1.03.2025

Czy opowiadać dowcipy na wykładzie w sportowej bluzie czy w marynarce i pod krawatem?

Sesja w czasie konferencji naukowej, poszukiwanie nowego sposobu komunikacji: plansze z qr kodami, przedstawiające problematykę bioróżnorodności w uprawach wierzby, uprawianej dla celów energetycznych.

To jest mój dziennik refleksji czyli refleksyjny dziennik rozwoju. A skoro jestem biologiem i nauczycielem akademickim to piszę o przyrodzie, edukacji i o uniwersytecie, by wspomagać swoją refleksję. Mam nadzieję, że to moje refleksyjne pisanie przyda się także i innym, jako rozrywka lub jako impuls do własnej refleksji. Piszę, bo chcę się rozwijać i snuć refleksje.

Pierwszy tydzień zajęć w nowym semestrze to okazja by uczyć się przez działanie i wypróbować to, czego się nauczyłem, co usłyszałem lub sam wymyśliłem. Pora wcielać rozmyślania w czyn.

Są takie slajdy w czasie wykładu lub referatu, które długo są wyświetlane. Na przykład slajd tytułowy lub slajd końcowy. Jak wykorzystać ich potencjał? Zazwyczaj na sali jestem wcześniej, sprawdzam czy wszystko działa. Ot na przykład w minionym tygodniu trafiłem na dużą salę po raz pierwszy. Wziąłem klucz, mikrofon, wchodzę na salę ze swoim laptopem i przygotowanym wykładem a tam…. nie ma rzutnika! Nie widać pilota. Co teraz? Ot porażka, myślę sobie, trzeba będzie improwizować. Biegnę ponownie na portiernię zapytać się o rzutnik lub prosić o zamianę sali. I dostaję odpowiedź, wszystko jest, rzutnik trzeba uruchomić przez panel sterowania. Wracam na salę z duszą na ramieniu, gdzie ten panel jest? I czy będę potrafił uruchomić? Na biurku nie widać. Ale coś zobaczyłem na ścianie. Podchodzę, czytam, naciskam przycisk… i rozwija się ekran a rzutnik wyjeżdża z sufitu. Nawet oświetlenie udało mi się włączyć. Ulga. Jeszcze tylko sprawdzam wi-fi – jest! Czyli wszystko jest w porządku, poradziłem sobie i będę mógł wykorzystać wszystko to, co na wykład przygotowałem. Jest oczywiście inny problem. Za ekranem są okna, cała ściana. W słoneczny dzień niewiele będzie widać na ekranie. Trzeba przemyśleć i taką sytuację. Pogoda może mieć wpływ na sposób poprowadzenia wykładu…

Właśnie dlatego staram się zawsze być z 10-15 minut przed czasem. A jak całkiem nowe miejsce, to jeszcze wcześniej. By dać sobie szansę na opanowanie wszystkich spraw technicznych. Włączam slajd tytułowy… i czekam na studentów. Jedni przychodzą wcześniej, inni w ostatniej chwili. A slajd tytułowy się wyświetla, co najmniej kilka minut. Do tej pory na tym slajdzie była nazwa przedmiotu, kierunek, nazwisko prowadzącego, czasem numer wykładu i kontakt do mnie. Żeby student wiedział, czy na właściwy wykład trafił. Ale to za mało. Warto wykorzystać potencjał tego slajdu oczekiwania. Takie slajdy mogą pojawić się także w środku wykładu. I albo trzeba włączyć czarny ekran … albo wykorzystać to, co się wyświetla.

Na jednym z webinariowych szkoleń dowiedziałem się, że na takich slajdach oczekiwania można wyświetlić jakąś główną myśl, sentencję. Coś, co sprowokuje mózgi słuchaczy (studentów) do konkretnych przemyśleń. Coś, co ukierunkuje myślenie na temat spotkania. Taki drobny zabieg a pozwala wykorzystać pełniej potencjał miejsca i chwili. Moje pierwsze próby z ostatniego tygodnia zamieściłem niżej. Będę próbował dalej i będę poszukiwał optymalnego rozwiązania. A może czytelnicy podpowiedzą jak to można zrobić efektywnie i z sensem?

W dyskusji na jednym wykładzie studenci poprosili (zasugerowali) by każdy wykład zaczynać anegdotą. Owszem, wplatam anegdoty do wykładów. To w takim razie poszukam coś na początek. I by było nie tylko zabawnie a przede wszystkim edukacyjnie. Mój repertuar jest niewielki. Spróbuję sprawdzić czy AI w postaci GPT czy Copilota pomoże mi dobrać do każdego wykładu adekwatną anegdotę. Mam więc nowe wyzwania na kolejny tydzień.

W innej grupie studenci powiedzieli mi, że w marynarce wyglądam groźnie. Znali mnie już z ćwiczeń terenowych, a więc w stroju bardzo nieformalnym, dostosowanym do pracy terenowej. Zwłaszcza na wykłady staram się ubierać oficjalnie: marynarka zamiast bluzy czy swetra. To mój wyraz szacunku dla studentów i prowadzonych zajęć. Ale jeszcze raz uświadamiam sobie, że żyjemy w środowisku wielokulturowym. I wcale nie dlatego, że jest sporo imigrantów. Różnica pokoleń i stylów życia jest ogromna, mimo że mówimy tym samym językiem. Ja wyrosłem w kulturze patriarchalnej i męskiego szowinizmu. Nieświadomie czasem uwidacznia się w opowiadanych dowcipach. I mimo, że nie podzielam wartość tej kultury, to czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąca. Podobnie z ubraniami. Studenci nawet pytali czy można przyjść na egzamin w dresie. Jedni byli za, inni wskazywali, że to brak szacunku. Oczekiwanie wzajemnego szacunku uwidaczniało się w różnych formach na tych pierwszych zajęciach. Tu trzeba jednak dużej empatii i chęci zrozumienia innych. Student w dresie na egzaminie wcale językiem ciała nie oznajmia braku szacunku. Może nie zdaje sobie jedynie sprawy z różnic kulturowych i tego, jak przez innego, starszego może być odebrany.

I jeszcze coś ważnego w dyskusji ze studentami się ujawniło. Jedna ze studentek, na moje opowieści o książkach i polecanych podręcznikach, powiedziała, że ona książek nie czyta. Czy to tylko jakaś mała prowokacja by rozkręcić dyskusję? Pytałem i o publikacje i o audiobooki – też nie. No cóż, tacy studenci już są wśród nas. Dowód, że kultura postpiśmienności mocno się zakorzenia. Biadolić i narzekać: jaka to teraz młodzież? Czy jednak dostrzec zupełnie nowe kanały komunikacji i potrzebę tworzenia nowych pomocy dydaktycznych? Może dodatkowo trzeba przygotowywać wykłady w formie podcastów? Przy okazji z ust studentów usłyszałem nowe dla mnie słowo – wideoesej. No tak, skoro są eseje to dlaczego nie ma być teraz także wideoesejów? Muszę się więcej dowiedzieć o takiej formie opowieści i komunikacji. A potem samemu spróbować.

Nie czytają? To może trzeba zmieniać formę wykładów? Tego też oczywiście próbuję od jakiegoś czasu. Studenci żalą się, że mówi im się, że prezentacja multimedialna powinna być kolorowa, z ilustracjami, nie przepełniona tekstem… a potem na wykładach widzą slajdy zapełnione literami. Szczytne ideały poparte złym przykładem zazwyczaj demoralizują. To w końcu jak mają przygotowywać prezentacje na zajęcia? Wykład czy referat to przede wszystkim forma mówiona. To, co na ekranie, to tylko wspomaganie słowa mówionego. Dlatego warto pokazywać zdjęcia, schematy, animacje procesów. Studenci mogą notować we własnym stylu, tekstowo lub graficznie. Od treści słownych są podręczniki i skrypty. One przecież uzupełniają wykład. Od dłuższego czasu widzę, że większość studentów nie notuje. Mają co prawda otwarte laptopy czy tablety, ale raczej mało notują. Słuchają (mam przynajmniej taką nadzieję). W sumie to dobrze, bo wykład jest po to, żeby zrozumieć. Szczegóły są w podręcznikach. Tak jak wielu innych wykładowców, slajdy z wykładu w formie pliku pdf, przeszyłam studentom po wykładzie (czasami, na ich prośbę - przed). Sam umieszczam mało tekstu na powerpointowych slajdach, więcej jest zdjęć, schematów, głównych haseł, równoważników zdań. Przydatne do przypominania sobie tego, co było na wykładzie. Ale jako samodzielny przekaz sprawdza się marnie. Ponieważ studenci często do egzaminów uczą się tego, co na slajdach, to wykładowcy na slajdach umieszczają dużo tekstu. Wychodzi z tego wykład karaoke. Ani dobry wykład ani dobry skrypt. Jak z tego wybrnąć napiszę w osobnym artykuliku na blogu. Tymczasem sam poszukuję dobrych rozwiązań, np. zachęcam studentów do wykorzystywania różnych programów AI do notowania i przetwarzania notatek, w tym do nagrywanie i przetwarzania głosu na audio deskrypcję i na notatki. Na razie testuję Gogolowski NoteBooklm. Jest wiele innych aplikacji. Epoka postpiśmienna ma swoje środki wyrazu i warto się z nimi zapoznać. Bo żyjemy w środowisku mocno wielokulturowym, także w aspekcie cyfrowym.

Na koniec jeszcze jedna refleksja. Jedni studenci oczekują jasnych i precyzyjnych instrukcji. Inni otwarci są na większą wolność wyboru realizacji zadań. Trudno to pogodzić. A sam też nie chciałbym być „nadopiekuńczym” wykładowcą i dać szansę na popełnianie błędów. Nie spieszyć się z szczegółowymi instrukcjami. To na razie dla mnie największa trudność i największe wyzwanie: tworzyć szczegółowe instrukcje czy dać im czas na poszukiwania własnych rozwiązań? To drugie wypycha studentów z ich strefy komfortu i świata do jakiego przywykli: wykładowca tworzy zadania do wykonania a potem sprawdza i ocenia, czy zostało poprawnie wykonane. I ocenia. Porównuje niczym do wzorca metra w Sevres.

Przede mną kolejny intensywny tydzień zajęć. Więc sporo okazji by wypróbować coś nowego i poćwiczyć już wypróbowane pomysły. Czym weekend nasiąknie w postaci pomysłów, tym na zajęciach wykłady trącą.

Niżej przykładowe slajdy tytułowe zamienione w slajdy oczekiwania:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz