13.08.2024

Susze i powodzie w jednym pakiecie klimatycznym

Pojezierze Gostynińskie, dno jeziora.

Wiele osób wypiera coraz bardziej dostrzegalne skutki globalnego ocieplenia. To nie tylko wysokie temperatury w coraz liczniejszych regionach świata, nie tylko pożary lasów lecz i coraz dotkliwsze susze w naszym kraju. Coraz częściej słyszymy o suszach i powodziach. Jak to możliwe by jednocześnie było za mało i za dużo wody? I to wszystko jako efekt globalnego ocieplenia klimatu?

Wyobraź sobie garnek z wodą, stojący na gazie lub kuchence elektrycznej. Zaczyna bulgotać, bo woda już wrze. Co się stanie, gdy podkręcisz gaz lub kuchenkę indukcyjną? Do garnka z wodą dotrze więcej energii. Dalej będzie woda w środku bulgotała, tylko intensywniej. Może nawet wykipieć i będzie trzeba sprzątać po tej kuchennej katastrofie. Czyli będzie tak samo bulgotało, tylko że intensywniej. Podobnie jest z klimatem Ziemi. Gazy cieplarniane w atmosferze są jak pokrywka na garnku - zatrzymują ciepło i podnoszą temperaturę w skali całego globu. Jest więcej energii w atmosferze i w oceanach. Zjawiska pogodowe są takiej jak dawniej, tyle że zachodzą bardziej intensywnie a te ekstremalne zdarzają się coraz częściej. 

Na skutek zwiększenia się ilości m.in. dwutlenku węgla w ziemskiej atmosferze, więcej energii jest zatrzymywana i nie wypromieniowuje w kosmos. Zupełnie tak jakbyśmy przykryli się cieplejszą kołdrą. A przecież to nie kołdra nas grzeje tylko nasze ciało. Jest nam cieplej, bo kołdra zatrzymuje więcej ciepła niż cienki koc. Ciepła wytwarzanego przez nasz organizm. Podobnie z gazami cieplarnianymi w naszej atmosferze - one tylko zatrzymują ciepło, które normalnie wypromieniowane było w kosmos.

Tak czy siak w atmosferze jest więcej energii. I cóż się dzieje? W zasadzie to samo tylko bardziej. Jest więcej burz i intensywnych opadów, więcej tajfunów i tornad. A w naszym regionie jest więcej dni ciepłych w ciągu całego roku. Cieplejsza zima to także mniej dni z pokrywą śnieżną. To, co spadnie w miesiącach zimowych, zdąży stopnieć i odpłynąć do Bałtyku zanim nadejdzie wiosna. I tej wody brakuje potem rolnictwu. Stąd susze. Najpierw susza atmosferyczna, potem hydrologiczna i rolnicza a potem hydrogeologiczna. 

Skoro jest cieplej, to wydłuża się sezon wegetacyjny. Rośliny mogą rosnąć dłużej. Możemy mieć więc większe plony? Ale oprócz światła słonecznego i cieplejszych dni do wzrostu roślin potrzebna jest także woda. Bez niej nie będzie większych plonów. Jeśli spada w ciągu roku tyle samo wody, ale jest więcej dni ciepłych, więcej dni dogodnych do fotosyntezy, to więcej wody potrzeba na transpirację. Ale tego więcej nie ma z chmur. Drogi słuchaczu, jeśli jeden litr wody wystarczy Ci do zaspokojenia pragnienia w ciągu jednego dnia, to czy ten sam litr wystarczy na tydzień? Ta sama ilość wody ale na więcej dni? Nie. Analogicznie jest z wodą w przyrodzie i na potrzeby rolnictwa. Tyle samo nie wystarczy na więcej (dłużej).

Dlatego mamy susze. Tym bardziej, że brakuje nam zimowej retencji wody w postaci śniegu. Zatem skąd ją brać dla rolnictwa? Więcej z nieba nam nie spadnie. A zasoby wód głębinowych, zgromadzonych w poprzednich okresach geologicznych, także wykorzystujemy ponad miarę i one się kurczą.

Wspomniałem o intensywniejszych zjawiskach pogodowych. Jeśli deszcz jest niewielki, ale trwa długo, to woda w dużym stopniu zdąży wsiąknąć i odnowić podziemne zasoby wody. Ale jeśli jest to krótka lecz intensywna ulewa, to mimo że spadnie taka sama ilość wody, to niewiele wsiąknie - bo nie zdąży, zwłaszcza na wysuszonej glebie. A jednocześnie szybko pojawiają się podtopienia i powodzie. Woda szybko odpłynie rzekami do Bałtyku, niewiele jej zostanie w glebie i niewiele zdąży zasilić wody podziemne. Będzie chwilowa powódź a potem susza. Dwa w jednym.

Wraz z ocieplaniem klimatu będziemy coraz bardziej doświadczać susz i powodzi jednocześnie. Tylko pozornie jest to paradoks. Cóż robić by minimalizować straty? Musimy zatrzymać jak najwięcej wody w postaci małej retencji. Ta mała retencja zsumowana wcale nie jest taka mała. Skoro znika śnieg i nie zostaje do wiosny w postaci zimowej retencji, to musimy szukać innych sposobów. Po pierwsze musimy zmniejszyć odpływ wody rzekami. Zatrzymać jej jak najwięcej na terenach torfowiskowych i bagiennych. By jak najdłużej pozostawała w krajobrazie i pozwalała na odnawianie zasobów podziemnych. Zatem nie należy już prowadzić melioracji odwadniających, jakie prowadziliśmy przez kilka wieków, a raczej zatrzymywać wodę. Musimy zmienić nawyki indywidulane i instytucjonalne. Na przykład nie prostować rzek przez ich melioracje. Poza efektem zwiększonej retencji to także zwiększenie ich zdolności do samooczyszczania wód. Przykładem jest Wisła, tak samo zasolona i zanieczyszczona jak Odra ale jest mniej uregulowana. W bardziej naturalnym korycie pełniej zachodzą procesy samooczyszczania i regulacji. 

Im więcej jest terenów z roślinnością, także w miastach, tym wolniejszy jest spływ powierzchniowy (powierzchnia terenu jest bardziej chropowata) a zatem wolniej woda spływa i wolniej tworzy się fala powodziowa i więcej jej wsiąka w glebę. Więcej próchnicy w glebie, to więcej zatrzymanej wody. Bo próchnica działa jak gąbka. Zwiększanie zawartości próchnicy w glebach ornych i na trawnikach miejskich to sposób na zatrzymywanie wody i zwiększenie jest przesiąkania głębiej. 

W tak zwanej małej retencji bezpłatnie pomagają nam bobry. Przykładem może być dawne jezioro Płociduga Duża w Olsztynie. Wykorzystajmy te przyrodnicze procesy dla naszych celów. Ochrona przyrody to inwestycja a nie filantropia. Wymaga szerokiej i głębokiej wiedzy. 

Jeśli nie rozumiemy procesów przyrodniczych, to nie jesteśmy w stanie wdrożyć sensownych działań. Wiedza jest dla nas ważna, także do przetrwania i radzenia sobie ze zmianami klimatu, z suszami i powodziami.

Tekstowa, zmieniona i poszerzona wersja radiowego felietonu w Radiu Olsztyn. Tłumaczymy świat. 

Wszystkie nagrania dostępne są na stronie Radia Olsztyn: https://radioolsztyn.pl/tlumaczymy-swiat-felietony-w-radiu-olsztyn-2/01769627


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz