Zajęcia poza murami uniwersytetu. Jedna z wielu praktycznych lekcji edukacji. |
Tytułowe pytanie padło na pierwszym wykładzie dla studentek pedagogiki. Przedstawiłem program i propozycje oceniania (a w zasadzie odejście od typowego oceniania cyfrowego). Wdrażam także pomysły na mikroaktywności w czasie wykładu. Bo lepiej uczymy się aktywnie niż pasywnie. Po prostu, wdrażam zdobytą wiedzę i sprawdzam ją w praktyce. Jak niewierny Tomasz, nie uwierzę jeśli sam palcem nie dotknę. Jedną z takich mikroaktywności były pytania, które studentki mogły umieścić w nowo założonym zespole na Teamsach.
Dlaczego stosuję dodatkowy kontakt online asynchronicznie, kiedy pandemia dawno minęła? To się wyjaśni w dalszej części i w próbie odpowiedzenia na jedno z postawionych pytań: "Co nakłoniło Profesora do takiej zmiany w sposobie nauczania?"
Pytanie niby proste lecz jest tak naprawdę trudne. Sam wcześniej sobie go nie zadawałem. Może w jakiś podobny i cząstkowy sposób tak. Ale nie tak jednoznacznie i konkretnie. Pytanie, które zmusiło mnie do przemyśleń i analiz. I wiem, że ta moja pierwsza odpowiedź będzie niepełna. Warto będzie do tego pytania wracać i odpowiadać po wielokroć. Za każdym razem będzie lepiej przemyślana i analizowana z innej perspektywy.
Jest wiele powodów, niczym małych strumyczków, które na długim odcinku łącząc się utworzyły dużą rzekę. Dały masę krytyczną, jak przy eksplozji bomby atomowej. Jestem na początku zmian. Czuję, że będą one przyspieszały, bo nabieram odwagi i doświadczenia. A także dlatego, że dużo innych osób podobnie, oddolnie zmienia edukację w różnych miejscach. Dawniejsze intuicje pedagogiczne systematycznie zyskują nie tylko lepszą podbudowę teoretyczną, ale i więcej doświadczenia i dobrych praktyk. Edukację można zmieniać od zaraz. Tu gdzie jesteś, z tym co masz do dyspozycji. Największą barierą jest własna głowa i wyobrażone przeszkody, utrwalone instytucjonalnie rutyny. Czasem warto spróbować je przełamać. Najwyżej głowa zaboli od walenia głową w mur. A może ten mur to atrapa, ułuda?
Nie ma na co czekać, można tu i teraz, w granicach jakie są. Najpierw było to nieśmiałe hakowanie systemu, teraz są to śmielsze zmiany. Bez problemu udało się namówić koordynatorkę przedmiotu do zmiany zapisu w sylabusie i literalne odejść od kolokwiów i egzaminu pisemnego, sprawdzającego wiedzę teoretyczną. Teraz wszystko jest jawnie i ugruntowane w istniejących przepisach. Wystarczyło wskazać, że sprawdzane będą zakładane efekty kształcenia. I tak studenci mają wybór sposobu zaliczenia i formy egzaminu, w tym mogą wybrać nie tylko tradycyjny egzamin lecz projekt oraz dziennik refleksji. Wybór to poszerzanie wolności i tworzenie przyjaznej przestrzeni do uczenia się i przejmowania odpowiedzialność za własny proces uczenia się. W pytaniu jest jeszcze stary termin „nauczanie”, też go odruchowo jeszcze używam. Staram się jednak używać bardziej poprawnego merytorycznie terminy „uczenie się”. A zamiast słowa nauczyciel używać projekczyciel (projektant procesu i środowiska uczenia się).
Próbuję zmieniać w wielu miejscach. Mniej lub bardziej. Co roku trochę więcej. Bo nie od razu Kraków zbudowano. Zmiana wymaga wysiłku a na wszystkich przedmiotach nie jestem w stanie na tak wielki wysiłek.
Dojrzewałem ponad 40 lat. Już na studiach na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie (po wpływem lektur i przekazu od niektórych wykładowców). Potem były szerokie dyskusje o zmianach edukacji po roku 1989. I potem było ciągłe zderzanie się z niewydolną, biurokratyczną rutyną. Dopiero po latach dostrzeżono fakt, że znajdujemy się w czasach trzeciej rewolucji technologicznej i wynikających z niej ogromnych przekształceń cywilizacyjnych. Z czasem nawet na uczelniach wyższych kostniała tradycja szkolna, ubywało uniwersyteckiej wolności i swobody. Weszły sylabusy, tabelki itp. Dokładniej odwzorowywano stary system. Choć teraz na wielu uczelniach widać sensowne zmiany. Ale nie zawsze ma się szczęście być w drużynie liderów. Nie szkodzi, w każdym miejscu i w każdych warunkach można coś zmienić na lepsze. Trzeba tylko rozumieć świat wokół nas.
Skończyłem dobre studia pedagogiczne, nauczycielski kierunek biologia na WSP w Olsztynie. Teoretycznie byłem dobrze przygotowany do zawodu zarówno nauczyciela jak i naukowca. Ale, w tak zwanym międzyczasie, wszystko się zmieniło. To tak, jakby uszyć sobie dobrze zaprojektowane ubranie zimowe a po wyjściu z domu okazuje się, że jest już lato. Dobre ubranie lecz nieadekwatne do sytuacji.
Cały czas dokształcałem się. Zaczęło się od kursu szybkiego czytania i mapy myśli. Potem były przygody z lapbookiem, kamishibai, grami edukacyjnymi i wieloma działaniami w zakresie edukacji pozaformalnej oraz aktywnymi metodami nauczania (uczenia się). To nie tylko lektura dobrych książek lecz i ciągłe sprawdzania w działaniu na zajęciach z uczniami, studentami, osobami dorosłymi i słuchaczami uniwersytetów trzeciego wieku.
Pierwsze nieśmiałe zmiany miałem okazję wprowadzić wiele lat temu, na nowo utworzonym przedmiocie „autoprezentacja”. Dostałem coś nowego i mogłem zaprojektować od samego początku: uczenie się komunikacji i odejście od sprawdzania wiedzy pamięciowej. Bardziej nastawiłem się na umiejętności praktyczne. To wtedy pierwszy raz nieświadomie zastosowałem mikropotwierdzenia w postaci dyplomików. Niby zabawa, ale teraz wiem że do dobrze udowodniony naukowo i efektywny mechanizm uczenia się.
Miałem też szczęście. Dostawałem w większości przedmioty „mało ważne”, gdzie nie było egzaminów, tylko zaliczenie. A więc miałem większą wewnętrzną swobodę w wyborze sposobu zaliczenia. Najpierw jako asystent, co zrozumiałe, ale zostało mi to na dłużej. W hierarchii akademickiego porządku dziobania i myślenia o ważności osoby, sytuowałem się gdzieś na obrzeżach. Ale w ekologii znane jest zjawisko, że na skraju populacji (zasięgu występowania) najwięcej zachodzi zmian. I to tu możliwe są szybkie i głębokie ewolucyjne adaptacje. Uniknąłem więc szybkiego wpadnięcia w koleiny rutyny „bo tak się robi”, rutyny testów, mentalności szkoły przemysłowej (pruska szkoła) itp.
Samemu zmiany trudno jest wprowadzać. A zazwyczaj w jednym miejscu nie ma zbyt wielu osób chętnych do wychodzenia poza schematy. Skoro nie było impulsu w miejscu pracy, to znalazłem oparcie i inspiracje w innych grupach zewnętrznych. Internet wiele ułatwił, bo można było odnaleźć się w wielkiej sieci z ludźmi podobnie myślącymi. I co ważniejsze, działającymi. Mogłem się uczyć i nabierać odwagi. Dyskusja o edukacji odbywała się nie tylko okazjonalnie na różnych konferencja, np. w Centrum Nauki Kopernik ale i w grupie Superbelfrów, na konferencjach Ideatorium czy Inspiracje itp. Nazwałbym to crowdlearningiem oraz współpracą w rozproszonym zespole, także w trakcie realizacji różnych zadań edukacyjnych: podręczniki szkolne, materiały edukacyjne, projekty itp.
Jeśli wziąć pod uwagę kompetencje osobowe to na pewno jest nią otwartość i gotowość na współpracę z innymi. Paradoksalnie w polskich warunkach mocno cierpimy na braki w umiejętnościach współpracy. I jeszcze gotowość do rozwoju i uczenia się.
Kolejnym impulsem była szybko rozwijająca się ostatnio wiedza o ludzkim mózgu (neuronauki, neurodydaktyka). Biolodzy udowodnili to, co przeczuwali pedagodzy. Intuicje znalazły mocne potwierdzenie naukowe w mechanizmach biologicznych (tak jak zioła, kiedyś ich działanie tłumaczono magią, dziś procesami fizjologicznymi organizmu i na poziomie molekularnym).
Kolejny strumyk to narastającym postęp technologiczny i ogromne zmiany społeczne w komunikacji i edukacji, związane z internetem, mobilnymi aplikacjami a teraz i generatywną sztuczną inteligencją. Nie trudno dostrzec, że uczymy się inaczej i jesteśmy innym społeczeństwem. Nie da się dłużej czekać, i nawiązując do wcześniejszej analogii, udawać, że zimowa kurtka jest dobra na letnią pogodę.
I w końcu okazja. Próbuję nieśmiało od co najmniej kilku lat (a w zasadzie od samego początku). Teraz pojawił się nowy przedmiot dla pedagogów i współpraca z Wydziałem Nauk Społecznych. Otwarci i życzliwi studenci, odważni na eksperymenty i zmiany.
Nie da się dłużej odpowiedzialnie uczyć bez głębokich zmian w systemie edukacji i sposobie myślenia o procesie uczenia się. Zazwyczaj duże zmiany chcą wprowadzać młodzi ludzie, tuż po studiach, z głowami pełnymi ideałów i wiary we własne siły. Został we mnie klimat młodzieńczego zapału. I zmieniam. Po kawałeczku, tylko tyle ile potrafię, ile sam się nauczę i odkryję, w tym wspólnie ze studentkami. W tym procesie uczą się dwie strony: wykładowca i studenci.
Inspirujące, szczere i osobistr refleksje - dziękuję i biorę sobie do serca:)
OdpowiedzUsuń