12.02.2024

Jak przetrwać w świecie nieustannych zmian, czyli uczenie się dialogu z Gen-AI

Zdjęcie ze skansenu, mieszkanie krawca wiejskiego. Świat którego już nie ma.
I narzędzia, które rzadko są już używane.


Generatywna sztuczna inteligencja (Gen-AI), jakkolwiek jest kreatywna i sprawna językowo, to dalej pozostaje tylko narzędziem. Nie zrobi za nas. Tak jak młotek sam nie wbije gwoździ w deskę a igła nie uszyje ubrania. Uczę się tego narzędzia by się nim posługiwać jako pomocą w pracy a nie, że za mnie coś zrobi. Nie szukam niewolnika idealnego ani nie chcę się pozbawić przyjemności tworzenia. Rozpoznaję możliwości tego narzędzia i zastanawiam, do czego i jak może się rzeczywiście przydać.

Czy pomoże pisać teksty? Napisałem szkic i poleciłem wygenerować z niego test. Próby zamieściłem tu: Jak nie narzekać i nie hejtować a radzić sobie z przyspieszonymi zmianami w edukacji? Z rezultatów nie byłem zadowolony. 

Mieliście takie doświadczenie, że woleliście zrobić coś samemu niż długo tłumaczyć komuś, jak to ma zrobić? Bo szybciej to sami zrobimy niż wytłumaczymy innej osobie jak ma to zrobić. Wysiłek tworzenia okazuje się mniejszy niż wysiłek tłumaczenia, korygowania i poprawiania. No i zajmuje mniej czasu. Tak ja mam z algorytmami sztucznej inteligencji. Gdyby Gen-AI miało dostęp bezpośredni do mojego mózgu i w lot pojmowało czego ja chcę (nawet wtedy, gdy ja jeszcze sam nie bardzo wiem), to byłoby szybko i sprawnie. A tak trzeba komunikować się, dobierać słowa, doprecyzować własne myśli i je klarownie przekazać. Samo mówienie komuś lub pisanie wspomaga nasz proces myślenia. Bo zmusza do konkretyzowania. Potem widzimy rezultaty słowne i je poprawiamy. Zanim z luźnego odczucia, mglistego pomysłu, wspomaganego weną twórczą (a propos, ktoś wie co to ta wena?) urodzi się finalny tekst, trzeba sporo wewnętrznego dialogu z samym sobą i z powstającym tekstem lub dialogu z innymi. Jest w tym jakaś przyjemność tworzenia. Tak narodził się proces komunikacji z redaktorem i recenzentami w procesie wydawniczym. Mówisz lub piszesz i widzisz rezultat. Jeśli nie tak odebrali tekst jak chciałem, to trzeba zmieniać, poprawiać, uzupełniać. Bo nie tylko słowa i zdania są niedopracowane ale nawet myśli. 

Tworzenie trwa długo. To wysiłek, który często jest przyjemnością. Czy rezygnować z przyjemności by było szybciej i łatwiej? Więcej? Czasami tak, zwłaszcza jak to coś obowiązkowego (a więc mniej przyjemności a więcej przymusu). Chciałby się wtedy narzędzia, które przyspieszy i pomoże, które wyręczy, zrobi za nas. Niczym osobisty asystent, który w lot pojmuje czego chcemy, co myślimy i szybko ubiera w zgrabne zdania. Szybko i dobrze. A może to iluzja? Szybko nie oznacza dobrze, nie ma drogi na skróty?

Edytor tekstu poprawi przynajmniej część błędów. Dla mnie, jako dyslektyka, to ważne i pomocne. Mógłbym być może dyktować głosem. Na razie dotychczasowe próby mi nie wychodzą, bo algorytm albo nie stawia znaków interpunkcyjnych albo zbyt dobrze odczytuje i stawia ich zbyt dużo. Pismo nie jest stenogramem mowy. To zupełnie inny przekaz. I należałoby dyktować tak, jak ma być zapisane a nie tak, jak się mówi. 

Na razie komunikacja z Gen-AI odbywa się przez klawiaturę. Muszę nauczyć się komunikacji dźwiękowej (głosowej), bo jest już możliwa. Wygodne w przypadku wykorzystywania telefonu komórkowego. Ale dalej będą to słowa i zdania. Marzeniem jest by zakodować myśli w słowa by asystent AI je odkodował i pojął czego chcę. Nawet w komunikacji z ludźmi wiele rodzi się nieporozumień a co mówić o komunikacji z Gen-AI? Sztuka pisania instrukcji (promptów) i sztuka dialogowania by doprecyzowywać i uzyskać oczekiwany efekt, to trudna sztuka. Jeśli oszczędzamy czas na pisaniu to marnujemy go w dialogu. Zyskiem jest być może sam proces tworzenia. Mamy partnera wspomagającego myślenie. Tak jak wcześniej sam proces pisania czyli werbalizowani mysli.

Wcześniej powstał tekst, z którego nie byłem zadowolony (Jak nie narzekać i nie hejtować a radzić sobie z przyspieszonymi zmianami w edukacji? ) Spisałem ręcznie swoje myśli. Rozwinąłem szkic i powstało coś innego niż to, wytworzone przez Gen-AI. Teraz pokazuję proces krok po kroku, by moje doświadczanie i edukacyjne zwiady były przydatne dla innych. 

Tekst własny, po rozwinięciu notatek:

"Zmiany zachodzą za szybko i nie nadążamy z adaptacjami do nowych warunków. Niedostosowania w edukacji jednych uwierają, innych mobilizują. W każdym razie dla wszystkich oznacza to wysiłek, stres. Dla jednych wysiłek z narzekaniem i próbami niwelowania dyskomfortu, dla innych ten wysiłek oznacza próby zmian i aktywnej adaptacji do aktualnych warunków.

Wielu z nas, także na uniwersytecie, czuje że, za dużo zmian w edukacji i że następują szybko. Za dużo jest nowych propozycji edukacyjnych więc niektórych to przeraża. Boją się, że nie nadążają. Może poczucie zapóźnienia, odstawania od „peletonu” i stąd niechęć do „nowinek” i tego, że innym się udaje. Albo tylko się wydaje, że innym się udaje lepiej.

Ja także, widząc to co inni edukatorzy robią, jakich używają narzędzi edukacyjnych, czuję się zapóźniony i nienadążający. Skoro tyle jest różnorodnych nowości, to co wybrać i jak się tego nauczyć? Sytuacja przełomowa generuje dużą różnorodność i zmienność. Nie wszystko przetrwa próbę czasu. Kiedy ja się tego wszystkiego nauczę? I jak rozpoznać wartościowe propozycje od tych efemeryd, które szybko przeminą? Za dużo na raz. Brakuje mi czasu a tu trzeba nadganiać tyle rzeczy. Rośnie lista metod i narzędzi, których chcę się nauczyć, np. debata oksfordzka, podcasty, technologie AI. W wielu nauczycielach z każdego poziomu edukacyjnego w obliczu tego nadmiaru nowości rodzi się agresja i poczucie wykluczenia. Kusi by hejtować i deprecjonować zmiany i nowe narzędzia. Zostać w bezpiecznych Taplarach: po co ta kosa, a sierp nie wystarczy? Przecież dawniej tylko sierpem zboże żęto. Tak, dawniej żęto sierpem lecz wydajniejsza jest kosa, nie wspominając już od kombajnach.

Osobiście sądzę, że lepiej chyba zaakcentować swoje ograniczenia: zrób tyle ile możesz. Ze wszystkim nie zdążasz. Nie musisz być najlepszy, mistrzem. Ścigaj się ze sobą a nie z innymi. Każdy jest dobry w czymś innym. To co umiesz tez jest wartościowe.

Pośród nas jest wielu edukacyjnych zwiadowców. Idą odważnie z przodu i testują. Popełniają błędy, ponoszą koszty. Lecz z ich wiedzy i doświadczeń mogą korzystać wszyscy. Jednak nie wszyscy wspierają edukacyjnych zwiadowców, czasem ich hejtują, deprecjonują i ściągają w dół. To strategia przeciwstawiania się nowościom. Czy jest to skuteczna strategia? Czy negując antropogenicznym zmianom klimatu jesteśmy w stanie zatrzymać globalne ocieplenie czy zapobiec dotkliwym skutkom? Podobnie w edukacji, czy dystansując się od zmian umożliwimy przetrwanie samego uniwersytetu. UWM musi się zmienić. Jest to kosztowne, zwłaszcza w zakresie kapitału ludzkiego. Inaczej staniemy się coraz bardziej marginalizowanym skansenem niczym Konopielkowe Taplary. Czy wypracowaliśmy już środowisko uczące się? I dobrze funkcjonujące w czasach nieustannej zmiany? Mam na myśli przynajmniej warstwę edukacyjną czyli ofertę dydaktyczną. Nie widać tych zmian. Być może one gdzieś zachodzą lecz nie rozmawiamy o tym. A jeśli dyskutujemy to w ukryciu, niszowo i gdzieś na obrzeżach."


Znaków było trochę za dużo. To może wykorzystam Gen-AI do poprawienia tekstu i skrócenia? Napisałem prompt: „Popraw tekst, jest to felieton do miesięcznika uniwersyteckiego, Tekst ma mieć 2300 znaków ze spacjami.” Poprawiony tekst przez Copilota wygląda tak:

"Zmiany zachodzą zbyt szybko, a my nie nadążamy z adaptacją do nowych warunków. Niedostosowanie w edukacji jednych uwiera, innych mobilizuje. W każdym razie, dla wszystkich oznacza to wysiłek i stres. Dla jednych to wysiłek z narzekaniem i próbami niwelowania dyskomfortu, dla innych - próby zmian i aktywnej adaptacji do aktualnych warunków.

Wielu z nas, także na uniwersytecie, czuje, że zmian w edukacji jest za dużo i że następują zbyt szybko. Nowych propozycji edukacyjnych jest tak wiele, że niektórych to przeraża. Boją się, że nie nadążą. Może to poczucie zapóźnienia, odstawania od „peletonu” powoduje niechęć do „nowinek” i zazdrość o sukcesy innych.

Ja także, obserwując, co inni edukatorzy robią, jakich używają narzędzi edukacyjnych, czuję się zapóźniony i nienadążający. Skoro jest tyle różnorodnych nowości, to co wybrać i jak się tego nauczyć? Sytuacja przełomowa generuje dużą różnorodność i zmienność. Nie wszystko przetrwa próbę czasu. Kiedy ja się tego wszystkiego nauczę? I jak rozpoznać wartościowe propozycje od tych efemeryd, które szybko przeminą? Za dużo na raz. Brakuje mi czasu, a tu trzeba nadganiać tyle rzeczy. Rośnie lista metod i narzędzi, których chcę się nauczyć, np. debata oksfordzka, podcasty, technologie AI. W wielu nauczycielach z każdego poziomu edukacyjnego, w obliczu tego nadmiaru nowości, rodzi się agresja i poczucie wykluczenia. Kusi, by hejtować i deprecjonować zmiany i nowe narzędzia. Zostać w bezpiecznych Taplarach: po co ta kosa, a sierp nie wystarczy? Przecież dawniej tylko sierpem zboże żęto. Tak, dawniej żęto sierpem, lecz wydajniejsza jest kosa, nie wspominając już o kombajnach.

Osobiście sądzę, że lepiej zaakcentować swoje ograniczenia: zrób tyle, ile możesz. Ze wszystkim nie zdążysz. Nie musisz być najlepszy, mistrzem. Ścigaj się ze sobą, a nie z innymi. Każdy jest dobry w czymś innym. To, co umiesz, też jest wartościowe. Pośród nas jest wielu edukacyjnych zwiadowców. Idą odważnie z przodu i testują. Popełniają błędy, ponoszą koszty. Lecz z ich wiedzy i doświadczeń mogą korzystać wszyscy. Jednak nie wszyscy wspierają edukacyjnych zwiadowców, czasem ich hejtują, deprecjonują i ściągają w dół. To strategia przeciwstawiania się nowościom. Czy jest to skuteczna strategia? Czy negując antropogeniczne zmiany klimatu, jesteśmy w stanie zatrzymać globalne ocieplenie czy zapobiec dotkliwym skutkom? Podobnie w edukacji, czy dystansując się od zmian, umożliwimy przetrwanie samego uniwersytetu. UWM musi się zmienić. Jest to kosztowne, zwłaszcza w zakresie kapitału ludzkiego. Inaczej staniemy się coraz bardziej marginalizowanym skansenem, niczym Konopielkowe Taplary. Czy wypracowaliśmy już środowisko uczące się? I dobrze funkcjonujące w czasach nieustannej zmiany? Mam na myśli przynajmniej warstwę edukacyjną, czyli ofertę dydaktyczną. Nie widać tych zmian. Być może one gdzieś zachodzą, lecz nie rozmawiamy o tym. A jeśli dyskutujemy, to w ukryciu, niszowo i gdzieś na obrzeżach."



Część moich błędów interpunkcyjnych została poprawiona. Jednak zawiodło to, na co najbardziej liczyłem - na szybkie dostosowanie do optymalnej liczby znaków, bym nie musiał co chwila włączać statystyki znaków w Wordzie i sprawdzać, czy już jest odpowiednio.  Pora na kolejną instrukcję: "Ale poprawiony tekst jest za długi. Skróć do 2300 znaków ze spacjami."

I jest rezultat:

"Zmiany zachodzą zbyt szybko, a my nie nadążamy z adaptacją do nowych warunków. Niedostosowanie w edukacji jednych uwiera, innych mobilizuje. Dla jednych to wysiłek z narzekaniem, dla innych - próby zmian i aktywnej adaptacji.

Wielu z nas, także na uniwersytecie, czuje, że zmian w edukacji jest za dużo. Nowych propozycji edukacyjnych jest tak wiele, że niektórych to przeraża. Boją się, że nie nadążą. Może to poczucie zapóźnienia, odstawania od „peletonu” powoduje niechęć do „nowinek” i zazdrość o sukcesy innych.

Ja także, obserwując, co inni edukatorzy robią, czuję się zapóźniony i nienadążający. Skoro jest tyle różnorodnych nowości, to co wybrać i jak się tego nauczyć? Sytuacja przełomowa generuje dużą różnorodność i zmienność. Nie wszystko przetrwa próbę czasu. Kiedy ja się tego wszystkiego nauczę?

Osobiście sądzę, że lepiej zaakcentować swoje ograniczenia: zrób tyle, ile możesz. Ze wszystkim nie zdążysz. Nie musisz być najlepszy, mistrzem. Ścigaj się ze sobą, a nie z innymi. Każdy jest dobry w czymś innym. To, co umiesz, też jest wartościowe.

Pośród nas jest wielu edukacyjnych zwiadowców. Idą odważnie z przodu i testują. Popełniają błędy, ponoszą koszty. Lecz z ich wiedzy i doświadczeń mogą korzystać wszyscy. Jednak nie wszyscy wspierają edukacyjnych zwiadowców, czasem ich hejtują, deprecjonują i ściągają w dół. To strategia przeciwstawiania się nowościom. Czy jest to skuteczna strategia? Czy negując antropogeniczne zmiany klimatu, jesteśmy w stanie zatrzymać globalne ocieplenie czy zapobiec dotkliwym skutkom? Podobnie w edukacji, czy dystansując się od zmian, umożliwimy przetrwanie samego uniwersytetu. UWM musi się zmienić. Jest to kosztowne, zwłaszcza w zakresie kapitału ludzkiego. Inaczej staniemy się coraz bardziej marginalizowanym skansenem, niczym Konopielkowe Taplary."


Teraz wyszło trochę za mało. Kolejne polecenie: "Napisz ten tekst by miał 2200-2300 znaków ze spacjami". W kolejnej próbie wyszło 2400. Ten kolejny tekst sam już optymalizowałem, ciut dodałem ciut ująłem. Na koniec poprosiłem o tytuł.  Pierwsza próba z tytułami:
  • “Adaptacja w Czasach Szybkich Zmian: Wyzwanie dla Edukacji”
  • “Zmiana czy Stagnacja? Dylematy Nowoczesnej Edukacji”
  • “Edukacja wobec Przyspieszenia: Zrozumieć i Dostosować się”
  • “Przetrwanie Uniwersytetu w Świecie Nieustannych Zmian”
kolejna próba:
  • “Zmiana: Przyjaciel czy Wróg Edukacji?”
  • “Edukacja w Rytmie Szybkich Zmian: Tango z Nieznanym”
  • “Zmiana to Stała: Uniwersytet w Labiryncie Nowości”
  • “Edukacja w Czasach Przyspieszenia: Zmiana jako Nowy Język”
i kolejna (zaznaczyłem żeby narzekanie i kreatywność były w tytule):
  • “Narzekanie czy Kreatywność? Wybór w Obliczu Zmian w Edukacji”
  • “Kreatywne Zmiany kontra Narzekanie: Nowe Twarze Edukacji”
  • “Z Narzekania do Kreatywności: Przełom w Edukacji”
  • “Narzekanie na Zmiany czy Kreatywna Adaptacja? Dylematy Edukacji”
Efekty nie zadowoliły moich oczekiwań. Ostateczny tytuł zapisałem tak: Jak przetrwać w świecie nieustannych zmian? A efekt możecie zobaczyć i przeczytać w Wiadomościach Uniwersyteckich, numer 2 (luty) z 2024 r. 

Czy wykorzystanie w tym przypadku Copilota zaoszczędziło mi czasu? Nie. Wręcz przeciwnie. Na eksperymentowanie straciłem go więcej. Ale być może zawsze tak jest, gdy uczymy się nowych umiejętności. Dopiero nabranie biegłości sprawia, że wykonujemy szybciej i oszczędzamy czas. Ta oszczędność wymaga inwestycji we własną edukację. Nawet Gen-AI za mnie nic nie zrobi. To narzędzie, które może być pomocne w tworzeniu, może pomagać lecz nie zrobi za nas. Owszem, za nas zrobi sztampowo, przeciętnie, "popkulturowo". Przynajmniej na razie. Może być jednak kolejnym narzędziem wspomagającym sam proces tworzenia i proces myślenia. Trzeba zatem się uczyć. Szybko to nie będzie. Mistrzostwo osiąga się w technice tak po około 10 tysiącach godzin pracy. Średnio wychodzi 10 lat. Czy z Gen AI będzie szybciej? Bo to i ono się uczy naszego sposobu myślenia, tworzenia i komunikowania się. Może to długotrwały proces edukacyjnej hodowli niczym swoiste tamagotchi? Czy uczyć "hodowania edukacyjnego asystenta Gen-AI" w szkole? I na studiach? Czy przyznać, że uniwersytet jest jednak bezradny i niech się sami uczą? Tak jak wielu innych rzeczy. Może po prostu powinniśmy tworzyć dobre środowisko do uczenia się? A jakie ono powinno być w przypadku narzędzi z Gen AI? Czyli konkretnie jak to przełożyć na codzienna dydaktykę na Wydziale Biologii i Biotechnologii? Ktoś wie?

uzupełnienie:
Lutowe wydanie Wiadomości Uniwersyteckich


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz