9.06.2018

Łąka w mieście i pszczoła samotk(n)a



Łąka kwietna w mieście może wydawać się jakąś fanaberią „nawiedzonych ekologów”. Po co to komu? Zatem wspólnie odkryjmy relacje i powiązania między kwietnymi łąkami, owadami, kleptopasożytnictwem i jakością życia w mieście. W opowieść przyrodniczą wplotę kilka bardzo społecznych aluzji.

Całość to więcej niż suma części, to także relacje między tymi częściami. Ważny jest więc nie tylko skład (prosta suma) ale i organizacja czyli jak te elementy składowe są „poukładane” i jakie między nimi zachodzą relacje. Na gruncie biologii wydaje się to bardzo oczywiste. Ale w ramach ogólnej teorii systemów można poszukiwać takich prawidłowości i w innych obszarach życia. Na przykład na gruncie społecznym. Ważne jest nie tylko z jakich ludzi składa się dana społeczność ale ważne są także relacje między nimi. Nawet – a może przede wszystkim – wobec tych najsłabszych, niepełnosprawnych, innych. Całość składa się z bardzo różnorodnych elementów, które wyjęte z tej całości mogą się wydawać znakomite lub wręcz przeciwnie. Może dla przykładu takie przytoczę porównanie: kiedy kupujemy mięso kurczaka na obiad to pewne części są bardziej atrakcyjne dla konsumenta (np. pierś, udka), inne mniej. Jeszcze inne od razu odrzucamy (pióra, wnętrzności). Ale czy kurczak mógłby żyć i być „całością” bez tych mniej pożądanych konsumencko elementów? Oczywiście, że nie. Zmierzam do tego, aby uwypuklić prosty fakt: to, co czasem wydaje się mniej atrakcyjne lub ważne, jest niezbędne dla całości.

Wspólnota to także relacje a więc i umiejętność nawiązywania współpracy z innymi. Uważam, że to kluczowa kompetencja społeczna w wieku XXI. Ten długi wstęp potrzebny mi był, aby wprowadzić w przygotowywaną, drugą edycję Malality. Cóż to takiego? Dość niekonwencjonalny plener malarski z mocnym wątkiem charytatywnym i z myśleniem o tych słabszych.

Inny przykład. Samotna matka. Zwłaszcza z dzieckiem autystycznym czy niepełnosprawnym. Dlaczego samotna? Bo mężczyźni szybciej „wymiękają” i odchodzą…. Nie radzą sobie z trudnościami i codziennym znojem. Ważna jest cała społeczność, jako sobie wszyscy radzimy i czy się wspieramy. Pora na kilka przykładów przyrodniczych, nawiązujących przy okazji do tego, co się dzieje na miejskiej łące.

Czy lepiej żyć samotnie czy jednak w społecznej gromadzie? Życie samotnej matki nie jest łatwe. Nie dość, że sama dba o potomstwo, to jeszcze jedzenia brakuje, miejsc do zamieszkania ubywa a na dodatek jej pracę niweczą liczne kleptomańskie pasożyty (wykradają z trudem zgromadzone zasoby, przeznaczone dla potomstwa). A może królowej jest lepiej? Też nie jest łatwo. Niby królowa a jednak bardziej samica rozpłodowa. Ma patriotycznie (raczej matriotycznie) zadbać o jak najliczniejsze potomstwo. Owłosiona, zapracowana, samotna matka… pszczoła. Znamy w zasadzie tylko te społeczne czyli pszczoły miodne i trzmiele. Jednak te samotne pszczołowate znacznie liczniejsze są gatunkowo i równie ważne w przyrodzie, ze względu na zapylanie roślin. Bez zapylaczy nie tylko rośliny by sobie nie poradziły ale i ludzkość.

Pszczoły to takie osy, które przeszły na wegetarianizm (oczywiście w długim procesie ewolucyjnym). Zrezygnowały z pokarmu mięsnego dla swoich larw. Znoszą pyłek kwiatowy (źródło białka) i nektar. A że w przyrodzie różnorodność wielka, to są takie, które żywią się padliną. Tak zwane pszczoły sępie to społeczne, bezżądłowe, żyjące w Ameryce. Miodu pewnie od nich byśmy nie zechcieli. Innym przykładem swoistego „ogniwa przejściowego” są lepiarki – skąpo owłosione pszczołowate.

W słoneczny kwietniowych dzień, pod blokiem zauważyłem krzątającego się owada. Mocno owłosiony, ciemny. Pomyślałem, że może samica trzmiela zakłada gniazdo. Była to jednak pszczoła samotna, pszczolinka nieparka. Nie dlatego, że pary nie chce tworzyć ale dlatego, że samiec różni się od samicy (taki trochę nie do pary). Trzmiele pojawiły się później, przynajmniej dwa gatunki udało mi się zidentyfikować.

Pszczolinka nieparka buduje gniazdo w ziemi. Są to kanaliki o długości 10-30 cm. Po wykopaniu norki-gniazda, samica znosi tam pyłek kwiatowy, który służy za pokarm dla larw. Do każdej porcji pyłkowego pokarmu znosi swoje jajo. Rozwój larwy i przepoczwarczenie trwa aż do kolejnej wiosny. Ich aktywny lot trwa w marcu i kwietniu. Więcej więc czasu swojego życia pszczolinki spędzają pod ziemią. Samce pojawiają się tuż przed samicami. Następnie szukają odpowiednich miejsc, siadają na nasłonecznionych pniach drzew i biegają zygzakiem od dołu do góry (taniec godowy) w poszukiwaniu samic. Hormony robią swoje. Po okresie godowym samce znikają (giną). A pszczolinkowa matka… zostaje sama z potomstwem „na głowie”. Matka Polka współczesnego świata, chciałoby się powiedzieć, jednak 500 + nie dostanie. W poszukiwaniu pokarmu pszczolinki lecą do 300 m od gniazda, zajmuje im to około 95 minut. Długo potomstwo pozostaje bez opieki, ale prokurator żaden nie interweniuje. Pojawiają się za to pszczele kukułki (pszczoła nomada) i inne kleptopasożyty (muchówka bujanka). Pod nieobecność gospodarza wkradają się do gniazda i składają swoje jajeczka. Pszczoła nomada, zamiast pracować i znosić pyłek, korzysta z cudzej pracy.

To może lepiej mają pszczoły-królowe w gniazdach owadów społecznych? Na przykład trzmiele, które są stosunkowo dużymi pszczołami (ściślej pszczołowatymi), z mocno owłosionym tułowiem i odwłokiem. To swoiste futerko pomaga utrzymać wysoką temperaturę, niezbędną do aktywności mięśni skrzydłowych. Na przykład taki trzmiel parkowy ma krótką trąbkę, która powoduje, że języczkiem nie sięga do nektaru we wszystkich kwiatach. Ale trzmiele krótkojęzyczkowe i w takich sytuacjach sobie radzą – po prostu przegryzają kwiat i dostają się „z boku” do pożywnej słodkości. Trzmiel parkowy preferuje środowiska antropogeniczne. Zagrożenie dla tego gatunku wynika ze zmniejszenia różnorodności roślinności pokarmowej na terenach wiejskich w wyniki intensyfikacji rolnictwa. Być może w miastach udałoby się stworzyć korzystne warunki dla tego pożytecznego owada? Musiałyby być tylko łąki kwietne.

Trzmiel parkowy woli budować swoje gniazdo nad ziemią i często z braku drzew dziuplastych zamieszkuje budki dla ptaków (innymi owadami często zasiedlającymi ptasie budki są szerszenie). To jeszcze jeden powód, dla którego powinniśmy zadbać o obecność drzew dziuplastych w mieście. Bo z braku dziupli i budek osiedlają się także w domach (jakąś szparę w ścianie zawsze się znajdzie).

Gniazdo trzmiela parkowego jest dość duże, mieści 150-400 robotnic. Żeby wykarmić tak dużą liczbę „żołądków” robotnice odwiedzają ogromną gamę roślin kwitnących, w tym i drzew. Żeby więc trzmiele utrzymały się w mieście musi być dużo kwitnących roślin, na trawnikach (raczej łąkach kwietnych) jak i kwitnących drzew. I to przez cały sezon wegetacyjny.

Trzmiel parkowy zakłada gniazda w marcu (zakładane przez samice-królowe, które przezimowały). Królowa składa jaja i najpierw sama dba o pokarm dla rozwijających się larw. Ale gdy pojawią się dzieci czyli robotnice (córki), to one przejmują ciężar zdobywania pokarmu dla całej kolonii. Królowa matka odpoczywa? Z niezapłodnionych jaj wylęgają się samce. Można powiedzieć, że swoiste darmozjady, bo o zaopatrzenie gniazda się nie troszczą. Tylko do jednego „służą” (nawiązując do Seksmisji – do rozrywki). Czasem robotnice próbują składać własne jaja (są niezapłodnione i z nich także wylęgają się samce), ale najczęściej królowa zjada takie jaja a robotnicę-córkę brutalnie karci. Mimo to badania genetyczne wykazały, że nawet kilka procent samców w gnieździe pochodzi od robotnic i to czasem z zupełnie innego gniazda (rodziny). Królowe trzmieli parkowych mogą być poliandryczne, to znaczy nasienie może pochodzić od kilku samców. W rezultacie robotnice (siostry) mogą mieć różnych ojców. Istna rodzina patchworkowa. Na dodatek samica trzmiela parkowego może parzyć się dwa-trzy razy w ciągu swojego życia (nawet do sześciu razy), co nie jest typowe dla trzmieli innych gatunków.

Ale pszczołowate z rodzaju Bombus są różne. Bardzo podobnie wyglądają trzmielce. To takie pasożytnicze trzmiele-kukułki. Samica trzmielca wkrada się do gniazda trzmiela, zabija lub przepędza królową i znosi własne jaja (czasem dawna królowa staje się robotnicą). A robotnice przejętego gniazda pracują dalej i karmią nie swoje siostry, nie swojego gatunku.

Podtekst społeczny? Jak najbardziej zamierzony. Patrząc na przyrodę dostrzegamy samych siebie i nasze problemy. Tak jak w bajkach, pod różnymi zwierzęcymi postaciami skrywają się zalety lub przywary ludzkie.

(rozszerzona wersja tekstu wysłanego do VariArtu)

11 komentarzy:

  1. Tekst piękny.
    Nie do końca jestem pewien czy jest uzasadnione analogizowanie sytuacji przystosowań biologicznych owadów z sytuacjami społeczności ludzkich (co innego np. społeczne zachowania wilków czy szympansów).

    Łąki kwietne w miastach - całym sercem za, ale problem w tym że po dwóch sezonach robią się tam głównie chaszcze nawłociowe i pokrzywiska. Na pewno wartościowe biologicznie, lecz nie jestem pewien czy estetycznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Łąki kwietne w miastach - całym sercem za, ale problem w tym że po dwóch sezonach robią się tam głównie chaszcze nawłociowe i pokrzywiska." - a mogę prosić o jakiś udokumentowany przykład? Bo nie bardzo mogę się z tym zgodzić. Dlatego chętnie poznam przykłady, faktu itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wystarczy wyjść na byle nieużytek i samemu zobaczyć...

      Usuń
    2. I właśnie te moje doświadczenia i obserwacje są inne. Owszem widzę łany pokrzyw i nawłoci, ale nie na łąkach kwietnych. Myślałem, że może coś konkretnego, ale jak zwykle takie sobie fantazjowanie. Próżne było moje nadzieje...

      Usuń
    3. czyli obserwacje to "fantazjowanie"... A sukcesja i gatunki inwazyjne to wymysł chorego z nienawiści Beskidnika...

      Niestety - utrzymanie łąk kwietnych wymaga od firm zajmujących się zielenią miejską ogromnego wysiłku i pewnie dlatego wolą regularne wykaszanie.

      Usuń
    4. Właśnie pytałem o te obserwacje i konkrety. I się nie doczekałem. Nie wystarczy znać kilka słów, typu gatunki obce czy sukcesja, by to sens miało. Np. jakie siedlisko preferuje pokrzywa? Co do nawłoci, to niebawem zilustruje to zdjęciami. Dobrze rośnie tam gdzie teren zaniedbany i wiosna trawy wypalane. Jakoś do to z łąkami kwietnymi sie nie wiąże, zwłaszcza "po dwóch sezonach robią się tam głównie chaszcze nawłociowe i pokrzywiska". Bo to pierwsze takie doniesienie, z jakim się spotkałem przy okazji łak kwietnych. Zatem pytałem o konkrety, gdzie taka łąka kwietna (o ile łąka) się w pokrzywowisko zmieniła po dwóch sezonach?

      Usuń
  3. Owszem, jeśli wysiewane sa przypadkowe rośliny, w tym gatunki obce, to może byc problem."Wprowadzenie w takiej ilości obcych gatunków, których pochodzenia nie znamy, jest bardzo niebezpieczne - tłumaczy Adam Zając, emerytowany profesor Instytutu Botaniki UJ. Mogą się tam znaleźć gatunki inwazyjne, które rozsieją się na krakowskich łąkach i trawnikach i wyprą rodzime gatunki. - Przecież można wysiać nasze równie piękne rośliny łąkowe - zaznacza.".

    Czytaj więcej: http://www.dziennikpolski24.pl/aktualnosci/malopolska/a/botanicy-zaniepokojeni-na-lakach-kwietnych-rosna-gatunki-inwazyjne-zdjecia,12244021/

    Nie wystarczy wiec coś słyszeć i wysiewać "kwiatki". Wątpię, by wysiewano nawłoć.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ten tekst polecam, celem uzupełnienie wiedzy o tym, czym jest łąka kwietna. Tak na początek. http://lukaszluczaj.pl/czy-mozna-mieszac-rozne-mieszanki-nasion-lak-kwietnych/

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli "łąka kwietna" to tak naprawdę uprawa kwiatów innych niż ogrodowe (skoro zakłada działania agrokulturowe). Należało to uściślić, a nie jedynie posługiwać się terminem który może oznaczać cokolwiek a na pewno nie oznacza terenu bardziej naturalnego niż zespoły roślinności ruderalnej, zarastające opuszczone tereny np. pofabryczne.

    OdpowiedzUsuń