26.05.2018

Bo może studenci nie chcą już Kortowiady?

(Jedna z prób przed bojem wydziałów, Kortowiada 2010.
Krótki występ na scenie, ale przygotowań i prób dużo.)
W czasie ostatniej Kortowiady (2018) co najmniej dwa wydziały nie wystartowały w boju wydziałów. Zabrakło chętnych studentów do organizowania tego elementu olsztyńskich juwenaliów. Być może stało się tak po raz pierwszy, ale sytuacja nie pojawiła się nagle, dojrzewała od jakiegoś czasu.

Można postawić pytanie "dlaczego", o czym to świadczy? Może w obecnej formule, wymyślonej z górą kilkanaście lat temu, Kortowiada już się zużyła, zdezaktualizowała? Może studenci (choćby znacząca część) nie chcą już Kortowiady, przynajmniej w takim kształcie jak obecnie? Pytanie wydawałoby się absurdalne, skoro uczestniczyło ok. 20 tysięcy osób (w tegorocznej, w ubiegłych bywało i po 50 tys. uczestników). Może to po prostu efekt demografii i mniej licznych studentów? Można jednak zadać pytanie ile z tych osób bawiących się na Kortowiadzie to studenci UWM a ile to przyjezdni, nawet nie będący jeszcze lub już studentami. Kortowiada jest imprezą-wizytówką... dla miasta? Regionu? Ale czy jest emanacją współczesnej kultury studenckiej?

Kortowiada to tylko pretekst i punkt wyjścia do rozważań - i mam nadzieję że dyskusji także - o identyfikacji studentów z uniwersytetem wydziałem społecznością akademicką szeroko rozumianą oraz pytanie o integrację społeczności studenckiej. Społeczność akademicka to jakaś całość czy tylko zatomizowane indywidualności? Ile i co zostało z uniwersyteckiej wspólnoty uczących i nauczanych? A może nigdy jej nie było w Olsztynie? A może jest cały czas tylko inaczej wygląda, bo zmienił się świat wokół nas? Pytań wiele. Wszak żyjemy w samym czasach trzeciej rewolucji technologicznej, w samym oku cyklonu tych globalnych i lokalnych zmian.

Wielu studentów na czas Kortowiady.... wyjeżdża z Olsztyna. Zawsze tak było, ale kwestią jest skala. Jeśli jednak studenci tracą zainteresowanie obecną formułą juwenaliów, to może trzeba coś zmienić. Może nie chcą Kortowiady jako takiej albo nie chcą w takim kształcie? A więc jakie miałby by być olsztyńskie juwenalia by aktywnie zaangażowały liczniejszą grupę studentów? Albo może trzeba zastanowić się nad szerszym zjawiskiem identyfikacji i integracji społeczności akademickiej. I do tego drugiego zmierzam.

Świat i społeczeństwo szybko się zmieniają. Dawne rozwiązanie przestają być atrakcyjne nie dlatego, że były złe, ale dlatego, że świat się wokół nas zmienił. To tak, jakby dziwić się, że spada zainteresowania dorożkami.... Trudno jest odnaleźć się w czasach zmiany. Stare już nie działa a nowego jeszcze nie znamy.

Jednym z elementów Kortowiady jest na przykład konkurs na wystrój akademika. To bardzo dawna tradycja. Kiedyś większość studentów mieszkała w akademikach. Konkurs był więc czymś naturalnym. Juwenalia odbywały się w kortowskim kampusie. Na dawnej WSP były tylko dwa akademiki, więc tam nie było takiego konkursu. Obecnie w uniwersyteckich akademikach mieszka góra 10% studentów. Zatem ta konkurencja jest już dla znacznej mniejszości. A co dla reszty? Nie mają szansy na identyfikację i współudział. Kiedyś wymyślona konkurencja ciągle trwa. A jak zaangażować większość żaków, którzy mieszkają rozproszeni na stancjach w całym Olsztynie?

Studenci z samorządu narzekają, że brakuje chętnych do pracy, nawet w przygotowaniu Kortowiady. Często słyszą pytanie "a co ja z tego będę miał"? Może to długofalowy efekt uczenia się dla ocen, już w szkole? Wyścig szczurów i zdobywanie punktów. Może akademicka punktoza z tego samego źródła się bierze? Być może trzeba rozpocząć dyskusję o edukacji i jej celach na wszystkich poziomach?

Kilka lat temu na Wydziale Humanistycznym przeprowadzono badania. Zapamiętałem z nich to, że studenci traktują samorząd studencki jako swoistą "młodzieżówkę władzy" i dlatego nie identyfikują się z nimi, izolują od inicjatyw? Jeśli tak rzeczywiście jest to dlaczego? Może samorząd studencki traktujemy instrumentalnie, do załatwiania spraw wydziałowych? Może za mało mają samodzielności i samorządności, bo są od "obstawiania" imprez promocyjnych, rekrutacyjnych itd.? A może jest to zwykła studencka wymówka aby uzasadnić swoją bierność (jestem bierny bo samorząd jest niedobry)?

Pytanie o aktywność w przygotowanie Kortowiady to w zasadzie szersze pytanie i integrację studentów w środowisku akademickim, integrację studencką i integrację z kadrą akademicką. Tak jak usłyszałem, teraz pracownicy dbają bardziej o własny rozwój i własną karierę niż o dydaktykę i tutorowanie studentom (punktoza zbiera swoje żniwo). Dlaczego wymagać więcej od studentów niż od siebie? Oczywiście, także i obecnie zarówno wśród studentów jak i kadry jest sporo osób angażujących się bezinteresownie w różnorodne działania bez pytania "a co ja z tego będę miał", pytanie dotyczy jedynie skali zjawiska i postaw. Możliwe, że tekst ten przeczytają jedynie (głównie) osoby aktywne (studenci i pracownicy), zatem pytanie "dlaczego nie jesteście aktywni" może stracić sens. Bo nie dotrze do adresatów i oni swojego zdania nie wyartykułują w komentarzach...

A może studenci już się "wyszaleli" w szkołach średnich i na studiach nie pociągają juwenalia tak jak kiedyś? Może pracują (dorabiają) i nie mają zwyczajnie czasu?

Parada wydziałów, organizowana jest od niedawna (w skali tradycji), chyba od kilku-kilkanatu lat. To gest w stosunku do miasta (atrakcja dla mieszkańców i turystów) - skoro miasto dofinansowuje juwenalia, to chciała "mieć coś dla siebie". W tym roku oglądałem paradę na filmowej relacji w internecie. Dużo fajnych strojów. Ale było też słychać wulgarne, kibolskie piosenki. Może to nie podoba się i samym studentom, dlatego mniej się angażują, nie czują identyfikacji z Kortowiadą w stylu disco-polo i stadionowych krzyków? A może nie czują identyfikacji  z całym uniwersytetem? Być może na te liczne pytanie potrafiliby odpowiedzieć socjolodzy i badacze kultury współczesnej?

Inne spostrzeżenia, co to hipotetycznych przyczyn, to rosnące zainteresowanie samym sobą i płytką interesownością, widoczne w całym społeczeństwie. Może przewagę uzyskuje pokolenie egoistów, zapatrzonych w siebie i swoją przyjemność? A jeśli tak, to skąd te postawy się biorą i na jakim etapie edukacji potrzebne byłyby działania. I jakie powinny być?

Wracając na podwórko akademickie, można postawić pytanie zasadnicze: czy i jakie tworzymy środowisko edukacyjne na uniwersytecie by studenci mogli się rozwijać, łącznie z kompetencjami społecznymi? Kortowiada jak i wiele innych poza-zajęciowych aktywności służy dojrzewaniu i nabywaniu kompetencji miękkich (np. praca w zespole, kreatywność itd.). Może obecni studenci mają za dużo obowiązkowych zajęć a i za mało czasu na własne, nieskrępowane poszukiwania, w tym różnych aktywności w studenckim radiu, klubach turystycznych, zespołach artystycznych, teatrach, kabaretach, samorządzie? Czy jest a jeśli tak to jaka jest współczesna kultura studencka? Czy czymś się wyróżnia i czy ma jakąś specyfikę?

Jaka jest identyfikacja studentów z wydziałem (na różnych bywa inaczej, może warto to przeanalizować dlaczego na jednych identyfikacja jest większa, a innych mniejsza)? I jaka jest integracja społeczności akademickiej i postrzeganie idei wolontariatu? Mamy kryzys społeczeństwa obywatelskiego czy tylko potrzeba innej formuły integracji i innej formy juwenaliów? Bo ta jest już nieadekwatna? Koncerty i picie piwa - to może nie wystarcza? Może studenci są bardziej ambitni niż się wydaje?

Czy będzie debata, pogłębiona i niespieszna, prawdziwa i otwarta na poznanie? Bez szukania winnych a z szukaniem zrozumienia. Osobiście zależy mi na takiej dyskusji bo sam chcę poznać i zrozumieć. By lepiej odnaleźć się we współczesnym uniwersytecie i codziennych wyzwaniach dydaktycznych. Co i jak robić by to miało głębszy sen.

(Ulica po paradzie wydziałów. Zaraz służby porządkowe to uprzątną.)

14 komentarzy:

  1. Szanowny Panie profesorze,
    jako jeden ze studentów napisze, że nie uważam, by to sama formuła Juwenaliów była problemem. W tym roku, statystycznie, była bardzo podobna ilość studentów co w latach zeszłych. Fakt, było znacznie więcej przyjezdnych, jednak to akurat dobry aspekt, gdyż napędza on gospodarkę miasta itd. Kortowiada z roku na rok staje się coraz większą ikoną i jest podawana za przykład/wzór praktycznie wszędzie gdzie zabierany jest temat Juwenaliów. Jako jedyne Juwenalia w Polsce mamy ogólnopolski patronat radia ESKA.
    Co zaś tyczy się samych studentów i młodzieży ogólnie - na radzie został poruszony problem tego, iż studenci są coraz bardziej roszczeniowi. Może to wynikać z braku odpowiednich wzorców oraz z tego, jak całe obecne społeczeństwo wygląda. Poza tym, studenci, przytłoczeni natłokiem obowiązków w roku akademickim, zwyczajnie nie chcą dodatkowo "pracować" podczas organizacji Kortowiady, gdyż uznają ten czas za przeznaczony na odpoczynek.
    Na naszym wydziale mamy bardzo duży problem z samą integracją studentów zarówno z kadrą, jak i z samym wydziałem. Pokazuje się tu brak uczucia przynależności. Zarówno przez studentów jak i przez wielu pracowników jest tworzona bariera między sobą. Zupełnym przeciwieństwem naszego wydziału jest Wydział Medycyny Weterynaryjnej. Tam, zarówno studenci jak i wykładowcy potrafią się nie tylko razem uczyć, ale także razem się bawić. Czy to poprzez udział we wspólnych spływach kajakowych czy też poprzez piknik weterynaryjny (oba eventy są organizowane przy współpracy studentów z wykładowcami). Gdy podczas Rady Wydziału został zaproponowany ten pomysł od razu pojawiły się głosy dezaprobaty ze strony niektórych wykładowców. Według mnie, jako studenta pokazanie się od tej drugiej "ludzkiej" strony mogłoby zadziałać bardzo na korzyść zarówno studentów jak i wykładowców. Kolejnym argumentem przemawiającym za sposobem kontaktu studentów i wykładowców Wydziału Medycyny Weterynaryjnej są wyniki Boju Wydziałów. Corocznie Weterynaria znajduje się w pierwszej trójce, często zajmując pierwsze miejsce. Dodatkowo wykładowcy podczas przygotowań do Kortowiady udostępnili studentom budynek wydziału, dzięki czemu studenci mogli pracować nad scenografią często do 1-2 w nocy. U nas na wydziale podejrzewam, że nie byłoby takiej możliwości.
    Samo postrzeganie samorządu także nie zwiększa poczucia integracji. Tutaj problem także leży zarówno po stronie wykładowców jak i studentów. Studenci zwyczajnie nie odczuwają potrzeby uczestniczenia w życiu samorządu i wydziału (co wynika z braku przynależności), a samo traktowanie Samorządu przez niektóre osoby z kadry dodatkowo nie przysparza popularności tej instytucji. Jak wszystko wychodzi dobrze, to często nie słyszymy nawet dziękuję. A gdy coś z jakichś względów się nie uda to od razu rozpoczyna się atak na samorząd oraz na studentów.

    Tak jak napisałem, jest to bardzo szeroki problem, dlatego też postaram się za jakiś czas napisać dłuższy tekst o przyczynach i możliwych rozwiązaniach tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za obszerne wyjaśnienie., Przeczytałem z zainteresowaniem.

      Usuń
  2. Witam, skończyłam studia w 2008 r, przez cale 5 lat mieszkałam poza Kortowem, przez co nie czułam właśnie tej Kortowiady. Zawsze mialam wrazenie, że skierowana była glownie dla osob mieszkajacych w akademikach;) takze ten akurat problem istatnieje conajmniej od kilkunastu lat:) owszem brałam udział w tej imprezie , jednak brakowało mi tego czegos, jako nie-mieszkance Kortowa:) pozdrawiam:) Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie przypuszczałem, że tak to może być odczuwane. Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  3. Pytam bo nie wiem a chciałbym zrozumieć. Dziękuje za wszystkie komentarze, czytam z uwaga. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze także je przeczyta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Być może (przynajmniej w części) problem rodzi się już na etapie szkoły "Pierwsze to badania TIMSS, gdzie pytano, czy dzieci lubią szkołę. A drugie to badania PISA, gdzie pytano nastolatków, czy czują się związani ze szkołą. W obu przypadkach wypadamy najgorzej lub prawie najgorzej spośród wszystkich krajów OECD." źródło: http://wyborcza.pl/7,157035,23434317,dlaczego-polscy-uczniowie-nie-lubia-szkoly.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam Panie Profesorze, witam też komentujących,

    w moim odczuciu problem braku zaangażowania już niedługo rozwiąże się sam - potrzeba jednak na to jeszcze niestety ok. 6-7 lat. Z moich (podkreślę tutaj bardzo subiektywne podejście) obserwacji wynika, że problem zaangażowania - generalnie młodzieży - w prace społeczne zaniknął w szkołach podstawowych w 2002 roku, a w efekcie na studiach wyższych od ok. 2009 roku, jednak najbardziej odczuwalny stał się po roku 2012. Moim zdaniem wynikało to z wprowadzonej w 1999 roku reformy szkolnictwa, która zaczęła po 3 latach niszczyć samorządność uczniowską, a później i studencką.

    W 2005 roku byłem przewodniczącym samorządu wydziałowego a 12 lat temu - w 2006 roku - samorządu uczelnianego i nie pamiętam sytuacji w której brakowało rąk do pracy - wręcz przeciwnie. Co prawda wtedy na UWM studiowało niespełna 40tys. studentów, ale na każde hasło zjawiał się sztab osób chętnych do pomocy (tak - pomocy, nie pracy - bo nikt nie oczekiwał w zamian żadnych profitów). Później - gdy działałem w Parlamencie Studentów RP - i walczyliśmy o otwarcie dostępu do zawodów prawniczych, na jeden telefon po uczelniach prawniczych w Warszawie zjawiali nam się przedstawiciele ze wszystkich uczelni wyższych w kraju w ilościach zdecydowanie przekraczających nasze zapotrzebowanie.

    Dlaczego?

    Bo w ludziach żył duch samorządności. Bo jeżeli ktoś raz został samorządowcem, to jest już nim do końca - zmieniają się tylko funkcje czy role społeczne, ale samorządowiec to ktoś, kto "samo"-"rządzi" - czyli rządzi samym sobą, wpływa realnie na otaczający go świat. Najpierw wydaje gazetki szkolne, potem organizuje juwenalia, pisze projekty do budżetów obywatelskich gdy coś chce zmienić i angażuje się później w życie przedszkola gdy jego dziecko już jest na tym etapie. Można śmiało powiedzieć, że bycie samorządowcem to "stan umysłu" a nie sprawowane funkcje. A ten stan wytwarza nasze otoczenie i środowisko - przede wszystkim szkolne na początkowym etapie edukacji.

    I dochodzimy tutaj do przyczyny tego stanu rzeczy.

    --==--
    Jak wyglądała aktywność młodzieży przed reformą szkolnictwa z 1999roku? (której "efekty" trafiły na studia po 2009 roku, a zdominowały uczelnie po 3-letnim okresie edukacji w 2012r.)
    --==--

    Podstawówka: 8 lat.
    Otóż w klasach 1-3 dzieci uczyły się podstaw, następnie "awansowały" z uczniów klas początkowych i rozpoczynały 5-letnią edukację w klasach 4-8 w tym samym środowisku, w gronie osób, które znały.
    W okolicach klasy 5 angażowały się powoli w gazetki szkolne, kabarety i zespoły szkolne, radiowęzły itp. aktywności, rozwijały je w klasie 6, tworzyły kluby szkolne i kółka teatralne, w klasie 7 następował rozkwit aktywności społecznej i powstawały młodzieżowy rady miast i inne organizacje między-szkolne, a w klasie 8 przygasała ich aktywność, bo trzeba było wybrać szkołę średnią i przygotować się do matury oraz ją zdać.

    Liceum/technikum: 4-5 lat.
    1 klasa - nowe środowisko, nowi ludzie, czas się poznać, zaadaptować. Zajmowało to przeważnie cały rok. Potem następowały 2 (liceum) lub 3 (technikum) lata aktywności społecznej - szkolne zespoły muzyczne, koła literackie, teatry, kluby itp. Następnie ostatni rok to przygotowania do egzaminów na uczelnie wyższe.

    Efekt - na studia trafiał człowiek z 5-6 letniem bagażem postaw społecznych, odpowiednio zsocjalizowany, który wiedział co to znaczy ANGAŻOWAĆ SIĘ pro publico bono i co mu to daje (a daje mnóstwo - nowe doświadczenia, portfel kontaktów i... zresztą kto działa, ten wie - rzeczy bezcenne i przyjaźnie na całe życie).


    OdpowiedzUsuń
  6. --==--
    A jak wyglądała aktywność młodzieży po reformie?
    --==--

    Szkoła podstawowa: 6 lat.
    Uczeń po okresie początkowym klas 1-3 trafia do klasy 4 i słyszy, że już czas zacząć przygotowywać się do egzaminu do gimnazjum, że doradca zawodowy pomoże mu wybrać drogę przyszłego kształcenia... moim zdaniem to jeszcze nie ten etap... spokojnie mógłby wybrać tę drogę po 5 klasie. Ale skoro tak jest, to tak - w klasie 4 się adaptuje), w 5 zaczynają się aktywności społeczne, nauczyciele starają się narzucić jakieś koła zainteresowań, bo wypada, żeby w szkole coś działało... W 6 klasie odpuszczamy, bo przecież egzamin gimnazjalny, trzeba wybrać "odpowiednią" drogę dalszej edukacji i zakuwanie do testów.

    Gimnazjum: 3 lata.
    1 rok: społecznie nie dzieje się nic - nowe środowisko, nowi ludzie, dzieciakom wydaje się, że dorośli, bo przecież "awansowali" do wyższej szkoły, zaczynają się pierwsze jednostkowe problemy z postawami, poznają się.
    2 rok: coś zaczyna się dziać, nauczyciele starają się tworzyć zajęcia "dodatkowe", ale nie na długo, bo...
    3 rok: przygotowania do egzaminów do szkoły średniej, koniec kreowania postaw społecznych. Nie ma przecież na to czasu, ważniejsza jest nauka i wyniki egzaminu.

    Szkoła średnia: 3 lata.
    Scenariusz jak przez kalkę żywcem wzięty z gimnazjum.

    Efekt: wymuszone 3 lata aktywności, które były przerywane, nie można było ich kontynuować i rozwijać - JAK człowiek miał wynieść ideę działania, skoro przez cały proces edukacji uczyliśmy go tak naprawdę "gonić"?

    ---===---

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ma Pan jakieś doświadczenia w pracy w szkole? Jest Pan nauczycielem?

      Usuń
    2. Nie jestem nauczycielem, jestem przedsiębiorcą, wykładowcą, ratownikiem i dziennikarzem. Jednak spełniając moje pasje społeczne, od kilkunastu lat prowadzę fundację, która realizuje projekty dla nauczycieli i młodzieży - są to moi bezpośredni beneficjenci. I widzę jak młodzież się zmienia (projekty realizujemy również bezpośrednio w szkołach) oraz praktycznie w każdym miesiącu rozmawiam z nauczycielami, gdy szkolimy ich z udzielania pierwszej pomocy.
      Widzę też, jak zmienia się młodzież wyjeżdżająca na projekty. Są wspaniali ludzie, którzy chcą działać - i Ci zgłaszają się praktycznie sami do naszej Fundacji, niemalże "pojawiają się spod ziemi". Jednak gdy realizujemy projekty w szkołach i to my wychodzimy z inicjatywą - musimy naprawdę włożyć sporo wysiłku, aby ludzi przekonać do działania - nie ma takiego pozytywnego "flow", które sprawia, że można pociągnąć za sobą tłumy. Proces socjalizacji niestety nauczył ich "gonić"... od egzaminu do egzaminu, od szkoły do szkoły. Tak jak napisałem na wstępie - jest to bardzo subiektywne zdanie, wynikające z moich obserwacji. Można się z nim zgadzać lub nie - jednak w moim przekonaniu z tego właśnie tutaj leży przyczyna problemu. Przekonamy się o tym jednak za ok. 6-7 lat, gdy na rynek pracy trafią adepci "nowego-starego" systemu kształcenia. Mam jednak taką cichą nadzieję, że zatrudniani przeze mnie w przyszłości pracownicy będą tacy, jak pokolenie lat 70/80 - aktywni i bardzo zaangażowani oraz oddani temu, co robią. Czego wszystkim życzę :) Teraz mam szczęście trafiać na takich ludzi, jednak trzeba ich "ze świeczką szukać" i wyławiać właśnie te perełki, które angażują się w prace samorządów studenckich i chce im się chcieć :)

      Usuń
    3. Czy dobrze Pana zrozumiałem? Przyczyną braku aktywność studentów była reforma edukacji i wprowadzenie gimnazjów (system 6+3+3)? A teraz skoro zlikwidowano gimnazja (system (8+4) to już będzie dobrze i za kilka lat aktywność studentów się samoistnie zwiększy? Nie podzielam ani takiej diagnozy, ani remedium. Moim zdanie jest mocno oderwana od edukacyjnej i społecznej rzeczywistości.

      Usuń
  7. Pracowałem w MNiSW, w Radzie Głównej, widziałem jak zmieniali się przedstawiciele studenccy i reforma edukacji niestety zebrała tutaj brutalne żniwa w ich postawach.
    Teraz prowadzę 2 firmy oraz fundację i - przyznam szczerze - z niecierpliwością czekam na to pokolenie młodzieży, które trafi na rynek pracy po zakończeniu ścieżki edukacji "po staremu". I wcale nie mam tutaj na myśli wiedzy którą nabędą, ale właśnie postaw, które zostaną w nich zakorzenione.

    Teraz mamy wybitne jednostki, które trafiają do samorządów studenckich, działają, bo po prostu im się chce. I chwała im za to - na szczęście mam przyjemność współpracować z wieloma takimi osobami.
    Jednak chciałbym powrotu do czasów, gdy prawie każdy się angażował, a tymi, którzy stali na czele samorządów, były osoby, które potrafiły wykrzesać z siebie charyzmę potrzebną do motywowania i kierowania działaniami już zmotywowanych osób. Teraz przedstawiciele samorządów studenckich mają szalenie trudne zadanie - angażować do działania osoby, które nie są zmotywowane. To oni muszą je motywować i uczyć takich postaw, z którymi powinni już trafiać na studia.

    =========

    Panie Profesorze,
    tyle tytułem postaw, bo o to właściwie chodziło - w moim odczuciu - w Pana poście. Nie mogę jednak zgodzić się ze wszystkimi przytoczonymi w artykule tezami. Otóż na całej Kortowiadzie bawiło się łącznie ok. 100 tys. osób, co stanowi swoisty rekord (nie mówię tutaj o górce kortowskiej, ale o całym terenie kampusu akademickiego) - młodzież tłumnie przybyła do Olsztyna. Na 3 tygodnie przed juwenaliami skończyły się miejsca noclegowe na termin Kortowiady w Olsztynie. W piątek i sobotę nie było wolnych żadnych miejscówek w pociągach z Gdańska, Warszawy i Torunia. Przybyło bardzo wiele osób, a firmy obsługujące imprezę nie kryją, że nie są to już zwykłe juwenalia, ale poziom przygotowania i organizacji śmiało może konkurować z największymi festiwalami w naszym kraju. Nie mogę się też zgodzić z opisem parady. Miałem przyjemność uczestniczyć w niej w tym roku i przyznam szczerze, że nie znalazłem tam przyśpiewek rodem ze stadionów piłkarskich, a 4 platformy na których DJ'e bardzo fajnie animowali studentów z poszczególnych wydziałów. Owszem - zdarzyły się jednostki, które psuły obraz, ale to były jednostki.

    Tak czy inaczej - brawa dla organizatorów! Moim zdaniem samorząd studencki jest właśnie po to, aby wytyczać pewne standardy i uczyć postaw. I myślę, że można delikatnie zmodyfikować formułę, jednak tradycji też należy podtrzymywać. Fakt, że parada w obecnej formie powróciła dopiero po 2008 roku, jednak wcześniej także się odbywała, tylko przez miasteczko studenckie w postaci "pojazdów" wydziałowych.

    Pozdrawiam serdecznie
    Grzegorz Sokołowski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wątpienia Kortowiada to bardzo duże i dobrze logistycznie zorganizowane przedsięwzięcie. Pragnę podkreślić, że jakby nie o tym jest mój tekst i proponowana dyskusja.

      Usuń
    2. Oczywiście - dlatego tylko 2 małe akapity na ten temat, ponieważ trzeba oddać profesjonalizm przygotowania tej imprezy, a istotę identyfikacji studentów z uczelnią, wydziałem czy identyfikacji w ogóle (z fundacją w której działają, z firmą w której pracują itp.) poruszyłem powyżej, ponieważ to właśnie - w moim odczuciu - od ukształtowanych wcześniej postaw zależą późniejsze umiejętności identyfikowania się z podmiotem, z którym są związani.

      Usuń