14.07.2024

Nadmiar kontaktów społecznych w mediach społecznościowych - jak sobie z nimi radzić?



Żyjemy w czasach i środowisku nie tylko ze znacznie większym fizycznie przegęszczeniem, co owocuje częstszymi kontaktami i spotkaniami z ludźmi, ale także w środowisku cyfrowym, które potęguje przegęszczenie. Przez setki tysięcy lat żyliśmy w małych grupach. Nasz mózg społeczny wyewoluował by ogarniać taką skałę kontaktów, by zapamiętywał osoby i relacje społeczne. Prawdopodobnie dlatego nasz mózg jest tak duży - rozwijał się by obsłużyć tamto życie społeczne i emocjonalne. W ewolucyjnie krótkim czasie populacje ludzie urosły. Od kilku tysięcy lat żyjemy w coraz liczniejszych społecznościach. Jednak ogromną zmianę zrobiły takie innowacje jak pismo, radio i telewizja. Bo dzięki nim społecznie zaczęliśmy żyć w niezwykle licznych społeczeństwach i kontaktach. Nasze zmysły spotykały się ze znacznie większą liczbą osób i zwielokrotnioną liczbą interakcji społecznych. Nasz mózg musiał zapamiętywać znacznie więcej twarzy, rozpoznawać znacznie więcej osób jak i relacji między tymi osobami. Z pośród nich większości nawet nie spotykaliśmy w kontaktach bezpośrednich. Już w starożytności, w społeczeństwa rolniczych, pojawiali sie pustelnicy, którzy uciekali w samotność od tego społecznego gwaru. W średniowieczu powstawały klasztory, także te kontemplacyjne. A teraz?

Internet i przenośne urządzenia w postaci smartfonów jeszcze zwielokrotniły to zjawisko. Nawet jak zostaniemy sami w domu, z dala od ulicznego tłumu, przepełnionych wrzaskiem szkół, koncertów czy innych zgromadzeń, to i tak pozostajemy pod oddziaływaniem informacji i kontaktów. Treść dociera nie tylko do skrzynki pocztowej (tej analogowej) lecz także z radia, telewizora a także mediów społecznościowych. Nasi bliscy lub dalsi znajomi oraz całkiem nieznajomi wdzierają się na naszych przepełnionych mózgów. Nadmiar informacji, nadmiar bodźców, nadmiar kontaktów społecznych. Nasze mózgi są zbyt małe by obsłużyć te relacja i tak duży dopływ informacji społecznych. Za mało czasu dla ewolucyjnych zmian. 

Czy dawne (pisemne notatki) i nowe (telefony, komputery) nasze mózgi zewnętrze są nam w stanie w tym pomóc? Być może w części. Ale i tak czujemy się przenocowani społecznie i nie zapamiętujemy wszystkich spotykanych twarzy. Mamy więcej znajomych niż nasze komórki nerwowe są w stanie obsłużyć. Bo przecież z każdym znajomym trzeba wymienić grzecznościową wymianę zdań. Choćby uśmiech - a w internecie - emotikonkę. Zaprzęgamy technologie by w naszym imieniu obsługiwały te relacje społeczne. Ale po drugiej stronie komunikatu jest podobnie. W rezultacie nasi pomocnicy i asystenci, sztuczne algorytmy czy awatary, komunikują się ze sobą w naszym imieniu. I my, i nasi znajomi, już w tym nie uczestniczymy. Czy dalej są to nasze kontakty społeczne?

Do mojej skrzynki mailowej codziennie wpada co najmniej kilkanaście wiadomości. Część to spam, część to efekt wcześniejszego zapisania się na listę adresową by otrzymywać informacje (swoiste newslettery). Nazbierało się już tego tyle, że większość kasuję bez czytania. Za mało czasu by przeczytać, choć przecież kiedyś chciałem. Tylko mały procent to wiadomości, które chcę teraz przeczytać. One coraz bardziej giną  między szumem niechcianych informacji lub tylko takich, które potencjalnie chcę lecz nie jestem w stanie przeczytać. Z powodu nadmiaru. Do tego dochodzi spam a niebawem zintensyfikuje się slop (spam generowany przez AI). 

Do tego dochodzą media społecznościowe. Zbyt dużo profili w róznych mediach społecznościowych, zbyt dużo informacji w tych stale przeglądanych. Z czegoś trzeba rezygnować. Próbuję ograniczać ten nadmiarowy dopływ bodźców z urządzeń i relacji społecznych. Bo lepsza jakość niż ilość. Po co przy stole szwedzkim nakładać za dużo na swój talerz, jeśli się i tak tego nie zje? Po co nadmiar kontaktów i relacji, jeśli nie jestem w stanie w nich uczestniczyć?

Próbuję wyciszyć się także na Facebooku. Jestem w dużej rozterce. Z jednej strony chciałbym się cyfrowo wyciszyć choć troszkę. Ale z drugiej strony chciałbym nie urazić znajomych i potencjalnych znajomych na Facebooku. Czyli chciałbym zachować się społecznie poprawnie. Wyciszyć się ale i nie psuć relacji międzyludzkich w social mediach. I nie wiem jak wyjść z tej kwadratury koła (już od wielu miesięcy). Czy przyjmować zaproszenia do znajomych na FB czy nie? Kiedyś planowałem mieć nie więcej niż 300 znajomych na FB. Dawno jest to nieaktualne mimo różnych starań (Wyjaśniam, dlaczego ograniczam liczbę znajomych na FB i nie wszystkich przyjmuję ).

Facebook to tylko narzędzie do komunikacji. Dla mnie to tylko tymczasowy notes z kontaktami, by mieć je pod ręką. Lista znajomych na FB nie ma związku ze znajomościami i kontaktami w realu, ani z przyjaźniami. Profil mam publiczny, każdy może obserwować, może pisać, komentować, w tym z wykorzystaniem Messengera. Zbyt duża liczba znajomych na FB utrudnia oznaczanie i poruszanie się w kontaktach. Nadmiar przeszkadza, bo nie ogarniam. Za mało mam neuronów w mózgu. Wybór między funkcjonalnością a życzliwymi relacjami jest dla mnie trudny i się w tym gubię.  A jak Wy sobie z takimi dylematami radzicie?

Jak wyjść z cyfrowego uzależnienia, ograniczyć liczbę kontaktów, by było mniej powiadomień z urządzeń elektronicznych? W telefonie nie mam na stałe włączonego internetu. Włączam tylko gdy korzystam. Nie niepokoją mnie powiadomienia. Pozostają tylko te esemesowe. Jeśli przeszkadza nam uliczny gwar, to po prostu idziemy na samotną lub kameralną wędrówkę po parku lub chronimy się w domu. Mury budynków izolują nas przed nadmiarem kontaktów. A jak się chronić lub rozsądnie dozować kontakty internetowe, zdalne? By całkiem się nie odcinać i podtrzymywać te na prawdę ważne dla nas w danym momencie? I jak nie urazić innych, by nie czuli się odtrąceni? Czyli jak zachować komfort własny i komfort społeczny?

Za dużo maili, spamu, gwaru. Nadmiar dziania się w social mediach uzależnia. Próbuję to jakość ograniczać. I nie bardzo mi się to udaje. Wiele osób, które znam fizycznie, spotkałem na konferencji czy przy innej okazji, przysyła zaproszenie do znajomych na FB. A ja mam dylemat. Odrzucić czy przyjąć by kogoś nie urazić? I tak źle i tak niedobrze.

Drodzy znajomi i jeszcze nieznajomi, którzy szukacie kontaktu i relacji przez Facebooka lub inne social media, jeśli w zamieszaniu was usunąłem lub nie przyjąłem do grupy znajomy, dajcie znak. Jeśli nasze relacje są rzeczywiste i ważne w danym momencie, to zmienię ustawienia. Facebook to tylko notes z kontaktami a nie rzeczywiste relacje międzyludzkie. Tak, te rzeczywiste relacje można pielęgnować także za pomocą Facebooka. Zawsze można mój profil obserwować by być na bieżąco z informacjami, zamieszczanymi na mojej tablicy. Czasem kogoś przyjmę, czasem robiąc odchudzające porządki - usunę. Czasem ponownie przyjmę lub sam wyślę zaproszenie. Dla mnie Facebook to tylko jeden z kanałów komunikacji a nie kronika relacji społecznych. Nie kolekcjonuję znajomych i nie idę na rekord ilościowy. Dla mnie jako introwertyka za dużo jest twarzy i relacji w życiu realnym i tym internetowym. Nie ogarniam tak dużej liczby osób i próbuję się wyciszyć. Zawsze można do mnie napisać przez Messengera, maila, zadzwonić. Lub spotkać się w realu.

A jak Wy radzicie sobie z intensywnością i gwarem na Facebooku i innych social mediach? I czy też macie z tym problemy? 

Może ewolucja już działa? I premiuje większym spokojem a więc i większą przeżywalnością, osoby o szerszych kontaktach społecznych i lepiej znoszących społeczne przegęszczenie? I czy to jest ewolucja biologiczna czy tylko kulturowa (w tym behawioralna)? Może rodzi się nowy, sieciowy savoir vivre? Ktoś go opisze, skodyfikuje? Z chęcią bym przeczytał taką książkę.

1 komentarz:

  1. Jedynym komunikatorem w mediach społecznościowych, którego kiedykolwiek używałem (i wciąż używam) jest Messenger. Samego Facebooka zupełnie nie używam.

    Dla mnie zawsze było to narzędzie logistyczne. By się umówić, by coś spisać, by coś na szybko przegadać. Od dawien dawna nie prowadziłem tam długich dyskusji. Nie przywiązuje też wagi do liczby znajomych i, kogo tam tak naprawdę mam - bardzo możliwe, że wiele osób, z którymi tam regularnie "umawiam się", nawet nie mam w gronie Facebookowych znajomych. Nie ma to dla mnie wartości.

    Czytam Pańskiego bloga od ok. 2 lat (raczej wybrane artykuły, których tytuł / akapit przykuje moją uwagę) i z niewieloma opiniami dotyczącymi obecnego i przyszłego stanu technologii informacyjnych się zgadzam, ale lubię się z nimi konfrontować. W moich oczach - złotą erę technologii (jak to bywa z przełomowymi wynalazkami) mamy już dawno za sobą, a teraz to już równia pochyła. Messenger jest doskonałym tego przykładem. Piszę o tym, ponieważ chcę podkreślić moje podejście do Messengera jako do narzędzia logistycznego. Sam wchodzę na ten komunikator 4-7 razy tygodniowo, co uważam za górną granicę graniczącą z rozsądkiem.

    Co do znajomych i ludzi, z którymi w mediach się komunikujemy. Niech czas pokaże. Jeżeli ktoś oczekuje od nas codziennie dostępności i odpowiedzi na wiadomość w przeciągu godziny, to świadczy to o tej osobie, nie o nas. Nie czuję się w takim wszechdostępnym środowisku komfortowo oraz nie sądzę, by to było dla naszego mózgu zdrowe i naturalne.

    Sam mam 22 lata i żyję w pokoleniu wychowanym na komputerach i smartfonach, więc tym bardziej moje otoczenie jest uzależnione (żeby tylko!) od Facebooka / Messengera. Znam osoby, które spędzają tam więcej czasu na konwersacjach niż w rzeczywistych spotkaniach. Jest to smutne, ale trzeba się z tym pogodzić i żyć dalej. Osobiście, moje grono najbliższych przyjaciół doskonale zdaje sobię sprawę z mojej - jak na dzisiejsze standardy - niedostępności i szanują to, a nawet otrzymuję słowa aprobaty (i z dezaprobatą zdarzyło mi się spotkać). Zresztą jestem dostępny przez SMS-y bądź rozmowę telefoniczną (nie prowadzę statystyk, ale jestem przekonany, że w ten sposób wymieniam się największą liczbą cyfrowych wiadomości), nad czym nieco ubolewam.

    Podsumowując - tak właśnie wygląda mój sposób na radzenie sobie z "Messengerem". Robić swoje, być sobą i w przypadku braku akceptacji takiego stanu rzeczy, nie robię sobie z tego zbyt wiele, bo nie w tym miejscu leżą moje wartości. Żywię się spotkaniami na żywo i uwielbiam je, ale potrzebuję czasu też dla siebie - między murami czy na spacerze w parku :)

    OdpowiedzUsuń