1.08.2019

Susza, mała retencja i szkodliwe wykaszanie rzeki Łyny


Spacerując nad rzeką Łyną, po niedawno oddanej do użytku Łynostradzie, oczom (przyrodnika) ukazał się przykry widok (uwidoczniony na zdjęciach). Wraz z nurtem rzeki płyną wykoszone kępy roślinności wodnej. Najwyraźniej i w tym roku przystąpiono to rytualnego wykaszania-czyszczenia koryta rzeki. Dlaczego nazwałem to rytualnym? Bo wynikającym z dawnych przyzwyczajeń a obecnie nieuzasadnionych.

Mój smutek wynika z kilku powodów, po pierwsze niszczenie różnorodności biologicznej, po drugie negatywne skutki dla bilansu wodnego (w tym pogłębianie efektów suszy) i po trzecie nieestetyczne i nieprzyjemne skutki dla turystów oraz tutejszych spacerowiczów. Szczegółowo to uzasadnię wraz ze wskazaniem na archaiczności i nieadekwatność takich zabiegów.

Rośliny wodne to nie tylko fotosynteza i konkretne gatunki ale także miejsce przyczepu i siedlisko wielu organizmów wodnych. Od małych pierwotniaków, jamochłonów, wrotków i wielu innych grup, składających się na peryfiton, po wiele makrobezkręgowców (owady wodne, mięczaki, skorupiaki itd.). Ogromne bogactwo życia. Jedne znajdują schronienie, inne mocno się przyczepiają do roślin, jeszcze inne składają jaja. Wraz z wykaszaniem wszystkie praktycznie giną. Bo nie tylko niszczone jest ich siedlisko ale cała ta roślinność wyjmowana jest na brzeg i tam na lądzie umierają setki gatunków, dziesiątki tysięcy osobników hydrobiontów. Także i chruścik niprzyrówka rzeczna (Leptocerus inetrruptus), który uznany jako prawdopodobniej wymarły, kilka lat temu został znaleziony m.in. w rzece Łynie na odcinku powyżej Olsztyna. Ale to tylko jeden z wielu przykładów. Jako hydrobiologowi żal mi na to patrzeć…

Może jest jakiś cel nadrzędny, dla którego taką stratę przyrodniczą w bioróżnorodności warto (trzeba) ponieść? Wykaszanie roślin wodnych w korycie rzeki Łyny w obecnych warunkach środowiskowych (wieloletniej suszy) nie jest adekwatnych działaniem. Wręcz szkodliwym. Roślinność w nurcie rzeki spowalnia odpływ wody, jest więc elementem naturalnej, małej retencji. Na problem małej retencji zwróciło już uwagę nawet Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie: „Pamiętajmy, że aby zapobiec suszy, konieczne są różnego typu działania. Wszystkie koncentrują się na zatrzymywaniu wody, przede wszystkim w miejscu, którym ona spadła jako deszcz. To powoduje, że spowalniany jest jej odpływ do potoków i rzek. Zatrzymana woda dłużej pozostaje w lokalnym środowisku, stopniowo zasila grunt, przeciwdziała suszy. Warto też pamiętać, że z założenia mała i duża retencja chroni nie tylko przed skutkami suszy, ale zapobiega również podtopieniom oraz powodziom.” (źródło:  „Niskie stany wód w rzekach. Retencja odpowiedzią na suszę")

Województwo wamińskio-mazurskie stosunkowo mało – w porównaniu do innych części kraju – odczuwa katastrofalne skutki suszy i braku wody. Prawdopodobnie w dużej części wynika to z wieloletnich działań Lasów Państwowych, które na swoich terenach wprowadzają od dłuższego czasu liczne działania, związane z małą retencją. Nie są one widowiskowe, nie buduje się wielkich zapór czy dużych inwestycji ale przynoszą dobre skutki – woda zatrzymywana jest w krajobrazie, w małych zbiornikach, torfowiskach, spowalniany jest odpływ na małych ciekach wodnych. W znacznym stopniu w tym działaniu wspomagają nas bobry.

Skoro od lat wiemy już o dobrych skutkach małej retencji, to dlaczego w dalszym ciągu  wykasza się rzeki? Chyba tylko dlatego, że kiedyś się tak robiło – siłą przyzwyczajenia. Bez uwzględnienia obecnej sytuacji i obecnych potrzeb. To tak, jakby ktoś zimą zaczął sypać piasek na chodnik by na ubitym i zamarzniętym śniegu nie było ślisko dla pieszych. Działania uzasadnione. Ale jeśli ktoś kontynuuje je również latem… to jest to czynność zupełnie nieadekwatna i „archaiczna”.

Po co wykaszać roślinność z nurtu rzeki? By przyspieszyć odpływ wody i udrożnić kanał do żeglugi? Tyle tylko, że Łyna już od bardzo wielu dziesięcioleci nie jest wykorzystywana jako tor wodny dla tratw ze spławianym drewnem. Dawniej może miała znaczenie dla transportu, teraz już kompletnie nie ma takiego znaczenia. Wykorzystywana jest jedynie turystycznie i rekreacyjnie, a kajakarzom roślinność wodna nie przeszkadza w pływaniu. A przyspieszanie odpływu wody – jak wspomniałem wyżej – wobec długoterminowych deficytów wody jest zupełnie niewskazane.

Dlaczego obecnie brakuje nam wody dla celów przemysłowych, rolniczych i nawet komunalnych (w kilkudziesięciu miejscowościach Polski w tym roku zarządzono oszczędne i ograniczone korzystanie z wody wodociągowej bo jej brakuje w ujęciach). Zmienił nam się klimat. W czasie cieplejszych zim, nawet jeśli spadnie śnieg, to szybko topnienie i spływa rzekami do morza. Nie mamy wiosną zimowego zapasu wody w krajobrazie. Po drugie, przy dłuższym sezonie wegetacyjnym rośliny wykorzystują więcej wody na transpirację. Dawne działania, polegające na odwodnieniach – jeszcze w XIX wieku Niemcy na dużą skalę osuszali jeziora i torfowiska – w obecnej sytuacji są zupełnie nieadekwatne i niepożądane. We własnym gospodarczym interesie powinniśmy przywracać do życia torfowiska, zabagnienia i małe zbiorniki wodne.

Za spore pieniądze u nas dalej wykaszają roślinność wodną w mniemaniu, że są to działania korzystne i pożądane… Wycięte rośliny zbierane są na linowych przegrodach, np. w Olsztynie przy moście na ul. Niepodległości, vis-a-vis szpitala miejskiego. Po pierwsze uniemożliwiony jest ruch dla kajaków. Nie da się przepłynąć. Konieczna jest przenoska i to w miejscu na to nieprzygotowanym. Przez co najmniej kilkanaście dni lub kilka tygodni traci rekreacja kajakowa w samym mieście. Po drugie zbierająca się martwa materia po prostu gnije z towarzyszącymi temu procesowi zapachami. Wybierana jest na pryzmy na brzegu. Gnijąca materia organiczna po prostu bardzo nieprzyjemnie śmierdzi. Nie sprzyja to spacerom po Łynostradzie a i zlokalizowanie miejsca wyjmowania roślinności wykoszonej tuż przy szpitalu nie jest rozwiązaniem trafionym.
(Małe zatory przy brzegu i na gałęziach z gnijącą,
wykoszoną roślinnością wodną)

Płynące kępy wykoszonej roślinności zatrzymują się na nadbrzeżnych gałęziach itd. Nie wygląda to ładnie. Ślady pozostaną na bardzo długo.

Może więc wykaszanie roślin ma znaczenie przeciwpowodziowe? Też nie. Wieloletnia praktyka wykazała, że przyspieszanie spływu wody, np. przez prostowanie koryt cieków, regulację i betonowanie brzegów zwiększa tylko zagrożenie powodziowe, bo poniżej fala powodziowa tworzy się bardzo szybko. Na całym świecie odchodzi się od tych nietrafionych działań, na powrót renaturyzuje się rzeki i wykorzystuje doliny rzeczne jako naturalne zbiorniki retencyjne. W przypadku Olsztyna zagrożeniem jest zasypywanie samej doliny jak i koryta rzeki ziemią pobudowlaną i gruzem – na odcinku poniżej Rusi i Bartąga. Ale nie rosnąca w nurcie roślinność wodna.

Może po wykoszeniu jest ładniej? Bo jak rosną rośliny w nurcie to na nich często zatrzymują się śmieci, takiej jak butelki, styropian, torby foliowe itd.? Tak, jesteśmy brudasami i wszystko wyrzucamy do rzeki. To także archaiczne zachowanie. Przez wieki rzeki były kanałami sanitarnymi, wyrzucaliśmy wszelkie nieczystości, czy to padlinę, czy śmieci, czy zawartość ustępów. I problem odpływał. Przy małym zaludnieniu i rozproszonym osadnictwie tak można było funkcjonować w średniowieczu. Ale już od dziesięcioleci widzimy zmiany w postrzeganiu rzeki - miasta odwracają się twarzą (frontem) do rzek i traktujemy je jako miejsca rekreacyjne (a nie sanitariat). Wyraźnie widać to w sposobie zabudowy. Niestety, wielu z nas wyrzuca małe i duże śmieci gdziekolwiek, także i do jezior czy rzek. I potem płyną. Ale mądrzej byłoby usuwać śmieci z wody, nawet w formie akcji wolontariatu, niż wykaszać roślinność „by śmieci się nie zatrzymywały”. Bo nie jest to rozwiązanie problemu a jedynie przysłowiowe zamiatanie pod dywan.

Piszę ze smutkiem, licząc, że to wołanie na puszczy przyniesie jednak jakiś dobry skutek. Może już w przyszłym roku nie będzie takiego bezsensownego wykaszania rzeki Łyny w Olsztynie ?

Miejsce wyławiania wykoszonej roślinności, przegroda na rzece, uniemożliwiająca przepłynięcie i pryzmy gnijącej materii organicznej. Bardzo intensywny i nieprzyjemny odór. 

15 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Lasy Państwowe zastosowały w kilku miejscach małą retencję z tego powodu, że są dysponentami gruntu. Nie muszą uzgadniać z sąsiadami i innymi właścicielami. Nie prowadzi się natomiast właściwej gospodarki na rowach. Mam dokumentację fotograficzną ze współrzędnymi, gdzie żadna zastawka nie jest wykorzystana do zatrzymania wody wiosennej.
    Duża praca przed nami by przekonać rolników do właściwej gospodarki wodą. Rolnicy są potencjalnymi wykonawcami małej retencji, nie rozumianej tak jak dotychczas BUDOWA MEW. Już w starożytności potrafiono nawadniać grunty. Krzysztof " - wielka sztuką bzie przekonać rolników do małej retencji. To ich grunty, więc wystraczyłoby tylko chcieć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Rolnictwo to także olbrzymie połacie gruntów w rękach Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Tutaj nic nie zrobiono by wspierać retencję a potencjalnie byłoby tu najłatwiej wprowadzić właściwą gospodarkę wodami, przy wsparciu środkami Unii.
    Najbardziej tajemniczym jest problem wykorzystania wód podziemnych! Dlaczego po oczyszczeniu wody spuszczane są rzekami a nie wprowadzane w okolicach poboru?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam sie, rolnicy mogą dużo dobrego zrobić, byleby tylko chcieli i wiedzieli jak. Na pewno trzeba mówić, edukować i pokazywać dobre rozwiązania.

      Usuń
  4. Roślinność wodna nie przeszkadza kajakarzom... Ciekawa teza. Owszem profesorze, przeszkadza i to bardzo, spowalniając i czepiając się wioseł! Nie wiem czym zarasta na Łynie ale u nas najczęściej jaskrem, a ten chwast skutecznie zmniejsza bioróżnorodność.

    Owszem sposób wykaszania woła o pomstę, ta roślinność powinna być odławiania natychmiast a nie spławiana, ale to kwestie już techniczne.
    Prawda jest taka że retencja na ciekach wodnych może być robiona tylko poprzez zalewy a nie poprzez zarastanie nurtu! To absurd jakiś!

    Wrocław już zapłacił cenę za działania ekologów uniemożliwiające wycinkę zarośli łęgowych (świetnie spowolniły i spiętrzyły falę przepływającą przez miasto).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Roślinność wodna (...) kajakarzom (..) przeszkadza i to bardzo, spowalniając i czepiając się wioseł!" tak i woda przeszkadza bo mokra i można się wywrócić, i wiosłowanie przeszkadza bo się można zmęczyć - lepiej więc łódź z silnikiem, its. Zastanawiam się jak takie bzdrury może pisac człowiek, który lansuje się jako miłośnik przyrody?
      "Nie wiem czym zarasta na Łynie ale" - jasne, nie wiem, nie będe dociekał tylko się wypowiem. I wychodzi bzdura. Kolejna.
      "Prawda jest taka że retencja na ciekach wodnych może być robiona tylko poprzez zalewy a nie poprzez zarastanie nurtu! " masz małą wiedzę i czy warto się tym tak nachalnie popisywać publicznie? Tak jak te bzdury o zaroślach łęgowych i powodzi we Wrocławiu.... Ideologia ponad rozum. Ekspert samozwańczy od siedmiu boleści.

      Usuń
    2. Profesorze, kolejny raz usiłujesz wykręcić się sianem, atakując personalnie, stosując dziecinne zlośliwostki i nie podejmując rzeczowej dyskusji.

      Czytając twój sposób "polemiki" nie dziwię się że polskie uczelnie są tak kiepsko oceniane na arenie międzynarodowej...

      Usuń
    3. Taaa, mocno merytoryczny komentarz. Do Twoich wypisywanych bzdur nie mam juz cierpliwości.

      Usuń
    4. Wszyscy pamiętamy wypowiedź Cimoszewicza po powodzi na Odrze. Od tego czasu pojęcie zapobiegania skutkom suszy połączono z przeciwdziałaniem powodziowym!

      Usuń
  5. Argument, że roślinność czepia się wioseł należy uzupełnić o znane przypadki moczarki kanadyjskiej (kto ją tutaj sprowadził i czyja to sprawka), która rzuca się do gardeł kajakarzy,czy też pałki trzciny, które z dużą mocą potrafią uderzyć w głowę. Efekt daję się zauważyć w komentarzach. Profesorze pisz dalej i nie przejmuj się atakami, pozdrawiam GD.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest oddźwięk w Gazecie Olsztyńskiej http://olsztyn.wm.pl/601351,Czemu-sluzy-golenie-Lyny.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Z tego co zrozumiałem goli się łynę na odcinku 3-5 km to nie jest pewnie nawet 1 % przebiegu tej rzeki, to w czym problem ? No w czym? W mieście chodzi o turystykę, tzw. przyjazność tego cieku ( brak tzw. farfocli, oślizłości itp) dla tzw. przeciętnego a nawet bardzo przeciętnego turysty czy mieszkańca.
    Aby mimo wszytko zwolnić bieg można ją troszkę zaburzyć - dobrze przemyślanych miejscach powstawiać większe głazy będzie się dodatkowo natleniać coś jak ostrogi a kajakowa przenoska rzecz ludzka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, w tekście jest mowa o małym fragmencie rzeki Łyny. Ale wycinki stosowane są w znacznie szerszym obszarze i nie tylko rzeki Łyny. Pomysł z kamieniami wymaga nakładów - a rośliny mamy za darmo :). więc po co przepłacać? To do turystyki to bardziej przeszkadzają zatory-zbieracze (bo trzeba robić przenoskę) niż roślinność w nurcie czy na brzegu. Śmierdzącą kupa "zielska" przez kilka tygodni nie jest atrakcyjna ani dla mieszkańców ani dla turystów. Podobnie przegrodzenie rzeki, całkowicie uniemożliwiające przepłynięcie i to tuż przy Parku Centralnym.

      Usuń
    2. p.s. przykład z Lublina https://youtu.be/y7YL_uOCuI0

      Usuń
  8. No cóż, sparafrazuję "bo być kajakarzem to trzeba umieć". A Wrocław (i Opole) zostały zalane, bo kto się buduje w prakorycie rzeki. A "chwast" to co to jest? Naturalny porost roślinności? E, chyba nie tak, bo każde środowisko ma swój zespół roślin (zwierząt też). A pojęcie "chwast" przejęto od hodowców w stosunku do roślin i zwierząt (np ryb), które nie są przydatne dla nich w masowej hodowli lub uprawie. Również "melioracja" to pojęcie w przeszłości stosowane było do nazwania prowadzonych zabiegów umożliwiający szybki spływ/odpływ wody. Po powodzi 97 roku zapytałem melioranta projektanta w krytyce "regulacji" pewnego potoku, czy wie coś o ekologii? Odpowiedź - a tego nas na studiach nie uczyli. I to jako puenta mojego "wywodu".

    OdpowiedzUsuń