpić do próby rozpoznania gatunku. Tutaj z pomocą przychodzą popularne książki o przyrodzie, przewodniki po owadach i roślinach, a także nowoczesne technologie, takie jak aplikacje do rozpoznawania obrazu, np. Google Lens. Są oczywiście i dedykowane aplikacje, nawet do rozpoznawaniu ptaków po głosie. Zalecam oczywiście krytyczne podejście i wersyfikowanie w innych źródłach tych pierwszych prób identyfikacji. Kiedy już poznamy nazwę gatunkową to otwierają się przed nami drzwi do pogłębiania wiedzy. To etap, w którym sięgamy do ogromnych zasobów ludzkości, do internetu, specjalistycznych publikacji, a więc do wieloletnich obserwacji konkretnego gatunku i analiz wielu ludzi. Nazwy gatunkowe otwierają nam wrota do ogólnoludzkiej pamięci i wiedzy. Poznajemy biologię, ekologię konkretnego gatunku czy zaobserwowanego zjawiska, ale także etnografię – czyli spojrzenie na przyrodę z perspektywy ludzkiej kultury, wierzeń i tradycji. Owady, choć często niedoceniane, od wieków inspirowały artystów, naukowców i zwykłych ludzi. W ich naukowych czy zwyczajowych nazwach ukrytych jest wiele zapomnianych wierze, tradycji, opowieści. Na przykład biedronka - boża krówka. Dlaczego boża krówka i czy biedronka na biodro?
Ze spaceru zapamiętałem dwa gatunki, które dla mnie okazały się dużą niespodzianką. Po pierwsze pszczoła zwężnica, po drugie chruścik niprzyrówka rzeczna. A na co zwrócili uwagę uczestnicy dobromiejskiego spaceru entomologicznego?
Co dalej z tą zdobywaną wiedzą? Czy to tylko rozrywka i przemijająca ciekawostka? Najpiękniejszym krokiem jest dzielenie się nią. Opowiedz znajomym o swoich spotkaniach z przyrodą i o tym, czego się dowiedziałeś. Napisz o tym! Może to być Twój prywatny dziennik przyrodniczy z ilustracjami (taki analogowy, papierowy), post w mediach społecznościowych, czy wpis na blogu. W Dobrym Mieście zaproponowałem uczestnikom coś więcej – wspólne stworzenie kilku opowieści i umieszczenie ich na Wakelet. Każdy będzie miał szansę opisać swoją osobistą przygodę z przyrodą. Opowiadanie czy pisanie wymusza uzupełnianie róznych informacji (poszukanie, doczytanie), uporządkowanie ich a więc wielowymiarowe przetwarzanie. Po drugie samo opowiadanie i pisanie porządkuje naszą wiedzę operacyjną i wspomaga zapamiętanie i cementowanie własnej wiedzy. To przykład aktywnego uczenia się, które pozostawia znacznie głębsze ślady w pamięci niż zwykłe czytanie czy słuchanie (bierne, jak to w każdej rozrywce). Aktywnie zdobywana wiedza utrwala się mocniej, staje się częścią naszego doświadczenia.Nie chciałem onieśmielić moich słuchaczy bogactwem szczegółów. Moim celem było zainspirowanie ich do samodzielnych obserwacji i aktywnego poznawania świata. To był spacer z opowieściami, gdzie rekwizytami były spotkane po drodze gatunki, a każda z nich stawała się początkiem szerszej opowieści – przyrodniczej i humanistycznej.
Skąd u mnie taka prywatna kolekcja opowieści? Sam przez wiele lat z zaciekawieniem obserwowałem te gatunki, a potem szukałem o nich historii, a co najważniejsze – tworzyłem własne opowieści na blogu i stronach internetowych. To proces, który nigdy się nie kończy i który dostarcza nieustannych odkryć. A przy okazji poszerza się wiedza użytkowa, funkcjonalna, rozumiana i wykorzystywana. Skoro sam na sobie doświadczyłem takiej aktywnej edukacji, to polecam ją innym. Swoim studentom, nauczycielom czy indywidualnym poszukiwaczom przyrodniczych przygód. Naszą wiedzę przyrodniczą w większości czerpiemy z telewizji i internetu. Dlatego tak dużo wiemy o delfinach, żyrafach, lwach czy motylach monarchach. A tak mało wiemy o przyrodzie obok nas, nawet we własnym domu. Letni czas to dobra okazja by zatrzymać się na dłużej w jednym miejscu i po prostu z zaciekawienie obserwować. A potem rozpoznać i nazywać, potem pogłębiać swoją wiedzę i na koniec opowiadać słowem i pismem o swoich wakacyjnych spotkaniach z przyrodą. Gdziekolwiek jesteśmy, nawet na miejskim podwórku spotkać nas może niezwykła, wakacyjna przygoda, o której warto opowiedzieć innym, To nie dalekie podróże do Egiptu czy na Majorkę decydują o fascynujących przeżyciach lecz uważność i dociekliwość. Gdziekolwiek jesteśmy.
Czy mi się udało zainspirować do samodzielnego poznawania owadów, roślin, grzybów i wszelakich organizmów? Nie wiem. Czas pokaże. Mam jednak nadzieję, że choć część uczestników zabrała ze sobą nie tylko wspomnienia ze spaceru, ale przede wszystkim iskierkę ciekawości i chęć aktywnego poznawania świata. Być może gdzieś w Dobrym Mieście, albo w okolicach, ktoś dziś uważnie przygląda się małemu stworzeniu, szuka jego nazwy i snuje własną opowieść. I to byłby dla mnie największy sukces.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz