7.03.2025

Dziwne miejsce, w którym w czasach suszy grodzi powódź

Delta Wisły czyli Żuławy


Depresja nie tylko psychologom kojarzy się z czymś ponurym i wymagającym działania. O de[presji mówimy niepozytywnie i chcemy jej zaradzić. Z kolei dla geografów depresja jest ciekawostką ukształtowania powierzchni Ziemi. A dla ekologów jest poligonem zmian klimatycznych. Żuławy są krainą, gdzie depresja jest nie tylko stanem ducha, ale i geograficznym faktem. Żuławy Wiślane, bo o nich mowa, to miejsce, gdzie Wisła, nasza w części dzika rzeka i jedna z ostatnich takich w Europie, rozłożyła się niczym leniwy kot na słońcu, tworząc deltę, która bardziej przypomina holenderski polder niż polski krajobraz. Z dawnej delty niewiele zostało. A Wisła została odgrodzona od swojej delty. 

Kiedyś, dawno temu, była tu zatoka. A krzyżacki Malbork był niemalże morskim miastem portowym. Łatwo było utrzymać komunikację statkami z innymi miastami i zamkami krzyżackimi. Jeszcze wcześniej przypływali tu Wikingowie, po których została nazwa Jeziora Drużno, Jezioro wzięło swa nazwę od osady Truso. Wyobraźcie sobie, że nasi przodkowie, zamiast siedzieć przed telewizorami (pomijając fakt, że telewizorów wtedy nie było), postanowili osuszyć morze, a dokładnie zatokę morską. To niczym biblijna opowieść, tylko bez Mojżesza i rozstępujących się wód. Zamiast tego mieliśmy Holendrów, którzy z uporem rolniczych osadników walczyli z wodą, tworząc system kanałów i rowów, który do dziś budzi podziw inżynierów. Wiatraki, napędzane wiatrem (energia odnawialna i łatwo dostępna) wypompowywali wodę z tej depresji. Teraz czynią to mechaniczne pompy napędzane prądem. 

Żyzna delta - Żuławy - stała się spichlerzem regionu, trudną do życia krainą mlekiem i miodem płynącą. Dlaczego trudną? Bo skąd brać dobrą wodę do picia? Najlepszym rozwiązaniem były studnie artezyjskie. Problem w tym, że część tych żyznych terenów leży poniżej poziomu morza. A wraz z globalnym ociepleniem i podnoszeniem się poziomu mórz i oceanów depresja będzie się powiększała. A w raz z tym wysiłki by ochronić przed zalaniem. No cóż, Żuławy zaczynają przypominać Wenecję, tylko bez gondoli i romantycznych serenad. Zamiast tego mamy wizję zalanych pól, opuszczonych domów i... no właśnie, depresji. I to nie tylko tej geograficznej. Splata się psychologia, geografia i globalne zmiany klimatu.

Przyroda, jak to przyroda, zawsze znajdzie sposób, by odzyskać swoje wcześniej utracone tereny. I niebawem Żuławy staną się rajem dla ptaków wodnych (o ile ich wcześniej namiętni myśliwi do cna nie wystrzelają dla swojej ekstrawaganckiej rozrywki). Może zamiast uprawiać zboże, będziemy hodować ryby? Kto wie? Jedno jest pewne: zmiana jest jedyną stałą w przyrodzie. A my, ludzie? Cóż, musimy nauczyć się żyć z tą zmianą. O ile zachowamy zdolność do szybkiej adaptacji do tego zmieniającego się środowiska.

Żuławy to nie tylko kraina depresji. To także kraina nadziei. Nadziei na to, że my, ludzie, potrafimy dostosować się do zmian globalnego ocieplenia. A jeśli nawet nie, to przynajmniej będziemy mieli piękne widoki na zalane pola i pływające krowy? Lub raczej syreny… Bo, powtórzę, przyroda zawsze się dostosuje. Czego nie można być pewnym w odniesieniu do ludzkiej gospodarki i cywilizacji...

Żuławy Wiślane to nie tylko fascynujący region o bogatej historii. To także laboratorium, w którym testujemy naszą zdolność do radzenia sobie ze zmianami klimatycznymi. Obserwując i analizując procesy zachodzące w tym unikalnym ekosystemie, możemy zdobyć cenne informacje, które pomogą nam chronić inne regiony Polski i świata. Żuławy przypominają nam, że nie da się zamknąć oczu na globalne ocieplenie, nie da się przeczekać w schronie dla miliarderów ani zakazać dekretem prezydenta, nawet dużego światowego mocarstwa. Mamy wybór: ponosić koszty lub inwestować w adaptacje. Poradzimy sobie jedynie wtedy, gdy będziemy współpracować w skali międzynarodowej. Przykładem może być Unia Europejska. Trudna współpraca tak wielu podmiotów i narodów. Ale już teraz powstają śmiałe pomysły jak uratować nie tylko Żuławy ale i Niderlandy prze ponoszącym się poziomem mórz. W pojedynkę żaden narów temu nie sprosta. 

Lepiej i mądrzej mierzyć się z wydzwaniania i zagrożeniami a nie populistyczne zaklinać rzeczywistość. Egoizm nacjonalistów nie poradzi sobie z tymi globalnymi zagrożeniami., które sami na siebie ściągnęliśmy.  Denialiści wszelkiej maści (zaprzeczacze) nas nie uratują przed wysoką wodą nie tylko na Żuławach.

Poszerzona wersja felietonu kij w mrowisko dla VariArtu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz