3.04.2022

Refleksje dotyczące warsztatów bentologicznych

Warsztaty bentologiczne, wycieczka terenowa i zajęcia praktyczne.


Spotkania naukowe w formie zjazdów, konferencji i warsztatów z kontaktami bezpośrednimi, zostały na dwa lata zawieszone z powodu pandemii Covid-19. Były całkowicie zawieszone ale niektóre odbywały się w formie zdalnej. Sanitarnie sytuacja się poprawia lecz pojawiła się wojna w Ukrainie i nowe obawy czy i jak organizować zawieszone cykliczne spotkania, w tym ogólnopolskie warsztaty bentologiczne, organizowane przez hydrobiologów. Co ma wojna do warsztatów? Choćby dostępność bazy noclegowej oraz zaangażowanie się ludzi w inne działania. Czas nie jest z gumy. Pośród różnych pomysłów pojawił się także i ten by zaprosić szerzej do udziału bentosowe środowisko naukowe z Ukrainy. Czyli dwa w jednym i warsztaty i jakaś pomoc czy wsparcie dla Ukrainy w trudnym dla niej czasie. 

Ta dyskusja zaczęła się od wpisu na fejsbookowej grupie przez Grzegorza Tończyka i maili rozesłanych przez Małgorzatę Kłonowską-Olejnik. Wpisem na blogu włączam się do dyskusji i poszerzam kanały komunikacji (zapewne toczą się także rozmowy kuluarowe i wąskich gronach). Na blogu można napisać dłużej, niczym w dawnym newsletterze (kiedyś grupa bentosowa miała także newsletter o znamiennym tytule DNO). Oczywiście tu na blogu piszę w uzupełnieniu i znacznym poszerzeniu do tego, co już zamieściłem na Facebooku. 

Pytanie zasadnicze: co dalej z warsztatami, a jeśli tak, to w jakiej formie? W każdej dalekiej wyprawie warto czasem zatrzymać się i zastanowić co dalej? Jak wybrać drogę, którędy i jak dalej podróżować? W długiej już tradycji spotkań warsztatowy mniej lub bardziej publicznie zastanawiamy się co dalej i jaką dla nas wartość miały i mają warsztaty bentologiczne. Niewtajemniczonym wyjaśnię, że bentosem nazywamy organizmy, żyjące na dnie zbiorników wodnych: rzek, źródeł, jezior, stawów itd. Zatem warsztaty bentologiczne to spotkania naukowców (w tym doktorantów i studentów) zajmujących się bentosem,

W refleksji nad zapoczątkowaną dyskusją nasunęło mi się kilka wątków. Pierwszy dotyczy form komunikacji w nauce i ich ewentualnej ewolucji, drugi - sensu istnienia towarzystw naukowych, trzeci - utrzymania wartościowej tradycji, czwarty odnosi się do pytania o młode pokolenie hydrobiologów i ich pomysły na świat i życie naukowe. 

Skoro dyskusja trwa to znaczy, że warsztaty w jakieś formie trwają i są potrzebne. My się zmieniamy, świat się zmienia lecz coś pozostaje niezmienne. Czy tym czymś są warsztaty bentologiczne, organizowane pod szyldem Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego? A może to tylko forma czegoś znacznie głębszego? I wtedy o tę głębszą istotę warto pytać.

To, co niezmienne i trwałe, to dyskusja naukowa jako jedna z form komunikacji nauce. Lecz na skutek zmian cywilizacyjnych, przynajmniej w części zmieniają się formy tej komunikacji. Czy warsztaty mają trwać siłą przyzwyczajenia i tradycji czy siłą autentycznej potrzeby? A może trzeba zamknąć pewien etap i wspominać sympatyczne chwile, licząc na nową transformację, na inicjatywy nowego pokolenia i na nowe warunki komunikacji? Tak jak stało się z newsletterem DNO - całkiem nie zamarł, przynajmniej w części trwa w postaci grupy na Facebooku.

Od dawna wykorzystywanymi formami komunikacji w nauce są książki, publikacje, newslettery. Zwłaszcza książki długo powstają i mają długi cykl życia. Sprawniejszym narzędziem są i były publikacje o znacznie krótszym cyklu życiowym i raczej węższym zakresie przedstawianych zagadnień. Jeszcze szybsze w komunikacji były newslettery. Powstały w epoce kserokopiarek i znacznie przyspieszyły upowszechnianie informacji naukowych. Teraz już chyba nie funkcjonują, bowiem wyparte zostały przez tańsze wersje online w postaci stron internetowych, elektroniczne wersje pdf (tańsze w rozsyłaniu nawet mailem) czy w mediach społecznościowych. W naszym przypadku założyliśmy grupę na Facebooku w miejsce obumarłego DNA (newsletter papierowy). Nawet publikacje i książki w coraz większym stopniu funkcjonują w wersjach elektronicznych, nie tylko jako uzupełnienie wersji papierowej lecz także zamiast nich. Wszystkie wymienione formy to dyskusja zdalna, bez bezposredniego kontaktu.

Równie starą formą dyskusji naukowej są konferencje, kongresy, seminaria czyli spotkania bezpośrednie rozproszonego bądź co bądź środowiska naukowego. Rozproszenie to cecha pracowników naukowych - każdy w innym miejscu, w czasem innym kraju, daleko od siebie. Na co dzień pracujemy pojedynczo lub w małych zespołach. Konferencja umożliwia spotkanie bezpośrednie wielu osób z wybranej dyscypliny czy specjalności. Spotkanie ludzi, którzy na co dzień znają się z publikacji i korespondencji listownej, teraz także z telefonów, e-maili i mediów społecznościowych. Spotkanie bezpośrednie to nie tylko możliwość wysłuchania referatu, wykładu ale także niezaplanowane spotkania i dyskusje kuluarowe. Niezwykle ważne dla ludzi nauki. Nie tylko budowanie relacji międzyludzkich ale miejsce na powstawanie pomysłów, poznawanie nowych ludzi i na dyskusje nie do końca uporządkowane. Miejsce inspiracji. 

Pewną nowszą formą konferencji są warsztaty, czyli spotkania bezpośrednie specjalistów ale z zaplanowanym czasem na poznawanie technik, przydatnych w codziennej pracy. Warsztaty to czas i miejsce, gdy uczymy się razem w grupie, bez wyraźnych podziałów na nauczycieli i uczniów, to czasowa grupa wspólnie odkrywająca, z relacjami bardziej horyzontalnymi niż wertykalnymi, mniej hierarchicznymi. Jakieś hybrydowe połączenie konferencji z szybkim kursem "podyplomowym". Ważne są w szczególności dla młodych badaczy lub dla osób rozpoczynających przygodę z nową tematyką czy metodologią badań. Szybciej uczymy się w kontakcie niż gdy czytamy o metodzie w książkach. W pewnym sensie na warsztatach wydłużamy czas na kuluary i wielobiegunowe dyskusje i niezaplanowane interakcje. W przenośni nazwałbym to specyficznymi rozmyślaniami przy łuskaniu fasoli czy darciu pierza. Nie tylko uporządkowane i sformalizowane zabieranie głosu ale możliwość aktywnego uczestnictwa w poznawaniu nowej metody. Przyjemność bycia w środowisku uczących się ludzi.

Czy warsztaty się przeżyły? Sądzę, że nie. Nawet jeśli pojawią się jakieś inne, nowe formy komunikacji w nauce, to książki, publikacje, konferencje i warsztaty zachowają swoją wartość i dużą przydatność. A co z warsztatami bentologicznymi? Czy po pandemicznej przerwie odrodzą się czy raczej przekształcą w coś nowego? A może jakieś zmiany zaszły w polskim środowisku hydrobiologicznym? Jeśli tak to jakie? Czy chcemy się ze sobą spotykać wokół tematyki bentosowej?

Kiedy spotkałem się z warsztatami? Będzie trochę osobistych wspomnień. Był początek lat  90-tych XX wieku, na samym początku mojej aktywności naukowej, jako asystenta. Zaprosił mnie kolega ze studiów do wsparcia warsztatów koleopterologicznych. Co prawda moim obiektem badań były chruściki ale warsztaty poświęcone były jeziorom lobeliowym i miałem adekwatny materiał. Przy okazji miałem pomóc organizacyjnie bo warsztaty organizował w Polsce The Balfour-Browne Club. Od razu na głęboką wodę. Zaskoczyła mnie duża otwartość i życzliwość europejskich koleopterologów, w odróżnieniu od polskiego klimatu feudalnej hierarchii, szorstkości i klimatu „ruki po szwam” dla ludzi z prowincji (a Olsztyn to prowincja na naukowej mapie Polski), której zdążyłem już doświadczyć. Myślałem, że tak po prostu musi być. Okazało się, że nie musi. Poznałem inną rzeczywistość (przenikała powoli do Polski). Było to towarzystwo naukowe starego typu bez podkreślania tytułów i stopni naukowych. Między naukowcami byli policjanci, przyrodnicy-amatorzy i dopiero przy ognisku można było się dowiedzieć między wierszami kto jest profesorem ważnej uczeni. Były oczywiście jakieś referaty, ja prezentowałem poster. Ale głównie było terenowe zbieranie materiału. Dwóch Brytyjczyków przyjechało ze mną do Olsztyna bo i tu chcieli pozbierać chrząszcze a ja spełniałem się w roli przewodnika terenowego. Czego się nauczyłem i co podpatrzyłem? Że w terenie najwygodniej bez woderów. Wystarczą tylko adidasy lub trampki. I tę metodę wielokrotnie potem wykorzystywałem w dalekich wyprawach bez samochodu. Oczywiście taka technika sprawdza się od wiosny do jesieni, najlepiej latem. Buty i spodnie szybko schną i nie obciążają plecaka. I nie trzeba na każdym stanowisku zmieniać obuwia. Znakomicie sprawdzają się także sandały. Szybciej schną. Oczywiście muszą być z odpowiedniego materiału. Drobny szczegół, o którym nie piszą w podręcznikach do hydrobiologii.

Co jest dobrego w warsztatach i co warto utrzymać? Niskie koszty zakwaterowania, np. w schroniskach. Kiedyś było ważne bo byliśmy biedni, teraz bo pieniądze na wyjazdy są tylko z grantów, uczelnie zazwyczaj nie finansują. Nie masz grantu i zaplanowanych konferencji - nie jedziesz. Albo za swoje, jako wyjazd prywatny. Niskie koszty ważne są dla doktorantów, studentów i freelancerów. Zatem wartością jest nastawienie się przede wszystkim na spotkanie a nie na luksus zakwaterowania (faktem jest, że młodszym jest łatwiej znosić spartańskie trudy zakwaterowania). Przy okazji wspólne robienie posiłku w schronisku sprzyja budowaniu relacji. Kolejną, moim zdaniem, wartością jest to, że dużo czasu przeznaczone jest na warsztaty i wycieczki terenowe a mniej na typowe części konferencyjne. Bardziej uczymy się razem niż prezentujemy swoje dokonania. To także ale więcej w formie posterowej niż referatowej. I spore nastawienie na życzliwe integrowanie środowiska polskich hydrobiologów. A w zasadzie tworzenie środowiska do takiej integracji w czasie wycieczek terenowych z demonstrowaniem różnych technik badawczych, z aktywnością artystyczną w postaci malowania kamieni, koszulek itd., w czasie których można milczeć i odzywać się tylko od czasu do czasu. 
Warsztaty z wycieczkami terenowymi są dobrą okazją do lepszego poznania różnorodnych ekosystemów i uzupełnienie zbiorów dydaktycznych. 

Warsztaty bentologiczne zapoczątkowali głównie "młodzi gniewni" hydrobiolodzy. Jako ich własny pomysł na podnoszenie kwalifikacji i wspólne uczenie się, jako własny pomysł na własne konferencje. Może po wielu już latach młodzi nie są już tacy młodzi i chcą przekazać pałeczkę innym? Czy będzie to prosta kontynuacja czy jakaś zmodyfikowana? I czy nam, starszym, starczy cierpliwości i wyrozumiałości na nowe pomysły innych ludzi? 

A może mniejsze jest zapotrzebowanie na warsztaty bo zaszły jakieś zmiany w polskiej nauce, w tym wśród hydrobiologów? Może bardziej nastawiliśmy się na zbieranie punktów (punktoza), potrzebnych w ocenie pracowników? Jeśli tak, to przyczyna leży gdzieś poza środowiskiem polskich bentosiarzy. Może spada zapotrzebowanie na konferencje i spotkania w towarzystwach naukowych? Bo zaciera się różnica między spotkaniami naukowymi a spotkaniami towarzystw naukowych w środowisku akademickim? Bo może szerzej wykorzystujemy spotkania online? Osobiście uważam, że sporo zmieniło się w całym środowisku naukowym a sytuacja z warsztatami jest tylko małym przykładem. A może się mylę i moje pesymistyczne myślenie wynika z wieku?

Jakie jest sens warsztatów? Ciekawość i początek indywidualnej podróżny w nauce. Tworzenie szerokiej grupy współpracujących naukowców. Dlatego warto utrzymać. Zatem czy jestesmy jeszcze wystarczająco ciekawi i czy chcemy tworzyć szersze, międzyuczelniane zespoły badawcze?  

Po co jeździć na warsztaty? By posłuchać wykładów i doniesień jak na każdej konferencji. By podyskutować inaczej niż na co dzień i by wziąć udział w wycieczce i poznawać nowe ekosystemy i siedliska i grupy bezkręgowców. A nawet po to by uczestniczyć w zabawach integracyjnych, w niezaplanowanych, spontanicznych mikro spotkaniach i interakcjach. Niczym jak na studiach poznawać różne siedliska i grupy bezkręgowców; jak wyglądają nie tylko w podręczniku, by poszerzać horyzonty własnego obiektu badawczego. Czasem by w rozmowach lub w terenie rodziły się nowe pomysły badawcze i zawierane były nowe znajomości, kontakty. Jeździmy, moim zdaniem, by budować relacje i integrować środowisko badawcze. Ale czy my (a jeśli tak to jak wielu) chcemy się integrować i współpracować czy raczej konkurować? Lepsza jest współpraca międzynarodowa niż krajowa? 

A może teraz inaczej poszukuje się pomysłów badawczych? Czy warsztaty bentologiczne mają trwać siłą przyzwyczajenia i tradycji czy silą autentycznej potrzeby? Co nas łączy, jeśli cokolwiek? Czy potrafimy to zwerbalizować?  Nie wszystko się robi dla punktów i dla nagrody. Są rzeczy niewymierzalne w krótkim odcinku czasowym. Zatem kontynuacja czy nowy początek? Skoro starsi się nieco "zmęczyli" to może niech młodzi spróbują przejąć pałeczkę?

I pytanie najważniejsze: kto się podejmie organizacji w ramach wolontariatu by koszty były jak najniższe. A gdyby zapraszać liczniejsze grono hydrobiologów z Ukrainy to pewnie trzeba zdobyć dodatkowe fundusze na pokrycie części wydatków. Spory wysiłek organizacyjny...

Warsztaty to okazja by pozbierać materiał dydaktyczny lub naukowy w nowych siedliskach.

...I by poznać nowe ekosystemy, nowe krajobrazy ze zbiornikami wodnymi w tle.

Poznawanie lub tylko trenowanie różnych technik badań terenowych.

Praca laboratoryjna w czasie warsztatów (oznaczanie bezkręgowców itp.).

Malowanie i element artystyczny jako forma integracji i dyskusji w konwencji "łuskania fasoli".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz